Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2018, 00:21   #328
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
W czasie wizyty sierżanta na wieży i opierdzielu, jakim ten postanowił obdarować dwóch krasnoludów i starego śmierdzie... to jest Ferreta, kapral zachowywał milczenie. Głównie dlatego, że za niestosowne uważał dyskutowanie z przełożonym przy świadkach, a co gorsza - cywilach, ale też dlatego, że miał wielką ochotę użyć kilku popularnych wśród żołnierzy słów, jakich nie powstydziłby się przedstawiciel nulneńskich nizin społecznych. Jedyną oznaką niezadowolenia były coraz bardziej zmrużone oczy i krzaczaste brwi zbliżające się do siebie.

Na pytanie Barona o plan miał ochotę zareagować wzruszeniem ramion. Przy okazji wydrzeć się, że skoro było od razu wiadomo, to trzeba było posłać ludzi i te jebane człecze budy puścić z dymem, a nie wygłaszać pierdolone mądrości następnego dnia, kiedy wróg już zajął pozycje.

Mimo wszystko powstrzymał się i był z tego dumny.

Siedział cicho, gdy Baron polecił robić jakieś spisy - ten nie skierował rozkazu do nikogo konkretnie, więc Detlef postanowił mieć to głęboko w rzyci. Gdzie się nie pojawili, zaraz kazano komuś robić jakieś spisy, wykazy, listy i inne dyrdymały - jak ta armia miała zwyciężać, skoro tyle wysiłku wymagała cała ta biurokracja?!

Nie wytrzymał jednak, gdy sierżant wyraził rozczarowanie z powodu nie przepędzenia uchodźców spod miejskich bram.
- Posłałem gońca z informacją o braku możliwości wykonania rozkazu. Widocznie gołowąs nie dotarł, albo coś mu się stało po drodze. Co do uchodźców, to w większości starcy, kobiety i dzieci. Zdrowych i silnych mężczyzn wpuszczono do miasta. Nie było czym ich stąd wywieźć, a nawet jeśli znalazłaby się wystarczająca ilość wozów, których rekwirowanie z pewnością potrwałoby cały dzień i zapewniło sierżantowi kolejki chętnych na skargę na działania armii przez następny tydzień, to zaopatrzenie ich na drogę zredukowałoby zapasy żywności miasta do marnych kilku dni. Brak zaopatrzenia oznaczałby śmierć z głodu lub powrót pod mury Meissen. - Zaczął spokojnie pozbawionym emocji głosem.

- Nie wspomniałem o tym, że do każdego wozu trzeba by przydzielić sprawnego żołnierza, gdyż ci uchodźcy nie poradziliby sobie z powożeniem. Przy dwudziestu wozach to dwudziestu żołnierzy mniej do obrony... - kontynuował. - I pewnie spora część z tych zobowiązanych do czynnej obrony miasta w zamian za schronienie dla całej rodziny też próbowałaby wyjechać. Po co narażać życie tutaj, skoro można od wojny uciec?

- Jeśli jednak sierżant chce, to mogę tam pójść i ich przepędzić siłą. Tych, którzy będą protestować i się opierać - zabiję. Porąbię staruchów toporem, kobietom kulasy przetrącę i zmiażdżę czaszki młotem. A dzieciakom po prostu karki poukręcam. Są takie małe, że na dwie ręce to i szybciej będzie robota szła... - zakończył ze smutnym uśmiechem, który nijak nie pasował do wyjątkowo poważnego spojrzenia.

- Nie da się tego zrobić nie zamieniając w potwora takiego, jak ci siepacze Wernicky'ego. - Dodał po chwili dużo ciszej. W głosie kaprala słychać było jakiś żal, czy też wyrzut.

Gdy Baron opuścił wieżę Thorvaldsson grzmotnął pięścią w kamienny mur okalający stanowisko balisty. Nie powiedział przy tym nic, chociaż poczucie obowiązku walczyło z jego wewnętrznym wzburzeniem i chęcią ulżenia sobie stekiem bluzgów pod adresem sierżanta, Wernicky'ego, zdrajcy Brocka i innych, którzy narazili się khazadowi ostatnio.

Gdy doszedł do siebie polecił obu inżynierom robić, co uznają za słuszne dla obronności Meissen, ale pod żadnym pozorem mają nie zostawiać balisty bez nadzoru. Broń miała być gotowa choćby do tego jednego-jedynego strzału, gdy wojsko Księstw Południowych rozpocznie finalny szturm i dowodzący nimi Wernicky pojawi się jednak na wzgórzu. Na tę okazję Glorm miał skonstruować ładunek z materiałów pochodzących z posiadanych ładunków alchemicznych. Ten jedyny strzał miał być jak najbardziej skuteczny, bo okazji do poprawki mogło już nie być.

Nim się oddalił obiecał, że podeśle kogoś z prowiantem i polecił krasnoludowi przygotować taras wieży do obrony - skrzynie, którymi można było zablokować klapę z niższego piętra, wiadra z wodą do gaszenia ewentualnego pożaru, przedmioty co ciskania we wspinających się po drabinach i takie tam. Detlef zamierzał pomóc w przygotowaniach po powrocie.

Kapral planował teraz wrócić do budowy umocnień wzdłuż brzegu. Jeśli zabraknie materiału, to uzbrojone oddziały miały pozyskiwać go choćby kosztem wyposażenia domostw. Nie chodziło o całkowite ogołocenie nieruchomości, tylko o zabranie kilku sprzętów takich jak szafa, łóżko, stół, drzwi wewnętrzne i te pe. Jesli będą skubać po trochu, to mieszkańcom będzie łatwiej to zaakceptować.

W razie ataku od wody zamierzał wziąć udział w obronie nabrzeża, a jeśli od zachodu, to wróci na wieżę zadbać o bezpieczeństwo ich Wunderwaffe, jak Ferret nazwał swoją balistę.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline