Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2018, 09:36   #145
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Zamknij dźwierze i nasłuchuj – rzekł najmita szeptem do krasnoluda. - Daj znać, jak będą blisko.

Drzwi frontowe dworu były daleko, daleko za salonem i dopiero w korytarzu. Oczywiście, dwór nie był pusty – znajdowała się w nim służba i pozostali strażnicy, którzy akurat nie mieli nocnej warty. Jeśli mieli się na kogoś natknąć tutaj, były dwie możliwości – pierwsza, był to zwyczajny strażnik dworu, robiący obchód lub ktoś ze służby. Druga, najgorsza, był to osobisty strażnik von Dignam. Franz nie widział go wcześniej na oczy, choć wyobrażał sobie, że ktoś, kto robił za osobistego ochroniarza szlachcica musiał dość wybić zębów, żeby się do tej pozycji dostać. Wolałby go nie spotkać z oczywistych względów.

Schierke zignorował spostrzeżenia Atanaja co do komody – czego tak naprawdę bał się przesądny Ungoł, co mogło być w środku, tego Franz zamierzał dociec za chwilę. Najważniejszym problemem była Rosalin, której potrzebował się pozbyć zaraz, teraz.

Franz wątpił, żeby Ada miała wielkie skrupuły w posłaniu córuchny do piekła, gdzie zapewne należała i ona sama. Zarówno nalana baba ze wsi, jak i Ungoł gadali, że parała się magią Chaosu. To powinno wystarczyć za argument dla Ady do ukatrupienia Rosalin, choć, oczywiście, były i inne. Każdy moment w jej komnacie był ryzykiem, że obudzi się i narobi krzyku. Dwór był całkiem spory, ale Franz wiedział od akuszerek, że baby w chwilach napięcia potrafią narobić więcej wrzasku, niż dziesięciu chłopa. Jedyną wadą śmierci dziewuchy była zapewne nagroda za głowę Franza, którą wkrótce wyznaczyć miał graf. Po prawdzie jednak, stary Dignam zamierzał wyznaczyć nagrodę za głowę każdego z nich tak czy inaczej. Jeśli dać wiarę bajaniom zielarki i Atanaja, wolał, żeby pogoń za nimi nie obejmowała także czarownicy, która wywącha ich zapach z chmur albo kozich flaków.

Dał znak Ungołowi, żeby podszedł nieco bliżej, w razie, gdyby córka nagle obudziła się. W takim wypadku pozostałoby tylko skoczyć, modląc się do Ranalda, aby konfuzja nie kazała jej krzyczeć. Zamierzał wartko rozprawić się z problemem sztyletem, aby potem rozejrzeć się nieco po pokoju. I zaryglować drzwi, jeśli trzeba będzie.

Gdy Wędeczka zamykał drzwi, usłyszeli jeszcze męski głos, dochodzący z parteru:

- Matołow? Kurwa, jebane dupowłazy zniknęły.

- To za kuszę i dzika, suko - syknął Schierke, wyjmując sztylet.

W tym samym czasie Atanaj i Franz ruszyli po cichu w stronę śpiącej kobiety, odstawiając na ziemię latarnię. Franz pochylił się nad piękną Rosalin i jednym szybkim pchnięciem wbił jej sztylet w gardło. Atanaj ją przytrzymał, żeby się nie rzucała, mrucząc pod nosem, że zmarnowała się piękna piczka. Wtedy to wydarzyło się coś bardzo nieoczekiwanego - Wędeczka syknął do mężczyzn, wskazując na drzwi. Ktoś się zbliżał. A przy okazji z komody wypadł jakiś mały stwór, ruszył w stronę drzwi i zaczął przeraźliwie piszczeć.

No cóż, jak raz miało się coś spierdolić, to się spierdoliło konkretnie, pomyślał Franz, którego mózg nagle zaczął pracować w gorączkowym tempie.

- Trzymaj drzwi! - warknął do krasnoluda, wkładając sztylet za pas i wyjmując z niego topór. - Atanaj, pomagaj mi.

Cokolwiek to było, musiało zostać uciszone jak najprędzej. Najpewniejszym sposobem na uciszenie kogoś był topór w łeb. Franz porwał latarnię i podbiegł do źródła hałasu, biorąc zamach toporem.

Franz niewiele myśląc zaatakował źródło dźwięków i potencjalne niebezpieczeństwo. Przebiegająca istota praktycznie sama nadziała się na ostrze topora, przewracając się i pociągając Franza kilka kroków w tył. Atanaj w tym czasie jedynie krzyknął: “zostaw!”, ale nie zdążył powstrzymać najemnika. Po ciosie toporem czas nagle zwolnił i Franz miał chwilę na zobaczenie, jakie to licho ukatrupił.

Lichem okazała się mała dziewczynką, której usteczka wykrzywione były w grymasie bólu, oczy otwarte szeroko z przerażenia, policzki zalane łzami i krwią, która najpierw soczyście chlusnęła z rozrytego ostrzem ramienia, a teraz powoli sączyła się na bogate dywany. Scena ta była na tyle obrazowa, że Franz z pewnością jeszcze wielokrotnie dojrzy ją w swoich snach.

Atanaj pociągnął nosem i westchnął głośno, mrucząc pod nosem “kurwa”, i przypadł do okna, wychodzącego na podwórze. W tym samym czasie krasnolud podparł plecami drzwi, w które ktoś właśnie przyłożył barkiem. Z zewnątrz dobiegł krzyk: “Alarm! Mordują Rosalin! Alarm!”, a po chwili (wraz z kolejnym łomotem): “Otwierajcie szmaty!”.

Atanaj rzucił do Franza:

- Ze trzy metry. Ja skaczę!

Ungoł kopnął w okno ze szklaną szybą, która wraz z kawałkami ramy wypadła na zewnątrz.

Kurwa, mniejszy topór muszę kupić, pomyślał Franz, starając się zbagatelizować fakt, że właśnie posłał do piachu niewinne dziecko. A więc to prawda była. Prawdą było przynajmniej to, że Rosalin dzieci lubiła. Dlaczego je w komodzie zamykała, niby psich albo żarcie w spiżarni, tego nie dociekał. A jeśli to było prawdą, to zaiste był gotów uwierzyć w to, że była rzeczywiście wiedźmą. W takim wypadku mieli szczęście, że ukatrupili ją jako pierwszą. Czasu na świętowanie tego faktu jednakowoż nie było.

- Atanaj, zostaw okno, kurwa – powiedział z mocą Schierke, obawiając się paniki Ungoła. - Zostaw, albo nie wyjdziesz z pierdolonego dworzyszcza.

Zwrócił się w stronę dźwierzy.

- Kompanion mój ma nóż na gardle młódki – rzekł w stronę dźwierzy. - Poniechajcie, jeśli chcecie jeszcze zobaczyć czarownicę żywą, panie. Poniechajcie drzwi, mówię. Albo Rosalin umrze.

Bez względu na odpowiedź, przypadł do Atanaja, próbując go złapać za ramię. Schierke wiedział, że Ungoł miał tendencje do dania dyla w razie niebezpieczeństwa, ale tym razem ucieczka była po prostu głupia.

- Zeskoczysz, nogi połamiesz, powieszą cię – rzekł cicho, acz groźnie. - Pomóż mi z tym gównem, musimy zabarykadować drzwi.

Po czym zabrał się za przesuwanie komody. Póki co, uwaga strażników była skoncentrowana na drzwiach prowadzących do pokoju. Sytuacja byłaby znacznie mniej wesoła, jeśli mieliby ich otoczyć. Wtedy pod topór zapewne miało najść znacznie więcej karków, czego, bądź co bądź, najemnik chciał uniknąć.

Schierke spodziewał się tego – wcześniej czy później. Choć, oczywiście, dziecka się nie spodziewał, to miał nadzieję, że strażnik (czy był to w istocie niesławny Max?) kupi kłamstwo z tym, że Rosalin żyje. Jedyne, czego potrzebowali teraz, to więcej czasu, aby unieść obraz i bezpiecznie uciec. Mniej lub bardziej bezpiecznie.

Łomot w drzwi ustał, Atanaj zreflektował się i zamiast tego rzucił do Franza:

- Dawaj. Kurwa. Linę. I bierz ten jebany obraz. Spierdalamy stąd.

Wędeczka szybko przystawił pod drzwi jeden z foteli, Franz dopchał to komodą.

Franz poczuł, jak Wędeczka próbuje ściągnąć mu linę z pleców. Jan, dostrzeżony, wyszczerzył zęby.

- Bier ten obraz, hę? Spierdalajmy, jak gada Ungoł. Czas będziesz marnował na pierdolenie, kurwa.

Tymczasem za drzwiami wzniósł się mały raban i ponownie ktoś w dźwierza przypierdolił. Tym razem mocniej, Komodą zatrzęsło, fotel się wywalił, ale drzwi wciąż zamknięte.

- Spierdalamy - przytaknął reketer i podał naprędce Atanajowi lniany sznur, po czym sam natychmiast począł zdejmować obraz ze ściany. Upchał go do jednego z worków, które miał przy sobie.

Po prawdzie, nie zamierzał dyskutować długo ze strażnikami – gadka służyła mu li jeno jako sposób na kupienie czasu. Jeśli tamci zawahaliby się, zyskaliby nieco czasu. A któż wie, myślał chciwy najemnik, może by dało się ugrać jeszcze jaki okup za trupa w łóżku?

Wsadziwszy obraz do worka, skierował się w stronę wybitego okna, gdzie Atanaj manipulował sznurem.

- Prędzej, kurwa - ponaglił.

Wydawało się, że zwykłe włamanie nie będzie obfitowało w nic ponad silny stres, wytężanie wzroku w ciemności i niewygodach w targaniu łupów. I ewentualnego spierdolenia się całej akcji. Jednak tutaj wydarzyć się miała kolejna scena z rodzaju tych, które opowiadane są po pijaku w karczmach.

Atanaj przywiązał linę i zaczął się na niej opuszczać na dół. Wędeczka czekał tylko na możliwość zejścia, Franz natomiast wpakował obraz do wora i skierował się w stronę okna. A za jego plecami wybuchły drzwi. Nie dosłownie, jednak komoda została wrzucona do pomieszczenia, a drzwi wypadły z zawiasów. Wędeczka zaklął i, nie czekając, aż Ungoł zlezie na ziemię, wyskoczył przez okno.

Franz splunął, przeklinając swoją przesadną ostrożność. Liczył na to, że uda im się zyskać nieco czasu perorą i że bez problemu wyniosą obraz, aby potem umknąć. Jednego był pewien - nie mógł walczyć teraz, kiedy miał przy sobie obraz, a jego kompani właśnie dali dyla przez okno. Zapewne tym, co wyważył drzwi był to osobisty goryl Dignama.

Niewiele namyślając się, podążył za Wędeczką. Przesadził parapet, modląc się, aby było to w istocie trzy metry, o których mówił Atanaj.

Ungoł najwyraźniej się pomylił - o tym przekonał się Franz, gdy tylko zobaczył ziemię, która pędziła w jego stronę. Były to raczej cztery niż trzy metry. Franz zahaczył obrazem o ramę okna i w przeciągu chwili krótszej niż uderzenie serca musiał podjąć decyzję - albo spadnie prosto na ryj i prawdopodobnie coś złamie. Albo zaryzykuje obrazem. Zaryzykował obrazem. Franz wylądował całkiem zgrabnie, obok wylądował nieco mniej zgrabnie Wędeczka, uderzając kolanami o ziemię. A z najmniejszą gracją upadła obok nich Desdemona. Na okiennicy rozdarł się worek i ociekająca budyniem pannica ociekała teraz ziemią i miała sporą dziurę w miejscu brzucha i piersi. Obraz był dość… zrujnowany.

Franz jednak nie miał zbyt wiele czasu, by zastanawiać się nad tym, jak zszyć Desdemonę czy też o jakiejkowleik za obraz zapłacie - w pokoju nad nimi znajdować się musiało przynajmniej troje strażników. A drzwi wejściowe do dworu właśnie otwierały się z hukiem.
 
Santorine jest offline