Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 00:11   #323
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Christmas Special - część jedenasta

Alice rozumiała co się działo i zachowała spokój. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu
- Jeremy, trzymaj Mirandę blisko siebie - wydała rozkaz tonem, który nie znosi sprzeciwów. Podniosła się z krzesła, na którym siedziała
- W tym domu nie ma dla ciebie miejsca zawistny duchu - rzuciła w przestrzeń, rozglądając się. Usłyszała pukanie, ale nie odważyła się tym razem ruszyć do drzwi tak żwawo, jak wcześniej. Przełknęła jednak ślinę i podeszła do nich, by wyjrzeć przez judasza. W głowie wymyślała metody radzenia sobie z takimi bytami. Zazwyczaj potrzeba było czegoś do obrony.
HO, HO, HO, głos Mikołaja zabrzmiał ponownie.
- Miranda, spokojnie - rozbrzmiał gdzieś z tyłu ściszony głos Jeremy’ego. - Jestem z tobą.
Kobieta nic nie odpowiedziała. Kątem oka Alice spostrzegła natomiast panią Dawson zmierzającą w stronę szafy. Zapewne kryła się w niej jakaś broń na najczarniejsze z okazji.
Tymczasem Harper zmusiła się do przytknięcia oka do judasza. Wszystkie instynkty kazały jej uciekać. Dreszcze pokryły ramiona, a uda zastygły w półkroku, jakby pokonane mroźnym czarem. Spostrzegła przeraźliwą marę po drugiej stronie, tę samą, która wcześniej widziała w odbiciu lustra. Tyle że teraz była materialna, z ciała i kości. Przyszła po Mirandę. Być może po ich wszystkich.
PUK, PUK, zagrzmiał Mikołaj, uderzając w drzwi. Te pękły, jakby trafione dynamitem. Impakt posłał Alice kilka metrów do tyłu. Upadła na pośladki, cudem nie odnosząc poważniejszych ran.
Śpiewaczka upadła odrzucona impaktem wejścia złego Mikołaja. Mimo to, zaraz podniosła się i stanęła na równych nogach, które z niepokoju drżały w kolanach
- Odejdź stąd. Tu nie ma złych dzieci, słyszysz?! - rzuciła do strasznej mary. Serce jej dudniło. Spojrzała w stronę stołu. Przed takimi potworami i duchami najlepiej działała sól.
Złapała solniczkę, która była prawie pełna. Wszystkie potrawy zostały doprawione w kuchni i miała jedynie charakter dekoracyjny na stole wigilijnym.
Alice odkręciła nakrętkę od solniczki, by móc rozsypać sól wprost. Trzymała ją jeszcze jednak póki co w ręce.
Widmo spojrzało w stronę Emily. Dziewczynka cała zbladła i zatrzęsła się, lecz nie wydała żadnego dźwięku. Wydawało się, że nie docierało do niej, co widzi.
NIE MA ŻADNYCH ZŁYCH DZIECI?, zahuczał Mikołaj, ciężko stąpając w stronę stołu i zebranych przy nim ludzi. I DOBRZE, BO NIE PO DZIECI PRZYSZEDŁEM
Tymczasem pani Dawson wyciągnęła starą, ledwo trzymajacą się kupy strzelbę. Założyła ją na ramię, co stworzyło nader osobliwy widok.
- Wyjdź, włamywaczu! - krzyknęła ochrypłym głosem. - Albo poczujesz śrut!
Harper wykorzystując moment, kiedy staruszka zwróciła na siebie uwagę stwora, wsypała sól do szklanki z wodą, którą wcześniej popijała, po czym podniosła ją i cofnęła się o krok. Żebra i plecy bolały ją trochę od upadku, ale nie na to był teraz czas. Przy odpędzaniu czegoś takiego, trzeba było działać w odpowiednim momencie. Alice rozejrzała się za jemiołą. Ta była zawieszona tuż nad wejście, czyli nad głową potwora.
Widmo niespiesznie szło do przodu. Powoli, leniwie, jakby pospiech nie był konieczny. Co chwilę pohukiwało w parodii Świętego Mikołaja. Za każdym razem, kiedy jego noga dotykała ziemi, wydawało się, że przez budynek przechodzi fala trzęsienia ziemi. Przypominało to również rytmiczny, ogłuszający dzwon pogrzebowy. Tymczasem Miranda opadła na kolana. Podniosła głowę i spojrzała na krzyż zawieszony nad ścianą.
- Zdrowaś Mario, łaski pełna, Pan z Tobą - zaczęła modlić się cichutko.
Sven chwycił szklany dzbanek pełen soku i rzucił nim w potwora. Naczynie przemknęło przez Mikołaja, który okazał się niematerialny. Rozbiło się z paskudnym hałasem. Pomarańczowy kolor rozlał się po podłodze. Jednocześnie rozległ się strzał z broni pani Dawson, jednak ten okazał się równie nieprzydatny.
Alice zrozumiała, że istota jednak tak nie do końca była z ciała i kości. Zmarszczyła brwi
- Penelope, w górę - wskazała jemiołę nad złą istotą. Sama tymczasem znów postąpiła naprzód. Spostrzegła, że pani Dawson próbowała strzelić w zawieszoną gałązkę, jednak w żadnym wypadku nie posiadała jakiejkolwiek celności. Trafiła w żyrandol, który odpadł na podłogę.
- Nie ma tu nic dla ciebie odejdź! - Alice zażądała poważnie
Zerknęła na kubek ze słoną wodą.
- Na wiatr, który niesie słowo,
Na ogień, który wyjaławia zepsucie,
Na wodę, która oczyszcza ranę,
Na ziemię, która daje życie
Obrońco świątecznego domu, miej łaskę i dopomóż - zakończyła szybciutko inkantację szeptem, po czym chlusnęła wodą ze szklanki na potwora i jednocześnie w stronę jemioły, modląc się w duchu, że skoro są święta i tradycyjnie bóg się rodzi, to dobro ma większą władzę nad złem. Wstrzymała oddech, ale nie cofnęła się, jeśli miało ich to zjeść, była detektywem IBPI, powinno zacząć od niej.
Duch zniknął, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie towarzyszył temu żaden, nawet najmniejszy odgłos. Mimo to zimno w dalszym ciągu panowało w pokoju… choć być może zaraz ociepli się dzięki kaloryferem. Ciężko było stwierdzić, czy zagrożenie płynące ze strony widma rzeczywiście zniknęło, czy też może zostało zażegnane jedynie na chwilę.
- Co to za inkantacja? - zapytała Miranda. Jej głos był cichy, jednak wokół panowała tak idealna cisza, że zdawał się krzykiem. - Skąd ją znasz?
Alice zerknęła w stronę Mirandy
- Hm… Wymyśliłam ją przed chwilą. To nie o słowa chodzi, tylko o intencję i uczucia, które w nie wkładasz. A ja chciałam, by duch szczęśliwych świąt pomógł nam pozbyć się tego złego. Jemioła ma je odstraszać, a słona woda jest dobra na duchy, po prostu zaufałam tej wiedzy - wzruszyła lekko ramionami, ale zaraz rozejrzała się po pomieszczeniu, wolała by nie okazało się, że upiór jednak nie odszedł.
- Ale skąd wiesz takie rzeczy? - zapytał Jeremy, marszcząc brwi.
- To chyba bez znaczenia - Sven nadciągnął Alice z pomocą. - Nie wiem, co właśnie się wydarzyło, jednak… z chęcią wypiłbym więcej wina - rzekł, a następnie chwycił butelkę i nalał sobie pełen kieliszek. Tak dużo, że prawie wylało się.
Emily jakby obudziła się. Krzyknęła i zaczęła uciekać wgłąb korytarza, zapewne do sypialni Penelope, jeżeli układ pomieszczeń był tutaj taki sam, jak w mieszkaniu Harper. Jej matka wybiegła za nią, niewiele myśląc.
- Emily, czekaj! - krzyknęła bezsilnie.
Pani Dawson natomiast patrzyła agresywnie na strzelbę.
- Bezużyteczny złom - warknęła. Dopiero po chwili podniosła wzrok, kiedy… ujrzała cień unoszący się nad Mirandą.
Święty Mikołaj wyłaniał się z sufitu. Wyciągał długie, powykręcane ręce w stronę dziewczyny. Palce odziane w czerwoną rękawiczkę wyglądały jak splamione krwią. Miranda zdawała się nieświadoma czyhającego na nią niebezpieczeństwa.
Alice widząc istotę, która wychylała się na Mirandę, zmarszczyła brwi i gwałtownie wciągnęła powietrze, skacząc w jej stronę i przewracając ją na ziemię, by Mikołaj jej nie pochwycił. Nie było czasu, zareagowała instynktownie.
I tylko to uratowało dziewczynę. Już by zapewne nie żyła, gdyby nie Alice. Długie, ostro zakończone palce widma wydawały się gotowe do cięcia skóry. Tymczasem na swojej drodze napotkały jedynie powietrze.
- Zostaw mnie - w oczach Mirandy pojawiły się łzy. - Przepraszam za…
Jednak nie dokończyła, gdyż pani Dawson przeładowała broń i strzeliła wprost w Świętego Mikołaja. Spudłowała. Zresztą tak, jak poprzednim razem.
- J-ja… - dziewczyna kontynuowała. - Miałam doprowadzić do pojednania z rodziną… ale moja już nie żyje… więc… - plątała się. Straszliwy duch jednak nie słuchał kobiety, lecz runął w jej stronę, aby zakończyć jej życie. Alice również była w zasięgu jego szponów.
Harper nie wiedziała co ma zrobić, popchnęła Mirandę na podłogę i stanęła wstrętnej bestii na drodze do niej. Wstrzymała oddech myśląc o jemiole.
“Jeśli istnieje naprawdę duch dobrych świąt, to chyba to jest moment by posprzątał co się stało” - pomyślała, prosząc.
- Mikołaju, odpuść jej, nauczyła się już lekcji - powiedziała do istoty poważnym tonem.
Jednak widmo wydawało się spragnione krwi i wcale nie chciało słuchać Alice. Duch dobrych świąt pozostawał nieobecny. Musiał spóźnić się lub gdzieś zabłądzić.
Wtem Mikołaj zastygł w bezruchu. Harper zamknęła oczy, kiedy poczuła słoną wilgoć na twarzy. Starła ją i spostrzegła Svena z garnkiem, teraz już pustym. W trakcie tego zamieszania musiał udać się do kuchni i zmieszać sól z wodą. Bez wątpienia wziął sobie do serca wcześniejsze słowa Alice.
Ta sztuczka zatrzymała Mikołaja, jednak na pewno nie pokonała go. Widmo zostało sparaliżowane, ale było jedynie kwestią czasu, kiedy ponownie zaatakuje.
- Chwila! - wrzasnął Jeremy, wskakując na stół. Ruszył w stronę ducha, roztrącając dania i zastawę, lecz nikt nie zwracał uwagi na tak nieistotny wandalizm. - Miranda wykonała swoje zadanie! Doprowadziła do pojednania z rodziną… tylko nie swoją i nie swojego. Gdyby nie ona, nie byłoby tu mnie! - krzyknął. Jego wzrok skierował się w stronę pani Dawson. Najwyraźniej nie chciał, aby słyszała te słowa, lecz stawką było życie Mirandy. - Dzięki niej zobaczyłem babcię - podszedł bliżej, patrząc uporczywie w ducha. - Warunek został spełniony. Daj jej iść.
Rudowłosa pozostawała w bezruchu, dalej zostając między Mirandą, a istotą. Kiedy Jeremy ruszył do akcji, uniosła brew. Miał rację, pojednała rodzinę.
- To prawda. Odpuść jej. Wykonała co miała zrobić - powiedziała poważnie potwierdzając słowa chłopaka.
Zapadła cisza. Trudno było rzec, czy Mikołaj rozważał ich słowa, czy też może w dalszym ciągu pozostawał sparaliżowany przez sól. Spoglądał uważnie na Mirandę. Kobieta odważyła się podnieść głowę i spojrzeć w jego oczy. Jedynie lekko drżała. Chwyciła mocno Alice, aby dodać sobie otuchy. Wtem widmo wyciągnęło dłoń, a obie kobiety wzdrygnęły się. Jednak tym razem duch nie chciał atakować. Ułożył rękę w ten sposób, jakby oczekiwał, że coś otrzyma od Mirandy. Dziewczyna wydawała się kompletnie nie rozumieć. Dopiero po kilku długich sekundach wyciągnęła nadgarstek i spojrzała na opinającą go bransoletkę.
- Nie, to niemożliwe… - szepnęła. - Wielokrotnie próbowałam… ale nie chce się rozpiąć…
Śpiewaczka zerknęła na nią
- Spróbuj teraz. Skoro jej chce, może to znaczy, że możesz mu ją zwrócić - powiedziała łagodniej i zerknęła na bransoletkę, w wyczekującym napięciu. Czy to uwolni dziewczynę od nieszczęścia? Oby tak.
Miranda próbowała rozpiąć lewą ręką zapięcie, nerwowo co chwilę zerkając na upiornego Mikołaja, lecz nie był w stanie. Tyle że nie z jakichś nadnaturalnych powodów. Po prostu jej dłoń trzęsła się okropnie.
- Pomóż mi - prosząco szepnęła do Harper.
Alice kiwnęła głową i ostrożnie wzięła do rąk oba końce bransoletki, zabierając się za jej rozpięcie. Wnet udało się wyzwolić nadgarstek dziewczyny od okropnego artefaktu. Miranda spogląda na niego, jakby nie wierząc w to, co widzi. Chwyciła z powrotem bransoletkę i szybko oddała ją Mikołajowi. Zrobiła to z taką gwałtownością, jak gdyby ozdoba była rozgrzana do czerwoności i parzyła ją w opuszki. Widmo zacisnęło powykręcane, długie palce.
HO, HO, HO, zahuczało, po czym obróciło się w stronę wyjścia. Jego kroki były bardzo powolne, podobnie jak poprzednio. Rozlegał się głośny huk za każdym razem, kiedy dotykał podłogi. Zanim Mikołaj zniknął za drzwiami, obrócił się w stronę zebranych, podniósł rękę i nią pomachał. WESOŁYCH ŚWIĄT!
Harper obserwowała całe zajście w kompletnej ciszy. Kiedy Mikołaj ruszył do wyjścia, ulga przeszyła ją i sprawiła, że Alice rozluźniła się. Gdy pożyczył jeszcze wszystkim wesołych świąt, zerknęła na zebranych
- Tak, i tobie też. Obyś nie musiał tu nigdy wracać - rzuciła na dowidzenia i wreszcie otarła twarz rękawem ze słonej wody
- Hm… Co to by były za święta, bez odrobiny gwałtownych emocji… - spróbowała rozluźnić atmosferę w salonie.
Jeremy zeskoczył ze stołu i ruszył w stronę Mirandy. Przytulił ją bardzo mocno i pocałował. Kobieta nie opierała się, tylko przylgnęła do niego mocno, jak gdyby mężczyzna uratował jej życie… co też, tak właściwie, dokładnie miało miejsce. Pani Dawson pokuśtykała do najbliższego krzesła i opadła na nie ciężko. Wpatrywała się gdzieś w przestrzeń, trawiąc ostatnie wydarzenia. Jedynie Sven wyglądał, jakby zaraz miał rozpłakać się z przejęcia.
Alice rozejrzała się, po czym poszła zajrzeć co z małą Emily. Nie chciała, by dziewczynka od teraz bała się świąt. Musiała jej wyjaśnić, że zły duch sobie poszedł, bo został pokonany.
Weszła do sypialni pani Dawson.
Mimowolnie rozdziawiła usta, patrząc na ogromne, antyczne łoże z baldachimem. Kiedyś musiało kosztować prawdziwą fortunę, jednak obecnie było po części zjedzone przez mole. Mimo to w dalszym ciągu robiło wrażenie. Harper zerknęła po ścianach obwieszonych najróżniejszymi fotografiami. Wszystkie przedstawiały Penelope oraz członków jej rodziny w najrozmaitszych czasach i okazjach. Bez wątpienia sypialnia była najbardziej intymnym miejscem w mieszkaniu pani Dawson.
Emily leżała na materacu, zwinięta w kłębek. Amy siedziała tuż obok i delikatnie głaskała córkę po włosach. Ciężko było uwierzyć, że to ta sama kobieta, która rankiem awanturowała się w sklepie, domagając się alkoholu.
Harper milczała chwilę, po czym odezwała się cicho
- Już po wszystkim. Zło odeszło - powiedziała spokojnie. Poczekała chwilę na reakcję kobiety. Wiedziała jednak, co będzie musiała zrobić, by pomóc tym ludziom. Zastanawiała się jednak, czy przez to nie zapomną jaki wspaniały czas wspólnie spędzili? Miała nadzieję, że Mnemosyne zdołają zatrzymać to i wymazać tylko moment samego przybycia potwora… No i będzie musiała napisać raport. Westchnęła cicho. Gdyby jej Skorpion był aktywowany i nagrywał całe wydarzenie, mogłaby tego uniknąć. Niestety nanoimplanty zostawały aktywowane jedynie przed każdą misją, a konfrontacja z widmem miała miejsce w czasie wolnym Alice.
- Tak jej mówię - Amy rzuciła. Następnie rzuciła spojrzenie Alice sugerujące, że będzie chciała o wszystkim porozmawiać, choć niekoniecznie przy córce. - To był tylko zły sen.
- To zdarztyło się naprawdę! - Emily nie chciała zgodzić. - Nie wyśniłam sobie tego! - uparła się.
Śpiewaczka nie zamierzała kłamać dziewczynce. Wyszła z sypialni w ciszy, po czym spojrzała w stronę salonu, a potem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych i wybrała na telefonie przeglądarkę i stronę internetową, a następnie wpisała w pola odpowiednie dane. Zalogowanie się do Zbioru było kwestią czasu. To potrafił każdy agent IBPI, w końcu każdy musiał być w stanie wezwać oddział do takiej sytuacji. Mogła wysłać wiadomość do któregoś z Koordynatorów, lub bezpośrednio do Mnemosyne.
Alice czekała chwilę i zastanawiała się. Postanowiła napisać i do pani koordynator Nilsson i do Mnemosyne informując kobietę o tym, że zgłosiła sprawę Mnemosyne, a Mnemosyne, że poinformowała Koordynator Dagmar Nilsson. Podała miejsce, czas oraz ilość osób podczas wydarzenia. Dodała również, że opis całego zajścia zamieszczony zostanie w jej raporcie.
Wtem obróciła się, słysząc delikatne skrzypienie drzwi. Do środka weszła Miranda. Była śmiertelnie blada. Zapewne powinna się cieszyć, jednak chyba jeszcze do niej nie dotarło, że przeżyła i jest wolna.
- Alice… co robisz? - zapytała uważnie, spoglądając na telefon, który Harper trzymała w dłoni.
Śpiewaczka zerknęła na Mirandę i przechyliła lekko głowę
- Pisałam do Chrisa - skłamała, nie chcąc musieć tłumaczyć dziewczynie dokładnie co tak naprawdę robiła. Po wysłaniu wiadomości, wylogowała się i schowała telefon.
Miranda skinęła głową, akceptując takie wyjaśnienie.
- Gdyby nie ty, nie miałabym głowy - mruknęła z niedowierzaniem, opierając się o ścianę. - I gdyby nie Jeremy. Uratowaliście mnie - jęknęła. Łzy podeszły jej do oczu.
Alice kiwnęła głowa
- Nie mogłam pozwolić, by coś ci się stało. W końcu jesteś naszym ważnym gościem świątecznym. Teraz już wszystko będzie w porządku - powiedziała jej spokojnym tonem, po czym przytuliła Mirandę, głaszcząc po plecach. Kobieta zacisnęła dłonie na Alice.
- Nigdy ci tego nie zapomnę - odpowiedziała. - Takich rzeczy się nie zapomina. Jestem strasznie wdzięczna - rzekła, po czym odstąpiła od Harper. - Gdybyś czegoś kiedykolwiek potrzebowała… pamiętaj, że masz przyjaciółkę na całe życie - uśmiechnęła do śpiewaczki. Wyglądało to tak, jak gdyby pierwsze promienie słońca wyjrzały zza chmury po burzy.
Harper nic nie powiedziała, tylko ciepło uśmiechnęła się do Mirandy. Zastanawiała się jak to wszystko się dalej potoczy. Co nastąpi, gdy przyjadą i wymarzą im to wydarzenie z pamięci. Czy powinna pozwolić Mirandzie o tym wszystkim pamiętać? Zastanawiała się. Miała jeszcze czas, póki się nie zjawią.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline