Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 00:13   #324
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Christmas Special - część dwunasta

- Nie wiem, co mam teraz robić - rzekła kobieta. - Jak żyć po tym wszystkim. Dostosować się do tej nowej rzeczywistości. O dziwo nie czuję strachu, po prostu… już nic nie będzie takie samo jak kiedyś. To lekko ekscytujące… o ile nie wydarzy mi się nic podobnego ponownie - roześmiała się. - Będę musiała uważać, aby nigdy nie potrącić żadnego szczeniaka, ani nie uderzyć przypadkiem dziecka - pokręciła głową, uśmiechając się. Bardzo przyjemnie spoglądało się na nią. Alice uznała, że Miranda mogłaby być sławną aktorką, gdyby tylko chciała i, rzecz jasna, posiadała odpowiedni talent. Bo prezencję sceniczną miała na najwyższym poziomie.
Alice słuchała jej z uwagą
- Gdybyś mogła o tym wszystkim zapomnieć, chciałabyś? - zapytała spokojnie rudowłosa, uważnie obserwując kobietę.

Miranda spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Oczywiście, że nie - pokręciła głową. - To prawda, że jestem troszkę straumatyzowana, jednak nigdy nie należałam do osób, które chowają głowę w piasek. A nawet jeśli… nie chciałabym zapomnieć o tym, że uratowałaś mnie ty i Jeremy. Mimo że byłam dla was obcą osobą. Takie wydarzenia wzmacniają wiarę w ludzkość - dziewczyna uśmiechnęła się. - Chciałabym, żebyśmy zaprzyjaźniły się, Alice - dodała nieco poważniej. Następnie obserwowała reakcję śpiewaczki, jakby starając się orzec, czy Harper chce mieć z nią cokolwiek wspólnego.
Śpiewaczka wyraźnie nad czymś się zastanawiała, po czym kiwnęła głową
- Dobrze. Zaprzyjaźnimy się Mirando - obiecała jej i uśmiechnęła się
- Wróćmy może do salonu i pomóżmy trochę posprzątać - zaproponowała, zmieniając temat.
- Co im powiesz? - zapytała kobieta. - Ja jestem przyzwyczajona do wrednych duchów i czyhających na twoje życie widm. Lecz dla nich to szok. Nigdy nie byli świadkami niczego podobnego, nie licząc rzecz jasna seansów kinowych.

Alice zerknęła na nią
- Nie przejmuj się, ta sprawa niedługo się rozwiąże… Musimy tylko chwilę poczekać. Wszystko ci wyjaśnię później - powiedziała Harper tajemniczo, po czym ruszyła do salonu, by zabrać się za sprzątanie i czekać na Mnemosyne.
- O boże… nie rozmawiałaś z Chrisem, co nie? - zapytała kobieta. - A nawet jeśli, to Chris nie jest tym, za kogo go miałam. Śpiewaczka nie skomentowała, ale posłała jej tajemnicze spojrzenie.
Pani Dawson w dalszym ciągu siedziała nieruchomo na krześle i patrzyła przed siebie. Nie ruszyła się ani przez moment.
- Czy ktoś chce wina? - zapytał Sven, stojąc przy stole i butelkach wina, które przyniósł.
Alice podniosła rękę
- Ja poproszę - oznajmiła i podeszła do staruszki. Wyciągnęła jej z rąk strzelbę
- Penelope, chcesz wina? - zapytała, chcąc oprzytomnieć kobietę.
- Wina? - kobieta powtórzyła. - Tak, chyba chcę wina. Szkoda, że nie ma mojego zmarłego męża nieboszczyka - zawiesiła głos. - Chciałabym się z nim napić.

Kobieta poklepała staruszkę delikatnie po ramieniu, pocieszająco
- Sven, dla Penelope też wina - rzuciła prostując się, po czym usiadła na moment na krześle obok niej
- Cóż… Ale nam wyszły święta - powiedziała cicho.
Pani Dawson roześmiała się głośno.
- Tak, wyjątkowe - rzekła. - Jeżeli dzisiaj nie miałam zawału, to już chyba będę żyć wiecznie - zażartowała. - A poza tym… Sven, tak, lej to wino, dusigroszu.
- A-ale to już trzecia butelka.
- Lej, chłopcze! - staruszka powtórzyła. - Posprzątacie, być może? - zapytała kobiety.
Harper kiwnęła głowa
- Napiję się i zaraz weźmiemy się do pracy… A przynajmniej ja - rzuciła starając się zabrzmieć na rozluźnioną i rozbawioną.
- Tak, ja też - Miranda skinęła głową. - Mi też nalej, poproszę.
- A który kieliszek twój?
Kobieta spojrzała na Sehlberga z niedowierzaniem.
- No tak, którykolwiek - Sven skinął głową.
- A jak się czuje Emily? - zapytała pani Dawson.

Alice westchnęła
- Wystraszyła się. Amy próbuje jej wytłumaczyć, że jej się to przyśniło, ale mała się zapiera… Ciężko zrozumieć, co się tu tak naprawdę wydarzyło. Całe szczęście, że mamy to za sobą - śpiewaczka bardzo sprawnie odsuwała uwagę zebranych od tematu paranormalnego zajścia.
- No ja nie wiem, jak Emily ma to zrozumieć, skoro ja sam nie wiem, o co chodzi - Jeremy żachnął się. - Mam wrażenie, że moje słowa zatrzymały tego skurwysyna, ale nawet nie wiedziałem, że nękają cię jakieś duchy - pokręcił głową.
- No właśnie, co to znaczy, że nie chciałeś tutaj być? - zapytała Penelope. - Coś takiego powiedziałeś, prawda? - mruknęła. - Powiedział, no nie? - zwróciła wzrok na kobiety. Wyglądało na to, że rum zaczął uderzać jej do głowy.
Śpiewaczka usiadła nieco sztywniej
- Powiedział, nie powiedział, widzieliśmy ducha, czy nie. Sądzę, że powinniśmy zostawić ten temat, posprzątać i się rozluźnić - zasugerowała tonem, który nie znosił sprzeciwu, ale nie wymuszał, tylko subtelnie nalegał na kooperację. Miała nadzieję, że nie będzie musiała długo czekać na przyjazd Mnemosyne.
- Pomogę wam - rzekł Sehlberg.

Zapadła krótka chwila ciszy.
- Tak, ja wam też - dodał Jeremy głosem sugerującym, że nie został urodzony do tego typu czynności.
W milczeniu zajęli się zbieraniem potłuczonych odłamków ceramiki. Zbierali rozrzucone noże, widelce oraz dania, których resztki walały się po dywanie i podłodze. Pokój wyglądał jak plac boju. Wpierw był wręcz filmowym przykładem idealnego, amerykańskiego wystroju na Boże Narodzenie. Od chwili przyjścia Świętego Mikołaja wszystko diametrialnie zmieniło się. Miranda zapytała panią Dawson o mopy, ścierki oraz środki piorące, po czym zabrała się za czyszczenie dywanu. Jeremy kilka razy szedł ze śmieciami do kosza na śmieci, po czym wracał. Penelope nawet nie udawała, że ma ochotę na pomagania. Leżała ciężko, dumając na tylko jej wiadome tematy. Wnet Miranda wyjęła z szafki nowy obrus i rozłożyła go na stole. Salon został doprowadzony do względnego porządku, a dania zniesione do kuchni. Nikt nie spodziewałby się, że przeszedł tędy złakniony krwi duch.
- Chyba to wszystko, co możemy zrobić - mruknęła Miranda.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi.
Alice pomagała sprzątać. Pozbierała nowe talerze i porozkładała na stole, kiedy Miranda rozłożyła obrus. Pomieszczenie zaczynało znów wracać powolutku do porządku

- Sprawdzę kto to - powiedziała, gdy rozległo się pukanie, po czym ruszyła do drzwi i wyjrzała przez judasza, po raz nie wiadomo już który tego dnia. Na zewnątrz stała dwójka kompletnie nieznanych jej mężczyzn. Byli kompletnie normalnie ubrani, biorąc pod uwagę obecną porę roku. Kurtki, dżinsy, czapki. Jeden wysoki, a drugi niski, ale żaden w nadzwyczaj wyróżniający się sposób.
Alice zmarszczyła lekko brwi, ale nie ociągając się otworzyła drzwi
- Dobry wieczór? - zagadnęła pytająco.
- Pani Harper? - zapytał pierwszy z nich. - Otrzymaliśmy od pani wezwanie.
- Czy możemy wejść? - wtrącił się drugi.
Harper uniosła brwi, po czym otworzyła drzwi
- Tak, dziękuję za przybycie. Nie tłumaczyłam im wszystkim jeszcze całej nadchodzącej sytuacji, ale jest jedna osoba, którą chciałabym zapoznać z protokołem - wyjaśniła. Uznała bowiem, że Miranda mogłaby wspomóc IBPI, zwłaszcza, że miała styczność z paranormalnymi zjawiskami dłużej, niż tylko jeden wieczór.
- Kogo? - zapytał wyższy z nich. - Przepraszam za brak manier. Nazywam się Andrew Jacobs a to mój współpracownik Anthony Donovan - przedstawił siebie oraz drugiego mężczyznę.

Alice kiwnęła głową
- Młoda kobieta, Miranda. Będzie w salonie. Miło mi panów poznać, proszę - otworzyła drzwi szerzej i pozwoliła im przejść.
- Ja wyjaśnię zebranym szczegóły sytuacji - rzekł Andrew. - Natomiast Anthony uda się z panią do osobnego pokoju i złoży mu pani raport, o ile to możliwe. Jest to konieczne, aby ustalić, do którego dokładnie momentu powinniśmy wymazać pamięć zebranym. Czy widzi pani jakieś przeciwwskazania? - agent Mnemosyne zapytał uprzejmie.
Śpiewaczka wysłuchała ich, po czym pokręciła głową
- Nie, nie mam żadnych. Proszę w takim razie - zajrzała do sypialni, czy Amy z Emily nadal tam były.
Matka z córką w dalszym ciągu okupowały łóżko z baldachimem, ale usunęły się, widząc gości Alice. Tak się złożyło, że mała potrzebowały skorzystać z toalety.
- Wszystko w porządku? - zapytała Amy, chwytając ramienia Harper. Spojrzała jej w oczy. Zapewne chciała mieć pewność, że nieoczekiwani goście nie są nikim szczególnie niepokojącym.
Alice uśmiechnęła się do niej
- Spokojnie Amy, wszystko teraz będzie dobrze. Nie martw się - powiedziała uspokajającym i szczerym tonem.
Następnie Alice rozmawiała z Anthonym, dokładnie wyjaśniając mu całą sytuację. Mężczyzna nagrywał jej zeznania na dyktafonie, a kiedy skończyli, minęło dobre pół godziny. Tymczasem rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Alice? - krzyknęła Miranda. - Jesteś tam?!

Harper westchnęła, gdy skończyła, a słysząc Mirandę, zerknęła w stronę drzwi
- Tak Mirando - zerknęła na Anthonego, czy dziewczyna mogła wejść. Mężczyzna skinął głową. Wnet kobieta weszła do środka.
- Nie chcę, aby Jeremy o wszystkim zapomniał - jasno postawiła sprawę, spoglądając prosto w oczy Alice, a potem Anthony’ego. - On też tego nie chce.
Następnie zastygła w bezruchu, czekając na ich odpowiedź. Wydawała się zdeterminowana do obrony własnego stanowiska. Śpiewaczka spostrzegła, że wnuk pani Dawson stał lekko zmieszany za Mirandą, której sylwetka w dużej mierze przysłaniała go.
Alice zerknęła na Anthonego
- Czy jest to możliwe? Taki wyjątek? - zapytała spokojnym tonem, przeniosła znów wzrok na Mirandę i Jeremy’ego.
- Wyjątki nie istnieją - mężczyzna odchrząknął. - Dlaczego miałby pan pamiętać o tym, co wydarzyło się? - zapytał, spoglądając na Jeremy’ego.
Ten odchrząknął i wysunął się naprzód. Popatrzył na Mirandę, a potem na mężczyznę.

- Myślę, że możecie wymazać mi pamięć, ale nigdy nie zapomnę. Nie tak naprawdę - zaczął. - Będę wiedział, że coś jest nie tak, tylko nie będę potrafił określić co dokładnie. To jak kalectwo. Wbicie noża w trzecie oko, które dopiero co otworzyło się.
- Bardzo… hmm, poetyckie określenie - mruknął Anthony.
- Zapomnienie byłoby dla mnie dużym krokiem w tył - Jeremy warknął. Zapewne wcale nie podobało mu się, że musiał odpowiadać przed nieznajomym mężczyzną. Był przyzwyczajony do dość dużej swobody i samodzielności.
Harper przesuwała wzrokiem między dwoma panami. Szczerze, popierała prośbę Jeremy’ego, ale nie miała zamiaru łamać procedur. Czy w takim razie i on powinien zacząć pracować dla IBPI? Zastanawiała się co zdecyduje Anthony. Ten jednak zwrócił się z pytaniem do Harper.
- A co pani uważa? Czy to mężczyzna, na którym można polegać? Proszę mówić szczerze.
Jego mina zdawała się wyrażać: “w razie czego i tak o wszystkim zapomni, więc nie krępuj się”. Miranda poruszyła się i popatrzyła na Alice z uporem. Wtem śpiewaczka zrozumiała, że im przede wszystkim zależy na tym, aby nie utracić siebie nawzajem…

Alice przechyliła głowę
- Pragnę wcielić pannę Mirandę, sądzę, że Jeremy jest osobą, której moglibyśmy zaufać. Zwłaszcza po dzisiejszych doświadczeniach - powiedziała poważnym, rzeczowym tonem.
Mężczyzna odchrząknął, po czym włączył dyktafon.
- Jako Detektyw Śledczy ma pani możliwość złożenie kandydatury tej dwójki ludzi. Jakie jest pani ostateczne stanowisko? - najwyraźniej chciał mieć wszystko uwiecznione na taśmie.
Miranda pokiwała głową, patrząc Alice w oczy, natomiast Jeremy parsknął i oparł się o ścianę.
- Co za teatr - mruknął. Miranda uciszyła go przenikliwym wspomnieniem.
Śpiewaczka wzięła głęboki wdech
- W takim razie pragnę złożyć wniosek o ich kandydaturę. Obojga - powiedziała poważnym tonem i zerknęła na Jeremy’ego uważnie. Może i zrobił na niej złe pierwsze wrażenie, ale teraz chciała mu zaufać.
- Dobrze - mężczyzna wstał i wyłączył dyktafon. - To by było na tyle. Państwo udacie się ze mną do kwatery Oddziału w Portland, natomiast mój współpracownik zajmie się wymazywaniem pamięci pozostałych uczestników tej kuriozalnej kolacji wigilijnej - odpowiedział. - Proszę za mną - dodał. Następnie wyszli na korytarz.

Pani Dawson przykuśtykała do Alice, Mirandy i Jeremy’ego.
- Myślę, że na starość nasz świat nie powinien wywracać się do góry nogami - rzekła. - Jestem zadowolona z tego, że to wspomnienie zniknie z mojej głowy - dodała. - Ten miły dżentelmen zapewnił mnie, że nie zapomnimy całej kolacji, a jedynie do momentu pojawienia się tego strasznego indywiduum. Dlatego nie stracimy tego, co najważniejsze - ciepło uśmiechnęła się do wnuka oraz sąsiadki.
Sven również do nich podszedł.
- Ja i Amy także nie mamy nic przeciwko - dodał. - Natomiast Emily… żadne dziecko nie powinno budzić się w nocy zlane potem z powodu koszmarów o Świętym Mikołaju z horroru - westchnął.
Alice zgodziła się ze staruszką, przytakując jej głową
- W takim razie wszystko mamy ustalone - zerknęła na Anthonego, czy jeszcze mieli coś do ustalenia, czy to już wszystko i mieli teraz zająć się zakończeniem sprawy, wymazaniem pamięci, raportem i wdrożeniem tematu IBPI i dwójki przyszłych nowych agentów.
- Myślę, że tak - rzekł Andrew, który wyłonił się zza zakrętu. - Mój kolega ruszy z dwójką Kandydatów do kwatery oddziału, natomiast ja zajmę się pamięcią pozostałych uczestników kolacji. Zostaną przewiezieni do szpitala. Oficjalna historia będzie brzmieć tak, że wszyscy zatruli się tlenkiem węgla i stąd nagła utrata przytomności i zanik pamięci - rzekł. - Możemy procedować.

- A pani - Anthony rzekł do Alice - myślę, że może wrócić do siebie. Zebrałem od pani wywiad i nie musimy pani dalej niepokoić.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Dobrze. To brzmi sensownie - powiedziała spokojnie Alice
- Proszę tylko nie zapomnieć zabrać prezentów dla małej Emily, gdy zabierzecie ją do szpitala. Pan Bones byłby niepocieszony, gdyby jego nie dostała - ‘I ja również’ mówiło jej spojrzenie. Harper odwróciła się do Mirandy i uścisnęła ją. Kobieta obróciła się w jej stronę.
- Cieszę się, że jednak zatrzymaliśmy samochód - powiedziała cicho i zerknęła na Jeremy’ego
- Opiekuj się nią. Panie odpowiedzialny - uśmiechnęła się przekornie i ruszyła by uściskać wszystkich pozostałych członków wigilii, bowiem kiedy zobaczą się następnym razem, będzie to już po szpitalu i po świętach.
- Będę - obiecał Jeremy. - Już przyzwyczaiłem się do tego - mruknął, po czym jęknął, kiedy Miranda szturchnęła go w ramię.
- Myślę, że zatrucie tlenkiem okaże się niegroźne i rankiem zostaniecie wypuszczeni do domu - rzekł Anthony. - Czy nie wtedy lepiej będzie odpakować prezenty? Przecież Mikołaj i tak przynosi je nocą. Myślę, że wiezienie ich do placówki może okazać się niepraktyczne, zawsze może coś zginąć.
- Tak, to chyba dobry pomysł - mruknęła Amy.
Alice zgodziła się
- Jeśli wrócą tu od rana, to jak najbardziej… Przygotuję śniadanie. Czy Miranda i Jeremy również będą mogli przybyć? - zapytała zaciekawionym tonem.

Agenci Mnemosyne spojrzeli po sobie.
- Ciężko powiedzieć. Jest Wigilia, cała procedura i tak będzie spowolniona do granic możliwości. Nie wiem, czy to oznacza, że zostaną zwolnieni do domu z powodu przestojów, czy też może właściwie, będą musieli spędzić tam znacznie więcej czasu, niż normalnie - wreszcie zaczął Andrew.
- Myślę, że możemy postarać się o takie rozwiązanie, które wszystkich zadowoliłoby - zaczął Anthony - jednak problemem jest specyfika działania Portali. Jeżeli zostaną dłużej w kwaterze niż przez godzinę, to będą musieli spędzić tam kilka dni, aż ponowna teleportacja będzie możliwa.
- Mamo, co to jest teleportacja? - Emily pociągnęła Amy za rękaw. Nikt na to nie zwrócił uwagi, nawet jej matka.
- Jest również inna opcja. Wasza dwójka zostanie na miejscu do rana i wtedy po was przyjedziemy. Do tego czasu będziemy musieli was prosić o nieopuszczanie budynku i założymy wam nadajniki GPS.
- Alice, ty przeszłaś przez to, tak? - zapytała Miranda po chwili wahania. - Co nam radzisz?
Harper słuchała uważnie rozmowy, po czym zerknęła na Mirandę i Jeremy’ego
- Niech zostaną do rana. Jeśli zabralibyście ich około 13, to będzie akurat po śniadaniu. O ile to nie problem - zerknęła na dwóch panów z agencji.
- Tak, też przez to przechodziłam - rzuciła jeszcze do Mirandy.
- Poczekajcie, jak będziecie korzystać z teleportacji po raz pierwszy, to dopiero świetna zabawa - pokręciła głową na wspomnienie własnych odczuć z pierwszego razu.

- I przepraszam, że trzeba było panów ściągać w święta… O ile to nie norma o tej magicznej porze roku - uniosła brew z lekkim uśmiechem.
- Ech - obydwoje jednocześnie westchnęli.
- Również myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie - Anthony westchnął. - Być może dlatego, bo będziemy mogli wrócić do domów, zamiast udawać do oddziału - uśmiechnął się półgębkiem.
- Rozumiem, że wszystko ustalone - mruknął drugi mężczyzna. - Pozwolicie, że zaraz wrócimy z nadajnikami - rzekł i nie czekając na odpowiedź wyszedł z mieszkania.
Harper przegarnęła włosy ręką i zerknęła na Mirandę i Jeremy’ego.
- Jak zrozumiecie niedługo, moje życie nie jest tak proste jakby się mogło zdawać - powiedziała z lekko przepraszającym uśmiechem. Zerknęła na Emily i pogłaskała ją po głowie.
- Kiedy wspominałaś, że być może będziesz w stanie mi pomóc - zaczęła Miranda - myślałam, że jesteś jakąś niedorobioną wróżką. A nie, że członkinią tajnej organizacji - pokręciła głową. - Co za świat.
Alice uśmiechnęła się.
- Czasem warto zaufać obcym na ślepo - zauważyła pogodnym tonem.

Pani Dawson i Sven zasiedli do stołu. Natomiast Amy ruszyła z Emily z powrotem do sypialni. Dziewczynka przecierała oczy ze zmęczenia. Była już późna godzina. Wnet Andrew wrócił. Wszedł do mieszkania i bez zbędnych słów założył opaski na kostkach Mirandy i Jeremy’ego. Zdawało się, że kobieta wydawała się szczególnie nieusatysfakcjonowana kolejnym artefaktem spinającym jej kończynę. Przynajmniej ten nie posiadał magicznych właściwości i nie chciał jej zabić.
- Proszę dzwonić w przypadku jakichkolwiek problemów - rzekł Anthony do Alice. Następnie zmobilizował panią Dawson. Wnuk pomagał ubierać jej gruby płaszcz, który wyglądał, jakby ważył więcej od staruszki. Amy pociągnęła rozespaną Emily z powrotem do przedpokoju i nałożyła na jej głowę czapeczkę. Mała bez wątpienia nie zdążyła się wyspać w trakcie tych kilku minut.
- No to do szpitala - mruknął Sven. - Dzięki Alice, za wszystko. Gdybyś mnie nie wyciągnęła z mojego drugiego piętra, to nigdy nie przeżyłbym ataku Mikołaja widma i nie miałbym okazji tego zapomnieć, symulując zatrucie tlenkiem węgla - uśmiechnął się.
 
Ombrose jest offline