Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 12:55   #112
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dotarcie do pokoju hotelowego zajęło Brytyjce więcej czasu i wysiłku niż zwykle. Bo po co wsiadać do windy, kiedy są schody. Stabilne i bezpieczne.
Łapiąc nieco oddechu pomiędzy piętrami Carmen w końcu dotarła na miejsce stanęła przed drzwiami do siedziby Chinki.
Huai otworzyła je powoli i… była tak jakby bardziej… kobieca.
Kimono. Huai miała na sobie kobiece kimono podkreślające jej zgrabną sylwetkę, ale i wzrost. Zgrabna alabastrowa szyja, była dobrze widoczna, bo upięła czarne lśniące włosy w tradycyjny kok. Jedynie twarz o ostrych rysach nie pozwalała pomylić Huai z nikim innym. Nie pasowała też do kimona, które nie potrafiło ukryć drapieżności jej rysów twarzy.
- Dość długo zajęło ci przybycie tutaj.- rzekła z lekkim uśmiechem.
Carmen, spojrzała na nią przez chwilę z irytacją, zaraz jednak jej twarz się rozpromieniła.
- Jeśli masz się za każdym razem tak dla mnie stroić, to będę się częściej spóźniać. - Odgryzła się.
- Ponieważ mam trochę czasu do zabicia, postanowiłam nauczyć cię czegoś o byciu kurtyzany. Tej która została wykształcona w Azji. To całkiem inne podejście do zawodu niż te, które znasz z Europy.- wyjaśniła Huai z lekkim uśmiechem na ustach. Zamknęła drzwi za Carmen dodając.
- Idź do głównego pokoju i usiądź wygodnie. Nie jestem tak biegła jak Yue, ale może czegoś cię zdołam nauczyć.
Brytyjka przyglądała jej się zdziwiona. Po chwili wzruszyła ramionami i ruszyła do pokoju, po drodze stwierdzając:
- Mogłaś po prostu powiedzieć, że miałaś ochotę na moje towarzystwo, wiesz?
- Doprawdy? - zaśmiała się cicho Huai zasłaniając usta rękawem kimona.- Jesteś bardzo pewna swojej urody moja pani.
Po czym ruszyła za Brytyjką, dodając spokojnie.
- Obawiam się, że mylisz mnie jednak z innymi znanymi sobie osobami. Nie jestem towarzyska z natury. Nie tęsknię. Wykonuję swoje obowiązki, a moim obowiązkiem jest także pilnowanie interesów Yue.
- Nie jestem jedną z jej dziewczynek, więc dlaczego? - Carmen obejrzała się na Chinkę.
- Ale masz taką udawać, prawda?- przypomniała jej Huai i usiadła naprzeciw Carmen wpatrując się w jej oczy. - Nie pochodzę z Singapuru, tylko z wysp podległych Imperium Wschodzącego Słońca. Ale i w Singapurze ważna jest twarz. Jakby to wyjaśnić… dobre imię. Jeśli pójdziesz na przyjęcie jako jedna z pracownic Yue, twoje zachowanie będzie rzutowało na jej reputację.
Brytyjka podparła policzek ręką, nie spuszczając wzroku z Huai.
- Ostatnio poszło mi dobrze i to bez żadnego szkolenia. Podejrzewam, że jestem w stanie wczuć się w sytuację i... myślę, że ty również masz tę wiedzę. Owszem, takie szkolenie pewnie mi się przyda, ale... to pretekst. I jeśli mam posłusznie wykonywać polecenia, chcę byś to przyznała.
- To był głupi mężczyzna zapatrzony w cycki.- zachichotała Huai znowu zakrywając usta rękawem kimona. - Nie dostrzegłby subtelnych różnic, ale tak… udało ci się go zauroczyć. Poszło ci dobrze.
Po czym zaczęła mówić nie chcąc wyraźnie ugiąć się pod życzeniem Carmen. Była uparta, jak zwykle zresztą.
- Główna różnica między wschodem a zachodem leży w podejściu. Tu kobiety lekkich obyczajów są wyzywające, bezczelne, w większości przypadków… chwalące swą seksualnością. Są górą do zdobycia… na wschodzie zaś są podporą, subtelne i delikatne. Zachęcające do podboju, ale nie prowokujące. -
Uśmiechnęła się nieśmiało, każdym ruchem dłoni podkreślając znaczenie kolejnych. Przypominało to trochę pantomimę, trochę balet. Jej gesty płynnie przechodziły jeden w drugi.
Carmen przyglądała jej się, wychwytując gesty, które w pewnym sensie przypominały jej spektakl sceniczny.
- Przyznaj. - Powiedziała że spokojem, uśmiechając się przy tym słodko. Była ciekawa jak długo sama Huai utrzyma swoją rolę.
Oczy Chinki zwęziły się i delikatny uśmiech ustąpił gniewnemu grymasowi.
- Dlaczego tak ci na tym zależy?- zapytała.
- Bo nie zamierzam robić pewnych rzeczy, jeśli... nie ma w tym osobistego zaangażowania. Mogę, ale nie muszę, Huai. - powiedziała z naciskiem.
- Nie planowałam dojść z tym całym przedstawieniem aż do samej sfery łóżkowej.- stwierdziła szybko Huai i wzruszyła ramionami. - Tam akurat nic … niczego nie mogłabym cię nauczyć.
Carmen uśmiechnęła się. Najpierw subtelnie a potem szeroko. Żeby jednak nie zawstydzać Chinki rzekła:
- No dobra, to co chcesz żebym robiła?
- Zrelaksuj się i obserwuj mnie. I tyle.- stwierdziła z uśmiechem Huai. - By potem móc mnie naśladować moja pani. Życzysz sobie herbaty z jaśminem?
To było coś nowego. Brytyjka usiadła wygodniej.
- Czegoś mocniejszego... choć jest wcześnie, zapowiada się ciężki dzień.
- Wino z lichi? Sake?- wstała z gracją i uśmiechając się zapytała.
- Opowiedz o tym, wszystko w tobie jest interesujące. Nawet twoje problemy, moja pani.- mruczała ze zmysłową nutką w głosie.
Carmen uśmiechnęła się ironicznie. Poczuła jednak przemożną chęć skorzystania z usług Huai-geishy.
- Wino. I... siądź bliżej. - Rzekła. - Może to tylko sny, ale... przerażają mnie nawet teraz na jawie. Potrzebuję bliskości.
- Och. Nie wiem czy powinnam. - zatrwożyła się Huai walcząc między chęcią bliskości, a świadomością że to nie wypada. Ba… nawet jej alabastrowe policzki zarumieniły się wstydliwie.
Podeszła do niedużej szafki i wyjęła z stamtąd słodkie wino wraz z dwoma czarkami.
Usiadła bardzo blisko Carmen, unikając jednak kontaktu fizycznego, poza… “przypadkowymi” muśnięciami jej dłoni za pomocą palców. Za każdym razem pochylała zawstydzoną głowę, by Brytyjka miała wrażenie że jest jednocześnie pokusą jak i tabu dla Huai.
Chinka nalała wina mrucząc.
- Póki jesteś ze mną moja pani. Odgonię każdy koszmar, każdą mroczną chmurę z twych myśli. - lekko rozchylone usta i czubek języczka figlarnie muskający jej umalowane wargi. Nie była to Huai do jakiej Carmen przywykła. I wiedziała dobrze, że w alkowie… inaczej odpędza koszmary.
- To nie takie proste. - Brytyjka zamyśliła się. - Rzucono na mnie urok. Wierz lub nie. I ona... karze mnie, gdy nie chcę jej słuchać, gdy nie chcę tańczyć tak, jak mi zagra. Próbowałam uciec ze snu, lecz... wpadłam w pułapkę. I teraz... w pewnych sytuacjach... widzę morze ognia. Nawet na jawie. I paraliżuje mnie strach. - Pomiędzy słowami chwyciła delikatnie kolano Huai, gładząc je i zaciskając na nim dłoń bardziej nieświadomie niż specjalnie, jako odbicie emocji.
- To straszne moja pani. Żyć w okowach lęku.- rzekła współczująco Huai nie deklarując czy wierzy słowom Carmen. Pozwalając się dotykać powoli nalewała trunek.
I uniosła czarkę z alkoholem do ust Brytyjki.
- Wygląda też na to, że mierzysz się z bardzo niebezpiecznym wrogiem. Samotnie. To ciężka walka, jeśli toczy się ją bez wsparcia. Ale tu… masz… masz…- zawstydzona odchyliła głowę, by ukryć twarz.- … masz się do kogo przytulić, jeśli… lęk… strach uderzy moja pani.
To było w sumie zabawne doświadczenie, spotkać taką Huai. Choć po prawdzie Carmen wolała ją w tej twardszej odsłonie, pamiętała, że pani kapitan wciąż tam jest.
- Obawiam się, że to za mało, moja droga. - Powiedziała, wchodząc w swoją rolę i wypijając wino z czarki.
- Ostrożnie. Uderza do głowy mimo, że wydaje się delikatne w ustach.- mruknęła łobuzerskim tonem Huai i dodała trzepocząc rzęsami.
- Jeśli walczysz z własnymi snami, to… przyznaję, że nie wiem jak to rozwiązać. Lęk można zwalczyć stawiając mu czoło. Choć nie jest to tak proste, jak brzmi.-
- Ale tu... - nachyliła się i delikatnie musnęła policzek Carmen pocałunkiem.-... tu nie musisz się bać. Jestem przy tobie i… nie dam ci pochłonąć się przez zmartwienia.
- Dobrze zatem wiesz, że nie delikatności mi trzeba. - Brytyjka zachichotała szelmowsko.
- Tak.- Huai nagle wyszła z roli i upiła wina ze swojej czarki i spojrzała na Carmen.
- Ale ty zaś dobrze wiesz, że nie dam ci satysfakcji z wygranej. Jak sądzisz czemu nie uległam pokusie? Chwila zabawy twym ciałem przed inną kobietą i całą noc służysz mi jako niewolnica, spełniając wszelkie me sadystyczne zachcianki i poddając swoje ciało mym kaprysom. To taka słodka przynęta, ta cudna nagroda. Ale jest w tym haczyk. Ty wygrasz… ja ulegnę. Dlatego nie zdecydowałam się na nią. - wyjaśniła po męsku nalewając wina do dwóch czarek. - Aczkolwiek… przyznaję, że może ci udać wywołać we mnie taką chwilę słabości i po prostu siłą zaciągnę cię do łóżka by się tobą zabawić.
Brytyjka roześmiała się serdecznie.
- No wiesz co? Wyszłaś z roli... taka słaba prowokacja, a ty już zacząłeś mówić jak stara Huai. - wyszczerzyła się.
- Miej swoją chwilę satysfakcji moja pani. Kto wie jaką cenę przyjdzie ci za nią zapłacić.- wymruczała zmysłowo podając czarkę ustom arystokratki. - Stara Huai czai się za rogiem i bywa mściwa.
- W takim razie dajmy jej powód do zemsty. Zabaw mnie kochanie. Może... zatańczysz?
- Jeśli sobie życzysz tego pani.- zgodziła się płochliwie Huai i wstała podchodząc do niedużego pudełka.- Byłam na to przygotowana moja pani. Aczkolwiek inni klienci pewnie woleli by zobaczyć w tobie inną tancerkę. Należy jednak zawsze unikać szybkich ruchów. Jestem po to byś podziwiała moje piękno i grację, a nie zwinność.
Patefon zaczął odtwarzać nagraną pieśń, a Huai zaczęła “tańczyć” , powoli i z pietyzmem wykonując każdy ruch i gest. Zerkając czasem na Carmen czy obserwuje.
- Uczono mnie wykonywać każdy ruch i gest, poprzez wielokrotne powtarzanie. Inicjatywa nie jest mile widziana w przedstawieniu, moja pani. Ale myślę, że w twoim przypadku będzie można przymknąć oko… jeśli będziesz się trzymała głównej reguły.- tłumaczyła nie przerywając tańca.
- A jeśli zechcę, byś... rozebrała się w trakcie? - Brytyjka patrzyła z fascynacją na Huai. Przy czym fascynował ją nie tyle taniec Chinki, co dysonans między miękkością jej gestów a ostrością charakteru, który znała.
- To…- straciła przez moment rytm tańca.
- To by było niewłaściwe moja pani.- rzekła po chwili uprzejmie udając speszenie.- Ale jeśli tego sobie życzysz?
- Hmmm... - ubawiona Carmen udała, że się zastanawia - Mogę odstąpić od tej prośby, ale... to zaproponuj coś w zamian.
- Nie śmiem ci niczego odmawiać moja pani.- jej dłonie sięgnęły do kokardy przewiązanej za plecami wodziła po niej palcami, zerkając na Brytyjkę i mówiąc.
- Mogę i powinnam się wstydzić twoich śmiałych poleceń. Ale nigdy nie powinnam odmawiać. Kurtyzany wschodu nie negocjują… tylko spełniają życzenia.
- I im się to podoba? Ta wstydliwość? - zapytała Brytyjka wychodząc z roli.
- Czasami… tak. Często…- uśmiechnęła się kobieta smutno, nostalgicznie. - Rola kobiety w kulturach wschodu jest… inna niż na zachodzie.
Palce woli zaciskały się na kokardzie i ciągnęły za nią, powoli poluzowując pas obi, który była przewiązana szata Huai.
- Posłusznej córki, matki, żony. - uśmiechnęła się ironicznie.- Niby to samo co tu, ale tam więzy są mocniejsze. Wolność… mniejsza.
- No ale przecież waszymi... gośćmi często są Europejczycy i ludzie innych kultur, prawda? Z tego co zrozumiałam w Singapurze będzie śmietanka z całego świata finansjery
- To prawda. Ale pamiętaj mój śliczny kwiatuszku. Nie jedzie się na drugi koniec świata, by wąchać te same stokrotki, które rosną w ogrodzie przy domu. - wyjaśniła melancholijnym tonem. Obi powoli opadło na ziemię. Kimo zwisało luźnie. Huai podeszła tanecznym krokiem do Carmen i oparła swą stopę o jej biust. Długa zgrabna noga była okryta karminową pończoszką, zakończoną czerwoną podwiązką, którą teraz Chinka powoli i z pietyzmem rozpinała.
- Rozumiem... kontrahentów też mam tak gnieść po cyckach, czy to specjalnie dla mnie? - zapytała łobuzersko.
- Możesz i ich… ale nie chodzi… o sam nacisk.- choć stopa Huai rzeczywiście zaczęła ugniatać pierś Carmen, masując ją w ten zaskakujący sposób, gdy Chinka zrolowała samą pończoszkę powoli pochylając się ku Brytyjce.
- Jestem marzeniem, kaprysem, pożądaniem… jestem tym czego pragniesz pani moja.- wyjaśniła zmysłowym tonem.
- A ja myślałam, że spełniasz teraz własne pragnienie... - odparła Carmen i przejechała palcami po łydce kobiety, by przesunąć ją aż na udo pod materiał.
- Może… ale czy nie jest to marzenie mej pani?- zapytała ze zmysłową chrypką Huai wędrując pożądliwie wzrokiem po piersiach Carmen, gdy ta wodziła palcami po alabastrowej skórze uda egzotycznej kochanki.
- Hmmm nie do końca. - Wyznała Brytyjka, po czym dodała - Lubię cię w codziennym wydaniu i tych męskich ciuchach. Lubię jak... drażnisz się ze mną, choć zdradzają cię czasem małe gesty. I wtedy zastanawiam się jak bardzo ty sama jesteś ich świadoma oraz... swoich pragnień... - powiedziała i zmysłowo przeciągnęła językiem po odsłoniętej łydce.
- Ja… nie… jestem tak dobra w… roli… - westchnęła poddając się pieszczocie jej języka i nie przerywając ruchów stopy na jej biuście.- ...kurtyzany jakbym chciała… Przykro mi… że tak… nieudolna ze mnie… nauczycielka.
- Wiem, co chciałaś mi przekazać. Zapamiętam to. A teraz powiedz... co zrobisz, bym rozpięła gorset? - wskazała na swój miętoszony przez stopę kochanki biust.
- Zagrożę ci… pójdę po mój miecz i rozetnę go na tobie.- zaśmiała się ironicznie Huai powoli rozchylając swoje kimono. I odsłaniając swój własny gorsecik.
- Skoro już lekcję masz za sobą i chciałabyś nagrodę za posłuszeństwo, to chyba nie spodziewasz się że będę negocjować, co?- zapytała ironicznie Huai przechodząc w zimny ton i całkiem zrzucając z siebie kimono odsłaniając gorset, jedyny poza drugą pończoszką, fragment bielizny na swym ciele.
Agentka udała zdziwienie.
- Ale że to już? Ale ja jeszcze nie dałam ci dość powodów do zemsty... - oponowała, bynajmniej nie przymierzając się do rozbierania. Za to wciąż dłonią gładziła nogę Huai, patrząc Chince w oczy.
- Czy to nie ty twierdziłaś przed chwilą… że to nie delikatności pragniesz?- opierając się ciągle o biust stopą Huai zgrabnie doskoczyła drugą nogą do Carmen zmniejszając dystans.
- Wiesz dobrze co cię… czeka.- jej blada stopa przesunęła się na ramię, a sama Huai nachyliła, by pochwycić za włosy Brytyjki. Następnie trzymając pukle akrobatki w dłoni, bladolica Chinka poprowadziła jej twarz ku swej kobiecości.
- Spraw żebym ja zapragnęła zaprowadzić cię do mej alkowy. - wymruczała władczo nie puszczając włosów arystokratki.
Carmen uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc jak szybko Huai wróciła do swojej prawdziwej natury.
- Nie mogę. Bo już tego pragniesz... - powiedziała cicho, po czym zanurzyła języczek między płatkami kwiatu kobiecości Chinki.
- Troszeczkę, ale równie dobrze… mogłabym użyć zabawki, by zaspokoić swój apetyt.- zamruczała zmysłowo Huai poruszając lekko biodrami, by zachęcić Brytyjkę do eksploracji.- A tak zastosuję jakąś na tobie. Może pejczyk, może króciutką szpicrutę… może coś twardszego?
Carmen ni to zachichotała ni zamruczała, jednak tylko do tej reakcji ograniczyła swój komentarz. Jej usta wpiły się pożądliwie w muszelkę kochanki, ssąc ją i liżąc zachłannie.
Także i Huai ograniczyła swe kolejne słowa do cichych jęków i pomruków. Jej ciało drżało, a smak stawał się wyraźny. Choć dominowała nad Brytyjką, to teraz Carmen była u władzy. Jeszcze kilka muśnięć i obdarzy Huai spełnieniem… jeśli zechce to uczynić.
Oderwała usta od wilgotnego łona, czując jak panią kapitan coraz mocniej targają dreszcze.
- Powiedz, że tęskniłaś. - zażądała, ocierając wargi wierzchem dłoni.
- Wiesz… że tego… nie zrobię. - zacisnęła usta w wąską kreskę, odchyliwszy głowę na bok i drżała. Duma walczyła w niej z pożądaniem.
- Więc tęskniłaś, lecz nie chcesz się przyznać? - zapytała prowokacyjnie Carmen i powiodła palcem po bramie rozkoszy kochanki, lecz nie rozchyliła jej wrót, ani nie weszła głębiej.
- Nie igraj z siłami, które mogą przerosnąć twoją.. wytrzymałość.- syknęła cicho Huai drżąc niczym osika.
- Nie igram. Zadałam pytanie. Wystarczy jedno słowo, by odpowiedzieć i przerwać torturę. - jej palce leciutko rozchyliły płatki kobiecości, do którego znów Brytyjka zbliżyła usta... i dmuchnęła chłodnym powietrzem.
- Nie…- szepnęła coś cichutko Huai patrząc zarówno z wściekłością jak i pożądaniem na kochankę.
Brytyjka jednak nie przyjmowała odmowy i powtórzyła torturę, tym razem dmuchając znacznie dłużej.
- Może... trochę tęskniłam... brytyjska wiedźmo.- syknęła gniewnie Huai spoglądając na kochankę i szarpnięciem za włosy docisnęła jej twarz do swego rozpalonego i wilgotnego zarazem łona.
Carmen nie przeciągała już dłużej. Po części dlatego, że została zmuszona, po części z własnego pragnienia wwierciła się języczkiem w grotę rozkoszy Huai, machając nim szaleńczo i zachłannie. A gdy Chinkę zalała fala ekstazy zupełnie niespodziewanie wsunęła jeden z paców do jej drugiej bramy zakazanych przyjemności.
Głośny jęk, a potem krzyk rozkoszy przeszył ciało Haui drżeniem. Poddała się pieszczotom kochanki poruszając leniwie biodrami przymykając oczy. Wiła się rozkoszując każdą chwilą tej przyjemność.
- Dddość… już… doszłam do granicy. - wydyszała po tym, jak ekstaza przepłynęła gwałtowną falą przez jej ciało.
Brytyjka jakby z żalem posłusznie wycofała się. Kiedy jej wzrok i wzrok Huai się spotkały, uśmiechnęła się zawadiacko.
- Byłaś naprawdę urocza. - Powiedziała.
- Tak. Byłam. Nie przyzwyczaj się.- Huai odsunęła się i splotła ręce razem ignorując dobrze widoczny intymny zakątek swego ciała i błyszczące ślady wilgoci na nim i na swych udach.
- Teraz twoja kolej na rozbieranie się do naga. Ostrzegam, że ryzykujesz każdym skrawkiem tkaniny, który zostawisz na sobie. Może nie dotrwać w całości. - rzekła stanowczo.
- Ależ moja pani... Twoja śmiałość sprawia, że drżę cała... - powiedziała Brytyjka parodiując niedawne zachowanie Chinki i wstając z zawstydzoną miną. Powoli zaczęła rozwiązywać sznureczek gorsetu.
- Tylko uprzedzam. - mruknęła złowieszczo Huai przyglądając się poczynaniom Carmen.- Nie żartowałam, gdy mówiłam o zabawkach. I nie zamierzam być delikatna wobec twojego ciała.
Brytyjka rozbierała się niespiesznie, choć bez zbędnych przestojów. Wyraźnie drażniła się z panią kapitan, jednocześnie starając nie przegiąć.
- To zrozumiałe. W końcu stęskniłaś się za nim. - Podkreśliła.
-Tylko cię ostrzegam. Jeśli wejdziesz do mojej sypialni, to już nie będzie odwrotu. - mruknęła ironicznie Huai nie poganiając dziewczyny, po której to ciele błądziła wzrokiem.
- Kusisz, żeby jednak spróbować. - Powiedziała Carmen, stając w samej granatowej bieliźnie i zdejmując rękawicę bojową.
- Naprawdę chcesz się przekonać?- mruknęła Huai podchodąc do Carmen. Wsunęła pieszczotliwie dłoń w jej włosy i szarpnęła brutalnie odchylając głowę Brytyjki do tyłu i ukąsiła boleśnie ząbkami szyję arystokratki, drugą dłonią zanurkowała pod stanik, by chwycić za pierś akrobatki i ścisnęła ją boleśnie wbijając paznokcie w skórę.
- Nie łudź się moja droga. Nie czuję sentymentów w alkowie.
Carmen jęknęła boleśnie, lecz poddała się.
- Dlaczego... tak bardzo chcesz wyłączyć z tego swoje... sympatie... oddzielić rozkosz? - zapytała z trudem wydobywając słowa z naciągniętego gardła.
- Dlatego że moje pożądanie jest mroczną bestią. Potworem pożerającym prawiczków i dziewice. - wymruczała Huai liżąc językiem ukąszoną skórę.- To nie tak, że… stracę do ciebie sympatię, ale mając cię w swych dłoniach nie będę się hamowała… w żaden sposób.-
Nadal ściskała pierś, lekko orając skórę paznokciami.
Brytyjka zamruczała.
- Chyba nazbyt lubie ten twój chłodny dotyk, by zważać na ból. Prowadź zatem... moja pani. - Powiedziała tonem usłużnej geishy.
- Nie powinnaś zdjąć reszty? Nie mam bielizny na zmianę. Wyższa jestem, a ty “pełniejsza” ode mnie.- szepnęła Huai uwalniając pierś od dotyku swej dłoni, ale nadal trzymając Brytyjkę za włosy.
- Trochę mi ciężko w tej pozycji... moja pani. - Odparła agentka, lecz umiejętnie sięgnęła do zapięcia stanika na plecach i po chwili rozpięła je.
Huai puściła włosy Carmen i ruszyła przodem stanowczym krokiem, nie zwracając uwagi na kochankę.
- Czekam na ciebie w sypialni.- zarządziła.
Brytyjka chwilę ją obserwowała zastanawiając się nad przyczyną tego stanu słabości względem Huai, którą odczuwała, a którą nie darzyła żadnej innej kobiety. Czyżby to męski rys jej charakteru? A może po prostu konkretne wymagania i posunięcia budziły w agentce coś na kształt poczucia bezpieczeństwa.
Nie przeciągając dłużej, zdjęła stanik i majtki, po czym na bosych paluszkach niby młoda dziewczynka pobiegła za Chinką.
- Witaj.- ta już czekała. Naga. W dłoni trzymała trzcinkę uderzając nią lekko o własną dłoń. Końcówka przedmiotu była rozczepiona w krótkie frędzelki. Uśmiechnęła się lekko i złowieszczo zarazem.
- Zamknij za sobą drzwi.- zarządziła i wskazała duże lustro postawione z boku. - I stań przed nim.
Chciała wywrzeć wrażenie na Carmen i zdecydowanie jej się udało. Ta zahamowała w drzwiach ze zdziwieniem, lustrując kochankę. Nie powiedziała jednak nic. Po chwili zamknęła za sobą drzwi i zawstydzona podeszła do zwierciadła.
Huai wstała powoli, sięgnęła dłonią w swe włosy i z wyraźną ulgą rozwaliła misterną fryzurę nakrywając swe ramiona i plecy kaskadą czarnych włosów.
- Zrób podobnie. Nie ma co się wiązać jakimiś ograniczeniami. - rzekła powoli podchodząc do stojącej dziewczyny, która obserwowała drapieżnika w lustrzanym odbiciu.
Brytyjka śledziła ją czujnym spojrzeniem. Sięgnęła jednak do swoich włosów i powoli zaczęła wyjmować z nich spinki, by na końcu rozpuścić obfity kok kasztanowych włosów na plecy.
- Patrzysz na mnie jak wtedy na placu zabaw, gdy się biłyśmy... pamiętasz? - zagadnęła cicho.
- Jak na łanię…- podeszła od tyłu i połaskotała czubkiem trzcinki szczyt piersi Brytyjki, przesunęła nią niżej, aż dotarła łona i wodziła frędzelkami po kwiatuszku. -.. jak zdobycz.-
Nagle jej dłoń się uniosła opadła błyskawicznie, uderzenie w pośladek było bolesne i zostawiło ślad na pośladku Carmen, która jednocześnie czuła unoszące się w coraz szybszym oddechu piersi Huai ocierające o jej plecy.
- Smakołyk do konsumpcji.- musnęła czule ustami bark dziewczyny.
Brytyjka, która odruchowo cofnęła się, gdy dostała klapsa, teraz wróciła na swoją pozycję i stanęła dumnie wyprostowana, wciąż śledząc wzrokiem swojego drapieżcę.
- Tak... jak pies patrzy się na wielką, smakowitą kość, mając na nią ochotę, ale trochę obawiając się czy nie stanie mu w gardle... - dodała prowokacyjnie.
- Raczej jak kotka… moja droga. Kotka która zagnała myszkę w kąt. Koty bawią się… jedzeniem. - wodziła trzcinką po udzie i po obolałym pośladku, by nagle znów unieść dłoń i znów uderzyć trzcinką. Rozkoszowała się drżeniem ciała Carmen, zarówno pod wpływem instynktownego strachu przed bólem jak i wynikającego z rozkoszy jakie przynosiła jej ta absurdalna sytuacja. Carmen widziała w lustrze jej rozmarzone spojrzenie i pożądliwy uśmieszek. Widziała też… własną twarz i własne reakcje.
Widziała swoje rozchylone zmysłowo usta i napięte mięśnie, które czekały na kolejne uderzenie. Lubiła ból w połączeniu z rozkoszą, ale jeszcze nigdy sam ból nie dawał jej tego uczucia. Aż do teraz.
- Mam się wypiąć? - zapytała z drżeniem w głosie.
- Tak… najpierw kara… a potem, nagroda.- mruknęła Huai odsuwając się.
- Oprzyj dłonie o ramę lustra.- zarządziła i uśmiechnęła się. - Będzie bolało, ale nie martw się. Twoja skóra nie ucierpi.
Brytyjka prychnęła, lecz gdy wykonywała polecenie Chinki, opierając się o lustro i wypinając pośladki, jej ruchy zdradzała nerwowość.
- Dalej uważasz, że się nie nadaję dla ciebie? - zapytała cicho, patrząc w swoje odbicie i czekając na bolesne pieszczoty.
- Przypuszczam, że najlepszą odpowiedzią będzie twoja kolejna wizyta u mnie. Czy przyjdziesz okryta płaszczem? Naga pod nim i spragniona kolejnej brutalnej zabawy? Czy może z bielizną pełną kłódeczek, co bym nie mogła się do niej… dobrać. - przez dłuższą chwilę Carmen czuła i widziała pieszczotę frędzelków na swoich pośladkach. Potem ręka Chinki rozmyła się w gwałtownym ruchu i Brytyjka poczuła mocne i bolesne uderzenie na swoich pośladkach. Huai się nie z pewnością nie hamowała.
- Ach! - wymsknęło się z ust Carmen, po czym zagryzła wargi i... szerzej rozstawiła uda.
- To chore... nie rozumiem czemu... to takie... - znów zagryzła zęby, by nie zdradzić swoich doznań.
- Może z powodu niebezpieczeństwa? Może zwykłe doznania to za mało… dla osób, które codziennie ryzykują życiem? - trzcinka wsunęła się między uda, a Huai umiejętnymi ruchami dłoni prowokująco pieściła nią kwiatuszek Carmen. Wyglądało na to, że ten przedmiot może i posłużyć do czułości. Ale ta nie trwała długo… po chwili kolejny raz spadł na nagi pośladek, a potem następny. I dopiero po nim, Brytyjka znów poczuła łaskoczące jej intymny zakątek frędzelki trzcinki.
Jęknęła, bezwstydnie ocierając się o zabawkę Huai.
- Ja dałam ci rozkosz... - Powiedziała, coraz bardziej spragniona, jednocześnie ze wstydem i podnieceniem obserwując swoją twarz w zwierciadle.
- Wszystko… w swoim czasie…- mruknęła Huai i znów trzasnęła trzcinką w krągły pośladek. Po czym uśmiechnęła się do odbicia Carmen.
- Widzisz siebie? Widzisz swoją twarz? Niecierpliwą i spragnioną. Gotową na wszystko dla chwili rozkoszy? To piękny widok… acz… jeszcze nie to, co chcę zobaczyć w lustrze.- zamruczała znów pieszczotliwie muskając rozpalony zakątek agentki.
Carmen warknęła bezsilnie, lubieżnie ocierając się o trzcinkę w rękach kochanki.
- Pamiętaj, że ja też bywam... mściwa. - zagroziła.
- Wiem. Ale tu może być tylko jedna pani. - stwierdziła melancholijnie Huai i ponownie uderzyła pośladek dziewczyny. Drugi dla równowagi. Pupa była już obolała i zaczerwieniona od uderzeń. Ale Huai nie zważała na to, kolejnymi uderzeniami smagając pośladki dziewczyny i rozpalając jej pożądanie łaskoczącą obecnością trzcinki między udami.
- Musisz pragnąć mocniej, więcej, musisz błagać mnie o rozkosz. Przełknąć dumę. Upodlić się… gdy będziesz w takiej desperacji, nagroda będzie wyjątkowo słodka.- tłumaczyła pomiędzy razami.
Carmen zdusiła jęk.
- Zapominasz... jaki mam zawód... mogę umrzeć... a nie ulegnę... bez dodatkowej motywacji. - Wysapała.
- Nie zapominam…za to igram z twoim ogniem Carmen. To część zabawy… - wymruczała Huai wodząc łaskoczącym skórę pędzelkiem pomiędzy boleśnie poobijanymi pośladkami prężącej się Brytyjki.
Tego było już za wiele. Brytyjka nagle odzyskała zdolność poruszania się. Obróciła się szybko i skoczyła ku swojej “pani” z zamiarem przewrócenia jej.
Niemniej Huai miała przewagę i zdołała bez problemu odskoczyć poza zasięg Brytyjki, nadal uzbrojona w trzcinkę uśmiechała się łobuzersko przyglądając dziewczynie.
- Powinnaś poćwiczyć cierpliwość. A ja powinnam cię skrępować.- skwitowała sytuację.
Carmen korzystając ze swojego wyćwiczonego ciała błyskawicznie znów znalazła się na nogach i teraz to ona zaczęła obchodzić Huai jak drapieżnik.
- Powinnaś... - przyznała z szelmowskim uśmiechem.
- I co teraz zrobisz?- pomachała jej trzcinką przed twarzą, pozornie obojętna na sytuację. Ciało miała jednak spięte i gotowe do ruchu, nawet jeśli pozornie się nie ruszała.
Brytyjka jednak nie odpowiedziała, tylko znów zaatakowała, tym razem by wytrącić z dłoni Chinki broń.
To… udało się. Carmen pochwyciła rękę Huai swoimi i zmusiła do upuszczenia broni, acz… wtedy właśnie Chinka zaatakowała. Sama pochwyciła za udo zaskoczonej agentki i naparła ciałem. Akrobatka nagle znalazła się na podłodze przygnieciona ciałem Huai i czując jak jej udo powoli ociera się o jej rozpalone pożądaniem podbrzusze.
Huai przytuliła się biustem, do piersi Carmen i pocałowała ją.
- Głuptasek z ciebie. Jak mogłaś złapać się na tą przynętę? Przecież wiesz, że w zwarciu, to ja będę miała przewagę.- podsumowała Huai przyglądając się Carmen, której obolała pupa ocierała się o podłogę, a łono o ciepłe udo samej Chinki.
Brytyjka prychnęła, ale nie potrafiła się złościć. Była na to zbyt podniecona. Zamiast odpowiedzi wpiła się w usta kochanki, wpychając język do jej ust i przywierając całym ciałem. Huai zaś nie miała na to odpowiedzi, sama całując zachłannie akrobatkę i tocząc szermierkę językiem. Ocierała się jednak znacząco udem o łono Carmen wzmagając apetyt na więcej.
- Poproś… - szepnęła czule po pocałunku, przyciskając ciało Brytyjki do podłogi.
Tym razem nie walczyła, tym razem chciała być tu gdzie jest.
- Proszę... - szepnęła zmysłowo, tuląc się do kochanki.
- Dobrze… spełnię twoje pragnienie.- powoli acz stanowczo wyswobodziła się z Carmen i wstała. Ruszyła powoli do szafki, by wyjąć z niej… twarde obsydianowe berło. Zabawkę o dużym rozmiarze i fallicznym kształcie. Coś co mogłoby sprawić Brytyjce ból przy podboju. Ale sadystyczny uśmieszek na twarzy Huai świadczył o tym, że brała to pod uwagę.
- Nadal… prosisz? - zapytała ironicznie.
Leżąc na podłodze Carmen aż się skrzywiła na widok potwora w rękach Chinki.
- Chcesz mnie wykończyć... - skomentowała, po czym dodała namiętnym szeptem - Pragnę cię. Jeśli to jest droga do tego, byś była przy mnie teraz... niech będzie. Proszę.
- Oj tam… wykończyć. Jeśli chcesz… możesz odmówić.- mruknęła Huai klękając między jej udami i językiem muskając wisienkę rozkoszy. Dreszcze przeszyły Carmen. Na razie przyjemności.
- Mówiłam już wszak. Nie oczekuj, że będę cię oszczędzać.- i rzeczywiście. Duży rozmiar intruza sprawiał, że ciało Carmen stawiało opór, acz… Huai nie była bezlitosna i powoli oraz z wyczuciem dokonywała podboju, łagodząc cierpienie subtelną pieszczotą języka.
Agentce nie pozostało nic innego, jak spróbować się rozluźnić, by z jękiem witać każdy kolejny centymetr intruza. Cały czas patrzyła przy tym w oczy pani kapitan, by ta mogła spijać jej emocje. Ta patrzyła się z uwielbieniem i pożądaniem z głową przytuloną do podbrzusza, językiem muskając wrażliwy punkcik Carmen, jedną dłonią nabijając kochankę na pal rozkoszy i bólu, a drugą sięgając między własne uda, by palcami doprowadzić się do tego samego stanu co Brytyjka. Powolny ruch obsydianowego intruza przynosił ból jak i przyjemność, sytuacja zaś była równie wyuzdana co absurdalna. Ale Huai wszak nie dążyła do przeżywania trywialnych doświadczeń.
Nienasycona natura Brytyjki dała też o sobie znać, gdy dziewczyna nawet nie do końca tego świadoma, szepnęła:
- Pragnę cię... usiądź na mnie... pozwól mi...wyssać twoje soczki. - poprosiła w amoku pożądania.
Huai przerwała na chwilę pieszczotę, nie wypuszczając jednak obsydianowego berła którym dręczyła i wielbiła zarazem ciało kochanki. Obróciła się zwinnie i przylgnęła łonem do ust kochanki. Jej dłonie zacisnęły się pewniej na owej zabawce i doznania bólu i rozkoszy stały się silniejsze, aczkolwiek… ciało Carmen już nieco przywykło do olbrzymiej obecności w swym intymnym zakątku.
Zatraciła się więc całkiem. Dała i brała rozkosz. Kiedy Huai sprawiała jej ból, podgryzała jej łono, co jednak w efekcie tylko bardziej obie kobiety nakręcało. Nie mając pojęcia ile ta zabawa trwała Brytyjka poczuła, że więcej nie zniesie, a jej ciałem targnął potężny spazm ekstazy. Także i Huai doszła z głośnym jękiem drżąc i ocierając się o kochankę z wyraźną przyjemnością.
- Przyznaję… okazałaś… się twarda.- powoli uwolniła podbrzusze kochanki od owego narzędzia “tortur” i wstała na chwiejnych nogach.
- Czas… pokaże czy naprawdę podobają ci się takie figle. Następnym razem cię skrępuję. Żebyś… się nie zdziwiła. - podeszła znów do szafki wyjmując z niej słoiczek i mówiąc.- Serum… wyleczy zadane ci otarcia i złagodzi ból. Wolisz sama zaaplikować, czy… ja mam?
Brytyjka uniosła się na łokciach i spojrzała półprzytomnie.
- Ty... - zdecydowała po chwili i znów położyła się na dywanie, łapiąc oddech.
- Zacznijmy od pupy. Będzie łatwiej. Potem… - uśmiechnęła się łobuzersko, kucając obok Carmen.
- Czy tego właśnie pragnęłaś? - zapytała.
Dziewczyna zastanowiła się, patrząc w sufit i poddając zabiegom Chinki.
- Ciężko powiedzieć. Po prostu... lubię twoje towarzystwo. Bez ceregieli, ale jednocześnie... czuję, że nie jestem dla ciebie jak powietrze. - Uśmiechnęła się. - I gadaj sobie co chcesz o tym.
- Wątpię by ktokolwiek traktował cię jak powietrze. Nie jesteś osóbką którą da się zignorować. - oceniła Huai masując pośladki dziewczyny i wcierając łagodzącą maść. Ciało się regenerowało szybko pod jej wpływem, a sam dotyk dłoni był przyjemny. A jeszcze… Huai miała wetrzeć maść w inne miejsce jej ciała.
- Co nie zmienia faktu, że zwykle niewiele osób poznaje prawdziwą mnie. Bez lukru, trochę... szorstką i... cóż, sama odkrywam swoje skłonności przy tobie. - Powiedziała, po czym dodała pytanie - Jak myślisz, co powie Yue na to, że my... a może jej mówiłaś już?
- Yue nie jest osobą zazdrosną o swe kochanki. Zresztą kiedy się z nią spotykałaś miałaś już swojego mężczyznę. Czy to zmieniało coś między wami?- zapytała retorycznie Huai, a Carmen przypomniała sobie detal, który teraz nabierał znaczenia.
“No i widzę, że wpadła ci w oko. Rozumiem to… lubisz dominujących kochanków. Niestety mnie uczono być trzciną, a nie dębem.”
Ona już wtedy wiedziała, że Carmen może poczuć miętę do jej kapitan straży.
Zarumieniła się na to wspomnienie.
- Nie chodzi o zazdrość, po prostu zastanawiam się... ona jest bardzo mądra i czuła, że my... w każdym razie jest to o tyle ciekawe, że wy dwie nie... prawda?
- Nie. Yue nie lubi przemocy w łóżku. Ja tak… ale czasem oglądała jak się bawię.- wyjaśniła Huai dając mocnego klapsa w pośladek dziewczyny. Zabolało, ale Carmen nie miała już otarć które mogły przenieść ten ból na całe ciało.
Prychnęła i podniosła się by usiąść.
- Dobra, dobra... idę sobie. - Powiedziała marudnie, wstając.
- Hej… nie skończyłam.- Huai popchnęła ją w kierunku łóżka.- Siadaj i szeroko nogi.
- Brzmi jak wstęp do kolejnej zabawy. - Zaśmiała się Brytyjka, ale usiadła posłusznie we wskazanym miejscu - Po prostu wiem, że “po” zwykle nie masz ochoty na towarzystwo.
- Nie skończyłam.- przypomniała Huai i tym razem sięgnęła palcami między uda kochanki. Ból z początku przeszył ciało Carmen, bo Chinka jej nie oszczędzała podczas zabawy, ale maść wcierana w obolałą kobiecość przynosiła ulgę. A szczupłe i długie palce Chinki potrafiły być delikatne… kiedy chciała by były.
Przez cały czas Carmen obserwowała ją, jej reakcje, gdy ogień zgasł.
Skupiona na swym zadaniu Huai nie okazywała emocji, z pietyzmem łagodząc otarcia maścią. Nie wydawała się czerpać z tego przyjemności, ale nie było na jej obliczu odrazy. Zupełnie jakby Brytyjka była małą dziewczynką, której bandażowała rozbite kolano. Co jednak nie zmieniało reakcji ciała samej Brytyjki, na pieszczotliwy dotyk długich palców w jej muszelce.
Z trudem stłumiła westchnienie. Bała się też cokolwiek powiedzieć, żeby Chinka nie przerwała nagle zajęcia. Poznając swój temperament w łóżku Carmen coraz bardziej uspokajała się. Nie była jedynie masochistką łaknącą tego, by nią pomiatano, raczej... lubiła nowości, była ciekawa, a jej zawód sprawiał, że szybciej otwierała się na ekstrema. Tak samo więc jak bolesne pieszczoty wcześniej, tak i teraz odczuwała przyjemność, gdy palce Huei dotykały jej delikatnie, prawie że czule.
Chinka wydawała się tego świadoma i ruchy palców robiły się coraz bardziej lubieżne. Przyjemność jaką dawała łagodząca otarcia maść mieszały się z fizycznymi doznaniami jej palców pieszczących z wprawą intymny zakątek Carmen.
- Gotowe.- narobiła apetytu i zostawiła niezaspokojoną. Huai miała jednak sadystyczną naturę, choć nie tak złowrogą jakby z pozoru się mogło wydawać.
Agentka brytyjskiego wywiadu przełknęła ślinę i poczekała aż ta spojrzy jej w oczy.
- I co... teraz? - zapytała, nie ruszając się.
- Teraz… powinnyśmy się ubrać, odpocząć, zrelaksować.- mówiła niewinnym tonem głosu, choć łobuzerski uśmieszek zdradzał fakt, że Huai dobrze wiedziała w jakim stanie jest Brytyjka.- Zbyt wiele czasu już ci zajęłam.
- Ja... myślę, że jednak wciąż mnie boli... może masz wiecej tej maści? - zapytała Carmen, uśmiechając się sztucznie.
- Obie wiemy że to nieprawda. Ale możesz… pokazać mi jak rozkoszne jest twoje ciało. Oczywiście oddając się przyjemności na moich oczach. Tak jak to robiłaś w aeroplanie. Tyle że… bez pomocy kochanka. Tym razem.- Huai odsunęła się i zajęła miejsce w wygodnym fotelu naprzeciw łóżka.
Na to jednak Brytyjka prychnęła i wstała. Ruszyła do drugiego pokoju, by się ubrać.
- Chyba ci jednak nie zależy... No nic, czas na mnie faktycznie. - Powiedziała pozornie obojętnym tonem.
- Wiesz dobrze, że nie dam sobą pogrywać. - przypomniała jej równie obojętnym tonem Huai wędrując spojrzeniem za oddalającą się arystokratką.- Nawet za cenę utraty przyjemności.
- Zatem zostanie nam apetyt na następny raz. - Powiedziała głośno Carmen z drugiego pomieszczenia, ubierając się. - Planujesz znów mnie uczyć niedługo? - zapytała z rozbawieniem.
- Prawdopodobnie nie. Wkrótce opuszczę Zurych.- wyjaśniła Huai wędrując spojrzeniem za Brytyjką.- Cała ta impreza dla finansistów też wkrótce się zacznie. Niemniej będzie trwała kilka dni, więc nie musisz się zjawić na jej początku.
- Wciąż nie dostałam oficjalnego zaproszenia. Czy... mam się go w ogóle nie spodziewać? - Brytyjka spojrzała pytająco na Chinkę, gdy zawiązywała gorset.
- Obawiam się, że nie… niestety Yue jedynie zapewnia rozrywkę na tej imprezie. Nie ma możliwości, by wprowadzić cię jako jedną z gości. Co najwyżej, jako jedną z panienek do towarzystwa. - wyjaśniła Huai nie przejmując się swą golizną i obserwując ubierającą się Carmen.
- No tak... - ta skończyła się ubierać i zaczęła zaplatać włosy, zerkając w lustro, przy którym wcześniej Huai okładała ją trzcinką. - Ale to w takim razie przydałaby się informacja gdzie jej szukać.
- Jeśli zjawisz się w Singapurze, Wężowa Księżniczka będzie wiedziała. Niewiele może umknąć spojrzeniu Yue w tym mieście.- wyjaśniła Huai.
- Ach tak... - Carmen uśmiechnęła się do swojego odbicia, po czym z wolna, zmysłowym krokiem podeszła do Huai. - Czyli kiedy ta impreza się zaczyna dokładniej?
- Za dwa dni zaczną się zjeżdżać i zlatywać do miasta. Teoretycznie wtedy powinna się zacząć, ale w praktyce jeszcze ze trzy dni trzeba będzie poczekać. Ci najbardziej…. zainteresowani wypoczynkiem z gości, już pewnie polecieli.- zadumała się bladolica.
- Zatem... do zobaczenia... - agentka pogładziła ją po podbródku, unosząc jeden z palców do ust kochanki i przejeżdżając po jej wargach.
- Do zobaczenia.- mruknęła w odpowiedzi Huai przyglądając się kochance i… Carmen miała wrażenie, że Azjatka nad czymś się zastanawia przyglądając jej. Niemniej oparła się owej pokusie i po chwili Brytyjka opuściła pokój kobiety.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline