Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 17:07   #326
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Elfi Śpiew - część pierwsza

Aalborg. Czwarte pod względem wielkości miasto królestwa Danii i drugie Półwyspu Jutlandzkiego. Port morski, siedziba biskupstwa luterańskiego i administracji Jutlandii Północnej. Na zachód od cieśniny Limfjord rozszerza się wspaniałe, podłużne jezioro o bagnistych brzegach. W jego obrębie znajduje się wiele wysp, stanowiących lokalną atrakcję. Na północnym zachodzie rozpościera się bagno Store Vildmose, a na południowym wschodzie Lille Vildmose. Pierwsze z nich zostało osuszone i przystosowane do rolnictwa. Największe duńskie torfowiska.
Obecnie Aalborg jest rozwijającym się ośrodkiem przemysłowo-handlowym. Produkcja cementu, stali, działające stocznie, zbierane zboża, łowione ryby - to największe okoliczne skarby. Dom dla ponad stu tysięcy ludzi.
Alice wysiadła z samolotu. Trzymała wzrok nisko, aby Tuonetar nie rozpoznała obcej ziemi. Jednak… jak długo mogła zatajać przed nią ten fakt? Czy to było w ogóle możliwe? Śpiewaczka ruszyła korytarzami lotniska i wyszła na zewnątrz. Duńskie słońce jasno świeciło nad jej głową. Czy zdoła zdobyć fragment ukrytej przez Alvara Aalta przepowiedni? Czas miał pokazać.


Harper starała się nucić w głowie piosenkę, by nie zwracać uwagi na język, w którym mówili ludzie naokoło. Na jej szczęście, na lotnisku porozumiewano się w wielu językach. Kiedy jednak wyszła na zewnątrz, wzięła głęboki wdech i podniosła wzrok, rozglądając się za postojem taksówek. Szykując się na okrutny atak bólu.
- Niespodzianka… - mruknęła do siebie (i Tuonetar) cicho pod nosem.
Bogini nic nie odpowiedziała. Bez wątpienia była świadoma sytuacji. Zdziwienie raczej jej nie sparaliżowało. Mimo to nie przemówiła. Jedynie cicho obserwowała. Z jakiegoś powodu brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony był równie straszliwy, co ewentualny atak bólu, jaki mogłaby przepuścić. No cóż, to już nie pierwszy raz, kiedy Tuonetar okazała się bierna w nieoczekiwanej sytuacji. Alice mogła zacząć się przyzwyczajać.
- Dzień dobry - rzekł kierowca, kiedy Harper otworzyła drzwi. - Gdzie panią zawieść? - zapytał neutralnym tonem.
Śpiewaczka przechyliła głowę witając się z kierowcą już po duńsku
- Witam, chciałam najpierw zapytac, czy przyjmuje pan euro? Jak nie, to najlepiej pod jakiś kantor, a potem do hotelu, najlepiej w pobliżu Kong Christians Alle - odezwała się spokojnym tonem.
- Przyjmę każdą walutę, jaką mi pani zaoferuje - mężczyzna poruszył lubieżnie brwiami. - A więc na Kong Christians Alle! - obrócił się w stronę licznika i przycisnął kilka przycisków. - Proszę wsiadać!
Harper nie ociągała się, po czym wsiadła do taksówki i zamknęła za sobą drzwi. Nie skomentowała w żaden sposób dwuznacznego tekstu mężczyzny i po prostu obserwowała widok za oknem, gdy ruszyli.
Wyjechali na główną drogę Thistedvej i ruszyli nią na południe. Wokół dominował monotonny, lecz przyjemny krajobraz zielonych lasów i łąk. Wydawało się całkiem spokojnie. Harper mogła uwierzyć, że przyjechała tutaj na wakacje. Brakowało jedynie jakiegoś agroturystycznego zajazdu po drodze. Jednak kierowca nie zatrzymywał się na odludziu, lecz mknął cały czas przed siebie w stronę miasta. Alice ponownie zaczęła czuć się senna. Jedynym urozmaiceniem okazało się pojedyncze rondo, którym przejechali. Thistedvej zdawała ciągnąć się w nieskończoność. Dopiero po dłuższym czasie zaczęły pojawiać się pierwsze zabudowania. Przedmieścia i rozsypane wzdłuż drogi domy. Te zgęstniały, aż wreszcie przeobraziły się w obraz miasta. Alice spoglądała na spieszących po chodnikach Duńczyków. Jednak straciła ich z oczu, kiedy taksówka skręciła w prawo i wjechali na most Vesterbro.
- I jak podoba się pani u nas w Aalborgu? - zagaił taksówkarz.
Alice mruknęła cichutko
- Cóż, jeszcze nie wiem, to mój pierwszy raz tutaj - odparła spokojnie i obserwowała ludzi, budynki, oraz zieleń miejską za oknem.
- Mam nadzieję, że nie ostatni! - taksówkarz nie czekał ani chwili z odpowiedzią.

Bez ustanku mknęli główną ulicą, przecinając Aalborg z góry na dół. Od zjazdu z mostu kierowca nie skręcił ani razu. Na szczęście korki zbytnio nie doskwierały duńskim ulicom.
- Co powie pani na Casa Corner? Jak nazwa wskazuje, tak lekko z języka angielskiego, znajduje się na rogu. Pani pozwoli, że uprzedzę kolejne pytanie. Bo jak mniemam, chciała pani zapytać, na rogu czego? Otóż na skrzyżowaniu dwóch głównych ulic naszego pięknego miasta. Kong Christans Alle oraz Vesterbro. Jestem przekonany, że pokocha pani ten ośrodek! - taksówkarzowi nie brakowało entuzjazmu.
Śpiewaczka zerknęła na mężczyznę
- Hm… Niech będzie Casa Corner w takim razie. Skoro stamtąd wszędzie tak blisko - podłapała jego entuzjazm i uśmiechnęła się lekko. Znów za moment wróciła spojrzeniem na widok za oknem.
Mężczyzna skręcił na dużym skrzyżowaniu i zajechał na zielony parking. Wspomniany przez niego ośrodek okazał się nie hotelem, lecz prawdziwą, barokową posiadłością. Ogromne domostwo otaczał dość spory ogródek, biorąc pod uwagę świetną lokalizację. Niby niedaleko centrum, a można było uwierzyć, że Casa Corner znajdowało się gdzieś daleko, kompletnie na uboczu.


- I jak? - zapytał taksówkarz. - Trafiłem w gusta?!
Harper lekko rozchyliła usta, po czym je zamknęła
- O matko… Jaki cudowny… - powiedziała szczerze zszokowana. Kiedy ostatnio miała okazję oglądać coś tak pięknego i ze spokojem, po prostu móc nacieszyć się widokiem. Chyba nad jeziorem Bodom…
- Ile za przejazd? - zapytała, otwierając torbę, by wygrzebać stamtąd euro.
Mężczyzna wskazał jej palcem sumę podaną na wyświetlaczu. Alice posiadała wystarczającą kwotę.
- Słyszy pani tę muzykę? Czyżby to były elfy? - zapytał.
Alice została zaskoczona takim stwierdzeniem. Elfy? Haltije? Co? Podała mu odpowiednią sumę w euro, po czym rozejrzała się, szukając owego dźwięku
- Elfy? - zapytała zdumionym tonem.
- To pani nie wie? - taksówkarz wydawał się zaskoczony. - Nasz Aalborg to magiczne miasto.
Przyjął od Alice kwotę, po czym otworzył drzwi. Dopiero wtedy śpiewaczka usłyszała mesmeryzujący dźwięk gitary. Nie była pewna, czy był to tylko jeden instrument, czy też może więcej. Jednak wtem dołączył się do niego słodki, męski głos. A potem kolejny, idealnie zgrany w unisono. Harper rzeczywiście mogła uwierzyć, że to elfy wyśpiewywały kolejne takty.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=YR4TDBXebWc[/media]

Rudowłosa słuchała chwilę, po czym zerknęła na taksówkarza
- Jest jakaś legenda o tym? - zapytała zaciekawiona.
- O tym śpiewie? - zapytał taksówkarz. - Istnieje baśń, że jedynie najpiękniejsza i najodważniejsza niewiasta jest w stanie go usłyszeć. Ale to tylko wtedy, jeżeli pokieruje ją człowiek o duszy czystej niczym łza i sercu bijącym mocniej niż trzęsienie ziemi - uśmiechnął się. - Mówię o sobie, rzecz jasna - dotknął dłonią piersi.
Alice uniosła brew, po czym zaśmiała się lekko
- Fascynujące. Ciekawe. Będę tu chwilę, jeśli takowe usłyszę i jeszcze kiedys pana spotkam, to na pewno opowiem - zażartowała
- Dziękuję bardzo za podwiezienie i tę fascynującą ciekawostkę - powiedziała, po czym wysiadła z taksówki. Rozejrzała się, biorąc wdech, po czym zastanowiła gdzie powinna pójść. Od razu do hotelu? A może posłuchac kto to gra? Nie wiedziała, czy jeśli teraz położy się spać, to złapie Kirilla, postanowiła poczekać jeszcze trochę i ruszyła zobaczyć kto to śpiewał i grał.
Taksówkarz skłonił się i odjechał, zostawiając śpiewaczkę samą. Ruszyła za śpiewem. Stopy wydawały się same ją prowadzić do celu. Melodia hipnotyzowała i wprawiała w dobry nastrój. Zaczęła odczuwać przejmującą potrzebę, aby dołączyć się do śpiewu. Błądziła wśród drzew, krzewów i traw. Powietrze, niezwykle świeże jak na miasto, nosiło z sobą słodką woń kwiatów. Alice poczuła się przez chwilę zamroczona. Wcześniej Tuonetar zaatakowała ją bólem. Czy to możliwe, że odcisnęła jakieś trwałe piętno na jej nerwach i zmysłach? Harper zaczęła się gubić w ogrodach Casa Corner niczym Alicja, która nieroztropnie podążyła za białym królikiem. Męski śpiew zdawał się z niej drwić. “Słyszysz mnie tak wyraźnie, a nie potrafisz dojść do mojego źródła”, mówił.

Rudowłosa westchnęła i przytknęła dłoń do głowy, jakby to miało jej pomóc w odzyskaniu koncentracji. Wzięła kolejny głęboki wdech i skupiła się, by namierzyć stronę z której nadchodziła dokładnie melodia. Ruszyła tam, ponownie. Uparcie chcąc dowiedzieć się teraz, kto to potrafił wysyłać emocje w swojej melodii w taki sposób, by aż człowieka oczarować. Ona sama uczyła się tego i w odpowiednich pieśniach i nastroju również to potrafiła, jednak… Mężczyznom przychodziło to niekiedy trudniej. Była więc bardzo ciekawa.
Ujrzała duże, rozłożyste drzewo. Dąb wydawał się niezwykle gruby i wysoki, co sugerowało jego wspaniały wiek. Rozłożyste gałęzie delikatnie kołysały się na wietrze. A może tańczyły do muzyki, śpiewaczka nie była pewna. Podeszła bliżej. Spostrzegła trzech mężczyzn. Zdawali się mniej więcej w jej wieku. Wyglądali dość podobnie, mogli być rodzeństwem. Blond włosy, jasna cera, smukłe ciała, szlachetne rysy twarzy. Najpiękniejszy zdawał się najstarszy. Odziany był w czarne spodnie i czarny golf, który kłócił się ze wspaniałą pogodą. Żaden z nich nie przerwał śpiewać, choć bez wątpienia spostrzegli Alice.
Harper przez sekundę poczuła się… jak w baśni.
Stary dąb, pod którym siedziało trzech przepięknych młodzieńców, śpiewając.
Kołysali naturę, czy wabili? Byli podróżnikami, czy elfickimi książętami zaklętymi w ogrodach tego miejsca?
Rudowłosa nie miała pojęcia. Stała, urzeczona ich śpiewem i nic nie mówiła. Nie chciała im przerywać, a także naruszać ich spokojnej oazy swoją obecnością, tak więc pozostawała od nich w pewnej odległości. Zmartwiła się zaraz, że może chcieli pozostać tu sami, a jej przybycie było jakimś faux pas, wtargnięciem w prywatną sferę. Postanowiła, że posłucha do końca ich piosenki, pochwali i pójdzie w swoja stronę. Przez chwilę jednak chciała być zagubiona postacią w tym świecie z baśni, więc stała i słuchała, nieświadomie i leciutko bujając się do dźwięków gitary.
O ile wcześniej śpiew zdawał się rozbrzmiewać tak po prostu, to teraz tak jakby został wycelowany w Alice. Jak gdyby trójka młodzieńców śpiewała do niej… lub na nią. Rytm piosenki, złożonej z jednej ciągle powtarzanej sylaby, przyspieszył. Jednak nie znienacka, lecz powoli, zdradziecko. Był coraz szybszy i szybszy, a Alice kompletnie straciła poczucie czasu. Odniosła wrażenie, że nuty próbują przejąć kontrolę nad jej ciałem. Opleść ją niczym linki marionetkę. I zacząć tańczyć. Coraz prędzej i intensywniej, aż śpiewaczka padnie bez życia na trawę.

To wywołało w Alice dziwny skurcz strachu. chwileczkę, chwileczkę. Melodia, jakkolwiek nie najpiękniejsza… Nie mogła przejąć nad nią kontroli. To ona przewodziła nuta, nie one jej. Zbyt wysoko ceniła sobie swe umiejętności śpiewackie, by dać się pochwycić zwykłemu ‘lalala’. Co więcej, już coś ‘próbowało’ przejąć kontrolę nad jej ciałem. Nie potrzebowała następnych chętnych. Bujanie jej ciała ustało, kiedy Harper cała zesztywniała. Rudy uparciuch stała i słuchała dalej, nie pozwalając sobie jednak na ponowne, tak głębokie zatracenie w ich melodii. Spojrzała w górę, na kołyszące się gałęzie drzewa. Chciałaby tu zostać i posłuchać, może nawet pośpiewać z nimi, ale w końcu ten piękny baśniowy moment będzie musiał ustąpić brutalnej, zimnej rzeczywistości.
Śpiew i gra urwały się nagle i niespodziewanie. Mimo to czar zdawał się ciągle rozbrzmiewać. Okazało się, że cisza potrafi być równie magiczne. Alice walczyła z urokiem. Czy wygrywała? Być może. Jednak… to nie znaczyła, że przestała go odczuwać i być pod jego wrażeniem.
Najstarszy z mężczyzn wstał i podszedł do Harper. Wyciągnął rękę.
- Witaj - rzekł. Jego głos okazał się równie aksamitny, co śpiew. - Nazywam się Emerens. Kim jesteś?

 
Ombrose jest offline