Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 17:08   #327
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Elfi Śpiew - część druga

Rudowłosa przyglądała mu się, kiedy podszedł. Automatycznie wręcz podała mu dłoń, dopiero po sekundzie orientując się, że to zrobiła. Zerknęła w dół, a potem znów w górę, spoglądając mu w oczy
- A… Alice - przedstawiła się krótko. Po czym przełknęła ślinę i uśmiechnęła się lekko
- Przepraszam, usłyszałam wasz śpiew, a sama śpiewam i byłam po prostu ciekawa. Nie chciałam przeszkadzać - powiedziała zaraz przechylając lekko głowę na bok.
- Nie wiem jak moi bracia, ale ja myślałem, że do nas dołączysz - odparł mężczyzna. - Jednak rzeczywistość nie jest baśnią, czyż nie? - uśmiechnął się, jak gdyby żartował. - Jesteś z Aalborg?
Alice uniosła brew
- Szczerze? Przez chwilę też miałam takie wrażenie… Że za moment do was dołączę, ale z uprzejmości się powstrzymałam - powiedziała uprzejmie. Zaraz mruknęła cicho
- Nie. Dopiero co tu przyleciałam i rozważałam pozostanie w Casa Corner póki nie załatwię tu spraw - odrzekła szczerze, ale nie tłumacząc za wiele. Uśmiechnęła się szerzej
- Zabawne… Taksówkarz zasugerował mi, że może jesteście elfami. To tak apropo baśni… - powiedziała i znów zerknęła na drzewo pod którym stali. Gałęzie dalej się kołysały? Była ciekawa. O dziwo przestały. Lecz z drugiej strony strony wiatr również przestał wiać. Czy to cokolwiek oznaczało? Zapewne nie.
Śmiech Emerensa był, jak można było się spodziewać, perlisty i urokliwy.
- My, elfami? - pokręcił głową. - Szpiczaste uszy bez wątpienia nie są jedną z naszych deformacji - zaśmiał się.
Jego bracia w ciszy spoglądali na Alice. Kiedy zwróciła na nich wzrok, nagle wydali jej się jeszcze piękniejsi od Emerensa, choć zdawali się mieć mniej charakteru od niego.
Alice zignorowała fakt, iż wiatr ustał. słuchała go i gdy się zaśmiał, sama do niego dołączyła. Nie dziwiło jej, że jego śmiech był melodyjny, w końcu sama była w posiadaniu takiego. Kiedy jednak zerknęła i na jego braci, dostrzegając, że zdawali jej się jeszcze ładniejsi, trochę ogłupiała. Przecież zaledwie momenty temu wydawało jej się, że to Emerens był najprzystojniejszy, czy jej wzrok robił jej figle? Zamilkła zadziwiona, po czym pokręciła głową i znów zerknęła na mężczyznę przed sobą
- Em. Tak… więc… Skoro nie jesteście elfami, to ciekawi mnie… Od dawna uczyliście się śpiewu? - zapytała chcąc utrzymać rezon w rozmowie.
- Uczyli? - powtórzył jeden z braci
- Naprawdę? - zawtórował drugi.
Emerens zmrużył oczy, jakby lekko wstydził się z powodu swoich towarzyszy.
- Uważamy, że śpiewu nie da się nauczyć. Tak samo jak nie można komuś pokazać, jak powinno się odczuwać. Albo jesteś tego rodzaju człowiekiem, albo nie trafia to do ciebie. Być może z tego wynikają nasze techniczne niedoskonałości… ale nigdy nam nie zależało na perfekcji. Ona się nie liczy - Emerens dodał. - Znasz melodię. Może ty spróbujesz ją zaśpiewać? - to zabrzmiało, jakby rzucił jej wyzwanie.
Harper uśmiechnęła się znowu.
- Podoba mi się wasze spojrzenie. Zwłaszcza, że naprawdę wspaniale śpiewacie - pochwaliła ich. Kiedy Emerens rzucił jej swego rodzaju wyzwanie, Alice aż zasznurowała wargi na moment. Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się
- Hmm, dobrze. Mogę spróbować - powiedziała, dając się podejść i wplątać w tę małą grę. Przymknęła na sekundę oczy, by pozwolić melodii gitary popłynąć w swoich myślach. By po chwili zacząć śpiewać.
Jej głos brzmiał dużo lżej, sopran melodyjnie rozchodził się po ogrodach. Wykonywała tę pierwotną, wolniejszą melodię, mając spojrzenie skupione gdzieś wśród kwiatów pobliskiego krzewu. Głównie dlatego, że jej umysł, meandrował i bawił się w nutach piosenki. Alice kochała muzykę, dlatego zawsze dawała z siebie wszystko na przedstawieniach. Chcąc nie chcąc, jej wykonanie tej melodii zdradziło jej odczucia.
Było tam dużo zagubienia i smutku. Tęsknoty i żalu. A jednocześnie nadziei i siły. Jakby w najciemniejszą burzę, przebijał się promyk słońca między kotłującymi kłębami chmur. To właśnie była ta melodia wykonana przez Alice w jej własnym duchu.
Wnet gitary włączyły się do jej śpiewu, akompaniując głosowi. Wykonywała kolejne zwrotki prosto z serca. Kiedy wreszcie dokończyła melodię, ponownie zogniskowała wzrok na Emerensa, który stał najbliżej. Lekko rozwarł usta, spoglądając uważnie na Harper.
- Kim jesteś? - zapytał, po czym żachnął się i splótł ramiona. - Nie… kim ty jesteś? - zapytał, wwiercając w nią spojrzenie. Zapewne nie oczekiwał od niej żadnej zwyczajnej odpowiedzi… czy też może raczej, oczekiwał, że jej odpowiedź będzie niezwykła.
W oczach Alice zaigrały delikatne iskry zabawy, gdyż wyraźnie teraz to ona urzekła kogoś swoim śpiewem
- Nie elfem - odparła leciutko drwiąc, ale w uprzejmy sposób.
- Na pewno nie - Emerens zgodził się. - Inaczej byłaby w tym tylko radość. Lecz prócz niej… usłyszałem smutek. Obie te emocje. Nie jesteś elfem - mężczyzna pokręcił głową. - Upadłym aniołem, już prędzej. Wybacz mi to określenie - dodał, uśmiechając się lekko. - Światło skalane mrokiem. Czy to zabrzmi lepiej? A zresztą - machnął ręką, po czym obrócił się i ruszył z powrotem do braci. Najwyraźniej Alice wywołała w nim najróżniejsze emocje, z którymi nie do końca potrafił sobie poradzić.
Mężczyzna trafił w dziesiątkę, bowiem mina alice lekko zgubiła maskę pogody i jej głębokie zamyślenie i zmartwienie przez krótką chwile były jak najbardziej widoczne
- Nie przejmuj się, nie jesteś pierwszym, kto nazwał mnie w tym tygodniu upadłym… I masz rację. Mam w sobie i światło i mrok, który je kala… - odpowiedziała w zamyśleniu. Nagle jakby oprzytomniała i uniosła na nich spojrzenie.
- Także… Nie chcę wam dłużej przeszkadzać. Pójdę już… - powiedziała trochę zbita z tropu swoja własną szczerością i wyznaniem, a także reakcją Emerensa na to wszystko.
- Gdzie zamierzasz iść? - zapytał mężczyzna. - Pytam, abyś nie zabłądziła.
- To byłoby niefortunne - mruknął jeden z braci.
- Kompletnie niepotrzebne - dodał drugi.
- Zdaje się, że zgadzamy się - Emerens skinął głową.
Spoglądał na Alice. Harper kuliła się w sobie pod naporem jego spojrzenia. Ale to nie dlatego, gdyż było szczególnie ostre, lub przejmujące. Bardziej… zdawało się prześwietlać ją na wylot. Kobieta odniosła wrażenie, że niechcący kompletnie odsłoniła się przed Emerensem, śpiewając jego melodię. Sposób w jaki ją wykonała, płynący z głębi jej duszy sprawił, że nic nie mogło ukryć się przed jego wzrokiem. Całkowicie poznał ją, a do tego wystarczyło jedynie kilka taktów piosenki oraz sposób, w jaki ją z siebie wydała.
Rudowłosa instynktownie to wyczuła. Że oto zdarła przed nim o jedna maskę za dużo. Przed kimś zupełnie obcym. Poczuła się stłamszona i zagubiona. Spojrzała w stronę Casa Corner
- Myślałam… O pójściu do recepcji i zarezerwowaniu sobie pokoju - powiedziała szczerze, ale w jej tonie kryła się jakaś nuta niewinnego niepokoju, który niczym zdradziecka pomyłka w wykonaniu muzycznym, dla znawcy muzyki, była aż nazbyt slyszalna.
Oczywiście, Emerens ją wykrył.
- Przepraszam, czasami bywam nazbyt intensywny - wziął pod rękę i skierował w stronę drzwi frontowych. Spojrzał za siebie, ale jego bracia najwyraźniej nie chcieli im towarzyszyć. - To moja słabość, przyznaję. Czasami jestem tak dumny z mojej przenikliwości, że rzucam nią ludziom w twarz. Przez co czują się zmieszani. To moja ułomność. Co to może znaczyć? - mruknął, wyginając usta w półuśmiechu. Zdaje się, że drwił, ale z siebie. - Pewnie chcę, żeby ktoś mnie pochwalił za tę bystrość - spojrzał na Alice. - Czy mogę liczyć na ciebie w tym względzie?
Alice zerknęła na niego
- Sądze, że to nad wyraz doskonała empatia pozwala na dostrzeganie takich rzeczy. Wspaniała to zdolność. Jednak i groźna broń, jeśli byś tylko miał taką wolę - powiedziała co sądziła na ten temat, chwaląc go tak jak chciał, ale nie omieszkając powiedzieć z serca, co na ten temat myśli. Obserwowała budynek, do którego zmierzali.
- Być może - mężczyzna przyznał. - Ale nie jestem wojownikiem, nie pragnę nikogo zniszczyć. Jestem jedynie skromnym synem właścicieli tego obiektu. Którzy, jak się składa, są poza miastem. Dlatego też… witam panią w Casa Corner, droga pani… - zwrócił na nią wzrok.
Śpiewaczka popatrzyła na niego oniemiała. Milczała nie mogąc sobie chyba przypomnieć jak się mówi. Byli tymczasowymi zastępczymi właścicielami tego miejsca, które należało do ich rodziców. Co za niesamowicie, boleśnie wręcz bajkowy obraz. Nie powiedziała nic, aż do momentu jak weszli do środka, ktory zrobił na Harper kolejne piorunujące wrażenie, aż jej lekko usta zadrżały. Oh jak ona lubiła taki domowy wystrój. O jego pytaniu przypomniała sobie przy kontuarze recepcji
- Prze… Przepraszam. Rozkojarzona dziś jestem. Panno… Alice Harper - przedstawiła się odruchowo nie pseudonimem misji, tylko prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Złapała się na tym, ale stwierdziła, że IBPI i tak się do niej teraz nie przyznaje, więc nie musiała się trzymać procedur.
Poprowadził ją za kontuar recepcji. Siadł przy biurku. Wyciągnął formularz z jednej z szuflad. Podparł głowę, spoglądając na niego niechętnie. Wyciągnął prawą dłoń po długopis i westchnął.
- Czy to konieczne? - mruknął, kartkując spięty plik kartek. - Nigdy nie byłem zwolennikiem biurokracji.
Alice zerknęła na formularz zaciekawiona
- Jeśli chcesz, mogę wypełnić go później w pokoju i przynieść skończony - zaproponowała uprzejmie i uśmiechnęła się do niego.
- O ile nie masz nic przeciwko - Emerens odparł. - Pytają tutaj o miejsce zamieszkania i inne tego typu suche informacje. Co zamierzasz wpisać jako upadły anioł? - uśmiechnął się, żartując. - Być może lepiej w ogóle zataić twoją obecność przed moimi rodzicami.
Alice uniosła brew i zaśmiała się
- Szczerze, to by było bardzo wygodne, ale widzisz. Jak potem twoi rodzice wytłumaczyli by napływ pieniędzy za pokój ze źródła, które nie istnieje? - zapytała rozbawionym tonem i sięgnęła za kontuar by wyjąć mu z rąk formularz, zaciekawiona co tam znajdzie. Wszystkie zwyczajne, lecz wyczerpujące pola pragnące informacji na temat Alice.
- Być może nigdy nie dowiedzieliby się o nim - Emerens uśmiechnął się. - Podobnie jak urząd skarbowy - zawiesił głos. - Ale to tylko propozycja - spojrzał na nią urokliwie.
Alice zerknęła jeszcze raz na formularz, po czym na mężczyznę i westchnęła
- Cóż to za właściciel, co to pragnie olewać swoją papierkowość - odłożyła jednak papier na kontuar, kapitulując.
- W takim razie czy dostanę mój klucz do pokoju? - zapytała zaraz, zmieniając temat z formularza.
- A jaki jest pani ulubiony numer? - zapytał Emerens. - Proszę powiedzieć. Bez obaw, nie wywróżę z niego nic więcej na temat pa.. panny.
Nachylił się bezczelnie w stronę Harper, spoglądając jej głęboko w oczy.
- Trzy - odpowiedziała swobodnie Alice, choć tylko siląc się na tę swobodę bo w duchu znowu czuła się przez niego zduszona. Lekko cofnęła głowę, nie mogąc wytrzymać i spoglądając w dół, odgarnęła pofalowane pasmo za ucho.
- Trzy? - Emerens powtórzył. - Jak dla mnie to o jedno za dużo. Najbardziej lubię dwa - dodał, nie precyzując, co dokładnie ma na myśli, po czym podał Alice klucz opatrzony wypowiedzianą przez śpiewaczkę liczbą. - Proszę się rozgościć. Jak długo planuje pani u nas zostać? I zanim zapomnę… czy zechce pani również wykupić śniadania? Przyrządzają je naprawdę świetni kucharze.
Alice pomyślała o czymś
- To zależy czy lubi się pary, czy nieparzyste liczby - odparła enigmatycznie
- Póki co wykupię pokój do jutra, czas mnie goni. I oczywiście, że ze śniadaniem - powiedziała pogodnie. Szczerze powiedziawszy, to teraz również była głodna
- W sumie to gdzie tu znajdę coś co mogę zjeść? - zapytała zaraz, apropo tematu.
- Proszę zapytać kucharza - odpowiedział Emerens.
Rudowłosa zerknęła w bok na tabliczkę wskazująca w którą stronę powinna udać się by znaleźć w kuchni, czy też w jadalni, po czym wróciła spojrzeniem znów do Emerensa
- W takim razie dziękuję ci za pomoc. Pozwól, że rozgoszczę się nieco - powiedziała pogodnie i ruszyła w stronę, gdzie powinien według tabliczek znajdować się jej pokój. Serce jej łomotało i myślała, że jak spędzi z tym człowiekiem jeszcze chwilę dłużej, to jakiś termometr w jej umyśle eksploduje.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline