Ciemność i mróz, a w nim echo dawnych, szczęśliwych i zdecydowanie cieplejszych czasów. Przytwierdzane do ściany uśmiechało się kusząco do De Luci jej własna twarzą, a ona odwzajemniała grymas. Pamiętała tą sesję, agent namówił ją do promocji markowego alkoholu, którego nazwy nie zapamiętała. Całość odbywała się w studiu, plażę, słońce i resztę smaczków dorobiono komputerowo - magia współczesnej reklamy.
Szkoda, że nie mogła zamienić się z samą sobą widniejącą na plakacie. Ta druga nie zamarzała żywcem, z trudem już poruszając rękoma i nogami. Tyle dobrego, że udało się jej znaleźć kubki termiczne. Ledwo wyłuskała jeden z szafki, uruchomiła ogrzewacz, ciesząc się z delikatnego ciepła, przywracającego czucie w skostniałych palcach. Drugim uśmiechem losu były bluzy i swetry. Blondynka narzuciła na siebie trzy warstwy wiedząc, że nie umywa się to do kombinezonu, ale i tak poczuła się lepiej.
Prawie tak dobrze, że na widok zakrwawionych drzwi jedzenie nie podjechało jej do gardła. Z kubkiem w dłoniach i latarką w zębach weszła do ciemnej przybudówki, świecąc po ścianach. Gdzieś musieli mieć zapasowe mini ogniwa, chociaż jedno. Awaryjne. Gdyby je znalazła, mogłaby sprawdzić najbliższą sieć i plany. Stan magazynów. Znaleźć odpowiedź jak daleko w czarnej, kosmicznej dupie się znalazła.
Jedzenie stygło - nim więc postanowiła zająć się w pierwszej kolejności. Zakutana w stertę ubrań, kucnęła w kacie aby zminimalizować stratę ciepła. Myślami wybiegała wprzód. Nie znajdzie ogniwa, ruszy dalej, szukać szczęścia w maszynowni., Chyba nie było już daleko.
Chyba...