| Wieczór po przejściu przez portal, Baza Zero
Znajomy skądś głos przykuł uwagę Arthura. Spojrzał na legionistę z imponującym zarostem na twarzy. - Kogóż to moje oczęta widzą? Konował you son of a bitch! - Dłonie mężczyzn zacisnęły się w żelaznym uścisku rodem z Predatora. - Ostatnio to walczyliśmy chyba wspólnie przeciwko bojownikom islamskim w Mali. Gdzie żeś się podziewał przez ten czas? - Arthur uśmiechnął się szczerze widząc ze sobą na misji kolejną znajomą gębe.
Kapral Flanigan potrząsnął trzymaną go dłonią, nie ustępując w sile zacisku palców. Chcąc nie chcąc wyszczerzył się i skinął do mężczyzny. - Czołem, Blondi - odparł żywo. - Ciężko o tym zapomnieć, chorąży - dodał, puszczając rękę. - Zrzucili mnie miesiąc temu do Gujany Francuskiej. Pewnie pamiętasz to piekiełko z czasów kaprala - dopowiedział, uśmiechając się przy tym szczerze. - Chłopaków kojarzysz? - Chorąży wskazał na legionistów stojących wokół. - Francesco, Dada, Adam, Yong, Aakash i kilku innych, z którymi nie miałem jeszcze okazji pogadać. - Wskazał swoją drużynę i trochę lekceważąco kilku innych chłopaków w tle. - Jak to mówią… stare kurwy nie chcą zdychać - zagaił Erick, szczerząc się do swoich kolegów. Przywitania nie trwały jednak długo, bowiem legioniści mieli co robić. Poranna odprawa dla legionistów, Baza Zero
Major McClesfield zebrał z samego rana 15 legionistów, którzy mieli ubezpieczać cywili w wymarszu do Bazy Pierwszej. Arthur i Erick mieli okazję poznać przewodników, Dave wyglądał na gadułę, Rainbow wolał milczeć z godnością. Był też czas na poznanie 6 innych legionistów.
- Widzę chorąży, że część podkomendnych już znasz - major patrzył na wszystkich wzrokiem nie zdradzającym co myśli o Higginsonie i jego wesołej gromadce. - Do dyspozycji macie jeszcze sześciu legionistów, z którymi jeszcze nie pracowaliście: Sullivan, Dunn, Soderbergh, Gustin, Busbee, Trinkle. - Wymienił ich nazwiska wskazując na każdego skinieniem głowy. - Oni wszyscy będą należeć do pana stałego składu. Natomiast Mayers i Karger robią tu za przewodników. Po dotarciu na miejsce, wraz z rodziną Durandów, tych od koni, na drugi dzień wraca. Wy natomiast zostaniecie w Bazie Pierwszej tak długo, aż nie zmienią się plany. Wszyscy poza wspomnianą piątką jesteście tu pierwszy raz. Na miejscu zostaniecie wprowadzeni we wszystko. Niestety łączność z bazą jest ograniczona do meldunków, jakie przekazuje ekipa transportowa raz na trzy dni. Jesteście tam zdani na siebie i wy, chorąży, jesteście odpowiedzialni za bezpieczeństwo wszystkich ludzi tam się znajdujących. Ale tego chyba nie muszę przypominać - McClesfield wbił spojrzenie w twarz Arthura.
- Tak jest majorze, zrozumiano, a co z ludźmi, którzy się nie dostosują lub będą zagrażać bezpieczeństwu misji lub powodzeniu projektu GATE-Paris? Mam na myśli w głównej mierze cywilów, których eskortujemy.
- Wiadomo, nie cackać się. Nie powinno jednak być takich incydentów, bo po to pracował cały sztab psychologów i psychiatrów, by uniknąć zagrożenia z wewnątrz. Całkiem dobrze im wyszło. - Major skrzyżował ręce przed sobą, a na jego twarzy po raz pierwszy pokazały się jakieś emocje. A mianowicie miał skwaszoną minę. - Tak dobrze, że udało się nawet przesiać nasze szeregi i wywalić za kraty szpiega na usługach chinoli. Poza tym sami żeście świetnie się spisali z programem szkoleń, który nadal jest kontynuowany. Słyszałem, że awans za to dostaliście. Gratuluję - skinął mu głową.
- Oh, kazano mi po prostu być kreatywnym i zaskoczyć ich tak, aby popuścili w gacie. - Zbył szczerością niezręczne gratulacje. - Komu mamy się zgłosić w Bazie Pierwszej? Kto nią dowodzi z Legionu?
- Podchorąży Maelstrom. Już tam pana wyczekuje - odpowiedział McClesfield.
- Tak jest, według rozkazu - Arthur zasalutował kończąc wymianę zdań
Później do odprawy dołączył Philippe Eluard i 10 cywilów. Arthur przedstawiony przez majora jako dowódca wyprawy wstał, aby każdy zdążył go zapamiętać. Chwycił także za czapkę, aby nią machnąć w powitalnym geście, ale nagle się opanował, bo nie chciał rozwiać przed majorem swoich bujnych włosów złożonych w misterny kok.
W końcu padł rozkaz do wymarszu i Arthur mógł wydać stosowne rozkazy co do szyku bojowego, którym mieli się poruszać. Zgodnie z poradami przewodników zbili się w małe grupki osłaniające cywili i konie transportowe. - Eric trzymaj się blisko, chcę usłyszeć jak tam było w Gujanie - Gdy dotarli do wyjścia głowy żołnierzy jak na sygnał uniosły się nieznacznie do góry. - Akumulatory, a teraz materiały wybuchowe na suficie. Dranie pomyśleli o wszystkim, jak wcisną zdalny detonator to pewnie rozwali pół świata, jak na jakimś anime - zagadnął wesoło do towarzyszy. - Mokro jak u Tajwańskiej prostytutki, chorąży. A kiedy myślisz, że już ją okiełznałeś, to tu nagle chuj - odparł Erick, maszerując u boku Arthura. W obecności swojego przełożonego wydawał się bardziej wygadany i rozluźniony, ale nie wpływało to na jego czujność. Co rusz łypał spojrzeniem na prawo i lewo, jakby wypatrywał zasadzki. - Nie byłoby tak źle, gdyby nie ci spedaleni sierżanci, którzy paradują co najmniej jak jebani majorzy. W takich chwilach tęskni się za takim animozjebem jak pan, panie chorąży - dodał z przyjaznym uśmiechem, jednocześnie klepiąc mężczyznę w ramię. - Wiesz, wojnę zawsze wygrywają zjeby, a animozjeby nawet awansują, aby było ich stać na Pretty, Pretty Sailor Girl 3. Kurczę, jakbym wiedział, że mają tu elektryczność to bym zabrał PSP czy coś. - W sumie racja. Nikt normalny nie pakowałby się w to gówno - mruknął niepocieszony Eric. - Ale koniec końców jesteśmy braćmi i cały świat może nam obciągnąć fiuta. Tobie, Blondi, to nawet jakaś laska z kreskówki - zaśmiał się i mrugnął do przełożonego. - Kurwa, ta sytuacja jest tak pojebana, że aż chce mi się śmiać. Obiecaj tylko, że nie pochowacie mnie na tym zadupiu, co? - Pochowamy? Co ja bez twojej żałosnej dupy tu pocznę Konował? Znajdę jakiegoś nekromantę, żebyś z nami chodził jako jakiś upiorny szkielet sługa lub znajdę jakąś walkirię, by cię wskrzesiła jako jaszczurołaka czy coś. Nie martw się stary, szefu ma wszystko obcykane we łbie. - Arthur poklepał się kilka razy dosyć mocno po głowie. Jakby siła klepnięć miała świadczyć o sile i zaangażowaniu w jego przyszłe awaryjne plany. - Polegam na tobie jak zawsze - odparł pół żartem pół serio. Następnie odetchnął głębiej, jakby rozmowa z chorążym jeszcze bardziej go odprężyła i już w ciszy kontynuował pochód.
Podczas przemarszu Arthur rzucał okiem raz po otoczeniu, raz po ludziach. Kilku cywili wydawało się już trochę wyczerpanych, czyżby był dla nich zbyt pobłażliwy na szkoleniu w Laudun? Może będzie trzeba ich trochę przycisnąć fizycznie w najbliższych dniach? Arthur wyjął notatnik i zrobił krótkie, satyrystyczne szkice Leokadii kolorowłosej, Mikaila przy którym postawił znak równości odnoszący się do Clauda. Czyżby bracia, gęby podobne, zarost i długość włosów podobne, nawet styl ubierania się podobny. Hmmm, klony! Albo inwazja z kosmosu! Zaraz potem padło na Jacqueline, zaciśnięte usta, zadarty nosek i spojrzenie strzelające sztyletami. Panie i panowie przed wami królowa lodu! Mam tę moc, mam tę moc, sama spędzę tu bez chłopa noc! Alexis, wyglądała znowu jak Laura Bailey, aktorka użyczająca głosu postaciom w anime i grach. Xavier kojarzył się jako miłosne dziecko Lokiego i Nathana Drake. Po kilku chwilach Arthura z zamyślenia wyrwał głos przewodnika nakazujący przerwę w marszu. Higginson szybko wyznaczył warty na polanie, a sam zajął jedną ławkę zrzucając ze stóp buciory i wietrząc nogi.
Ostatnio edytowane przez Ranghar : 14-01-2018 o 21:03.
|