Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 20:38   #14
Ranghar
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Wieczór po przejściu przez portal, Baza Zero

Znajomy skądś głos przykuł uwagę Arthura. Spojrzał na legionistę z imponującym zarostem na twarzy.
- Kogóż to moje oczęta widzą? Konował you son of a bitch! - Dłonie mężczyzn zacisnęły się w żelaznym uścisku rodem z Predatora.
- Ostatnio to walczyliśmy chyba wspólnie przeciwko bojownikom islamskim w Mali. Gdzie żeś się podziewał przez ten czas? - Arthur uśmiechnął się szczerze widząc ze sobą na misji kolejną znajomą gębe.
Kapral Flanigan potrząsnął trzymaną go dłonią, nie ustępując w sile zacisku palców. Chcąc nie chcąc wyszczerzył się i skinął do mężczyzny.
- Czołem, Blondi - odparł żywo. - Ciężko o tym zapomnieć, chorąży - dodał, puszczając rękę. - Zrzucili mnie miesiąc temu do Gujany Francuskiej. Pewnie pamiętasz to piekiełko z czasów kaprala - dopowiedział, uśmiechając się przy tym szczerze.
- Chłopaków kojarzysz? - Chorąży wskazał na legionistów stojących wokół.
- Francesco, Dada, Adam, Yong, Aakash i kilku innych, z którymi nie miałem jeszcze okazji pogadać. - Wskazał swoją drużynę i trochę lekceważąco kilku innych chłopaków w tle.
- Jak to mówią… stare kurwy nie chcą zdychać - zagaił Erick, szczerząc się do swoich kolegów. Przywitania nie trwały jednak długo, bowiem legioniści mieli co robić.

Poranna odprawa dla legionistów, Baza Zero

Major McClesfield zebrał z samego rana 15 legionistów, którzy mieli ubezpieczać cywili w wymarszu do Bazy Pierwszej. Arthur i Erick mieli okazję poznać przewodników, Dave wyglądał na gadułę, Rainbow wolał milczeć z godnością. Był też czas na poznanie 6 innych legionistów.
- Widzę chorąży, że część podkomendnych już znasz - major patrzył na wszystkich wzrokiem nie zdradzającym co myśli o Higginsonie i jego wesołej gromadce. - Do dyspozycji macie jeszcze sześciu legionistów, z którymi jeszcze nie pracowaliście: Sullivan, Dunn, Soderbergh, Gustin, Busbee, Trinkle. - Wymienił ich nazwiska wskazując na każdego skinieniem głowy. - Oni wszyscy będą należeć do pana stałego składu. Natomiast Mayers i Karger robią tu za przewodników. Po dotarciu na miejsce, wraz z rodziną Durandów, tych od koni, na drugi dzień wraca. Wy natomiast zostaniecie w Bazie Pierwszej tak długo, aż nie zmienią się plany. Wszyscy poza wspomnianą piątką jesteście tu pierwszy raz. Na miejscu zostaniecie wprowadzeni we wszystko. Niestety łączność z bazą jest ograniczona do meldunków, jakie przekazuje ekipa transportowa raz na trzy dni. Jesteście tam zdani na siebie i wy, chorąży, jesteście odpowiedzialni za bezpieczeństwo wszystkich ludzi tam się znajdujących. Ale tego chyba nie muszę przypominać - McClesfield wbił spojrzenie w twarz Arthura.
- Tak jest majorze, zrozumiano, a co z ludźmi, którzy się nie dostosują lub będą zagrażać bezpieczeństwu misji lub powodzeniu projektu GATE-Paris? Mam na myśli w głównej mierze cywilów, których eskortujemy.
- Wiadomo, nie cackać się. Nie powinno jednak być takich incydentów, bo po to pracował cały sztab psychologów i psychiatrów, by uniknąć zagrożenia z wewnątrz. Całkiem dobrze im wyszło. - Major skrzyżował ręce przed sobą, a na jego twarzy po raz pierwszy pokazały się jakieś emocje. A mianowicie miał skwaszoną minę. - Tak dobrze, że udało się nawet przesiać nasze szeregi i wywalić za kraty szpiega na usługach chinoli. Poza tym sami żeście świetnie się spisali z programem szkoleń, który nadal jest kontynuowany. Słyszałem, że awans za to dostaliście. Gratuluję - skinął mu głową.
- Oh, kazano mi po prostu być kreatywnym i zaskoczyć ich tak, aby popuścili w gacie. - Zbył szczerością niezręczne gratulacje. - Komu mamy się zgłosić w Bazie Pierwszej? Kto nią dowodzi z Legionu?
- Podchorąży Maelstrom. Już tam pana wyczekuje - odpowiedział McClesfield.
- Tak jest, według rozkazu - Arthur zasalutował kończąc wymianę zdań
Później do odprawy dołączył Philippe Eluard i 10 cywilów. Arthur przedstawiony przez majora jako dowódca wyprawy wstał, aby każdy zdążył go zapamiętać. Chwycił także za czapkę, aby nią machnąć w powitalnym geście, ale nagle się opanował, bo nie chciał rozwiać przed majorem swoich bujnych włosów złożonych w misterny kok.

W końcu padł rozkaz do wymarszu i Arthur mógł wydać stosowne rozkazy co do szyku bojowego, którym mieli się poruszać. Zgodnie z poradami przewodników zbili się w małe grupki osłaniające cywili i konie transportowe.
- Eric trzymaj się blisko, chcę usłyszeć jak tam było w Gujanie - Gdy dotarli do wyjścia głowy żołnierzy jak na sygnał uniosły się nieznacznie do góry.
- Akumulatory, a teraz materiały wybuchowe na suficie. Dranie pomyśleli o wszystkim, jak wcisną zdalny detonator to pewnie rozwali pół świata, jak na jakimś anime - zagadnął wesoło do towarzyszy.
- Mokro jak u Tajwańskiej prostytutki, chorąży. A kiedy myślisz, że już ją okiełznałeś, to tu nagle chuj - odparł Erick, maszerując u boku Arthura. W obecności swojego przełożonego wydawał się bardziej wygadany i rozluźniony, ale nie wpływało to na jego czujność. Co rusz łypał spojrzeniem na prawo i lewo, jakby wypatrywał zasadzki.
- Nie byłoby tak źle, gdyby nie ci spedaleni sierżanci, którzy paradują co najmniej jak jebani majorzy. W takich chwilach tęskni się za takim animozjebem jak pan, panie chorąży - dodał z przyjaznym uśmiechem, jednocześnie klepiąc mężczyznę w ramię.
- Wiesz, wojnę zawsze wygrywają zjeby, a animozjeby nawet awansują, aby było ich stać na Pretty, Pretty Sailor Girl 3. Kurczę, jakbym wiedział, że mają tu elektryczność to bym zabrał PSP czy coś.
- W sumie racja. Nikt normalny nie pakowałby się w to gówno - mruknął niepocieszony Eric. - Ale koniec końców jesteśmy braćmi i cały świat może nam obciągnąć fiuta. Tobie, Blondi, to nawet jakaś laska z kreskówki - zaśmiał się i mrugnął do przełożonego. - Kurwa, ta sytuacja jest tak pojebana, że aż chce mi się śmiać. Obiecaj tylko, że nie pochowacie mnie na tym zadupiu, co?
- Pochowamy? Co ja bez twojej żałosnej dupy tu pocznę Konował? Znajdę jakiegoś nekromantę, żebyś z nami chodził jako jakiś upiorny szkielet sługa lub znajdę jakąś walkirię, by cię wskrzesiła jako jaszczurołaka czy coś. Nie martw się stary, szefu ma wszystko obcykane we łbie. - Arthur poklepał się kilka razy dosyć mocno po głowie. Jakby siła klepnięć miała świadczyć o sile i zaangażowaniu w jego przyszłe awaryjne plany.
- Polegam na tobie jak zawsze - odparł pół żartem pół serio. Następnie odetchnął głębiej, jakby rozmowa z chorążym jeszcze bardziej go odprężyła i już w ciszy kontynuował pochód.

Podczas przemarszu Arthur rzucał okiem raz po otoczeniu, raz po ludziach. Kilku cywili wydawało się już trochę wyczerpanych, czyżby był dla nich zbyt pobłażliwy na szkoleniu w Laudun? Może będzie trzeba ich trochę przycisnąć fizycznie w najbliższych dniach? Arthur wyjął notatnik i zrobił krótkie, satyrystyczne szkice Leokadii kolorowłosej, Mikaila przy którym postawił znak równości odnoszący się do Clauda. Czyżby bracia, gęby podobne, zarost i długość włosów podobne, nawet styl ubierania się podobny. Hmmm, klony! Albo inwazja z kosmosu! Zaraz potem padło na Jacqueline, zaciśnięte usta, zadarty nosek i spojrzenie strzelające sztyletami. Panie i panowie przed wami królowa lodu! Mam tę moc, mam tę moc, sama spędzę tu bez chłopa noc! Alexis, wyglądała znowu jak Laura Bailey, aktorka użyczająca głosu postaciom w anime i grach. Xavier kojarzył się jako miłosne dziecko Lokiego i Nathana Drake. Po kilku chwilach Arthura z zamyślenia wyrwał głos przewodnika nakazujący przerwę w marszu. Higginson szybko wyznaczył warty na polanie, a sam zajął jedną ławkę zrzucając ze stóp buciory i wietrząc nogi.
 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 14-01-2018 o 21:03.
Ranghar jest offline