Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2018, 23:28   #44
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
I ani się nie zorientowała, gdy się skończył. W akompaniamencie rwetesu, stukania i okrzyków.
- Alicja jest ranna, Alicja umiera! - lamentował ktoś bardzo blisko.
Dziewczyna najpierw skuliła się, lecz gdy to nie zabrało jej od krzyków, odkryła się nieco, by jednym okiem spojrzeć na otoczenie. Z jej gardła wydobył się przypominający niedźwiedzia leniwy pomruk. Na jej oczach drzwi sypialni prawie wyleciały z futryny, a do środka wpadł głową do przodu Kapelusznik. Zawsze był blady, ale teraz zbladł jeszcze bardziej przypadając na kolanach do łóżka.
- Och biada nam, och co za tragedia! Wielka bohaterka umiera! - w jego wielkich oczach zbierały się łzy.
- Niminiejess... - wymruczała na to dziewczyna starając się podnieść. Już miała się odkryć z kołdry, gdy przypomniała sobie, że jest pod spodem naga. Wychyliła więc tylko twarz i powtórzyła już nieco przytomniej.
- Nic mi nie jest.
- Trasmutny los odebrał jej zmysły
- mamrotał bez sensu mężczyzna, zbyt zaaferowany swym teatralnym cierpieniem by zwracać uwagę na fakty. Na ratunek dziewczynie przybyła służąca, która wyraźnie zdyszana weszła wkrótce do sypialni.
- Panie Kapeluszniku, nic jej nie będzie - zapewniła od progu. - Musi tylko odpocząć.
- Już mi lepiej. -
Zapewniła też sama poszkodowana - Właściwie... coś bym zjadła... jeśli można.
- Ostatni posiłek. Prosi o ostatni posiłek
- zdążył zakrzyknąć gospodarz, nim jego służąca zdołała siłą podnieść go z klęczek i wygonić za drzwi. Zamknęła je skrupulatnie i wyraźnie zmęczona usiadła u stóp łóżka.
- Przepraszam za wczesną pobudkę.
Dziewczyna usiadła na łóżku, przyciskając kołdrę do piersi. Czuła się dużo silniejsza.
- Właściwie to chyba dobrze, że mnie obudził. Czy... mogę pożyczyć coś do ubrania? - zapytała nieśmiało.
- Oczywiście. Ale najpierw rosół - nakazała. Nie wiadomo skąd podała jej apetycznie pachnący talerz. - A jak panienka będzie jadła, to jej czegoś poszukam - zaoferowała. - Zgoda?
- Dobrze.
- Przystała na propozycję Alicja, po czym dodała znów nieco zawstydzona - A jak... jak ma pani na imię? Nie miałyśmy chyba okazji... ja jestem Alicja.
- Och, nie musi się panienka przejmować imionami służby
- machnęła dłonią, jakby zawstydzona.
- Ale bym chciała. Pani... zatroszczyła się o mnie. - Upierała się teraz Liddellówna.
- W takim razie, Klara. Mam na imię Klara - uśmiechnęła się.
- Dziękuję Klaro. Rosół jest pyszny. - Pochwaliła Alicja i zajęła się jedzeniem. Klara, zgodnie z obietnicą, zostawiła ją samą i poszła poszukać jakiegoś ubrania. Długo nie wracała. Zupa się skończyła i dziewczyna odłożyła talerz na nocną szafkę. W końcu jednak, gdy już Alicja prawie się zdecydowała jeszcze trochę pospać, Klara wróciła niosąc równiutko złożone ubranie.
- To najlepsze, co znalazłam, ale nie wiem czy będzie na panienkę pasować - położyła sukienkę na łóżku.
Liddellówna przyjrzała się ubraniu i pierwsze co rzuciło się jej w oczy, to błękit. Dziwnym zbiegiem okoliczności większość jej strojów w tej krainie była w tym właśnie kolorze.
- Zaraz przymierzę. - zadeklarowała dziewczyna i powoli, nieco wstydliwie wysunęła się spod kołdry. Służąca nie spuściła wzroku, ale i w jej spojrzeniu nie było żądzy, którą ostatnio tak często Alicja widziała w cudzych oczach. Kiedy już stanęła na własnych nogach, zobaczyła, że tu i ówdzie ma plastry albo opatrunki. Ktoś ją musiał opatrzyć w trakcie snu.
Spojrzała też na swoje ramię. Było dokładnie okręcone bielutkim, jedwabnym opatrunkiem.
Alicja uświadomiła sobie, ze ktoś patrzył na jej nagość, gdy była nieprzytomna, przez co poczuła dziwny skurcz w żołądku. Postanowiła jednak nie drążyć tego tematu. Wzięła ubranie i powoli zaczęła je na siebie wdziewać. Nawet pasowało, ale musiała się mocniej ścisnąć czarnym, aksamitnym paskiem, bo było trochę luźne w pasie. No i nie mogła założyć obu rękawiczek, bo naruszyłyby bandaż. Za to w jednej rękawiczce tworzyły w kreacji ładny kontrast.
- I... jak? - zapytała Klary, gdy już była ubrana.
- Bardzo elegancko - zapewniła kobieta. Ton miała jednak trochę usłużny i trudno było zgadnąć, czy mówi tak z grzeczności, czy z przekonania. - Jak na audiencję, albo bal.
To ostatnie nie bardzo ucieszyło Alicji, ale nie chciała wybrzydzać.
- Czy był tu Pan Gąsienica... w sensie... taki ze skrzydłami... biały? Mówił coś o mieczu może?
Służąca pokiwała głową.
- Nie był - zaprzeczyła jednak. - Właśnie jest - dodała.
Na wspomnienie wspólnie spędzonych z nim chwil Alicja spłonęła rumieńcem. Szybko odwróciła się, niby to poprawiając rękawiczkę.
- Ja... chciałabym sie z nim spotkać. No i trzeba chyba uspokoić Kapelusznika. Nie myślałam, że go tak obchodzę…
- Ależ on ma o panience bardzo wysokie mniemanie -
zapewniła od razu. - Na myśl o tym, że coś się pannie stało odchodziłby od zmysłów, gdyby te już sobie wcześniej nie poszły.
Alicja uśmiechnęła się uprzejmie i nic nie rzekła. Czekała aż pokojówka odniesie się do jej prośby.
- A skrzydlaty mężczyzna - podjęła. - Jest… - urwała, a kontynuując wyraźnie powiedziała coś innego niż pierwotnie planowała - na dachu.
- Mogłabyś mnie do niego zaprowadzić? Albo wskazać drogę…
- Naturalnie. Proszę za mną.


Dom Kapelusznika był bardzo wysoki, piętro za piętrem na piętrze. I na każdym z nich schody znajdowały się gdzie indziej. Zamiast jednej klatki schodowe, wejście to tu, to tam. Jakby przy budowie ciągle zapominano co było zbudowane piętro niżej. Na dach można się było dostać, wspinając po wąskiej drabince i otwierając klapę.
- Na pewno się panna dobrze czuje? Dach jest trochę nierówny, nie chcę aby panienka spadła - ostrzegła zmartwiona nagle służąca.
- Nic mi nie jest - uśmiechnęła się uspokajająco Alicja, wdrapując na górę. Coś ją jednak zastanowiło - A właściwie... czemu on nie wejdzie do środka?
- Nie wiem
- odparła Klara. - Może pan Kapelusznik wie, ale ja nie.
Skinąwszy jej głową, Alicja nie odwracała się już, tylko skierowała na dach domu. Pierwszym co poczuła wychylając się na zewnątrz, był podmuch wiatru. Dość mocny, przez co ostrzeżenia służącej wydały się jeszcze bardziej zasadne. Gąsienica siedział na krawędzi, plecami do Alicji. Nie robił w sumie nic. Ani się nie ruszał, ani nic nie mówił.
- Dzie... dzień dobry - zagadnęła onieśmielona jego wspaniałością Alicja, nie podchodząc na razie bliżej. Drgnął, po czym okrył się szczelnie skrzydłami, jakby chcąc się schować.
- Wcale nie dobry - zaprzeczył.
Czyżby dalej się boczył o te osy? Westchnęła i podeszła do niego.
- W sumie, to prawda... musiałam walczyć z potworami całkiem sama i ledwo przeżyłam. - Powiedziała z niemą skargą, że zostawił ją na wyspie - A co tobie się przydarzyło, że twój dzień nie jest dobry?
- Nie jest dobry, bo cię zawiodłem
- odpowiedział cicho, tak że prawie zagłuszył go wiatr.
To ją zdziwiło. Podeszła jeszcze bliżej, tak że prawie go dotykała i usiadła obok.
- Coś się stało? - zapytała przyjaźnie.
- Zostawiłem cię… samą. I uciekłem - wypowiedział na głos nieme zarzuty dziewczyny. - Panicznie boję się os. Mędrcy nie powinni panikować.
Uśmiechnęła się lekko.
- Cóż... w ten sposób stałeś się bardziej prawdziwy niż... no wiesz, wydajesz się tak idealny, że aż nierzeczywisty.
- Skomentowała.
- Jestem mądry, nie idealny - zaprotestował. A zaraz dodał - a teraz to chyba nawet nie jestem mądry.
- Został ci więc ładny wygląd.
- Powiedziała Alicja i zachichotała. Szybko jednak dodała: - Przepraszam, to był żart. Wciąż jesteś mądry. Podobno... tylko głupiec może uważać się za mędrca... czy coś takiego.
- To za kogo uważa się mędrzec?
- zapytał.
- A za kogo się uważasz? - odbiła piłeczkę.
- Za Gąsienicę - odpowiedział, choć przecież wcale nie wyglądał jak gąsienica.
- Więc głupcy uważają się za mędrców, a mędrcy za gąsienice. I jeszcze się dziwimy, że świat jest taki szalony... - Podsumowała Alicja, patrząc w niebo.
Mężczyzna lekko rozchylił skrzydła. Słowa dziewczyny odarły go choć trochę z melancholii.
- Szaleństwo to punkt widzenia.
Alicja skinęła głową.
- Każdy powinien mieć swój cel. Zwykle ludzie chcą być mądrzejsi. Ty nie musisz. Ty... mógłbyś być odważniejszy i nad tym możesz pracować... jeśli chcesz. Na przykład zaczynając od przeprosin. - Powiedziała z uśmiechem. - Do tego trzeba zwykle odwagi, by się przyznać do błędu i spojrzeć w oczy tej drugiej osobie.
Opuścił skrzydła jeszcze bardziej, wychylając swoją przystojna twarz. Wiatr targał jego włosami równie mocno co Alicji.
- Przepraszam cię Alicjo i zrozumiem, jeśli mi nie wybaczysz. Zostawiłem cię w takim problemie. A co gorsza pewnie uznasz, że wszystko co powiedziałem, to głupstwa. Bardzo cię przepraszam - wyznał szczerze.
Dziewczyna przyglądała się jego doskonałej twarzy i starała nie rozpływać, przypominając samej sobie, że Gąsienica faktycznie brzydko ją potraktował. “Ale przeprosił!” - oponowało jej dziewczęce zauroczenie.
- No więc... przeprosiny przyjęte. Jeśli spróbujesz być odważniejszy w przyszłości. - Dodała, by nie wyjść na “łatwą”.
- A kara? - zapytał. - Za złe uczynki trzeba ponieść karę, by była równowaga w stosunku do nagród za uczynki dobre.
- Czy ja wiem? Życie... chyba nie jest tak sprawiedliwe. -
Rzekła z namysłem panna Liddell. Spojrzała na sylwetkę mężczyzny, starając się powstrzymać westchnienie podziwu.
- Zresztą samo twoje zawstydzenie i wyrzuty sumienia to już była kara.
- Więc muszę ci chociaż zadośćuczynić
- stwierdził z przekonaniem. Złapał w garść jedno ze swych śnieżnobiałych piór i wyrwał je z sykiem bólu. Nie dając Alicji czasu na reakcję, to samo zrobił z drugim piórem.
- Ale...ale co ty robisz? - zapytała zdziwiona i nieco przestraszona.
- Dzięki skrzydłom mogę latać. Skrzydeł nie mogę ci przyprawić, ale mogę przyprawić ci pióra, dzięki którym nie spadniesz - wyjaśnił. No, w swoim mniemaniu wyjaśnił.
Alicja podrapała się po czole przyjmując podarunek.
- Ale... co ja mam z nimi robić? - zapytała.
- Przyczep je do sukienki - tłumaczył. - Wtedy, jeśli będziesz spadać, to pióra nie pozwolą sukience się podwinąć. Nabierze powietrza jak balon, a ty powoli wylądujesz.
- Och, to wspaniałe. - Zachwyciła się dziewczyna, po czym spojrzała na krawędź dachu - A mógłbyś mi je przyczepić. Chciałabym spróbować, skacząc stąd na ziemię... tylko żebyś mnie pilnował jakbym wiesz... jednak normalnie spadała.
Gąsienica pokiwał głową i wstał. Serce Alicji zabiło mocniej, bo spodziewała się że mężczyzna był nagi. Od kiedy widziała go ostatni raz zdążył jednak znaleźć gdzieś kilt, który skrywał jego pokaźną męskość. Od pasa w górę pozostawał jednak nagi, najwyraźniej skrzydła utrudniały znalezienie jakiejś koszuli albo marynarki. Wczepił pióra w błękitny materiał po przeciwnych stronach, mniej więcej w połowie ud.
- Proszę.
- I teraz... mam skoczyć?
- zapytała niepewnie Alicja, podchodząc do krawędzi wielkiego kapelusza.
- Inaczej się nie przekonasz - stwierdził.
Do ziemi było z dachu bardzo daleko.
Liddellówna przez chwilę pożałowała swojego pomysłu, ale cóż, skoro mówiła o odwadze sama powinna dać przykład. Zamknęła oczy i... skoczyła. Grawitacja ochoczo ruszyła na jej spotkanie, ale sukienka faktycznie wydęła się i Alicja zaczęła koślawo szybować. Słyszała tylko nad sobą łopot skrzydeł.
Gdy skończyła piszczeć, odważyła się otworzyć oczy. Świat pod nią trochę falował, czy też to ona kiwała się z boku na bok aby utrzymać pionową pozycję. Gdyby się przekręciła do góry nogami, to sukienka przecież nie nabrałaby powietrza a blondynka runęłaby w dół jak kamień! Na szczęście Gąsienica leciał tuż przy niej. Nowe doświadczenie było trochę straszne, ale też ekscytujące.
Roześmiana spojrzała na niego, gdy jej stopy dotknęły wreszcie ziemi.
- Udało się! - Krzyknęła uradowana.
- Oczywiście, że się udało - odpowiedział. - Nie pozwoliłbym ci skoczyć, gdyby się nie udało.
Skinęła głową, wciąż rozradowana. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że przybyła do dom Kapelusznika w konkretnym celu.
- Mówiłeś... że tu znajdę swój miecz, prawda?
- Nie do końca -
pokręcił głową. - Powiedziałem tylko “u Kapelusznika”, ale nie powiedziałem, że “miecz jest u Kapelusznika”. Nie mogłem tak powiedzieć, bo go tu nie ma.
Entuzjazm Alicji nieco opadł.
- Aaaa gdzie on jest?
- Tego udało mi się dowiedzieć, a skoro jesteśmy “u Kapelusznika”, to mogę ci powiedzieć
- zawiesił teatralnie głos, dla lepszego efektu. - Ma go Dyludylu Di.
Niestety młoda dziewczyna okazała się odporna na artyzm.
- Eee kto?
- Dyludylu Di. Partner Dyludylu Dama -
odpowiedział w ramach wyjaśnienia.
- Obawiam się, że niewiele mi to mówi. Możesz mi powiedzieć coś więcej o tym dili, dyli, Dyludylu Di? - wyjąkała - I dlaczego to on ma ten miecz?
- Dyludylu Di i Dyludylu Dam zaciągnęli się do wojska Królowej i walczyli z armią Lalkarza. Podobno znaleźli twój migbłystalny miecz na pobojowisku. A że walczyli mężnie, Czerwona Królowa pasowała ich na rycerzy i wręczyła miecz
- streścił.
- Och, to chyba... nie wypada go im zabierać, skoro się spisali.
- Ale to przecież twój miecz, a teraz nie ma żadnej wojny…
- nie zdążył dokończyć swej odpowiedzi, bowiem drzwi domu otworzyły się szeroko i na ganku pojawił się roześmiany Kapelusznik.
- Ach Alicja! O wielny dniu! Kalej, kalu! - wołał. - Pokonałaś samą kostuchę i wróciłaś do żywych!
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, wręcz zszokowana.
- Ale... ale... - urwała. Stwierdziła jednak, że nie ma sensu się tłumaczyć - Dobrze cię widzieć, Kapeluszniku. - Przywitała się z gospodarzem. Ten zakręcił się ze szczęścia w piruecie, po czym mocno uścisnął dziewczynę. Obolałe żebra podniosły zdecydowany protest.
Ich właścicielka skrzywiła się, lecz nic nie powiedziała. Poklepała lekko Kapelusznika po ramieniu, zerkając jednocześnie na Gąsienicę jak on odbiera ten taniec radości. Mędrzec pokręcił palcem przy skroni, choć w Krainie Dziwów wszyscy byli trochę szaleni, to przecież Kapelusznika uważano za osobnika, która zgubił najwięcej klepek. Na szczęście wypuścił Alicję z uścisków i podskakując oznajmił.
- Taką okazję trzeba koniecznie uczcić. Herbatką i ciastem! I zaprosić gości, obudzić Mysz - zaczął wyliczać.
- Obawiam się, że nie ma na to czasu. - Rzekła z udanym smutkiem Alicja. Nie lubiła przyjęć także w tej krainie.
- U mnie zawsze jest czas, nie pamiętasz? - gospodarz zatrzymał się w pół kroku.
- Ale... - Dziewczyna westchnęła. - Zostanę tylko do jutra. A jutro... pomożecie mi się dostać do dilu... do tego, co ma mój miecz. - Dziewczyna spojrzała na obu mężczyzn zdecydowanie.
Gąsienica trochę zmarkotniał.
- No, z tym może być trochę problem…
Kapelusznik się ucieszył.
- Na jutro wszyscy do mnie zdążą!
Nagle panna Liddell wpadła na pewien plan.
- Kapeluszniku, a czym możesz też zaprosić tego dilu... DyluDylu Di i jego partnera? Z mieczem?
- Ależ oczywiście, że mogę ich zaprosić. To wielcy rycerze
- potwierdził.
- Będę więc zobowiązana. - Alicja uśmiechnęła się szeroko, dumna z siebie. Następnie popatrzyła na Gąsienicę - A tobie nie pasuje?
- Jeżeli chcesz, żebym został, to zostanę
- obiecał.
- Byłoby mi miło. - Odpowiedziała uprzejmie, nie bardzo wiedząc co innego mogłaby powiedzieć. Kapelusznik potańczył jeszcze chwilę, podśpiewując pod nosem.
- Postanowione, postanowione… - po czym wszedł do domu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline