Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2018, 01:12   #15
Taive
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Powietrze było wspaniałe. Czyste, świeże, rześkie. Przywodziło jej na myśl wszystkie dobre momenty w jej życiu, których przecież nie było wcale tak wiele. Drzewa, liście, krzaki, niebo, chmury, wszystko wydawało się inne, piękniejsze niż to, które zostawiła za sobą. Zieleń bardziej zielona, niebo bardziej niebieskie, kwiaty bardziej kolorowe, zapachy ładniejsze i bardziej intensywne. Energia rozpierała ją tak samo po kilku minutach, jak i po kilku godzinach marszu. W przerwach od patrzenia pod nogi dziewczyna z fascynacją oglądała drzewa i krzaki, które mijali po drodze. Przypatrywała im się, próbując dostrzec różnice między nimi. Po raz kolejny zastanawiała się co właściwie czuła. Skąd brała się ta energia, ten spokój, ta ulga, której nie czuła nigdy wcześniej? Próbowała zabraniać swoim myślom iść w tym kierunku, ale tylko tak potrafiła to wyjaśnić.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=sXA0U9nhvQI[/media]
Znaleziono ją jako niemowle. Na śmietniku w centrum Paryża, przynajmniej tak powiedziano jej w sierocińcu. W ciągu tych wszystkich lat miliony razy próbowała znienawidzić swoich rodziców za to, że ją porzucili. Nie znała ich, a mimo to tęskniła za nimi. Wszystko byłoby inaczej, gdyby miała rodziców. Starała się wzbudzać w sobie wściekłość, żeby ich znienawidzić, tak jak robiły to inne dzieci z sierocińca, z którymi się wychowywała. Im było łatwiej. Łatwiej jest nienawidzić, niż tęsknić i… Kochać. Alexis wypierała tą miłość z całych sił, wmawiała sobie, że nie można przecież kochać tego, czego się nie zna. Oskarżała ich o to, że ją zostawili, porzucili, że nie dbali o nią, że to przez nich całe życie była sama. Ale mimo szczerych chęci nie potrafiła ich nigdy nienawidzić. W jakiś niepojęty przez siebie sposób, podświadomie zawsze ich jakoś usprawiedliwiała. Nie znała ich motywacji, nie wiedziała dlaczego zostawili wtedy na śmietniku swoje własne dziecko, ale nie potrafiła pozbyć się myśli, że zrobili to w jakimś celu i z jakiegoś powodu. Z wiekiem przestawała już nawet próbować. Nie znosiła świata, nie lubiła życia i nie przepadała za ludźmi, ale już kilka lat temu zdała sobie sprawę z tego, że lubi siebie, że mimo wszystko jest zadowolona z bycia tą, którą się stała. I zbyt dobrze wiedziała, że ukształtowała ją każda rzecz, zła i dobra, która przydarzyła jej się w życiu. Wszystkie porażki, każda noc spędzona na poszukiwaniu dachu nad głową, czy jedzenia w śmietniku, cały ból i gniew, to wszystko ukształtowało ją taką, jaką jest i za nic by tego nie zmieniła. I równie dobrze wiedziała, że nie byłaby tą samą twardą, samodzielną, pewną siebie, odporną i zdeterminowaną kobietą, gdyby rodzice jej nie zostawili. I tak z czasem pragnienie nienawiści zaczęło zmieniać się we wdzięczność. A teraz… Teraz zupełnie tego nie rozumiała. Czuła się, jakby w końcu znalazła się tam, gdzie od zawsze być powinna. Nie chciała dawać sobie nadziei, całkiem przeciwnie, usilnie sobie tego zabraniała. Ale cóż, nauczyła się już dawno, że nie jest dobra w wypełnianiu nakazów i przestrzegania rozkazów, nawet swoich własnych, a właściwie może nawet szczególnie ich. Jej serce dyktowało warunki od zawsze i było w tym monarchą absolutnym. Właściwie, nigdy nie wychodziła na tym najgorzej, więc nie traktowała tego jak wadę. Teraz serce nieśmiało szeptało pieśń o tym, że być może właśnie tutaj odnajdzie odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, które narastały w niej przez całe życie. Że tutaj znajdzie rodziców.

Pokręciła głową po raz kolejny starając się odgonić natrętne myśli. Nie warto się nastawiać. Przyglądała się innym współtowarzyszom wesołej wędrówki, próbując ustalić kto może jej się przydać. Na pewno należało mieć po swojej stronie legionistów, przynajmniej tak długo, jak się da. Lubiła ich z resztą, naprawdę ich lubiła. Cóż, pewnie nie spodoba im się, kiedy dowiedzą się, że nie wraca z nimi, ale do tego czasu nie zamierzała się tym martwić. Blondyn wydawał się być szczególnie interesującym osobnikiem. Nie tylko przystojny, z tymi długimi jasnymi włosami i ciemną brodą, ale przede wszystkim mający zdecydowanie najwięcej do powiedzenia. W dodatku… Ciężko było stwierdzić w jaki sposób, ale Alex wyczuwała takie rzeczy. Zdecydowanie był to typ mężczyzny, który lubi ładne kobiety. Co prawda był od niej sporo starszy, ale może nawet nie było to wcale przeszkodą? Większość facetów szczególnie lubi młodsze dziewczyny. Białowłosa kobieta… Jak ona miała? Zdawała się być zimna i dumna, niepomiernie odpowiedzialna, jakaś taka nieszczęśliwa, w dodatku… Kim ona tam była? Lingwistka? Mniejsza. Alex wrzuciła ją do przegródki “nieprzydatna”, a także “potencjalne zagrożenie”. W końcu to kobieta. Po nich nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać, ale na pewno należy to do kategorii tych gorszych rzeczy, jakie można napotkać na swojej drodze w życiu. Pieguska z niebieskimi włosami była jakąś totalną ślamazarą. No, ale czego się spodziewać po naukowcu. Tą dziewczynę wrzuciła do pierwszej przegródki, ale w drugą już nie. Może być co najwyżej uciążliwa, ale raczej nie będzie faktycznym problemem. Z resztą, w jakiś dziwny, uroczy sposób budziła jej sympatię. I miała naprawdę fajne kolczyki. Kolejny na liście był mężczyzna, który powoli zaczynał już tracić regularny oddech. Ten zdecydowanie wzbudzał jej niechęć. Psycholog? Tego tu brakowało. Nie tylko wrzuciła go do przegródki “zagrożenie”, ale i do “trzymać się z daleka”, mimo, że fizycznie pokonała by go jedną ręką. Zdecydowanie zainteresował ją za to dumny Claude, któremu zdążyła się przyjrzeć jeszcze w czasie szkolenia. Koleś był cholernym specjalistą od przetrwania w dziczy. Czy mogło być lepiej? Należało się koniecznie wokół niego zakręcić i wycisnąć ze wszystkich informacji, które mogą jej się tu przydać, jak już będzie miała zacząć działać na własną rękę. Był jeszcze ten blondyn, którego nie widziała wcześniej na szkoleniu, a który szedł tuż obok niej. Przyjrzała mu się uważnie, a on złapał jej wzrok, na co zareagowała promiennym uśmiechem.

Trakt wytyczony przez przewodników, którym podążali podróżnicy wił się i dbał o to by uczestnicy projektu nie nudzili się. Cały czas trzeba było patrzeć pod nogi, żeby nie wyrżnąć się o wystający korzeń, czy oberwać gałęzią, która wygięła się, bo ktoś akurat się o nią otarł przechodząc. Ścieżka była wąska, miejscami tak bardzo, że objuczony koń ledwo co się na niej mieścił. Przy jednym z takich przewężeń Alexis wylądowała między idącymi jeden za drugim dwoma końmi. Razem z nią szła tak jeszcze Claire prowadząca konia za nimi oraz idący między kobietami Lukas. Blondwłosy chłopak wydawał się być w podobnym wieku co i panna Sorel.
- Można powiedzieć, że Japończycy mieli farta - zagaił chłopak do panny Durand. - Jasne wpakowali im się w środek miasta, ale tu nie dość, że trzeba było odkopać zawalone przejście to jeszcze ukształtowanie terenu uniemożliwia użycie choćby jeepa - Lukas mówił płynnym angielskim, z poprawnym akcentem, choć słowiańska nuta była wyraźna.
- Mi to nie przeszkadza - wzruszyła ramionami Claire. - Przynajmniej mamy powód żeby tu być. Jak dla mnie nawet brak prądu nie jest problemem - dodała tonem zdradzającym, że podoba jej się fakt należenia do projektu.
- Ja bym wolał, żeby był... - westchnął Lukas. - A jak tobie się tu podoba? - pytanie skierował do Alexis. - Jestem Lukas Rose - przedstawił się. - Znaczy tak po prawdzie to Łukasz Różewicz, ale nie łamcie sobie języków - dodał rozbawionym tonem. Panna Sorel by na niego spojrzeć, musiała lekko odwrócić głowę lub zrównać się z nim w marszu.
Alexis odwróciła głowę do chłopaka, z którym już wcześniej nawiązała kontakt wzrokowy.
- Och, wybacz. Słabo mówię po angielsku. Jestem Alexis, Alex. - Odpowiedziała zrozumiale, ale z akcentem tak okropnym, że osobę mówiącą w tym języku płynnie mogły zaboleć uszy. - Mówisz po francusku? - Uśmiechała się zachęcająco.
Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Tak - powiedział, a już po wymówieniu tego jednego słowa panna Sorel wyczuła, że znacznie mniej pewnie Lukas czuje się używając tego języka. - Jak tobie się tu podoba jak na razie? - powtórzył pytanie tym razem w rodzimej mowie Alex i na koniec uśmiechnął się do niej.
- Nie podobać mogło by się chyba tylko komuś bez krzty fantazji, takiemu co całe dnie spędza przed telewizorem. A ja jestem daleeeeko po drugiej stronie skali. Z resztą, gdyby miało mi się nie podobać, najzwyczajniej zawróciła bym na pięcie. Jest… Cudownie. Jeszcze lepiej, niż to sobie wyobrażałam. Nie widziałam Cię na szkoleniu, byłeś tu już wcześniej? Jak tu jest? Widziałeś już jakieś magiczne zwierzęta? - Zasypała chłopaka pytaniami, jednocześnie zerkając na niego w taki sposób, żeby mógł poczuć pewność siebie z racji większej wiedzy na temat świata dookoła, a co za tym idzie zachęcić go do większego gadulstwa.
Lukas najpierw chwilę milczał analizując w skupieniu to co powiedziała do niego francuzka. Na koniec westchnął cicho.
- No powiedzmy, że moje referencje pozwoliły mi na... ominięcie tego - odpowiedział wymijająco i nawet wyglądał na zakłopotanego. Pokręcił zaraz głową w odpowiedzi na pytanie o magiczne istoty - Nie, pierwszy raz wychodzę poza jaskinię. Cieszę się że w ogóle przełożeni pozwolili mi w końcu wyjść na zewnątrz - odetchnął z ulgą rozglądając się w koło. - Przypomina mi to góry w moim kraju. Bieszczady są równie piękne na wiosnę co to miejsce
- Rozumiem. Zazdroszczę, pochodzisz z pięknego miejsca w takim razie. Ja nie miałam tyle szczęścia.
Alexis zupełnie nie wierzyła, że jakiekolwiek miejsce na ziemi mogłoby być choć w połowie tak piękne. Ale powiedzmy, że rozumiała co chłopak miał na myśli. Przyjrzała się jego twarzy i postanowiła nie naciskać bezpośrednio, skoro Lukas nie chciał mówić. Sama w sumie nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, kiedy dostała się na ten projekt i wolałaby, żeby nikt nie drążył szczególnie powodów, dla których postanowiła w nich wystartować.
- Wygląda na to, że możemy przybić piąteczkę. Dla nas obojga to wielki dzień. Długo musiałeś czekać? W sumie, przybycie tu i nie wyjście z jaskini trochę mija się z celem, co nie?
Lukasowi wyraźnie ulżyło, że dziewczyna nie drążyła tematu, którego tak niezręcznie starał się uniknąć. Znów się uśmiechnął.
- Zdecydowanie! - blondyn wyciągnął rękę by dosłownie przybić z Alex piątkę. -Chyba z miesiąc siedziałem w jaskini... No dobra może mniej. Nie no to nie tak, że nie mogłem, już odkopali przejście jak przeszedłem przez Wrota, ale było co robić przy nich, więc nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał. Już oczopląsu dostawałem od ciągłego wgapiania się w wykresy przepływu energii przez portal. Miło będzie móc teraz popracować w terenie. No i cieszy mnie, że jest tu tylu pozytywnie nastawionych ludzi, no nie licząc legionistów - dodał na koniec konspiracyjnym szeptem. - Oni nie mieli nic do powiedzenia, żeby tu być - dokończył wypowiedź już normalnym głosem.
Z nieco rozbawionym uśmiechem przybiła mu piątkę i niemal natychmiast uchyliła się przed gałęzią, która walnęła by ją prosto w czoło. Wykresy przepływu energii? Brzmiało jak totalna nuda. A jednak nie wyglądał on na typowego naukowca. Nie było widać na jego twarzy wysiłku, który cechował rasę myślicieli po kilku godzinach marszu. Czyli hybryda. Nie najgorzej.
- Ja wiem, czy tak całkiem nie mieli wyjścia? Sami kształtujemy swój los. Jeśli postanowili zostać Legionistami i godzić się na spełnianie zachcianek przełożonych, to z własnego wyboru. Byłaby międzynarodowa draka, gdyby się okazało, że Legia trzyma swoich żołnierzy siłą. No i umówmy się, mogli trafić gorzej. Do jakiegoś wietnamu, iraku, czy na pustynię Gobi. Trafili za to do pełnego tajemnic, niesamowitego i pięknego nowego świata. No… Może też pełnego niebezpieczeństw, ale to przecież żołnierze, nie? Gdyby się bali niebezpieczeństwa, zostaliby sklepikarzami. - Spojrzała na jego twarz i zdała sobie sprawę, że może za dużo nagadała się w języku, którego przecież chłopak może nie zrozumieć. - Wiesz na jak długo planowana jest wycieczka? Mamy jakiś deadline na zwiedzanie? - Postanowiła zgrabnie zmienić temat.
Łukasz, jak to przystało na osobę, która posługiwała się językiem, w którym nie czuła się pewnie, miał mocno skupioną minę kiedy Alex rozgadała się, racząc go całkiem pokaźnym monologiem.
- No fakt - podsumował krótko i z uśmiechem jej wypowiedź. - Z założenia powstanie bazy świadczy, że prędko zbierać się projekt z tego świata nie będzie. Może wkrótce nawet pojawi się pomysł na założenie kolejnej bazy? - z tonu głosu wyraźnie było czuć, że chłopak jest bardzo pozytywnie nastawiony do tego wszystkiego. - A ciebie co zachęciło do udziału? - zapytał.
Spojrzała na chłopaka jakby nie całkiem zrozumiała pytanie. Co mogłoby nie zachęcać do udziału? Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że normalni ludzie mogą mieć jakieś rodziny, przyjaciół, kariery, i tak dalej, że mogą się obawiać o swoje życie, albo po prostu mieć za kim tęsknić. Nie należała do tych ludzi.
- Mnóstwo możliwości i nic do stracenia. - Odpowiedziała zdawkowo, z prowokującym, pewnym siebie, nawet nieco bezczelnym uśmiechem, sprawiającym wrażenie, jakby rzucała wyzwanie całemu światu.
- Życie to nie takie znowu nic - blondyn mrugnął do niej. - No i zawsze może się zdarzyć, że Wrota zamkną się i nie będzie drogi powrotnej stąd - po tych słowach spojrzał na Alexis a później na Claire.
Panna Durand przewróciła oczami.
- Wychowywałam się w kanadyjskiej dziczy myślisz, że nie odnajdę się tutaj? - westchnęła Claire, kręcąc głową.
- Życie można stracić na wiele, wiele sposobów. Może wpaść ci suszarka do włosów do wanny, albo może Cię trzasnąć samochód na środku ulicy, kiedy jedziesz do pracy. A skoro tyle jest możliwości na utratę życia, to zawsze lepiej wybrać ten, dzięki któremu może ktoś Cię kiedyś zapamięta. I zawsze lepiej stracić życie, niż je przegrać. Przynajmniej według mnie. Ta wyprawa to właściwie gwarancja sukcesu. Nawet jak byśmy mieli wszyscy umrzeć, to na swój sposób i tak już wygraliśmy. - Jej wzrok napotkał się ze wzrokiem Claire, która najwyraźniej wzbudziła jej zainteresowanie.
- Dosłownie w dziczy? - Zmierzyła dziewczynę dokładnie od góry do dołu i z powrotem, a jej wzrok wydaje się być zainteresowany i uprzejmy - Powiesz coś więcej?
Claire pokiwałą głową.
- Takiej, że do najbliższego miasta jest 100 kilometrów, najbliższy sąsiad to 15 kilometrów. Trzeba być samowystarczalnym jeśli chce przeżyć - odpowiedziała z dumą w głosie. - Wujek jest w Legii, to namówił tatka do udziału, a my z Pierrem się zabraliśmy *
- Ah, w tym sensie w dziczy - Alex dopisała w myślach dziewczynę do grupy osób, z którymi lepiej zachować dobre relacje, ale przy których nie trzeba jakoś specjalnie się starać. - No, to tutaj też nie będzie tak źle, myślę. Co najwyżej… Ciekawiej - uśmiechnęła się lekko, trochę bardziej już do swoich myśli, niż do dziewczyny.

A ona? Jak ona sobie poradzi w tym świecie? Nie obawiała się tego, absolutnie. Raczej… Ciekawa była własnych możliwości, reakcji. Wiele się będzie musiała nauczyć, to na pewno. I to w pewnym sensie też ją cieszyło. Lubiła walczyć ze swoimi słabościami, lubiła poszerzać granice swojej wytrzymałości. Z całą pewnością nowy świat był niekończącym się źródłem emocji i wrażeń, idealną pożywką dla takiej osoby, jaką była. Nawet, jeśli doświadczenia tutaj będą nie tylko pozytywne, to przecież wszystko nas kształtuje. Odetchnęła pełną piersią, wchodząc na niewielką polankę, która najwyraźniej była już wcześniej używana jako postój, sądząc po jej wystroju. Niechętnie przywitała myśl o tym, że szykuje im się wypoczynek. Patrząc na niektórych uczestników wycieczki całkiem rozumiała dlaczego, ale sama miała w sobie tyle energii, że mogłaby rozdać ją potrzebującym i iść dalej kolejne kilka godzin. No, trudno. Przystanek w pięknym miejscu też jakoś zniesie.
 
Taive jest offline