Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2018, 15:39   #19
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Postój na polanie

- I jakie wrażenia po pierwszych godzinach spędzonych pod nowym niebem? - Claude-Henri zagadnął Lelę, gdy rozsiedli się podczas pierwszej dłuższej przerwy.
- Pamiętam jak byłam kiedyś w górach... - odparła dziewczyna. Wyglądała na naprawdę zmęczoną. Opadła plecami na trawę. Fioletowe włosy zmieszały się z jej zielenią. - Po wejściu na szczyt ojciec powiedział do mnie “patrz jaki piękny widok”, a ja miałam mu ochotę odpowiedzieć, że pierniczę ten widok.
Claude-Henri z trudem zachował powagę.
- Mamy dwie godziny odpoczynku. Nim minie połowa tego czasu zmienisz zdanie - zapewnił, spoglądając na dziewczynę z wysokości plecaka, na którym siedział. - Nie rzuciłaś plecaka w połowie drogi, więc jest dla ciebie nadzieja - dodał, w tym momencie dopiero uśmiechając się.
- Jeszcze pięć kroków więcej i rzuciłabym, serio. - Lela uniosła głowę by zerknąć na rozmówcę. - Wygląda zwyczajnie, co nie?
- Prawie masz rację - skinął głową. - Ale jak się dokładnie przypatrzeć, to wszystko jest nieco inne, niż w tamtym świecie. Takich drzew, jak te, nigdzie nie widziałem. A i kwiatki, chociaż ładne, różnią się od wszystkich, jakie znam. Nawet nie wiem, czy jakieś nadają się na bukiet, czy też wyświadczyłbym komuś niedźwiedzią przysługę.
Fioletowowłosa przeniosła wzrok na drzewa, trawę i wspomniane kwiatki. Milczała obserwując je uważnie. Podczas wykańczającego marszu przestała obserwować dokładnie to co ją otaczało. Skupiała się na przetrwaniu marszu. Zresztą. Co jak co, z przyrody to ona doktoratu nie pisała.
- Nie masz ochoty na małe co nieco? - zmienił temat, cytując Kubusia Puchatka.
- Na miodek? - zapytała z lekką nadzieją w głosie. Nie wierzyła, że wśród ich racji żywieniowych mogło znaleźć się coś takiego jak miód. Kto jednak wie co krył Henri w swoim plecaku. Póki nie zaproponuje jej karaluchów w miodzie… Lela podniosła się do pozycji siedzącej. - W sumie napiłabym się wody. To głupie. Trochę boję się za dużo pić żeby co chwilę nie latać w te krzaki sikać. A jak jakaś roślinka będzie zła, że ją obsikałam czy coś?
- Z miodem chwilowo występują braki - stwierdził z żalem. - A jak będzie zła, to ją przeprosisz. Zresztą... możesz spytać Jacqueline, gdy wróci - dodał, widząc jak jedna z dziewczyn znika wśród krzewów. - Na jej miejscu poszedłbym z obstawą, bo wilki, które nawiedzają te strony, są całkiem pokaźne. Zostawiają takie - pokazał, dłońmi odmierzając wielkość; całkiem jakby pokazywał, jaką rybę złowił - ślady i pewnie są wielkie jak spory tygrys. A ona nie wygląda na Czerwonego Kapturka.
- Może po prostu zabrali jej kapturek przy odprawie? Nigdy nic nie wiadomo. Zresztą, może to lepiej dla niej, jeśli nim nie jest. - Alexis uśmiechnęła się lekko, podchodząc do rozmawiających. Oboje obrzuciła uważnym, może trochę ciekawskim spojrzeniem. - Mogę przeszkodzić? Zdaje się, że mamy całkiem sporo czasu na odpoczynek. Ty jesteś, zdaje się, z gatunku myślicieli… - Spojrzała przy tym na Leokadię. - A Ty znasz się nieco na życiu w takich warunkach, hm? - Ostatnie słowa skierowała do mężczyzny.
- Trafiłaś w dziesiątkę - odparł z udawaną powagą Claude-Henri. - Dlatego się z Lelą idealnie uzupełniamy. Rozgość się. - Wskazał na zieloną trawę, na której spoczywała Leokadia.
- Alexis. Ale starczy Alex. Jesteś tu prywatnie, czy zawodowo? - Usiadła między nimi, chociaż zdecydowanie bardziej wydaje się być zainteresowana Claude’m, dłonią przesunęła po trawie w geście przypominającym delikatną pieszczotę. - Mam na myśli… Też chcę to umieć. Budować szałas tak, żeby się nie rozpadł i polować na zwierzęta, a potem sprawiać, że stają się jadalne. Zamierzasz nas tego uczyć z definicji, czy też trzeba się specjalnie zwrócić o lekcje?
Tururuuum. Turruuuum. Jakieś niezidentyfikowane turkotanie zagrało w głowie Leokadii. Alexis była z gatunku tych pięknych. A jej ciemnozielone oczy, które nie umknęły uwadze Leokadii, chyba skupiły się na Henrim. No nic. Ona sama mogła by się zapaść pod ziemię ze swoją kruchą budową i piegami. Biorąc pod uwagę ostatnie słowa dziewczyny zapewne zaraz stanie się piątym kołem u wozu.
- Myślę, że żeby zbudować dobrze szałas musisz najpierw obliczyć wypadkową siłę grawitacji i zaczepić ją w odpowiednim punkcie takim, żeby jej moment siły obliczony względem środka masy ciała był identyczny z wypadkowym momentem sił grawitacji. Zresztą... Wątpię, czy będziemy budować na przykład tipi... Wiesz, że stawianie tipi wśród Indian Ameryki Północnej było obowiązkiem kobiet? - Mimo pytania dziewczyna kontynuowała dalej. - Zajęłoby nam to przynajmniej pół dnia... A najmniejsze nowoczesne namioty ważą niewiele ponad kilogram i są mega małe po złożeniu, z dziesięć na trzydzieści centymetrów. Rozkładają się w trzydzieści sekund i nie przemakają. Nigdy.
- A jak chcesz się nauczyć polować, polecam łuk. Zwykłe przekształcenie energii potencjalnej na kinetyczną. Często śmiertelne w przypadku trafienia. Mogę kiedyś ci... A właśnie. - Leokadia spojrzała na Henriego - umiesz strzelać z łuku?
Alexis słysząc całkowicie niezrozumiały wywód kobety posłała jej nieco cierpiętnicze spojrzenie.
- Umiem, nawet zdarzało mi się trafiać - odparł zagadnięty. - Ale osobiście, jak już trzeba coś upolować, to wolę to. - Dotknął dłonią kolby swej broni, zdecydowanie różniącej się od tego, co nosili ze sobą legioniści. - I nie, nie zostałem zatrudniony przez Legię - przeniósł wzrok na Alexis. - Jeśli zaś chodzi o udzielanie lekcji, to rzuciłem to jakiś czas temu. Nie mówiąc już o tym, że w tym świecie sam będę musiał się dużo nauczyć, tak że dopiero za jakiś czas będę mógł zacząć się dzielić moją wiedzą.
Ktoś 'zielony' w zielonym lesie byłby - można by rzec - kulą u nogi. Ładną, ale jednak kulą. Tego jednak nie zamierzał mówić.
- Co do szałasu, to Lela ma rację. To jest dobre w zabawach w szkołę przetrwania - powiedział. - Przyda się na bezludnej wyspie, ale nie podczas porządnie zorganizowanej wyprawy.
- Szałasów robić nie będziemy, chuda ma rację, to nie potrzebne, skoro mamy namioty - odezwał się siedzący nieopodal Jean-Pierre. Konie były już oswobodzone z ładunku i pasły się, więc i rodzina Durandów korzystała z odpoczynku. - Ale budowanie domów z bali, bez użycia gwoździ, mając tylko prymitywne narzędzia, to jak chcesz możesz się nauczyć - rudowłosy mrugnął do Alexis. - Z ojcem pomagaliśmy stawiać takie w Bazie Pierwszej - dodał z dumą w głosie.
- Ile domów stoi już w bazie? - spytał Claude-Henri, nim któraś z pań zdążyła coś powiedzieć.
Podobnie żaden z rozmawiających nie zdążył odpowiedzieć, kiedy do ich grupki podszedł Legionista Erick. Karabin FAMAS, z którym się nie rozstawał, ciągle trzymał w pogotowiu, jakby spodziewał się ataku w każdej chwili. Krótko przyjrzał się zebranym i kiwnął do nich głową.
- Sprawdzam stan ekspedycji - zakomunikował służbowo, co dla bardziej wnikliwych wcale nie pasowało do wrażenia, jakie roztaczała jego osoba. - Wszystko w porządku? - zapytał, zatrzymując wzrok na Claude-Henrim, jakby to ten mężczyzna miał przemawiać w imieniu grupy.
- Lela i ja nie narzekamy, ale dziękuję za zainteresowanie - odparł. - Ale nie wiem, jak Alexis. - Przeniósł wzrok z kaprala na wymienioną. Co prawda dziewczyna wyglądała kwitnąco, ale kto mógł wiedzieć, jak było naprawdę.
Alexis uśmiechnęła się w sposób, który nie pozostawiał odrobiny wątpliwości co do jej samopoczucia.
- W życiu nie czułam się lepiej, Kapralu. Możesz mi wierzyć. Gdyby coś się zmieniło, będziesz wiedział pierwszy, obiecuję. - Kiwnęła jeszcze głową do Claude na znak, że rozumie. Nie będzie się narzucać, nie to nie. Tam sobie radziła, a tu nie da rady? Bez łaski. Aalbo ewentualnie spróbuje jeszcze jak nie będzie miał niebieskowłosego ochroniarza obok. Chociaż może nauczyć się strzelać z łuku nie byłoby źle… Jakiegoś wilkora, innego wywerna, czy nawet głupiej sarny nie powali ani pięściami, ani nawet swoim sztyletem schowanym w bucie. Ziemskiej broni używać nie zamierzała. Nauczyła się nią posługiwać, podobno nawet całkiem nie najgorzej, ale z jakiś niezrozumiałych przyczyn budziła w niej ona odrazę. Spojrzała na Leokadię, w końcu łapiąc jej wzrok i z całkiem przyjaznym uśmiechem puściła do niej dyskretne oczko. Niech się poczuje bezpieczniej wiedząc, że nie zamierza podrywać faceta, którego tamta sobie wyhaczyła. A łuk… Tak,dziewczyna jednak może jej się jeszcze do czegoś przydać. Nawet pomimo bycia dziewczyną.
Lodzia odpowiedziała lekkim uśmiechem, po czym przygryzła wargę. Zaczęła intensywnie wymyślać w głowie sto i jeden powodów, dla których Alex mogła do niej mrugać okiem. Jednocześnie kręcąc stopą w bucie i rozważając, czy na pewno nie robi jej się odcisk, o którym powinna poinformować sztywnego mięśniaka służbistę. I tak oto gaduła nic nie powiedziała wyglądając na zamyśloną.
- W sumie to ta blada z białymi włosami już długo nie wraca - odezwał się rudzielec na pytanie Ericka i skinął głową w kierunku zarośli.
Żołnierz uniósł karabin w jednej ręce i oparł go o ramię, spoglądając we wskazanym przez ryżego kierunku. Widać było, że nad czymś się zastanawiał.
- Przyjąłem. Odpoczywajcie póki możecie i starajcie się nie oddalać - skwitował kolejnym skinieniem głowy i odszedł na bok, kierując się w stronę chorążego Higginsona.
- To jak wygląda sprawa z tymi domami w Bazie Pierwszej? - Gdy tylko kapral dał im spokój, Claude-Henri wrócił do poprzedniego tematu. - Ile ich tam stoi? I ile osób tam przebywa?
Jean-Pierre skierował wzrok na Claude-Henriego i uśmiechnął się.
- Dwa budynki wykończone, trzeci będzie gotowy na dniach - odpowiedział i zamyślił się nad ostatnim pytaniem. - Bo ja wiem... Cztery dyszki może? Rotacja jest duża więc ciężko ocenić. Na miejscu lekarza możecie zapytać, albo sami sobie policzyć - wzruszył ramionami.
- Wracają do Bazy Zero, czy idą dalej, zwiedzać świat? - zainteresował się Claude-Henri.
- Jasne że tak. Baza Pierwsza nam to ma ułatwić. Ostatnie tygodnie ją rozbudowywaliśmy, żeby mieć zaplecze i nie musieć wszystkiego targać do Zerówki - odpowiedział z dumą w głosie rudzielec. - Trochę już się tam kręcimy po okolicy, ale... - ściszył głos do konspiracyjnego szeptu - Słyszałem, że będziemy szukać miejsca na kolejną bazę. Ekstra, nie?
- A prąd? Jest tam? - zapytała Leokadia. W końcu nim przeszli przez wrota mówiono im, że prądu nie ma. A jednak w jaskini był. Istniało więc prawdopodobieństwo, że informacje które mieli były na przykład przestarzałe. Nie udało jej się porozmawiać z doktorem Zelenką, ale postanowiła uzbroić się w cierpliwość. Zapewne gdy dotrą na miejsce tak czy inaczej dowie się tego czego powinna.
Rudy zmrużył oczy myśląc nad pytaniem Leokadii.
- Jakiś tydzień temu jajogłowi w jednym z budynków kombinowali z takimi kryształami, które przywieźliśmy im z zaopatrzeniem i miały sprawić, że prąd będzie działać - odpowiedział Jean-Pierre. - Ale chyba jeszcze nic im nie wyszło, bo ponoć czekają na jakiegoś speca, bo sami nie wiedzą jak to zrobić. Instrukcje niejasne czy coś w ten deseń - wzruszył ramionami. - Jak dla mnie to tracą czas.
- Kryształy? - Claude-Henri uśmiechnął się. - To brzmi prawie jak magia. Ale nie przejmuj się - zwrócił się do Leli. - Jeszcze trochę i wybudują elektrownię wiatrową czy wodną. - Spróbował podnieść dziewczynę na duchu.
- Jajo... JAJO-głowi? - Lela zrobiła wielkie oczy spoglądając nimi na osobę, która wypowiedziała to słowo. Chwilę po tym nastąpiło głośne “ha ha ha”. - Odkryliście nową rasę? Ale mega super fajnie z tymi kryształami. Tyle możliwości! - Dziewczyna dosłownie zatarła ręce. Wyglądała jakby nabrała nagle sił i była gotowa do dalszej wędrówki.
- Jeśli zaczną działać, to tak - pokiwał głową Jean-Pierre. - Mam nadzieję, że nie zepsuły się w transporcie. Dwóch słowiańskich naukowców cholernie suszyło ojcu głowę, żeby uważał na nie. - Wzruszył ramionami, po czym powiódł spojrzeniem po całej polanie, aż zatrzymał wzrok na blondynie, który z dala od wszystkich ucinał sobie drzemkę w cieniu, z głową na plecaku i czapką z daszkiem zasłaniającą mu teraz twarz. - Tamten jest chyba od nich. - Rudy skinął w jego kierunku głową.
- A dlaczego do szczęścia jest ci potrzebny prąd? - Claude-Henri zwrócił się do Leli.
- Prąd nie jest mi potrzebny do szczęścia. Ale to dlaczego tu nie działa i w jaki sposób go uruchomić, może być absolutnie przełomowe i wpłynąć na naszą technologię na ziemi. - Zaraz po tej krótkiej odpowiedzi Leokadia skupiła wzrok na śpiącym blondynie, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając.
- Na tej, czy na tamtej ziemi? - Claude-Henri również spojrzał na blondyna, zastanawiając się, czy będzie on dla Leli konkurencją, czy wprost przeciwnie.
Nie czekając na odpowiedź wyciągnął z plecaka otrzymany od Legii prowiant.
- Nie wiem, jak wy, ale ja zgłodniałem. Z doświadczenia wiem, że trzeba jeść, gdy jest ku temu okazja. Kogo poczęstować? - Pytanie było retoryczne, bowiem wszyscy zostali zaopatrzeni w identyczne zestawy.
Leokadia poszła w jego ślady. To faktycznie była dobra okazja żeby coś zjeść i napić się trochę wody. Dopiero gdy ją odkręciła zdała sobie sprawę jak bardzo jest spragniona. Najpierw upiła kilka łyków a dopiero po tym odpowiedziała.
- Na naszej ziemi. Czyli nie tej ziemi, tylko tamtej ziemi. Ciekawe czy mieszkańcy tej jakoś ją nazywają.
Alexis słuchała rozmowy o prądzie bez jakiegoś specjalnego zainteresowania. Miała nawet co nieco do powiedzenia w temacie, ale obawiała się, że współtowarzysze mogą nie być zachwyceni jej opinią. Bądź co bądź, to jednak projekt badawczy, więc nic dziwnego, że chcą za wszelką cenę wszystko badać. A niech se badają, nic jej do tego.
- Pewnie Raj - mruknęła, wciąż patrząc na świat z nieskrywanym zachwytem. - Ja bym ją tak nazwała na ich miejscu - dodała, idąc za przykładem innych podróżników i otwierając zawiniątko z prowiantem. Co tu mamy? Wygląda bardzo średnio, ale nie śmierdzi, więc nie jest źle. Lepsze to, niż żarcie ze śmietnika, którym miała okazję raczyć się przez kilka lat za młodu. Wzdrygnęła się na myśl o nim, co mogło wyglądać, jakby bardzo nie zasmakował jej herbatnik. - A mieszkańcy byliby Rajczykami. Myślicie, że w ogóle się z nimi dogadamy, jak już ich spotkamy? - Spojrzała po innych uczestnikach wycieczki.
- Być może - odparł Claude-Henri. - Jeśli będziemy pamiętać o tym, że jesteśmy tutaj gośćmi, a nie panami całego świata - dodał z odrobiną ironii.
Słuszna, niesłychanie słuszna uwaga. Alexis miała nadzieję, że nie tylko on ma do sprawy podobne podejście. Tak, czy siak, zapisała sobie w pamięci punkt dla niego.
- Co może być niesłychanie trudne, biorąc pod uwagę historię, jaką pisze ludzkość - odparła Leokadia. Po tym wgryzła się w batonik z prowiantu. Zawiesiła na chwilę wzrok na mundurowych. Jeśli ktoś miałby cokolwiek popsuć, to w pierwszej kolejności na pewno mięśniacy. Przecież niczego winne badania naukowe mogą poszerzyć tylko ich horyzonty.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline