Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2018, 19:20   #131
Szkuner
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
"Gdy skrzydła światła przypną już do ramion
Poniosą w kosmos genialne bestialstwo..."



Jak dobrze podróżować z najnowszą generacją sztucznego pola grawitacyjnego. I bić się można z flotyllami i tańczyć jednocześnie.
O drzwi kajuty waliła pięść, już od dłuższej chwili. Jednak bijąca z głośników muzyka skutecznie zagłuszała nieproszone dźwięki.
Tichy dopiero teraz składał Sajgę, nie miał ochoty robić tego wcześniej. Ogólnie to przez cały już miesiąc tej nędznej podróży miał wszystkiego po dziurki w nosie, a szczególnie Wiewiórek. Podstępnie niczym żmija wpełzł w ich szeregi, grając przykładnego oraz szlachetnego kapitana. Młodzi mieli go za wzór, a on miał serdeczne dość kluczenia, kłamstw, wymówek i ogólnego pierdolenia. Bo wielmożnym panom z Tatruetune nijak się nie spieszyło.
No ale już po wszystkim, teraz przybyli, a na ich Fiołku, modyfikowanej korwecie, bo działającej jako większy statek przemytniczy, wiszą sidła energetyczne. Do tego nigdy by nie doszło, ich okręt był szybszy, zwrotniejszy i posiadał napęd świetlny, lecz klucz kapitański potrafił zdziałać cuda w mózgach komputerów pokładowych. Biedna pani nawigator, ta blond kruszyna, ale cóż z tym kiedy rzeczywistość daje o sobie znać?

Na sobie miał już pełny szturmowy pancerz, a nawet hełm neutrinowy - tylko trzeba przyłbicę przymknąć. Na statku wala się sporo broni, każdy potrafi oddać strzał, zatem ostrożności nigdy za wiele. Ostatnia część automatycznej strzelby, magazynek, no i fajkę jeszcze dopalić. Przygasił na biurku peta, szarpnął krzesłem w bok i podszedł do drzwi, o które ktoś łomotał. Uruchomił ekran kamery padającej na korytarz - to Baldwin, kanonier. Czyżby ten ostatni łomot, co poruszył całym Fiołkiem był uderzeniem energetycznego działa? Bawią się, żołnierze dyktatury, psia ich mać. No co się dobijasz gówniarzu, zabrali ci zabawki, hę?

Awaryjnie otworzył drzwi, te rozsunęły się błyskawicznie, a pocisk Sajgi bez ostrzeżenia przeszył brzuch młodego chłopaka, trzaskając nim o przeciwległą ścianę. Ach ta niemoc i miliony pytań w konających, szklących się od bólu oczach.
Dźwięk wystrzału poniósł się rychło po trzewiach statku, bo drzwi na krańcu korytarza rozwarły się, a zza nich wyszła szczupła dziewczyna o złotej czuprynie, błękitnymi ślepiami szukając źródła niepokoju. Ach, malutka wisienka ich przemytniczego statku.
Powietrze zadrżało od wystrzału, ramię dziewczyny poszło w drzazgi. Szlag, nie chciał żeby cierpieli, ale tak to jest kiedy się z biodra strzela. Mają szczęście, że Sajga posyła pocisk za pociskiem. Dobił więc turlającą się w drzwiach nawigator i nim dał krok naprzód, niespodziewana siła popchała go w tył, prawie przewaliła z nóg.
- Co jest kurwa, kapitanie! - Zawołał głos pełen paniki, głos mechanika McCartney'a. Niespodziewanie strzelił do niego z glocka, pocisk utkwił w pancerzu i wybił z równowagi. Podniósł się powoli, teraz już przygotowany, ani drgnął od kul padających na jego wzmocnioną plaststalowymi nitami pierś. Wycelował i strzelił, a choć McCartney schował się za metalowymi drzwiami, pocisk rozszarpał je, kończąc żywot ukrytego za osłoną osiłka. Spokojnie wpadł na mostek, strzelił do speca od skanerów, który skulony pod konsoletami błagał starego kapitana o litość. Kula wbiła go jeszcze głębiej, wgniatając poszarpane ciało pomiędzy dźwignie i siedzenia.
Tyle zostało po sławetnych Wiewiórach, mistrzach galaktycznych wojaży. Wystarczyło wtargnąć w ich nieliczny szereg, wyżreć niczym kwas od samiutkiego środka.

Nim krążowniki pod banderą Dyktatury Dwojga Mieczy unieruchomiły korwetę i pozwoliły na bezpośredni kontakt, Tichy zdążył wypalić trzy papierosy, każdym rozkoszując się, smakując gryzący ich dym. Główne wejście otworzyło się, na pokład Fiołka wpadł ubrany w odświętny mundur generał Henry Goldenman, murzyn, którego aparycja budziła podziw u najbardziej wybrednych. Prawa pięść dyktatury na Tatruetune, a Dwojgiem Mieczy zwana, bo pożogę na własnych obywateli sprowadziło małżeństwo - Dage i Daga Sooloo, psychopaci pełną gębą. Uczynili z tropikalnej planety jeden wielki obóz zagłady, wyciskając z mieszkańców dosłownie wszystko, posyłając ich do niezliczonych kopalń diamentów oraz złota, bo Tatruetune słynie z bogatych złóż tychże surowców. W trzy krwawe lata z populacji liczącej ponad dwadzieścia miliardów mieszkańców pozostało zaledwie dziesięć, gdzie większość z nich pochłonęła beznadziejna wojna, zakończona szybką i sromotną klęską rebeliantów. Teraz niedobitki w pocie czoła pracują na kieszeń jedynej i słusznej władzy. No, oraz kochanej Federacji oczywiście, bo któż zawracał by sobie głowę planetą na perypetiach galaktyki, która przynosi ciągłe i potężne zyski? Ktoś musiał zaspokoić potrzeby na błyskotki najbogatszych mieszkańców Imperium Ludzkości.

- Czysta robota Tichy, a ja już chciałem w ciebie zwątpić - odezwał się ciężkim basem Henry, klepiąc zbyt poufale Leona po ramieniu. Ten jedynie uśmiechnął się serdecznie, nazbyt serdecznie, odwzajemniając gest lekkim klepnięciem w umundurowany łokieć, bo tylko tam wygodnie było sięgnąć w pełnym rynsztunku - generał bowiem przewyższał kapitana o trzy głowy. Kapitana, który legitymował się własnym nazwiskiem. Dziwne, nieodpowiedzialne? Bynajmniej. Będąc po drugiej stronie galaktyki spotkasz tysiące Tichych, Cichych, Lichych, takich i owakich.

Goldenman rozglądał się po zakrwawionym korytarzu, paskudnym uśmiechem kwitując trzy ciała.
- Czwarty leży na mostku - dodał Leon, nim Henry zdołał skomentować. Murzyn zaśmiał się tubalnie.
- Ładownia jak myślę pełna załadunku? - zapytał generał.
- Ma się rozumieć, zdrowo ponad dwustu uchodźców - odpowiedział spokojnie Tichy. Znał dokładną liczbę, ale zwyczajnie nie miał ochoty literować. Kobiety, dzieci i starcy, zaledwie mała część uciekinierów z krwawego globu. Fiołek, Wiewióry i jednostki im podobne działały niezależnie, bijąc się z liczną flotą dyktatury, wywożąc ludność daleko poza jej macki. Ludzkim gestem ryzykując własne życia dla dobra tych innych istot. Tichy wolałby nie być po żadnej stronie, ale generał Henry Goldenman płacił za prostą robotę absurdalnie wysokie ceny.
- Zatem misja zakończona sukcesem panie Leon. Diamenty i złoto lśnią już na pańskich kontach. Zła to magia, tęczowa, lecz chciwa. Ale ale! Jakiż sukces osiągnąć można w światach ludzkości za byle kamyk, prawda? Pan to najlepiej wie, panie Tichy!
- Pan i państwo Sooloo to doskonali pracodawcy - zdołał wypalić tylko jakąś krótką głupotę, wolał to zakończyć szybko, nie chciał, aby generał rozgadał się zanadto.

Żołnierze błyskawicznie wtargnęli we wnętrzności Fiołka, pod uradowanym wzrokiem generała karząc już na wstępie uchodźców kilkoma szybkimi egzekucjami. Tego Tichy już nie widział, wszedł na pokład krążownika, zdał papiery, pieczęć Dwojga Mieczy i czym prędzej pognał, aby odebrać osobowy statek podróżny, jemu przydzielony, którym zabierze się w odmęty wiecznie ruchomego kosmosu.
Leon Tichy - najgorszy kapitan w dziejach galaktyki.

****

Przełączył jeden z licznych ekranów na manualną obsługę. Nie do końca pokładał zaufanie w pokładowym komputerze, postanowił więc, w miarę możliwości, ogarnąć się i zajrzeć w trzewia najważniejszych układów oraz liczb, które nadsyła obrazowanie skanerów hiperspektralnych III generacji zamontowanych w ciele Acherona. Nie był to najnowocześniejszy sprzęt z jakim spotykali się specjaliści w tej dziedzinie, ale i Tichy nie był wyjątkowo wymagający.

Raz jeszcze zawiadomił tonącą w danych Alex o żądaniach z dziedziny przestrzeni przedmiotowej, poprosił o sygnały, a nawet pomiary szczegółowej siatki temperatur. Zamierza wzmocnić i raz jeszcze, bez wsparcia sztucznej SI rejestrować w stosunku proporcjonalnym do szybkości statku serię elektrycznych profili. Być może magią dłoni, kalkulatorami i dźwigniami konsolet, za pomocą sprzętów działających sposobami analogowymi uda się wyłapać coś, co pominęła inteligencja sztucznego przewodnika, pokładająca własną siłę w zaprogramowane weń algorytmy.

- Julio, jeżeli nie masz nic do roboty, siądź proszę obok mnie i zajmij się obrazami z oczek Rohana - odezwał się do Red wyjątkowo spokojnie, bo widać praca otępiała jego destrukcyjne myśli - rozerwij na strzępy ten jeden, gdzie robot gaśnie po zderzeniu z... czymś.

- Teddy - zimno i niechętnie, ale przypomniał nawigator o swojej obecności - konsolety kapitańskie mówią mi, że tlenu zostało ci na kolejne trzy godziny. Ty potrzebujesz ich więcej, posłusznie wykonaj więc rozkaz napełnienia butli.
 
Szkuner jest offline