Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2018, 19:20   #131
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
"Gdy skrzydła światła przypną już do ramion
Poniosą w kosmos genialne bestialstwo..."



Jak dobrze podróżować z najnowszą generacją sztucznego pola grawitacyjnego. I bić się można z flotyllami i tańczyć jednocześnie.
O drzwi kajuty waliła pięść, już od dłuższej chwili. Jednak bijąca z głośników muzyka skutecznie zagłuszała nieproszone dźwięki.
Tichy dopiero teraz składał Sajgę, nie miał ochoty robić tego wcześniej. Ogólnie to przez cały już miesiąc tej nędznej podróży miał wszystkiego po dziurki w nosie, a szczególnie Wiewiórek. Podstępnie niczym żmija wpełzł w ich szeregi, grając przykładnego oraz szlachetnego kapitana. Młodzi mieli go za wzór, a on miał serdeczne dość kluczenia, kłamstw, wymówek i ogólnego pierdolenia. Bo wielmożnym panom z Tatruetune nijak się nie spieszyło.
No ale już po wszystkim, teraz przybyli, a na ich Fiołku, modyfikowanej korwecie, bo działającej jako większy statek przemytniczy, wiszą sidła energetyczne. Do tego nigdy by nie doszło, ich okręt był szybszy, zwrotniejszy i posiadał napęd świetlny, lecz klucz kapitański potrafił zdziałać cuda w mózgach komputerów pokładowych. Biedna pani nawigator, ta blond kruszyna, ale cóż z tym kiedy rzeczywistość daje o sobie znać?

Na sobie miał już pełny szturmowy pancerz, a nawet hełm neutrinowy - tylko trzeba przyłbicę przymknąć. Na statku wala się sporo broni, każdy potrafi oddać strzał, zatem ostrożności nigdy za wiele. Ostatnia część automatycznej strzelby, magazynek, no i fajkę jeszcze dopalić. Przygasił na biurku peta, szarpnął krzesłem w bok i podszedł do drzwi, o które ktoś łomotał. Uruchomił ekran kamery padającej na korytarz - to Baldwin, kanonier. Czyżby ten ostatni łomot, co poruszył całym Fiołkiem był uderzeniem energetycznego działa? Bawią się, żołnierze dyktatury, psia ich mać. No co się dobijasz gówniarzu, zabrali ci zabawki, hę?

Awaryjnie otworzył drzwi, te rozsunęły się błyskawicznie, a pocisk Sajgi bez ostrzeżenia przeszył brzuch młodego chłopaka, trzaskając nim o przeciwległą ścianę. Ach ta niemoc i miliony pytań w konających, szklących się od bólu oczach.
Dźwięk wystrzału poniósł się rychło po trzewiach statku, bo drzwi na krańcu korytarza rozwarły się, a zza nich wyszła szczupła dziewczyna o złotej czuprynie, błękitnymi ślepiami szukając źródła niepokoju. Ach, malutka wisienka ich przemytniczego statku.
Powietrze zadrżało od wystrzału, ramię dziewczyny poszło w drzazgi. Szlag, nie chciał żeby cierpieli, ale tak to jest kiedy się z biodra strzela. Mają szczęście, że Sajga posyła pocisk za pociskiem. Dobił więc turlającą się w drzwiach nawigator i nim dał krok naprzód, niespodziewana siła popchała go w tył, prawie przewaliła z nóg.
- Co jest kurwa, kapitanie! - Zawołał głos pełen paniki, głos mechanika McCartney'a. Niespodziewanie strzelił do niego z glocka, pocisk utkwił w pancerzu i wybił z równowagi. Podniósł się powoli, teraz już przygotowany, ani drgnął od kul padających na jego wzmocnioną plaststalowymi nitami pierś. Wycelował i strzelił, a choć McCartney schował się za metalowymi drzwiami, pocisk rozszarpał je, kończąc żywot ukrytego za osłoną osiłka. Spokojnie wpadł na mostek, strzelił do speca od skanerów, który skulony pod konsoletami błagał starego kapitana o litość. Kula wbiła go jeszcze głębiej, wgniatając poszarpane ciało pomiędzy dźwignie i siedzenia.
Tyle zostało po sławetnych Wiewiórach, mistrzach galaktycznych wojaży. Wystarczyło wtargnąć w ich nieliczny szereg, wyżreć niczym kwas od samiutkiego środka.

Nim krążowniki pod banderą Dyktatury Dwojga Mieczy unieruchomiły korwetę i pozwoliły na bezpośredni kontakt, Tichy zdążył wypalić trzy papierosy, każdym rozkoszując się, smakując gryzący ich dym. Główne wejście otworzyło się, na pokład Fiołka wpadł ubrany w odświętny mundur generał Henry Goldenman, murzyn, którego aparycja budziła podziw u najbardziej wybrednych. Prawa pięść dyktatury na Tatruetune, a Dwojgiem Mieczy zwana, bo pożogę na własnych obywateli sprowadziło małżeństwo - Dage i Daga Sooloo, psychopaci pełną gębą. Uczynili z tropikalnej planety jeden wielki obóz zagłady, wyciskając z mieszkańców dosłownie wszystko, posyłając ich do niezliczonych kopalń diamentów oraz złota, bo Tatruetune słynie z bogatych złóż tychże surowców. W trzy krwawe lata z populacji liczącej ponad dwadzieścia miliardów mieszkańców pozostało zaledwie dziesięć, gdzie większość z nich pochłonęła beznadziejna wojna, zakończona szybką i sromotną klęską rebeliantów. Teraz niedobitki w pocie czoła pracują na kieszeń jedynej i słusznej władzy. No, oraz kochanej Federacji oczywiście, bo któż zawracał by sobie głowę planetą na perypetiach galaktyki, która przynosi ciągłe i potężne zyski? Ktoś musiał zaspokoić potrzeby na błyskotki najbogatszych mieszkańców Imperium Ludzkości.

- Czysta robota Tichy, a ja już chciałem w ciebie zwątpić - odezwał się ciężkim basem Henry, klepiąc zbyt poufale Leona po ramieniu. Ten jedynie uśmiechnął się serdecznie, nazbyt serdecznie, odwzajemniając gest lekkim klepnięciem w umundurowany łokieć, bo tylko tam wygodnie było sięgnąć w pełnym rynsztunku - generał bowiem przewyższał kapitana o trzy głowy. Kapitana, który legitymował się własnym nazwiskiem. Dziwne, nieodpowiedzialne? Bynajmniej. Będąc po drugiej stronie galaktyki spotkasz tysiące Tichych, Cichych, Lichych, takich i owakich.

Goldenman rozglądał się po zakrwawionym korytarzu, paskudnym uśmiechem kwitując trzy ciała.
- Czwarty leży na mostku - dodał Leon, nim Henry zdołał skomentować. Murzyn zaśmiał się tubalnie.
- Ładownia jak myślę pełna załadunku? - zapytał generał.
- Ma się rozumieć, zdrowo ponad dwustu uchodźców - odpowiedział spokojnie Tichy. Znał dokładną liczbę, ale zwyczajnie nie miał ochoty literować. Kobiety, dzieci i starcy, zaledwie mała część uciekinierów z krwawego globu. Fiołek, Wiewióry i jednostki im podobne działały niezależnie, bijąc się z liczną flotą dyktatury, wywożąc ludność daleko poza jej macki. Ludzkim gestem ryzykując własne życia dla dobra tych innych istot. Tichy wolałby nie być po żadnej stronie, ale generał Henry Goldenman płacił za prostą robotę absurdalnie wysokie ceny.
- Zatem misja zakończona sukcesem panie Leon. Diamenty i złoto lśnią już na pańskich kontach. Zła to magia, tęczowa, lecz chciwa. Ale ale! Jakiż sukces osiągnąć można w światach ludzkości za byle kamyk, prawda? Pan to najlepiej wie, panie Tichy!
- Pan i państwo Sooloo to doskonali pracodawcy - zdołał wypalić tylko jakąś krótką głupotę, wolał to zakończyć szybko, nie chciał, aby generał rozgadał się zanadto.

Żołnierze błyskawicznie wtargnęli we wnętrzności Fiołka, pod uradowanym wzrokiem generała karząc już na wstępie uchodźców kilkoma szybkimi egzekucjami. Tego Tichy już nie widział, wszedł na pokład krążownika, zdał papiery, pieczęć Dwojga Mieczy i czym prędzej pognał, aby odebrać osobowy statek podróżny, jemu przydzielony, którym zabierze się w odmęty wiecznie ruchomego kosmosu.
Leon Tichy - najgorszy kapitan w dziejach galaktyki.

****

Przełączył jeden z licznych ekranów na manualną obsługę. Nie do końca pokładał zaufanie w pokładowym komputerze, postanowił więc, w miarę możliwości, ogarnąć się i zajrzeć w trzewia najważniejszych układów oraz liczb, które nadsyła obrazowanie skanerów hiperspektralnych III generacji zamontowanych w ciele Acherona. Nie był to najnowocześniejszy sprzęt z jakim spotykali się specjaliści w tej dziedzinie, ale i Tichy nie był wyjątkowo wymagający.

Raz jeszcze zawiadomił tonącą w danych Alex o żądaniach z dziedziny przestrzeni przedmiotowej, poprosił o sygnały, a nawet pomiary szczegółowej siatki temperatur. Zamierza wzmocnić i raz jeszcze, bez wsparcia sztucznej SI rejestrować w stosunku proporcjonalnym do szybkości statku serię elektrycznych profili. Być może magią dłoni, kalkulatorami i dźwigniami konsolet, za pomocą sprzętów działających sposobami analogowymi uda się wyłapać coś, co pominęła inteligencja sztucznego przewodnika, pokładająca własną siłę w zaprogramowane weń algorytmy.

- Julio, jeżeli nie masz nic do roboty, siądź proszę obok mnie i zajmij się obrazami z oczek Rohana - odezwał się do Red wyjątkowo spokojnie, bo widać praca otępiała jego destrukcyjne myśli - rozerwij na strzępy ten jeden, gdzie robot gaśnie po zderzeniu z... czymś.

- Teddy - zimno i niechętnie, ale przypomniał nawigator o swojej obecności - konsolety kapitańskie mówią mi, że tlenu zostało ci na kolejne trzy godziny. Ty potrzebujesz ich więcej, posłusznie wykonaj więc rozkaz napełnienia butli.
 
Szkuner jest offline  
Stary 23-01-2018, 04:52   #132
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 02:35 h; 9.87 ja od Dagon V

Układ Dagon; 2:35 h po skoku; 9.87 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Rufa; seg 8; pokł D; siłownia hipernapędu; Rohan, Nivi, Abe i Veronica



Wypalacz znowu rozjarzył swoje sąsiedztwo ognistym blaskiem. Żółto - pomarańczowa kreska uderzyła w gródź wypalając kolejne centymetry. Te topiły się tak samo jak przy pokonywaniu wcześniejszych pokładów i zalewając otoczenie złotymi “świetlikami”. Te gęste krople stopionej masy dryfowały wokół grodzi i wypalacza stapiając mniej odporne materiały. Niektóre przetpaiały się na natrafione w mrocznej przestrzeni graty wyrwane przez wcześniejsze eksplozje i unoszące się bez braku grawitacji. Inne zmierzały by osiąść na obudowie wypalacza czy skafandrach dwójki skupionym przy nich ludzi. Im dłużej pracowali tym większe było ryzyko, że jakaś “iskierka” przetopi się w końcu przez obudowę wypalacza lub skafander uszkadzając je. Na razie jednak było to tylko zagrożenie realne ale jeszcze nie zrealizowane.

Główny inżynier “Arecheona” widział, jak przeciążony wypalacz daje z siebie wszystko. A nawet więcej. Producent musiał nieźle się postarać z zapasem mocy i jakości bo po prawie dwóch godzinach takiego niezgodnego z BHP traktowania wciąż pracował dając nadzieję, że może jednak uda się wykonać zadanie. Została im w końcu ostatnia dziura do wypalenia. Nivi która wedle planu miała pilnować mu pleców miała wcale nie takie łatwe zadanie. Wszystko wydawało się w tej ciemności lecieć prosto na nią albo na pracującego inżyniera. I wszystko to mogło być tym czymś. Właściwie nadal nie było wiadomo czym. Zdawała sobie sprawę, że latarka daje żałośnie wąski promień widzenia i może oświetlać tylko jeden kierunek na raz. A to coś mogło przylecieć przecież z każdej strony. Czasu na jakąś reakcję nawet gdyby miała farta i to coś “nadziało by się” akurat na oświetlane przez jej latarkę miejsce to pewnie i tak miałaby skrajnie mało. A jeszcze w pobliżu kręciła się druga para dorzucając swój chaos świetlnych promieni latarek, głosów słyszalnych w komunikatorów i operujących zaledwie kilka czy kilkanaście kroków dalej. Znaczy normalnie, jakby było światło i grawitacja to by pewnie tyle tych kroków było. Para naukowców skupionych wokół wypalacza czuła się w tych warunkach naprawdę nieswojo. Poza tym nie mieli łączności z resztą jednostki więc ani nie wiedzieli co się tam dzieje ani tamci nie wiedzieli co się dzieje u nich. A w razie alarmu czy innej kryzysowej sytuacji…

- Ale pójdziesz sprawdzić to pierwszy? - Veronica upewniła się patrząc na Wekesę gdy wzorem drugiej pary spinali swoje uprzęże. Twarz dziewczyny była słabo widoczna ale w głosie brzmiała mieszanina prośby i obawy. Informatyczka zdawała się mieć ochotę być gdzie indziej i robić coś innego niż sprawdzać tutaj, w ociemniałym i pozbawionym energii pomieszczeniu te podejrzane “coś” co wypatrzył spec od improwizowania napraw jednostki.

Dwójka złożona z technika i informatyka podryfowała w stronę tego podejrzanego obiektu. Oświetlany promieniami dwóch latarek dryfował spokojnie gdy dwójka załogantów zbliżała się do niego. Promienie latarek co chwila oświetlały ten przedmiot, to znów coś innego lub zasłaniał go jakiś dryfujący grat. Jednak zbliżyli się do tego czegoś bez większych przeszkód choć białowłosa wyraźnie oddawała w tym inicjatywę i pierwszeństwo technikowi. Zaczęło się gdy Abe z włączonym palnikiem w swoim skafandrze był już całkiem blisko tego czegoś. Prawie na wyciągnięcie ręki. Nie był to zwarty i jednolity obiekt a raczej zwinięte w kulkę coś. I wtedy się zaczęło.

To zwinięte w kulkę coś nagle ożyło. Ruch był tak nagły i zaskakujący, że w pierwszym błysku oka można było odnieść wrażenie, że to coś eksplodowało. Ale tylko w tym pierwszym momencie. Veronica krzyknęła alarmująco co świetnie słyszała w swoich słuchawkach także dwójka pracująca przy wypalaczu. Nagły ruch tego czegoś spowodował nagły ruch tego stworzenia. Ale ani ono ani dwójka ludzi będąca już w podobnym dryfującym ruchu ludzi niezbyt mogła coś z tym zrobić póki nie mieli się za co złapać czy od czego odbić. Stworzenie zahaczyło czy odbiło się od skafandra Wekesy. Albo próbowało go złapać. Temu jednak udało się strząchnąć z siebie te wielkopalczaste coś. Wówczas to poleciało czy skoczyło w stronę informatyczki. Ta znowu alarmująco krzyknęła. - Złapał mnie! - w słuchawkach pozostałem trójki rozległ się jej przestraszony okrzyk. Z bliska odlatujący od niej Abe widział jak te pająkowate coś jest na jej nodze. Ale dziewczynie jakoś udało się trzepnąć drugim butem w to coś i to coś znikło w ciemności odbite w jedna stronę. A dwójka ludzi doszybowało wreszcie do ściany w przeciwną. Znowu stracili to coś z oczu. Ale musiało być gdzieś blisko w tych ciemnościach. Rohan i Nivi nie widzieli co się dzieje u drugiej dwójki po sąsiedzku poza tym, że były jakieś krzyki i zamieszanie.



Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Julia



Kosmos był w ruchu. Teraz gdy skaner siedział nad konsolą swoich skanów miał na to dobitny przykład jakby jeszcze w ogóle go potrzebował. Liczby oznaczające i czas i przestrzeń mówiły to wyraźnie czarno na białym. Gdy wyskoczyli z hiperskosku ponad 2.5 h temu tachiony potrzebowały ponad pół godziny by dotrzeć do ostatniej w tym układzie planety. I jakieś pół godziny by dotrzeć z powrotem. A z tachionami wracała lub przybywała najszybsza porcja informacji o świecie zewnętrznym jakie mogły wyłapać skany. Teraz po tych ponad 2.5 h przebyli prawie połowę trasy. Już tej skorygowanej przez Pryę. Teraz skany potrzebowały już tylko jakichś 20 minut by przebyć dzielącą ich od orbity Dagon V odległość. Ale przez te 20 min “Archeon” znów skróci odległość więc w drodze powrotnej potrzebowały by już tylko jakichś 15 min. Niemniej to i tak ponad pół godziny od wysłania do otrzymania kontaktu. Obecnie jak każda załoga, każdego statku kosmicznego musieli pracować na danych przybywających z opóźnieniem. Tym większym z im dalszych odległości pochodziły. W końcu skany właśnie wychwytywały obraz z orbity Dagona V sprzed 20 minut.

Jedno jednak pozostawało niezmienne odkąd wyskoczyli bardzo, bardzo, bardzo awaryjnie w tym układzie. Dryfująca na orbicie jednostka wciąż nie reagowała w żaden sposób na żadne wezwania, skanowanie ani inne próby kontaktu. Nawet automatyczne respondery które były odpowiednikami świateł pozycyjnych wśród morskich czy atmosferycznych jednostek nie dawały znaku życia. Były dość nikłe szanse, że skany, skaner i Alex udało się zgapić jakąś próbę odpowiedzi po tak długim skanowaniu. Te dryfujące coś na orbicie gazowego olbrzyma przypominało porzucony wrak. A porzucone wraki były idealnym pryzowym dla każdej załogi. Nawet zdewastowany statek miał ogromną wartość nawet jeśli nadawałby się tylko do stoczni złomowej. Wystarczyło tylko dowieźć do jakiejkolwiek cywilizacji ten wrak pod swoją chorągiewką.

Żaden kapitan, skaner, nawigator czy naukowiec nie mógł się obejść bez swoich zabawek. Właściwie bez nich był skazany na żałośnie mały kącik swojej dziedziny ograniczony własnym umysłem i zmysłami lub zastępczym, poręcznym sprzętem nie mającym startu do profesjonalnych zabawek. Tak było i z kapitanem “Archeona”. Wszelkie profile i obrobione, wyselekcjonowane dane dostarczał komputer pokładowy. Niemniej człowiek po odpowiednim przeszkoleniu z odpowiednimi zabawkami stanowili zwykle uniwersalny zespół ludzko - komputerowo - roboci jaki zazwyczaj najlepiej się sprawdzał. Tak było też i tym razem. Zwłaszcza, że odległość od celu zeszła poniżej 10 ja co przy klasie skanów jakie mieli zamontowane na “Archeonie” zwykle uznawano za wchodzące już w bliższy zasięg. Choć z powodu ruchu i odległości te dane właśnie napłynął z powrotem gdzieś za te pół godziny. Na razie Tichy musiał operować na tych jakie skany i Alex zgromadzili do tej pory.

Robota nie była łatwa. Najbardziej charakterystycznym elementem jednostek kosmicznych była ich sygnatura energetyczna. Czyli emisja z silników, skanów, responderów, nadajników czyli wszystko co wydzielało jakieś ciepło, światło lub sygnał. Te jednak potrzebowały energii by działać a pozbawiony ich obiekt był równie ciekawy dla skanów jak kawał martwej asteroidy. Brakowało i skanom, i skanerowi, i komputerom pokładowym tego najbardziej czytelnego znaku rozpoznawczego wszelakich jednostek. A, że to coś dryfowało na orbicie nawet prędkości sensownie nie dało się zmierzyć poza tym, że właśnie dryfowało na stacjonarnej orbicie. Mimo to jednak coś się zmierzyć i zbadać udało.

Po pierwsze Tichy nabrał pewności, że mają do czynienia z dwiema różnymi jednostkami a nie jedną przerośniętą z jakimś dziwnym czymś. Po drugie skoro leciały jak jeden obiekt, więc pewnie jedna była documowana do drugiego. Po trzecie pod względem energetycznym obydwie były całkowicie martwe i bierne. A po czwarte duża jednostka nosiła wszelkie znamiona klasycznego frachtowca więc nie była żadną, bojową jednostką. Mała zaś musiała być jednostką podobną do korwety czyli jak i ich “Archeon”. Choć nie dało się z tej odległości stwierdzić na co ją stać. Mogła to być lekka kurierska jednostka a mogła być i ciężka kanonierka. W bojowym wariancie przy obecnym stanie “Archaona” jakiekolwiek starcie z jakąkolwiek bojową jednostką podobnej lub większej od swojej klasie mogło być widziane tylko w czarnych barwach. Nie mieli ani napędu, manewru, nie mogli w tym stanie wskoczyć w hiperprzestrzeń jak ostatnio, byli poszatkowani po poprzedniej walce, obrona antyrakietowa była zredukowana gdzieś o połowę a ze standardowych 4 wyrzutni torped dla jednostek ze swojej klasy Ranger IV mieli 2 ze względu na zainstalowanie hipernapędu. Nadzieja więc była albo w innych opcjach niż konflikt albo to, że tamta druga korweta jest w jeszcze bardziej zdezelowanej formie niż ich “Archeon”.



Śródokręcie; seg 6; pokł D; mesa; Prya



Prya opuściła swoją konsoletę nawigatora a potem sam mostek. Tlenu faktycznie od początku ogłoszenia alarmu bojowego, jeszcze przed rozpoczęciem walki z jednostką Floty w systemie Memphis skąd tak bardzo, bardzo, bardzo awaryjnie się musieli ewakuować było już mniej niż więcej. Wymiana butli była dość prosta. Wystarczyło przelecieć do pierwszej śluzy i tam wymienić pustawą już butlę na świeżą i nieużywaną. Dzięki temu znowu odnowił jej się zapas powietrza na kolejne 10 h. Z czego gdy dotrą w okolicę Dagon V pewnie zużyje gdzieś 1/4 bo powinno to zająć jakieś następne 2.5 h. I nieważne co się stanie na tej orbicie. Czy śmignął wokół niej, czy wyhamują i zadokują w cywilizowany sposób czy wpakują sie tam w coś czy kogoś z pełnym impetem.

Ze śluzy przeleciała głównym korytarzem na śródokręcie do mesy. Mesa była obecnie bardzo “messy”. Ciężko było stwierdzić co tu się rozłupało od oryginalnych trafień, co od awarii wtórnych a co od zwyczajnego stanu nieważkości. Ale w mesie panował chaos jak podczas tornado. Tylko puszczanym na bardzo zwolnionym tempie. Pojemniki z gotowymi do odgrzania potrawami, słoiki z czymś, puszki i z napojami, i energetykami, i piwem, konserwy, paczki z produktami kawopodobnymi, ocalałe butelki z promilami, suchary, nowoczesny chleb mniej lub bardziej udanie udający klasyczny wypiek z klasycznej piekarni a potrafiący nie tracić tego wrażenia przez tydzień po otwarciu. Wszystko dryfowało razem z wyrwanymi krzesłami, półkami i wszelkimi odłamkami. Było już widać wyraźniej większą skalę zniszczeń niż w dziobowych sektorach. Nie wszystkie światła działały a sporo migała alarmującą żółcią. Tam i tu kryły się plamy cieni gdzie bez latarki ciężko było dojrzeć co tam się kłębi. Sporo było półmroków lub dla odmiany drażniącego migania w oczy świateł alarmowych. Była też atmosfera więc było słychać wycie syren i denerwujace stuki, szelesty, chroboty gdy to wszystko w tym spowolnionym chaosie ocierało się o siebie, ściany albo skafander nawigator. W rogu pod sufitem o dziwo nadal uchowało się grające holo. Nawet bez połącznie z resztą sieci potrafiło wyświetlać nagrane wcześniej newsy, programy czy filmy zgromadzone w pamięci swojej lub Alex.

Mimo to jednak Prya wleciała do środka i choć musiała trochę się naszukać zaczynała znajdować kolejne produkty mające sprawić jej żywot przyjemniejszym a przede wszystkim bardziej sytym. W końcu sterowanie jednostką przez kilka godzin z rzędu było męczące i stresujące. Nie czuła ruchu całej jednostki ale wiedziała, że lada chwila powinna ona wejść w zaprogramowany wcześniej manewr jaki w końcu na samych manewrówkach wyprofiluje ich tak, że wrócą znowu dziobem na kurs kolizyjny z tym czymś na orbicie. No chyba, że zostanie przywrócone zasilanie. Wówczas nawet zadokować w cywilizowany sposób by mogli. Przez ten błysk żółtych świateł alarmowych, orgię błyskających świateł przeplatanych z cieniami nicującymi mesę i sąsiadującą z nią kuchnię ciężko było słuchać własnych myśli. A przynajmniej było to dość drażniące i niepokojące. Właściwie gdy nawigator miała świadomość, że jest tutaj sama to nawet trochę strasznie tu było. Najbliżej byli Drake i Linda ale w sąsiednim segmencie w zbrojowni. Z mostkiem mogła połączyć się jeszcze przez systemy Alex. Z czwórką co zniknęła w zdewastowanych rejonach rufy nie było żadnej łączności i nawet skany Alex ich nie pokazywały więc nie było co liczyć, że coś by mogli realnie jej pomóc w czymkolwiek. Na dobre czy na złe miała w tej chwili całą messy mesę dla siebie.



Śródokręcie; seg 5; pokł D; zbrojownia; Linda i Drake



No i byli zwarci i gotowi. A przy okazji całkiem nieźle objuczeni. Broń, amunicja, pancerze, oporządzenie taktyczne wszystko to znacząco dopełniało obraz sylwetek tak bardzo, że teraz standardowy skafander zdawał się tonąć pod tym wszystkim. No i jakoś z automatu obydwie sylwetki wyglądały bardziej bojowo i kojarzyły się z policyjnymi lub wojskowymi klimatami. Według wskazań Alex w sąsiednim segmencie była Prya a na mostku zostali Tichy i Julia. Z resztą dalej nie było żadnego kontaktu.


---




Układ Dagon; 02:35 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Rufa; Silvia



Tak. Zrobiło się zdecydowanie przyjemniej. Cieplej. Zawartość podgrzewanego kubka przemknęła przez usta i gardło aktorki lądując w żołądku. Przełknięty ciepły posiłek przyjemnie rozgrzewał od środka no i sycił przy okazji. Zdołała nawet ogrzać swoje dłonie od tego chemicznego ogrzewacza w pojemniku. Niestety wiedziała, że reakcja chemiczna pozwalala mieszaninie działać przez dość krótki czas. Znalezione ubrania też zdołały się ogrzać. Co prawda ogrzewały się od ciepła jej własnego ciała ale i tak spowalniały proces wyziębiania się. W efekcie wydawało się, że jest tutaj cieplej.

W świetle trzymanej latarki znalazła coś jeszcze poza cichym, błyszczącym w jej świetle szronem pokrywającym chyba wszystko. Znalazła apteczkę. Używaną. Z rozrzuconą chaotycznie zawartością i po samym pudełku i po panelu na jakim leżała. I też ślady krwi na niej. Zupełnie jak ktoś by wyrwał ją ze ściany i gorączkowo usiłował z niej skorzystać. Ale jednak znalazła strzykawkopodobne jednorazówkowe gotowce do użycia. Jeden stimpak leżał nadal na swoim miejscu w pudełku jakby go ktoś nie zdołał użyć. Drugi znalazła gdy przeglądała rozdeptane czy rozgniecione fiolki na podłodze. Ocalały stimpak leżał pod panelem pewnie zgubiony i zapomniany. Był też klasyczny bandaż poza tym jednak apteczka została już nieźle wybebeszona wcześniej.

W zestawie ratunkowym przy jakim pierwotnie wisiała umocowana apteczka znalazła też trzy chemiczne race. Dawały blade światło sadząc po oznaczeniach błękitne. Powinny świecić kilka godzin chociaż stopniowo światło słabło ale za to nie wymagało baterii. Była też klasyczna krótkofala i comlink. Krótkofale często były używane jako rezerwowe środki łączności odporne na impuls EMP niszczący bardziej zaawansowany sprzęt. Comlink był zaś podstawowym środkiem łączności pozwalającym na swobodną komunikację przez słuchawkę i głośniczek a więc nie zajmował żadnej dłoni ani kieszeni. Niestety oba były martwe. Czy dlatego, że jak wszystko tutaj było pozbawione energii czy dlatego, że na serio były martwe tego De Luca nie była z samego patrzenia i ważenia w dłoni stwierdzić. Musiałaby je podładować a bez źródła energii było to trudne. Oba sprzęty łączności wciąż były wpięte w gniazda ładowarki więc energii musiało nie być w całym pomieszczeniu. Czyli nie odbiegało standardem od kawałku jaki dotąd tutaj zwiedziła.

De Luca wiedziała, że jakaś energia jednak musiała się zachować na tym statku. Przecież skoro chodziła na dwóch nogach to znaczy mieli tu grawitację. A by była grawitacja musiały działać grawitory. A by działały grawitory musiał działać reaktor. A jak to wszystko było to gdzieś ta energia musiała być. Ale widocznie wszystko zostało powyłączane albo uległo solidnej awarii skoro zwykłego światła nawet nie było ani energii do otwierania drzwi. Przynajmniej w tych sektorach co właśnie zwiedziła. No a reaktory zwykle montowano gdzieś na rufie.

W upiornie bezludnej sterówce światło latarki wydawało się jeszcze bardziej podkreslać tą nienaturalność scenerii i samotność jej operatorki. Powinno być tu światło, ludzie, ich głosy, rozmowy no i inne ślady ludzkiego, cywilizowanego życia. A było ponuro i nienaturalnie jak na cmentarzu lub pobojowisku. Zamiast głosów panowała cisza, zamiast światła ciemność, zamiast pikania paneli kontrolnych martwota ciemnych brył sprzętu. Przez to trzaski i naprężenia metalu jakie niosły się bezustannie wydawały się jeszcze bardziej wwiercać w uszy. Niosły się przez korytarze, drzwi, ściany i wywietrzniki.

Wreszcie jednak Silvia znalazła coś ciekawego. Znalazła płytę techniczną która pozwalała zajrzeć do trzewi paneli. Gdy uklękła i poświeciła latarką przez szczeliny dojrzała standardową kostkę energetyczną. Kloc wielkości sześciennej piłki futbolowej ważył pewnie zbyt wiele by go gdzieś dalej z sensem taszczyć. I pewnie też był wypruty z mocy. Ale przepisy BHP też miały swoją moc nie tylko urzędową. I obok była druga kostka właśnie na wypadek awarii. Jeśli działała to wystarczyło odkręcić płytę techniczną, przepiąć co trzeba z jednej kostki na drugą i wówczas panele powinny ożyć. Jak ich jakieś EMP nie spaliło to powinny zaświecić się i pokazać co kryją w sobie. Wówczas byłaby szansa czegoś się dowiedzieć. Jednak w szumiące i brzęczące dźwięki niesione przez pokłady wdarły się nowe. Ostrzejsze i krótsze. Jak pracujący mechanizm lub serie z automatów. Ale daleko. Albo tak bardzo wytłumione, że wydawały się daleko.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-01-2018, 23:16   #133
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Inżynier słysząc zaniepokojone komunikaty spojrzał w stronę Vicki i Abego. W sumie widział tylko wirujące słupy światła.

Spojrzał na laser. Wskazania temperatury. Wszystko w normie. Oczywiście, że tak. Wyciszył alarmy, zmienił opornośc na mierniku temperatury, nadpisał ustawienia. Banał… dla Rohana. W każdym razie alarm się nie włączał, a wypalacz pracował. Z drugiej strony z pomiaru oporności na drugim obwodzie musiał prowadzić obliczenia realnej temperatury.

No i tygonowe węże nie miały czujników temperatury. A brak pomiaru temperatury na chłodnicy był kłopotliwy. No może nie tak jak obca forma życia biegająca w ciemności.

Przełknął ślinę. Czuł jak ręce mu się pocą.

- Co tam się dzieje? Meldujcie.

Patrzył ponownie w stronę mrugających świateł. Zrobiło się nieprzyjemnie.
- Idziemy do was.

Wygasił wypalacz. Długi promień zniknął. Zostały jedynie dwie czerwone smugi. Pierwsza na końcu wypalacza. Druga, większa na ścianie.

Złapał Nivi za rękawicę i ruszył w stronę wirujących świateł.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 26-01-2018, 09:16   #134
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Ciepły posiłek i dodatkowe ubrania na trochę odwlekły widmo zamarznięcia żywcem, ale tylko na trochę. De Luca już nie trzęsła się z okropnego zimna, wiedziała jednak że poprawa sytuacji jest chwilowa. Chemiczny ogrzewacz wkrótce przestanie działać, przestając przesyłać do zgrabiałych dłoni ożywcze ciepło. Na razie było dobrze, wróciły chęci do życia i wola walki. Już nie chciała położyć się w kącie i zasnąć - zaczynała się wściekać, a to dobry znak.

Gdzie podziali się ludzie, co tu się u licha stało? Krew i porozrzucane stimpaki podpowiadały napad, chociaż czego potencjalni napastnicy szukali na statku przewożących bydło? Odpowiedź przyszła nagle, razem z warkotem broni dobiegającym gdzieś z głębi ciemnych, mroźnych korytarzy.
Ktoś tam walczył, a sokor walczył znaczyło że żył! Może jej porywcze natknęli się system obronny statku, albo… na pewno chciała wiedzieć?

Bycie samemu miało sowje plusy - nikt nie sapał jej w kark, ani nie zmuszał do siedzenia w zamknięciu. Minusami z pewnością był brak wsparcia i kogoś, kto pomógłby tam, gdzie Silvia sobie nie radziła… odezwał się, pocieszył. Powiedział, że mimo przeciwności losu jakoś z tego wyjdą.
- Ogarnij się - mruknęła pod nosem, kręcąc jasną głową na boki. Korciło żeby iść i sprawdzić kto hałasuje w oddali, ale rozsądek podpowiadał siedzenie na tyłku. Nie miała broni, nie wiedziała co się tu dzieje. Kto z kim walczy i dlaczego. Pójdzie zobaczyć i wpakuje się prosto w jeszcze gorszy syf, niz ten w którym aktualnie siedziała.

Zamiast lecieć na złamanie karku tam gdzie hałas i życie, Silvia zebrała lightsticki, stimpaki i bandaże, upychając je po kieszeniach bluzy, a potem kucnęła pod blatem, biorąc się za podłączenie zapasowej kości. Informacje mogła też zdobyć samodzielnie, bez pchania się między walczących. Trzeba też było spróbować przedostać się dalej. Jeszcze parę śluz i może ( z naciskiem na może) uda się jej coś konstruktywnego zdziałać. Przywrócić energię, wysłać wiadomość zbliżającej się jednostce.
Znaleźć broń.
Z bronią poczuje się bezpieczniej.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 26-01-2018, 10:04   #135
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Sługus cyborgów znalazł dobre wytłumaczenie, aby pozbyć się z mostka swojego największego przeciwnika na Acheronie - tego który jako jedyny wiedział co tu się odwala. Przejmowanie kolejnych załogantów i indoktrynacja ich umysłów celem podporządkowania androidom, a wszytko pod przykrywką niby awarii łączności. Iście diaboliczny plan, ale nie przewidywał jednego elementu - Teddy.

Udała ze zgadza się bez szemrania na wymianę butli tlenowej, łykając ściemę i zostawiając fotel nawigatora nieobsadzony, jedynie z zaprogramowaną sekwencją powrotu na dawny tor. Miała czas, dużo czasu. Korweta nie należała do wielkich, przejście do śluzy po butle zajęło chwilę. Drugą chwilę poświęciła na wejście do mesy w której panował bałagan porównywalny z jej kajutą. Była głodna, nie chciała umierać na głodniaka, a zajęta sobą parka kanoniersko-lekarska chyba zapomniała o zamówionej kanapce. Nic niezwykłego - pewnie poszli gzić się dalej po kątach, korzystając z ostatnich minut i być może okazji do spuszczenia ciśnienia przed rychłym końcem, rozwaleniem statku, albo najazdem cyborgów. Tych ostatnich Hermkens czuła już przez skórę. Zbliżali się milowymi krokami, goniąc ranną ofiarę jak psy gończe które zwęszyły krew. Ale jeszcze nie najechali ich fruwającego domu. Jeszcze. Jeszcze był czas aby zebrać siły, podładować własne baterie.

Atmosfera w pomieszczeniu się uchowała, co nawigator powitała uśmiechem zadowolenia. Mimo uszkodzeń i hałasu czynionego przez syreny alarmowe, poczuła się prawie normalnie. Uchowało się też holo pod sufitem. Pierwszym co zrobiła było ustawienie muzyki aby zagłuszyć piszczenie i wizgi ostrzegawcze. Po co system tak darł mordę? I tak ludzie wiedzieli jak bardzo mają przerypane.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9VIjJvWoKLY[/MEDIA]

Dopiero gdy z głośników popłynęły milsze uchy dźwięki, Prya wzięła się za ogarnianie żarcia. Znalazła chleb, jakaś padlinę. Ogórka ominęła szerokim łukiem, nie znosiła jego wodnistego, mdłego smaku. Z jedzeniem w garści zakotwiczyła sie pod ścianą w miejscu, gdzie chociaż z dwóch stron nie atakował jej żaden dryfujący syf. Musiała pomyśleć, ułożyć plan.

Tichy mógł nie chcieć wpuścić ją ponownie na mostek, ale to nie szkodzi. W drodze powrotnej zahaczy o zbrojownię i dobierze odpowiednie argumenty do dyskusji. Napotka zamknięte wrota to je wysadzi - nie widziała w tym większego problemu. Dla zdrowotności weźmie jeszcze karabin i stimpaki. I granaty EMP. Na wszelki wypadek… ale to po obiedzie. Nie lubiła pracować i walczyć na głodniaka.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 26-01-2018 o 10:07.
Czarna jest offline  
Stary 28-01-2018, 01:14   #136
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
- Miałem nadzieje że pójdzie lepiej - mruknął do mikrofonu Abe -Ktoś widział gdzie to się podziało?
Dodał kiedy oparł się nogami o przeciwną ścianę pomieszczenia, po czym wyciągnął rękę w stronę Veronici żeby ułatwić jej lądowanie

-Dobra wracamy do roboty, przy odrobinie szczęscia ma nas dosyć i poszło poznać resztę ekipy
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 28-01-2018, 02:10   #137
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Dwadzieścia kilogramów szpeju wystarczyło żeby Drake poczuł się jak za starych, ale niekoniecznie dobrych czasów. Blachy, magi, granaty, spluwy, noże - całe oporządzenie taktyczne miało swoją słuszną wagę i w zwykłych warunkach ciążyło jeżeli nie było się do niego przyzwyczajonym.

Tym bardziej kanonier przypatrywał sie jak Linda sobie z nim radzi. Może i nie mieli grawitacji, ale problemy były przejściowe. Operowanie opancerzonym ciałem też wymagało wprawy.

- Gdyby coś się działo stań za mną - powiedział zbierając się do wyjścia - Ty jesteś od myślenia, ja od bicia. Jakoś się dogadamy że będzie dobrze. Chronić i służyć… coś kiedyś tam po pijaku przysięgałem - parsknął niezobowiązująco łapiąc lekarkę ramieniem przez talię i pociągając za sobą.

- Chodź, zawiniemy Pryę i znajdziemy Papę. Od ostatniego kontaktu z nim minęło dużo czasu. Za dużo - skrzywił się. Już dawno powinni zacząć szukać zaginionego kumpla. Drake miał tylko nadzieję, że znajdą go zanim zrobi to nowa maskotka Nivi.

 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 30-01-2018, 23:55   #138
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Tichy już sam sobie odpowiedział w duchu - załoga statków orbitujących wokół Dagon V to martwe mięso. Czym innym jak nie śmiercią wytłumaczyć można totalną ciszę tajemniczych jednostek? Zapewne spryciarz wymyśliłby kilka zadowalających hipotez, lecz Leon jako kapitan musiał wybrać sobie jedną z nich i na niej rozpisywać kolejne plany - padło na śmierć załogi.

Najnowsze wyniki skanów zapisał do banków pamięci komputera pokładowego, a najważniejsze informacje przerysował do osobistego notatnika. Na moment zawahał się. Nim przystąpi do dalszych oględzin filmów powstałych przy użyciu robotycznych oczek, wysłał ku martwym celom kilka sygnału powitalnych, inną treścią niż dotychczas, zarówno na falach klasycznych jak i kodowanych odpowiednim algorytmem, który komputer odbiorcy winien odczytać jako sygnał alarmowy najwyższego stopnia. Ot, dla spokoju ducha, nim zupełnie porzuci pomysł kontaktu.
 
Szkuner jest offline  
Stary 31-01-2018, 12:25   #139
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16 02:50 h; 9.25 ja od Dagon V

Układ Dagon; 2:50 h po skoku; 8.93 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Julia




“Archaon” zakończył wykonywać kulminacyjny moment manewru zaprogramowanego przez Pryę i teraz “leciał z górki” wprost na Dagona V. I to co było na jego orbicie. Leciał w milczeniu przez mroźną pustkę zostawiając za sobą ślad zdewastowanych szczątków niczym kosmiczne monstrum krwawiące swoimi wnętrznościami i posoką. Za jakieś kilka najbliższych minut wysłane skany i wiadomości powinny dotrzeć do dryfujących na orbicie jednostek. I przynajmniej skany powinny wrócić za jakiś kolejny kwadrans.

Wewnątrz też nie było różowo. Większość systemów które po walce były zdewastowane nadal była zdewastowana. A w uszkodzonej czarnej dziurze na rufie wsiąkła większość załogi. Właściwie została tylko para na mostku w obrębie aktywnych skanów łączności. Ostatnimi którzy przeszli na rufę była Linda, Prya i Drake. Wedle czujników Alex zawitali do mesy i zbrojowni a potem ich znaczniki zbliżały się do uszkodzonych stref aż czarna, czujnikowa dziura ich pochłonęła i wszelka łączność się urwała.

Za to i Tichy i Julia, zwłaszcza nie zaabsorbowana innymi czynnościami rusznikarka miała czas by obejrzeć już zauważalną część filmów nagranych przez różne drony głównego inżyniera. Obraz zniszczeń nie był zachwycający. Akurat mieli oboje to sprawdzić osobiście we wcześniejszych wyprawach na rufę i pokrywało się to z tym co pokazywały kamery dronów. Po przejrzeniu tego najkrótszego filmu ze zniszczonego oka Tichy doszedł do wniosku, że przypadek był to bardzo dziwny. Kamera pokazywała jak leci przez błyskające alarmami lub dla kontrastu ciemnością korytarze 7-ki pełne dryfujących bez grawitacji szczątków i nagle wszystko znika. Czyli mały dron musiał ulec natychmiastowej dezinegracji. A o to było raczej trudno przy jakimś przypadkowym zderzeniu ze ścianą. Już trochę trzeba było się postarać np. trafić to z broni palnej no może białej. Ale nie było to łatwe z takim drobnym, ruchliwym czymś. No i dostrzegł, że czasowo dziwnie się to zgrywa z czasem gdy poszybowała przez korytarz ta beczka co o mało nie trafiła bezpośrednio siedzącej teraz na sąsiednim fotelu kobiety. Nawet jak nie było to powiązane to czasoprzestrzeń obydwu zdarzeń przykuwała uwagę. Ostatniej rzeczy nie był do końca pewny. Na ostatnim ujęciu wydawało się, że widać na podłodze jakiś cień. Zupełnie jakby coś było trochę za lecącym, małym dronem. Ale plama była zbyt ogólna. Równie dobrze mogła być to kolejna beczka czy inny grat jaki dostał się między któreś z jeszcze działających tam świateł i dlatego uchwyciła go kamera.

Julia też zdołała coś wyłapać. Na jednym z ujęć dostrzegła dziwny ruch. Mieszał się z tymi wszystkimi dryfującymi w chaosie świateł i ciemności szczątkami zdewastowanych zapasów, urządzeń, grodzi i pokładów. Ale miała na tyle czujne oko, że mimo tego udało się to wyłapać z pędzącej przez korytarz kamery drona. To było na 8-ce. Na pokładzie D. Coś jakby przesunęło się na dole ekranu. Gdy na chwilę zatrzymała obraz po czym kilkukrotnie puściła ten fragment najbardziej przypominało to jakiś dziwny, kolczasty przewód czy wąż. Ale taki powinien raczej dryfować biernie razem z resztą dryfującego śmiecia zawalającego korytarze i pomieszczenia, zwłaszcza na rufie. A tu wyglądało jakby ten przewód z dziwnymi wypustkami całkiem celowo był zwijany. No ale drony były zbyt monotematyczne by na autopilocie zwracać uwagę na takie rzeczy więc podryfował dalej. A jak na razie na filmach obejrzanych dotąd nie dostrzegła niczego podobnego. No ale jeszcze całkiem sporo czekało do obejrzenia. Może Rohan mógłby coś więce wyciągnąć z nagrań swoich dronów ale w tej chwili nie było z nim kontaktu. Zniknął pochłonięty przez czujnikową czarną dziurę już z kwadrans czy nawet więcej temu.



Rufa; seg 8; pokł D; siłownia hipernapędu; Linda, Prya, Drake, Rohan, Nivi, Abe i Veronica



Czwórka ludzi wodziła głowami w hełmach i promieniami latarek po powierzchniach poziomych i pionowych. No a w każdym razie płaskich. I przy okazji po całym tym śmieciu jaki dryfował w tym pomieszczeniu. A każdy mógł kolejnemu nerwowemu ruchowi światłem przemienić się w to “coś”. Co w sumie nadal nie było wiadomo co to było. Sekundy wlokły się gdy oddechy szybko opuszczały respiratory kombinezonów a serce nerwowo pompowało krew w napędzane adrenaliną i obawami żyły. Napięcie było namacalne. Tak jak namacalny był pot ściekający po karku, skroni czy kręgosłupie. I nawet w tym skafandrze nie dało się go odgarnąć. Drobna a jak irytująca rzecz do tego wszystkiego.

Gdzie to jest? Nie mogli tego namierzyć bo gdzieś polazło czy dlatego, że już czai się do skoku na ich plecy jak wcześniej zrobiło to z Veronicą? Jak przyjdzie to skąd? Z przodu? Z tyłu? Z góry? Z dołu? Na kogo trafi z ich czwórki tym razem? Tym razem zdążą też uskoczyć czy strząchnąć to coś jak się udało to zrobić jakoś Abe i Veronice?

Napięcie robiło się nie do zniesienia. Ile można tak świecić latarkami po ścianach? W końcu Rohan z duszą na ramieniu ale postanowił zaryzykować i znowu uruchomić wypalacz. W końcu gdy on pracował to właściwie miał trójkę osób do pilnowania mu i przodów i pleców. A potem mógł się zamienić z Abe. Albo kimkolwiek właściwie bo teraz wypalacz już był ustawiony i no cóż. Właściwie mógł się tylko przegrzać. Ale i w jego dłoniach i tak mógł się przegrzać. Trójka pozostałych oczu i latarek wodziła po dryfujących w ciszy szczątkach zdając sobie sprawę jak żałośnie nieszczelny jest ich kordon. Kwestia trochę szczęścia i może odrobiny refleksu czy zdążyliby na czas wychwycić w świetle to coś. A jeśli nawet to co dalej?

Na tych niewesołych rozmyślaniach spędzili kilka nerwowych minut gdy wreszcie trójka obserwatorów dostrzegła zmianę. Powyżej. Na pokładzie przez który niedawno przebił się wypalaczem Rohan dostrzegli dające otuchę promienie latarek. A te po paru chwilach przekształciły się w trzy uzbrojone sylwetki w skafandrach. Linda, Prya i Drake.

Zaś Linda, Prya i Drake po obładowaniu się wojskowym szpejem wyglądali znacznie bardziej bojowo niż wcześniej. I udało im się bez większych przygód dotrzeć na miejsce gdzie Alex pokazywała ostatnią, znaną lokację “Papy”. Jeśli nie liczyć tego jak z jednego z bocznych korytarzy wyleciało jakieś krzesło i trzasnęło Pryę w ramię. Właściwie to pewnie dryfowało tam i tak no ale w tym akurat kawałku nie było światła i krzesłu jakoś udało się niepostrzeżenie podkraść do nawigator. No i nie licząc jak Drake stęknął gdy przy którymś zakręcie nadział się na jakieś rozbite szpikulcowato fragmenty ściany. Przez co w tym momencie właściwie się na nie nadział. Na skafandrze ramienia powstała rysa ale było to raczej nie przyjemnie zaskakujące niż groźne. Tym razem. No tego, że gdy Linda otwierała jedne z licznych drzwi i te zacięły się w połowie a z framugi obrzygała ją jakaś struga oleju czy czegoś takiego też właściwie można było nie liczyć. Bo zapaskudziło jej skafander na ramieniu i trochę hełm ale właściwie nic specjalnego poza tym się jej nie stało.

Namiar od Alex zaprowadził ich do Segmentu 8 na Pokładzie B. Czyli gdzieś tu gdzie zaczynała się rufowa nadbudówka mieszcząca hipernapęd. Tu zaś dostrzegli wypaloną wypalaczem okrągłą dziurę w między pokładem B i C. Poniżej kolejną właściwie identyczną między pokładami C i D. No i pracujące światło wypalacza na pokładzie D razem z omiatającymi okolicę pomieszczenia na pokładzie D promieniami latarek. “Zaginiona” dla czujników Alex czwórka załogi właśnie przestała być zaginiona. Przynajmniej dla nowo przybyłej trójki. Trop Jeana prowadził do przejścia z pokładu B na C. I na C urywał się bo tam już czujniki nie działały. Ale to i tak było dobre kilka pokładów do przeszukania. Kilka zdewastowanych, zwykle już pozbawionych atmosfery i energii czasem pewnie napromieniowanych pokładów. I to wszystko zawalone dryfującymi bezwładnie szczątkami które drażniły zmysły gdyż wydawało się, że wszystko w tych ciemnościach leci właśnie na obserwatora.

Niemniej wszystkim zrobiło się chyba raźniej gdy większość załogi zebrała się w jednym pomieszczeniu chyba pierwszy raz od ogłoszenia alarmu bojowego prawie pół doby temu jeszcze w Memphis gdy dopiero zaczynali zabawę w berka i chowanego z “Ajaksem” Floty. Pierwsza odezwała się do nich informatyczka ostrzegając nerwowym głosem, żeby uważali bo “coś tu jest”. Tymczasem nowe promienie i plamy latarek wyławiały jak na razie te same dryfujące śmieci jak i na wszystkich pokładach. A tutaj nawet jak na większości rufowych segmentów nie było energii i atmosfery. No i łączności z Alex czyli z resztą postrzelanego torpedami okrętu.


---



Układ Dagon; 02:50 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Rufa; sterówka maszynowni; Silvia



Początki bywają trudne. I zniechęcające. A czasem im nawet towarzyszy ból w zmarzniętych palcach którymi się właśnie mocowało z twardą, zimną i oszronioną materią nieożywioną. Zwłaszcza gdy niby “to już” a nic się właściwie nie stało. Nic się nie zmieniło. Dalej widać było tylko oszronione kształty tego zamarzniętego, splamionego krwią chaosu. A jednak.

A jednak ciemna dotąd sterówka rozjarzyła się ekranami holograficznych wyświetlaczy gdy aktorka usiadła na jednym z foteli i uruchomiła kilka przycisków. Od razu zrobiło się jakoś raźniej, przyjemniej no i bardziej świetliście. Już pierwsze chwile z ożywionymi wyświetlaczami przyniosły ciekawe rzeczy. To była sterówka maszynowni! Samej maszynowni nie było nigdzie widać ale pewnie musiała gdzieś tu zaraz za grodziami czy pokładami się zaczynać. W końcu pomieszczenie z reaktorem i napędzanymi przez niego silnikami na żadnym statku nie było małe. Ale tak. Stąd można było sterować maszynownią, kontrolować czy wszystko jest w porządku i wykonywać polecenia z mostka. Albo przejąć kontrolę nad maszynownią gdyby z mostkiem coś było nie tak.

Gdy blondynka ochłonęła po tym odkryciu i zaczęła się wczytywać w wykresy i liczby dokładniej wieści już nie były takie różowe. Ktoś uruchomił procedurę odłączajacą reaktor od większości systemów frachtowca. Dlatego był taki ciemny, cichy i martwy bez ożywczej energii. Czyli reaktor był nadal w porządku no ale właściwie nic rozsądnego w tej chwili nie napędzał. Ani silników, ani zasilania, ani nic. Normalnie z tej sterówki można było to odkręcić no ale ktoś się postarał by nie było to takie proste. Już trzeba by mieć hakerskie zdolności by bez haseł włamać się do systemu i spróbować to odkręcić. No albo zejść na dół i zrobić ręczny restart. Wiedziała jak powinno się to zrobić no ale była kwestia by odnaleźć te pomieszczenie z awaryjnym restartorem. Na schemacie widziała gdzie to jest. Kilka poziomów niżej. Nie była pewna jednak jakby było z odnajdywaniem drogi w tym frachtowcu o wdzięczności zimnego wraku.

Przy okazji dowiedziała się dlaczego na korwecie łowców głów też nagle ktoś wyłączył wtyczkę. Ktoś tu nieźle pomajstrował i przemienił inerferacje osłon zewnętrznych normalnie służących do przepływania między bramami. I przerobił je na coś podobnego do gigantycznego EMP. Albo czegoś podobnego. Dlatego ocalały albo najlepiej osłonięte mechanizmy albo najbardziej prymitywne jak zwykłe latarki czy krótkofalówki.

W takiej sytuacji wędrówka przez cały statek na dziób gdzie był mostek raczej można było potraktować tylko turystycznie. Bez energii z reaktora radio czy skany i tak nie będą działać. No chyba, że zachowałoby się jakieś samodzielne źródło zasilania co było możliwe ale w tej chwili niesprawdzalne. Przynajmniej na wyświetlanym schemacie ”SS Vegi” nie było żadnych świecących się punktów oznaczających pomieszczenie podpięte pod energię. No ale wedle tego schematu sterówka w jakiej właśnie siedziała Silvia też póki nie podłączyła rezerwowej kostki energetycznej ziała by energetyczną czernią.

W międzyczasie odgłosy chyba strzelaniny ucichły. Znowu ze ścian i wentylatorów dobiegały tylko metaliczne stukania, jęki i skrzypienie. I oszroniona cisza. Ktoś pewnie mniej odporny psychicznie mógłby uznać, że to ktoś tam łazi i właśnie zmierza w stronę osamotnionej aktorki siedzącej w sterówce. Ale akurat De Luca trzymała się jeszcze na tyle dobrze by zdawać sobie sprawę, że to pewnie tylko zwykłe dźwięki zmęczeniowe zmrożonej materii. Zwykle też były ale słabiej je się odczuwało gdy wokół wszystko świeciło i buczało jak trzeba. Ale chyba niedawno ktoś tu się jednak z kimś strzelał prawda?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-02-2018, 09:41   #140
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Inżynier z niemałą ulgą przyjął fakt, że w zasięgu interkomu pojawiła się pierwsza oficer.
- Baczność, oficer na pokładzie - powiedział do mikrofonu w kombinezonie. Siła przyzwyczajenia. Raczej trudno było wykonać to polecenie w tych warunkach. Jednak protokół był określony i należało go przestrzegać. Następny był meldunek odnośnie sytuacji za jaką odpowiadał Rohan.
- Starszy Inżynier Rohan melduje się. Są ze mną specjalista Larsen, specjalista Kowalsky i inżynier Wekesa. Mamy w okolicy intruza. Zachowajcie ostrożność. Zostało około trzydzieści minut do przepalenia ostatniej grodzi - sprawdził czas na wyświetlaczu - czas najwyższy, żeby dwie osoby pofatygowały się po przewody magistrali elektrycznej i zaczęły je przeciągać przez wypalone otwory.

Rohan sprawdził wskazania wypalacza. Czuł jak się pocą jego dłonie. Wprawdzie nie wierzył, że jakieś małe zwierzątko może być dla nich realnym zagrożeniem, ale cała ta ciemność, dezorientacja i poczucie strachu przed nieznanym nie pomagało się uspokoić. Co innego procedury. Procedury były zawsze jasne.
- Sugeruję, że zajmę się tym osobiście ze specjalistą Larsen. Inżynier Wekesa przejmie wypalacz.

Skończył i czekał na rozkazy od Lindy. Nawet jej nie widział. Miał tylko migający punkt na czytniku świadczący o tym, że zastępczyni kapitana znalazła się w zasięgu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172