Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2018, 04:04   #252
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare

Lato w górach ma tą zaletę, że w piękny dzień, gdy świeci słońce, mimo wszechogarniającej bieli śniegu, jest całkiem ciepło, nawet bez koszuli. Arno i Gotte zostali wydostani z dymiących strzępów ubrań. Miller ucierpiał gorzej od krasnoluda, bo stracił różowo-fioletowy kubrak podszyty białym misiem, a Hammerfist tylko stare portki, wszak kolczudze nic się nie stało. Na domiar złego, o ile Grimm miał tylko zwęgloną grzywkę i brodę z wąsami po prawej stronie gęby, to modna fryzura tego drugiego była w opłakanym stanie i wyglądał jak siedem nieszczęść. Oparzenia były miej groźne od stłuczeń, jakich doznały ich członki po spotkaniu ze smokiem. Dostać od takiego przeciwnika ogonem z liścia i przeżyć, aby móc o tym świadczyć, to dopiero był jednak wyczyn sam w sobie zakrawający na cud.

Nie było mowy o natychmiastowym zejściu z gór, więc zostało im znaleźć w bliskiej okolicy miejsce ustronne, do obrony dogodne i zadbać o rany przyjaciół. Obecność Wagnera okazała się nieoceniona. Wprawdzie nie był wielce doświadczonym w sztukach medycznych, to jednak wystarczająco w tej sztuce zaznajomionym, aby opatrzyć i pielęgnować stękających. Do zachodu słońca było jeszcze kilka godzin, a że po nocy nie było roztropnym chodzić po górach, to zdecydowali wyruszyć o brzasku, choć nieco wypoczęci.




Kaspar, Moritz i Jurgen dzielili warty szczękając zębami, bo noc na onej wysokości, w przeciwieństwie do dnia, była mroźna. Nocą Brecht obudził wszystkich wskazując na wschód. W oddali, w ciszy czerwieniła się łuna, niczym milcząca wyspa ognia pośród mrocznego oceanu.

Heisenberg.

Mogli sobie tylko wyobrażać, co tam się działo w tej chwili. Tej nocy...




Z pierwszymi promieniami słońca Wagner zmienił opatrunki i po szybkim śniadaniu wszyscy podjęli karkołomne zejście ze stoku. Bez lin, bez pasów, z luźnymi portkami na rzyciach. Po kilku godzinach padli na twarze i kolana w zaspy śniegu na komendę Kaspara przylegając do kory drzew i powalonych pni górskiego lasu. Zobaczyli na niebie lecącego smoka. Na majestatycznie rozpostartych skrzydłach szybował, co jakiś czas uderzając nimi o błękit przestworzy, niczym wiosła o spokojną taflę wody. Był daleko, nad ich głowami, wysoko ponad koronami drzew, a mimo to dziwnie blisko zarazem, bo moi dostrzec jego obracający się pysk z lustrującymi góry ognistymi ślepiami. Odetchnęli z ulgą, gdy stracili go z oczu.

Gdy śnieg ustąpił, zielone zbocza Gór Szarych wiodły wśród skał wyschniętego koryta strumienia do miejsca, gdzie dwa dni wcześniej stoczyli krwawą bitwę z goblinami. Zastali cmentarzysko jednak nie takie, którego się spodziewali.
Zielone skóry były kłębowiskiem zwęglonych ciał i kości. Spalone truchła tworzyły kopiec nieopodal skalnej półki, wciąż ciepłych w dotyku popiołów. Nie były to jednak jedynie trupy. Zmasakrowane, nadpalone szczątki pożartych ludzi szpeciły okolicę świeżą krwią, dymiącym smrodem palonego ciała.

Przeleciał tędy smok zaskakując obóz, zapewne tych zbrojnych z Heisenbergu, o których szykującej się górskiej ekspedycji słyszeli kilka dni temu. Zginęło około tuzina mężczyzn. Trudno było się rozeznać dokładnie, bo tu brakowało nóg, tam leżała głowa, a z onych butów stojących na baczność wystawały zakrwawione kikuty łydek. Przy dowódcy, bo po oficerskich butach poznali trupa bez tułowia, leżała skórzana torba, a w niej wśród osobistych listów kapitana Hansa Lestera z Meissen, był pergamin z zapisem:

„Pojamać i przesłuchać podejrzanych”
Dalej w słupku.

Moritz Wagner. Żak, szarlatan lub złodziej. Włos kręcony, w pół łba strzyżony. Lica gładkie. Ciemnawy. Wysoki. Głośny.

Arno Grimm Hammerfist. Krasnolud z rudą brodą, łeb golony po bokach. Połamany nos. Zbrojny najemnik.

Kaspar Heiner”. Chudy. Szkaradny. Zbrojny.

Pod nazwiskami podkreślono drukowanymi literami „ZE STIRLNADU”.

Jurgen skrzywił westchnął po przeczytaniu pisma znad ramienia Wagnera.

- Słuchajcie koledzy. Że tak powiem, nie ma tego złego, byśmy z życiem wyszli z opałów, ale lepiej będzie, jak się tutaj rozstaniemy. Lepiej żeby razem nas nie widziano. Rozumiecie… Idziesz ze mną Gotte, czy zostajesz z nimi?

Przy niektórych trupach żołnierzy były sakiewki z lichym żołdem. Każdy znalazł po jednej dla siebie, cóż, właścicielom już potrzebne nie będą, a któż będzie szukał rodzin poległych i gdzie, jeśli w ogóle je mieli?





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline