Diuk stanął obok swojego dowódcy. Jakie to szczęście, że Gustaw zawołał pod bramy najlepszych halabardników, dzięki temu Diuk zjawił się tam wraz ze swoim oddziałem.
- Ja się tym zajmę.- Powiedział klepiąc Barona po ramieniu.- Ludzie! LUDZIE!- Wrzasnął olbrzym, aż wrzawa na tyle ucichła, że mógł kontynuować.- Miasto jest zamknięte.- Ryk ponownie zagłuszał jakiekolwiek słowa. Diuk jedynie podniósł pięść do góry i wrzasnął.- ŁUCZNICY!- Gdy obrońcy napięli cięciwy tłum ponownie zamilkł.- Wpuściliśmy do miasta tylu ilu się dało. Odejdźcie bo potraktujemy was jak najeźdźców, a szkoda mi marnować na was gorący olej i strzały. Tu schronienia nie znajdziecie. Jedynie śmierć i głód. Idźcie do lasów. Idźcie do Nuln. Chuj wie gdzie, ale idźcie stąd ludzie. Inaczej otworzymy ogień! Rozumiemy, że Wernicky i jego banda spalili wasze wsie, ale tu nie ma dla was miejsca.- Ostatnie słowa Karl powiedział powoli i wyraźnie. - Jeśli tu zostaniecie, to traficie miedzy siły Wernickego i naszą obronę na murzę. Zginięcie, wszyscy, ale do miasta nie wejdziecie. Zrozumcie, że ta historia w żaden sposób nie kończy się tym, że wpuścimy was do miasta, a dalsze napieranie na mur skończy się użyciem siły!- |