Fik był sprytny, pomiędzy trupami nikt go nie wyniucha, ani nie wypatrzy. Pozostało sięgnąć do kieszeni i zobaczyć jak się ma pupil. Ku swemu zdziwieniu i przestrachowi w oczach Ciapek pędził po śniegu w stronę wrogiego klanu. Boga zakpił sobie z snotlinga i wstąpił w pajęczaka. Reszta w sumie też walczyła, a prorok miał nową broń. Krótki łuk, nie wymagał dużej siły więc Fik zebrał się na odwagę i wstał. Już miał celować i słać pociski w stronę wroga, gdy gdzieś od strony walczących usłyszał wyzwiska.
Brzmiały źle i złowrogo. Bobku, odchodzie, jak nic ktoś mu groził. Zastraszony prorok znowu padł na ziemię chowając swą paskudną gębę. Podrapał się po naderwanym uchu i szukał wzrokiem ciapka.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |