Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2018, 09:03   #150
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
Dzień Święta Plonów, późny wieczór


Zbłąkany ogr zburzył nieco pewność Jorisa dotyczącą bezpieczeństwa okolicy, ale też rzucił nowe światło na sprawę chorych zwierząt. Co prawda wiewióra stanowczo odmówiła podejścia do truchła, ale na węch stwierdziła, że gigant śmierdzi tak samo jak chore zwierzęta. Jak rozróżniła zapach choroby od odoru olbrzyma Joris wolał nie wnikać. Gorzej, że choroba najwyraźniej dotykała nie tylko dzikich zwierząt. Ale gdzie miala źródło? Ogr z pewnością pokonywał duże odległości. Joris wraz z Marvem sprawdzili trop wielkoluda - wyglądało na to, że nadszedł gdzieś ze wschodu i trafiwszy na ślady drużyny wiodące do Bramy Wywerny podążył za nimi. Nie szli dalej tropem śmierdziela - co by było gdyby trafili na większe plemię? Wystarczyło popatrzeć na zakrwawioną Przeborkę, choć ta - mimo ran - była w znakomitym humorze.

Wobec nieoczekiwanego opóźnienia drużyna urządziła sobie wczesne drugie śniadanie i ruszyła w drogę powrotną do Phandalin, wyciągając nogi (i kopyta wierzchowców) by zdążyć przed nocą. Mimo raźnego tempa nim dotarli do osady słońce już dawno schowało się za horyzontem. Mimo to w Phandalin, oświetlonym dziesiątkami lamp, ognisk i pochodni, było niemal tak jasno jak w dzień.


Drużyna zdążyła w sam raz na wieczorne tańce z okazji Święta Plonów.

[media]https://www.art-prints-on-demand.com/kunst/pieter_brueghel_d_j/village_festival.jpg[/media]

Ominęły ich co prawda modły, błogosławieństwa i zaślubiny, ale na zabawę zdążyli. W kociołkach nad ogniskami bulgotały jeszcze apetyczne potrawki, a na stołach leżały resztki placków i kołaczy. Jedzenia i darmowego alkoholu było zaskakująco dużo. Najwyraźniej Tressendarowie dorzucili się do festiwalu, gdyż siedzieli na honorowych miejscach, łaskawie bratając się z pospólstwem. Jedynie ich ochroniarze nadal stali jak solne słupy; tym razem było ich znacznie więcej, podobnie jak służby, która kręciła się wokół południowców. Ludzi było dużo więcej niż samych mieszkaców osady; zjechali się też mieszkańcy Dolinki Poszukiwaczy. Mnogość krasnoludów świadczyła o tym, że nawet pracownicy Rockseekerów nie wzgardzili ludzką zabawą, choć mieszkańcy podziemi obchodzili takie święto nieco inaczej.

Na scenie, obok jakichś obcych bardów, siedziała ślepa służka szlachciców śpiewając przy akompaniamencie lutni. Smutna dumka niezbyt pasowała do radosnego nastroju festynu, lecz głos miała tak śliczny, że większość phandalińczyków stała zasłuchana.


Po zakończeniu występu rozległy się gromkie brawa, a dziewczyna zeszła z prowizorycznej sceny wspierając się na ramieniu Dawda. Bardowie wznowili skoczne rzępolenie, a tłum zwrócił uwagę na nowoprzybyłych, ciągnąc ich do ognisk i domagając się opowieści. Torikha chciała odnaleźć Garaele, choć o tej porze pewnie nie było już wiele do roboty, gdy poczuła na ramieniu ciężką dłoń Gundrena Rockseekera. Widać było, że krasnolud miał już mocno w czubie; musiał świętować chyba od samego rana.
- A gdzie to się znów włóczyliście? Ta niecnota, Turmi, obiecała pomoc z kuźnią, a jak jej nie ma tak nie ma. Znów kiecki pojechała kupować zamiast się za uczciwą robotę wziąć? Gdzie ona jest, zaraz jej pasem na gołe…
Właściciel kopalni zaczął się mocować z pasem okalającym jego wydatny brzuch, a Tori rozejrzała się w panice.

Niestety, podobnie jak wuj geomantki, Tori nie wiedziała gdzie podziewa się Turmalina Hammerstorm.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 19-01-2018 o 09:08.
Sayane jest offline