Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2018, 21:13   #141
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri miał ambiwalentne uczucia jeśli chodzi o studnie. Wyrósł już nieco z lęku i podniecenia, jakich mieszanina towarzyszyła mu w czasie jego pierwszych misji. Ale wciąż tajemnicza dziura w ziemi z mrocznym korytarzem najeżonym pułapkami, z bogowie wiedzą jakim straszydłem na końcu jest czymś, z czego można nie wyjść cało. A Shavri miał do czego… do kogo wracać – o czym z nagłą tęsknotą sobie przypomniał. Choć teraz w domu było dwoje młodych dzieci i pokrzepiony tą myślą, że rodzice na pewno nie zostaną sami, łatwiej dźwigał najemnickie miecze. Tym bardziej że z tego noszenia były duże pieniądze i Shavri aż bał się zapeszać myśleniem, jak duże przyniesie tym razem, jeśli faktycznie odwiedzą wszystkie wskazane miejsca. Ziejąca w ziemi dziura była dopiero pierwszym przystankiem na drodze Coriego do Silvermoon. Czas już najwyższy, biorąc pod uwagę, że między nim, a Hugo pojawiło się jakieś ledwie wyczuwalne napięcie. Prawdopodobnie z powodu Rose. Sytuację przynajmniej na razie udało się rozwiązać pomyślnie…

- Wiesz, to nie jest tak, że jej nie lubię – powiedział Cori do przynęty, zarzucając wędkę w spokojny nurt Grochówki – potoku zbyt małego, żeby zasługiwał na inną nazwę niż nadaną przez miejscowych. – Jest bardzo mądra… i ma taki cudnowy śmiech. No i... jest chyba ładna - zaryzykował ostrożnie.
- Onieśmiela cię – zapytał Shavri, który leżał między korzeniami potężnego kasztana, oparty o jego pień.
- Troszkę – odparł chłopiec po dłuższej chwili milczenia. – Mam w głowie tyle słów, a nigdy nie wiem, co jej powiedzieć. Hugo jakoś nie ma z tym problemu.
- Trochę razem przeszli.
- No wiem
– westchnął chłopiec i zgarbił się.
Shavri doskonale go rozumiał. Cori nie był typem chłopaka, który będzie ryzykował jak Hugo tylko po to, żeby popisać się przed Rose. A do tego był usilnie prowokowany. Co więcej, choć dziewczynka starała się dzielić czas pozostały jej po wypełnianiu obowiązków pomiędzy obu chłopców, Hugo zawsze przyglądał się temu nieufnie, gdy Rose słuchała opowieści czytanych przez Coriego i – rzecz jasna – w życiu by się nie przyznał, że jemu też się podobają. Skończyło się na tym, że Cori zaczął ich unikać, żeby nie narażać się na nawet nieświadome zaczepki Hugo. Shavri tłumaczył bratu, w jakich okolicznościach jego grupa natknęła się na Hugo i choć Cori wszystko to rozumiał i naprawdę się starał, jego spolegliwa natura tylko powodowała, że dawał sobie wchodzić na głowę. Shavri wiedział, że chłopcy będą musieli załatwić to między sobą, Cori czuł to prawdopodobnie też. Dlatego był taki przygnębiony.
- Wiesz co. Mam pomysł – odparł w końcu Shavri, który mimo wszystko tej męskiej sprawy nie chciał całkiem zostawiać na barkach młodszego brata. – Jeszcze myślę, że tak z dwa, trzy dni i skończymy z ojcem dach. Co byś powiedział, gdybyśmy się wtedy wybrali we trzech na taką braterską włóczęgę w góry?
Cori odwrócił się do niego i poderwał na nogi.
- WZIĄŁBYŚ NAS ZE SOBĄ?! – zawołał, a oczy mu błyszczały. – Z robieniem strzał, tropieniem, polowaniem, ze wszystkim?
- Ze wszystkim. I bylibyśmy tam tak długo, aż by się sprawa rozwiązała.
W rodzie Traffo bowiem na gruncie tęsknoty za rodzimą Białą Grudą wyrosło porzekadło, że jeśli chcesz kogoś poznać, upij go albo zabierz w góry. Tam wyłaziła z człowieka prawda. Jeśli chłopcy mieli więc gdzieś pogadać bez niepotrzebnych emocji, to długa wędrówka z wysiłkiem kształtującym charakter była chyba do tego najlepsza.



Shavri dał sobie chwilę na wspomnienie tych kilkunastu dni wspólnej szwędaniny, gdy patrzył, z jakim oddaniem pracuje nad nim Torika. Nie mógł się trochę na nią napatrzeć. Wiedział, że ludzie dostają różne powołania. Było oczywiste, że ona robi właśnie to, do czego została stworzona. Kiedy zaalarmowany krzykami od studni, chciał już wstać, kapłanka złapała go za ramię w dość silnym uścisku, który w przyszłości będzie sprowadzał każdego urwisa na ziemię.
- Chwileczkę… nie skończyłam jeszcze - odparła łagodnie, ale w głosie był taki upór, że nawet Turmalina się przy nim nie umywała.
Nie czekając na odpowiedź, ni protest ze strony kompana, zaczęła recytować cichą modlitwę w nieznanym mu języku. Po zmęczonym i zatrutym ciele chłopaka rozlała się przyjemna i rozgrzewająca fala, jakby napił się zmarznięty grzanego, korzennego wina. Shavri zadrżał. Poczuł się lepiej, ale nadal miał wrażenie, że z jego ciałem jest coś nie tak.
- Nie wiem czy w tej zbroi nadaje się do włażenia w dziury w ziemi… mogę jednak wesprzeć was błogosławieństwami…
- Dziękuję - ukłonił się jej z uśmiechem. - To ja po proszę coś na siłę.
Zenobia na pytanie, czy pójdzie po Marva pokręciła tylko głową.
Mocno zastanawiała się, czy ma coś odpowiedniego do wysmarowania broni, która byłaby potem bardziej zabójcza dla wielkiego oka. Miała gdzieś flaszę trucizny na smoka, ale raz, że ta została w wózku a dwa, że była właśnie na smoki, nie na jakieś oczy. Nawet zestaw małego alchemika tam został, zresztą chyba nie było w nim nic gotowego. Przy sobie miała tylko troszkę smoczego łoju, ale miecz nim nasmarowany, nawet gdyby celnie wrazić gdzieś tej bestii, raczej nie wywołałby dodatkowych obrażeń, czy większego bólu.
~Wręcz przeciwnie…~ Niewinnie uśmiechnęła się do swoich myśli.
Niby miała przy sobie igłę do szycia a wszyscy wiedzą jak niebezpieczne mogą być takie ukłucia, zwłaszcza w oko.
Jednak, chyba nie do końca o to chodziło. O! Miała też mydło. Nooo, jak się takie do oka dostanie! I sól też! Tylko, że też w wozie… Trochę za późno biec po nie.
-Procę mam- oznajmiła niepewnie. - [i]Wszyscy mówią, że jeśli trafić nią kogoś w oko, można zrobić mu niemałą krzywdę…

Po szybkim kalkulowaniu selunitka, zaczęła zdejmować ciężki napierśnik, co by stać się lżejszą i bardziej operatywną w ciasnym otoczeniu.
W końcu zeszła ostrożnie po linie będąc jedynie w nagolennikach i karwaszach, gdy u pasa radośnie dyndał jej “mroczny” sejmitar. Niestety czy to stres, czy resztki leczniczych mazideł na skórze, dość że po zaledwie dwóch czy trzech metrach kapłance omsknęły się dłonie i jak kamień runęła wgłąb studni, zanurzając się w lodowatej wodzie z głośnym pluśnięciem. Dziewczyna nigdy nie uczyła się pływać, ale udało jej się wynurzyć na powierzchnię raz… potem drugi… w końcu złapała sztywną od wody linę, której końcówka dotykała powierzchni.

Głośny plusk było słychać na górze i Shavri, który szykował się do zejścia za Toriką naraz zamarł.
- TORIKA! - ryknął w otchłań. - TORIKA DAJ GŁOS! Przebijko, czujesz na linie jakieś szarpnięcia? - zapytał szybko mocarnej wojowniczki stojącej obok.
- Teraz tak. - Przeborka napięła się w gotowości, ale nie podciągnęła liny - W GÓRĘ? TAK CZY NIE! - krzyknęła w głąb. Plusk wody raczej ją uspokoił; ktokolwiek zleciał właśnie w szyb, raczej się nie połamał... a fakt, że nie wszyscy umieją pływać, barbarzynce nawet nie zaświtał w umyśle.

Za to Joris poczuł w sobie tak cholernie przejmujący, skuwający i przerażający chłód, że ta cała banshee Agathka była przy nim równie straszliwa jak gromada dwutygodniowych szczeniąt. No słowami by tego myśliwy nie wyraził, ale dość rzec że poczuł teraz w sobie każdy jeden mięsień, który spiął się w nim ze zgrozy. Już zaczął zrzucać z siebie żelastwo i osprzęt by skoczyć w toń po półelfkę gdy ta wynurzyła się głębin łapiąc linę.
- W górę!!! - krzyknął do Przeborki wyciągając jednocześnie rękę w stronę ukochanej.
Po chwili kapłanka dygocząc od lodowatej wody i niemniej lodowatego otoczenia, siedziała obok Jorisa we wlocie do tunelu, a woda spływała jej z włosów po czole i z nosa skapywała w toń. A zębami szczękała, że aż się echo szybem niosło. Myśliwy nie bawiąc się specjalnie w jakieś ceregiele, zaczął ściągać z niej przemoczone ubranie. W zamian najpierw dał koc do rozgrzania się, a potem objąwszy kapłankę mocno jakby coś miało ją zaraz zabrać, pocierając jej ramiona wyszeptał cicho słowa modlitwy.
- … bo dobrze to wie, że porwę ją i w sercu schowam na dnie… - gdy zaś skończył, półelfka mogła poczuć jak przejmujące zimno ulatuje z niej. Znaczy nadal była go świadoma, ale nie sprawiało już jej to żadnego dyskomfortu. Myśliwy spojrzał na nią czule, choć i o ostro - To już drugi raz. Zapomniałaś w kopalni? Przecież mówiłem ja Ci. Obwiązuj się! Bogowie… Normalnie masz ode mnie lańsko na goły tyłek.
Po czym raz jeszcze przytulił i pocałował w przemoczone włosy.
Tori jeszcze chwilę podświadomie trzęsła się jak galareta z groszkiem, zanim dotarło do niej, że w zasadzie to już nie odczuwa takiej potrzeby.
- Ob-obwiązuj… zawio-o-ozuj… ja chciałam tylko ogródek z miętą… - wydukała przez zaciśnięte zęby, bez większego ładu i składu.
Oczy miała szeroko otwarte wpatrując się z przestrachem w ukochanego, którego wszak chciała ratować, a skończyła tak jak zawsze.
- Przepraszam…
Uśmiechnął się rozbrojony początkowo tym widokiem po czym nagle zmarszczył brwi.
-Tere fere. Tak łatwo się nie wywiniesz - co rzekłszy ściągnął swoją koszulę i spodnie i podał jej zostając w samych gaciach i koszulce kolczej. Koc upchnął ponownie do sakwy przechowania - Czar się zaraz wyprztyka. Więc jeśli zostajesz to zakładasz i bez gadania. Bo… zostajesz, prawda?
- Hej, wy tam na dole! - dobiegło ich wołanie Shavriego. - Suńcie się ktoś, bo schodzę!
Młodszy tropiciel z mieszanymi uczuciami pochylił się nad ziejącą dziurą studni. Schodzenie w tym stanie okazało się dużo trudniejsze niż przypuszczał. Nawet pomimo wstawiennictwa Toriki. Schodził wolniej i ostrożniej, a to z kolei pozbawiało go sił. W końcu niewiele metrów nad Jorisem chwyt go zawiódł i chłopak poczuł to nieprzyjemne uczucie spadania, nim odruchowo znalazł stopą pewniejsze oparcie, a rękami mocniej chwycił się liny.
- Nic mi nie jest! - zawołał, bo Przeborka na pewno poczuła szarpnięcie, a na Jorisa posypał się pył.
W końcu, gdy zaspany stanął na dole, minęła chwila zanim minęły dreszcze, jakie go oblekły z wysiłku. Dwa razy szarpnął za sznur na znak, że wszystko w porządku.

Półelfka na ponowne krzyki Sharviego przypomniała sobie gdzie była i w jakim stanie aktualnie znajdowała się jej garderoba… a raczej jej brak.
Spłonęła wyjątkowo gorącym rumieńcem, capiąc za przygotowane ubranie Jorisa, nawet nie myśląc o proteście.
- Dziękuje… - szepnęła, szybciutko ukrywając się w nieco za długiej koszuli. Ze spodniami był nieco większy problem, bo choć Joris do grubych nie należał to i tak Tori czuła podstępną luźność w pasie. - Czy… czy ewentualną karę… mogę przyjąć p-później? - wydukała w sam raz, zanim drugi z mężczyzn nie zlazł do nich na dno.
Wtedy to w wąskiej i mokrej jamie jaką była studnia, zrobiło się jeszcze ciaśniej i kapłanka, chcąc nie chcąc przylgnęła ciałem do ukochanego… tylko tak jakoś dziwnie odchylała swe ramiona do tyłu, jakby chciała uniknąć, by ten zetknął się z jej… piersiami. Co było dziwne bo dawno ten moment mieli za sobą.
- M-m-mam kilka łask! - zapiała spłoszona dziewczyna, a echo jej kurzego skrzeku potoczyło się na samą górę. - P-p-pozwólcie, że przed penetracją tej dziury… na świętą panienkę Selune… nie o taką penetrację… Melune co ty wygadujesz! Bez zabezpieczenia nie wejdziecie! - krzyknęła w końcu i ponownie ci zebrani u wylotu, mogli usłyszeć jak blisko padło jajko obok kury… czy coś w ten deseń.
- Przepraszam - powiedział nieco strapiony tym faktem Shavri - Ale ja nie wiem, co to jest ta cała pene… trrracja. Czy mogłabyś mi pokazać? - Był pewny, że słyszał kiedyś o demo-kracji, ale bogowie - też nie miał pojęcia, co to.
- Ach i przepraszam za ten deszcz z góry, troszkę mi się wyślizgły z rąk te mokre kamulce - stwierdził tropiciel i wyczekując na dalszy bieg wypadków, starał się stać ze wciągnietym brzuchem, by zajmować jak najmniej miejsca. Widział, że Joris zdążył już zatroszczyć się o ciepło dla swojej wybranki, więc na wszelki wypadek sam nie proponował pomoc.
- Ż-że ja mam p-pokazywać jak się penetruje?! - Półelfka szczerze żałowała, że w ogóle zaczęła temat. - Mowy nie ma! Nic nie będe pokazywać! Nic! - Rumieniec na jej licu czerwienił się buraczkowym kolorem. Kapłanka chwyciła się ramienia Jorisa mamrocząc pod nosem cichą modlitwę, która objawiła się w jego sercu pokrzepieniem i jakby większą werwą do dalszego działania... w sprawie oka oczywiście. Następnie przytrzymała spadające spodnie i przesuwając się ostrożnie na prawo pacnęła w czoło drugiego z myśliwych.
Tym razem modlitwa była dłuższa i bardziej skomplikowana, a Sharvi miał wrażenie, że dzięki łasce księżycowej Panienki miał siłę nie tylko penetrować… - cokolwiek to znaczy - ale i przenosić góry.
- Szybko, nie traćmy czasu… - ponagliła dziewczyna, nie mogąc się doczekać, kiedy ucieknie z tego przeklętego miejsca.
- Doskonale! - przytaknął Shavri. A w pamięci zapisał sobie, żeby zapytać Trzewiczka, co to znaczy to pene coś tam. Chociaż nie, bo ten znów gotów nazwać go Shavrim sową. Lepiej Zenobi. Żyła tak długo, na pewno znała to trudne słowo.
- Yyyyy… - Joris naprawdę chciał coś powiedzieć co by pasowało do sytuacji, jednak ta go przerosła. Chwila grozy gdy Torikha runęła w dół studni. Potem o mało nie dołączający do topielczej braci Shavri. A w końcu nie do końca zrozumiała rozmowa, z której pojął na pewno tyle tylko, że należy się śpieszyć. Odkorkował więc na prędce flaszkę z miksturą od siostry Garaele, wypił i skinął półelfce i kompanowi - Taaak… ruszajmy.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 07-01-2018 o 23:04.
Drahini jest offline  
Stary 10-01-2018, 09:27   #142
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wnętrze Studni
Dzień Święta Plonów, poranek

W przeciwieństwie do Trzewika Joris wiedział już na co patrzeć - a przynajmniej tak mu się wydawało z opisu niziołka - toteż bez trudu dojrzał wielki łeb zwieńczony pojedynczym okiem wystający zza stalaktytu. Rzecz jasna Oko tym bardziej dostrzegło tropiciela, a nadchodzących ludzi usłyszało pewnie o wiele wcześniej. Joris zadrżał pod magicznym spojrzeniem potwora. Nie była to kula ognia, ani kwas, nie miał żadnej widocznej rany, a mimo to dosłownie poczuł jak uchodzi z niego życie. Opadł na chwilę na łokcie pod wpływem tego osłabiającego uczucia, ale zaraz otrząsnął się z niego jak pies z wody i zakrzyknąwszy “Jest!”, wypadł z tunelu i dobywając drugiej broni ruszył na czającą się wysoko poczwarę, która niestety nie okazała się obserwatorem z telepatelnią, a jakąś jaskiniową szkaradą. Miesiąc wcześniej, w podziemiach dworu, Jorisa ominęła walka z Okiem, z którego po ciosach Tori niewiele wtedy zostało. Tutaj stwór z tego samego gatunku skoczył ze stalaktytu na myśliwego, a wielkie pazury świsnęły niebezpiecznie blisko… zbyt blisko, zadając Jorisowi kolejną ranę, tym razem zupełnie materialną. Na co myśliwy nie pozostał biernym zamachnąwszy się morgenszternem i toporkiem, trafiając tym pierwszym.

Torikha
wygrzebała się z tunelu i cięła Oko z boku, wspomagając partnera. Shavri wyszedł ostatni, ciskając w potwora magiczną pochodnią. Nie pomogło to wiele, choć kolejne ciosy Oka nie dosięgły Jorisa, który również ponowił atak, podobnie jak i Tori. Mimo to stwór nadal żył, a jego pazury znów naznaczyły cialo Jorisa. Do tego wściekłe mentalne, niezrozumiałe szwargotanie rozległo się w głowach walczących. Cokolwiek mówiło Oko nie było to nic miłego, zwłaszcza po tym jak Shavri dziabnął go raz i drugi mieczami, zachodząc stwora od tyłu. Młody Traffo, zdyszał się srodze i nie wiedział, czy szum w uszach również pochodzi od stwora czy raczej ze zmachania. Ale aż syknął z ukontentowania, gdy raz za razem w całej dłoni poczuł drgnięcie niesione po rękojeści, gdy ustępował opór ciała poddającego się ostrzu. Oj, umie Torika robić swoją robotę. Tropiciel z Królestwa był pewny, że sam nie dałby rady w swoim obecnym stanie przebić się przez skórę zwierza.

- Naści ślepku, naści! - warknął z błyskiem we własnym oku.
Zirytowany ze wszech miar świergotaniem w głowie - ponowił atak, tym razem gwiżdżąc przy tym ostro przez zęby, żeby zagłuszyć to dziwne szwargotanie.
- Gińżesz ty w końcu padalcu! - zawtórował mu Joris, który również miał dość wygrażania jakie rozlegało się w jego głowie i wziął kolejny zamach, podobnie jak Torikha i Shavri. Mimo że Oko było otoczone walczyło dzielnie i minęła niemal minuta nim w końcu padło pod miażdzącym ciosem buzdygana Jorisa. Myśliwy dziabnął je jeszcze raz dla pewności i mogli wreszcie odetchnąć. Torikha zaraz zabrała się do magicznego leczenia ukochanego, który w starciu z Okiem dorobił się całkiem poważnych ran. W tym czasie Shavri obszedł jaskinię sprawdzając, czy nic już nie czai się w półmroku.

Prezentująca się w świetle pochodni jaskinia miała może ze dwadzieścia metrów średnicy i była naturalnym tworem, jedynie z grubsza zaadaptowanym przez budowniczych, którzy wygładzili podłogę i ściany. Było tu dużo zimniej niż w tunelu. Prócz sadzawki, w której nie było wody, w pomieszczenie znajdował się kamienny stół (czy też ołtarz), wykute w ścianach półki, rozpadającą się skrzynię i kilka sprzętów codziennego użytku. Chłopak szturchnął skrzynię mieczem; w plątaninie zgniłych ubrań i butów nie było nic ciekawego. Leżące na półkach księgi z pewnością nie były magiczne, gdyż napęczniały od wilgoci i pachniały pleśnią, a kamionkowe naczynia były puste. Gdyby nie dziwaczne wejście przez studnię i brak innego wyjścia - a przynajmniej Traffo nie znalazł takowego - mogłoby się wydawać, że to zwyczajna piwnica. Torihce mocno przypominała tą z podziemi dworzyszcza w Phandalin. Wzdrygnęła się na wspomnienie tego, co zastali w rozpadlinie. Tamtejsze Oko zjadało zabitych przez Czerwonych phandalińczyków i kapłanka musiała wtedy zaopiekować się szczątkami zmarłych. To tutaj żywiło się co najwyżej żabami.
Shavriemu wydawało się, że na stole i podłodze widzi jakieś grawerunki, ale pokrywała je warstwa błota i kurzu. Grota-piwnica wydawała się bezpieczna, więc mógł zawołać Stimiego.


 
Sayane jest offline  
Stary 11-01-2018, 09:40   #143
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Joris usiadł na chwilę by ochłonąć po walce. Zadane pazurami rany powoli zaczynały naprawdę dawać się we znaki i myśliwy nie miał wątpliwości, że stwór bez problemu poradziłby sobie z pojedynczą ofiarą. Gdyby nie magiczne i fizyczne wsparcie Tori i Shavriego poradziłby sobie i z nim… Licho zresztą wiedziało, czym był. Bo raczej naturalnym stworzeniem nie był… Grunt, że leżał teraz martwy.
Bez gadania poddał się magicznym zabiegom ukochanej, które wstyd przyznać, stały się dla niego obowiązkowym elementem każdej potyczki. Bo jakoś tak to jest, że do dobrego człek się szybko przyzwyczaja. Że nie trzeba już się męczyć z babrzącą się raną, przemywać, zmieniać opatrunki, a nawet pić tych leczniczych świństw, które jeszcze bardziej bolą. Wystarczy na chwilę poddać słodkiej błogości i zapomnieniu. Przymknąć oczy i pozwolić by dobrze znane już dłonie przelały swą moc na niego…
Gdy rany za sprawą magii zaczęły się magicznie zabliźniać, wstał by dokładniej przyjrzeć się pomieszczeniu. Kamienny ołtarz wyglądał podejrzanie i bez Trzewiczka może lepiej było go nie tykać, ale stara skrzynia wyglądała tak smętnie, że raczej pułapki tam już żadnej nie było. Zresztą Shavriemu starczył jeden kopniak by ją otworzyć ujawniając zawartość. Stertę nadgnitych i zapleśniałych ubrań. Bez większego entuzjazmu Joris trzonkiem toporka zaczął przeglądać to znalezisko pomyślawszy przez chwilę, że może coś w dobrym stanie będzie na niego pasować, bo nadal stał tu w samych gaciach. Szybko się jednak rozczarował, bo ubrania co do jednego nie nadawały się już nawet na szmaty. Zarówno szaty jak i odzież codziennego użytku. Choć na niewprawne oko Jorisa wyglądały jakby w swoim czasie mogły należeć do nie lada bogacza…
Myśliwy zamyślił się raz jeszcze rozgrzebując ubrania. Bogacze często byli herbowi i się z herbami obnosili… Może i ten tutaj? Po chwili wydobył ze spodu resztki płaszcza, na połach którego nadal widniał wyszyty złotą nicią haft.


Na wszelki wypadek wyciął go i zabrał. Powycinał również ładnie wyglądające guziki z niektórych ubrań, a także misternie zdobioną klamrę od pasa i piękną srebrną broszę do zapinania peleryny. Może Rika by się z niej ucieszyła?

Melune po leczniczych zabiegach na obu swoich towarzyszach, szybciutko zabrała się do sprawdzania tajemniczej komnaty pod względem ewentualnych “niespodzianek”.
Inkantując dwie modlitwy do Świetlistej Panienki, przeczesała pomieszczenie. Na szczęście jedyną, trującą pułapką w pobliżu okazał się Sharvi obok, który wciąż zmagał się z osłabieniem po nieszczęsnej wyprawie tunelem. Co do magicznych rewelacji…
- Lepiej omijajcie ten symbol na podłodze… i coś prostokątnego jest na ścianie, może ukryte drzwi… - wydała predyspozycje półelfka, przyglądając się sufitowi i reszcie ścian. - Tu chyba… nawet skała jest magiczna… - mruknęła bardziej do siebie, wyraźnie skonsternowana tym odkryciem. Może… znajdowali się pod jakimś pomieszczeniem, którego kiedyś używał tutejszy mag i cząstka jego potęgi przesiąkła do otoczenia?
Cóż… Tori nigdy nie była dobra z tajników wiedzy magicznej… chyba, że oba wiedza była ściśle powiązana z ziółkami…

- Właśnie nie byłem pewny tej podłogi - przyznał Shavri. Wrócił spod wejścia do tunelu, gdzie poczłapał zawołać Trzewiczka. A teraz siadł sobie ciężko i wycierał o szmaty wyciągnięte ze skrzyni ich bronie z juchy stwora. Gdy to robił, czuł jak ze zmęczenia i wysiłku drżą mu dłonie. - Jeśli tam są drzwi, może Trzewiczku będziesz w stanie je otworzyć bez ofiar.

- I gdzie jest Turmalina gdy jej potrzeba? - mruknął Torice w odpowiedzi Joris, łypiąc podejrzliwie na wspomnianą ścianę, z której siostrami, kuzynkami i powinowatymi, krasnoludka radziła sobie doskonale.
Gdzie była, bogowie raczyli wiedzieć. Pewnie w magicznej kuźni wyczarowała sobie łaźnię i się wygrzewała w najlepsze mając w nosie innych. Do nich natomiast tunelem doczłapał się właśnie Trzewiczek.

- Możemy zapytać w Phandalin, czy gdzieś nie wybuchły jakieś zamieszki pod naszą nieobecność - zaśmiał się Shavri. Więcej w tym było ulgi niż wesołości z własnego żartu. Żyli. I ubili to cholerstwo. - Myślicie, że powinniśmy spalić truchło? Stimy może chcieć wypreparować sobie to wielkie oko. Znam maga, który robił fanty z takich rzeczy.

Melune nie widziała krasnoludki od czasu narady w karczmie. Jej nieobecność przyniosła błogi spokój w szeregach “nowej drużyny”, ale napawała również smutkiem.
Rozpadli się.
Ich mała grupka sprzed wyzwolenia kopalni, porwała się przez śmierć i różne zwady w drobny mak. Tori nigdy wcześniej nie miała do czynienia z tego typu działalnością, nie miała również przyjaciół z którymi mogłaby bawić się, śmiać, czy umierać, dlatego dosyć mocno odczuła śmierć Yarli, a teraz zniknięcie Turmi. Choć uczucia te z całą swoją świadomością, próbowała… zapracować.
- Mam nadzieję, że jest bezpieczna… - odezwała sie bez wyrazu, jak to miała w zwyczaju. - I że gdziekolwiek jest… dobrze się teraz bawi, a na pewno lepiej od nas…

- Złe złego nie weźmie -
mruknął Joris zbywając temat samotnej Turmaliny. I jakkolwiek na swój sposób lubił tę kasnoludzicę tak w to szczerze wierzył - A szkaradę zostawiłbym tam gdzie jest… Potwora znaczy. Bo przeca nie Turmalinę... Choć przyznaję, rad jestem, że i z tego truchła golonki nijakiej nie wykrawasz na późniejsze wędzenie, Shavri.
Co rzekłszy puścił oko do tropiciela.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 11-01-2018, 09:48   #144
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Tymczasem na powierzchni...
Dzień Święta Plonów, poranek


Gdy tylko Trzewiczek zniknął w studni uwagę Zenobii i Przeborki zwrócił szelest krzaków. Barbarzynka odruchowo chwyciła za miecz, ale był to jedynie Marv, któremu wyraźnie znudziło się pilnowanie wierzchowców. O tej porze dnia zresztą szansa, by ktoś przejeżdżał traktem była minimalna, a leśne drapieżniki poszły już spać. Joris twierdził, że okolica jest bezpieczna i jak dotąd włócznik nie miał powodu wątpić w słowa ex-zleceniodawcy.

Po szybkim wprowadzeniu Hunda w powód opóźnienia wymarszu do Phandalin, który rudzielec skwitował pełnym dezaprobaty westchnieniem, cała trójka ponownie usłyszała hałas. Gdyby nie to, że Zen siedziała obok studni można by pomyśleć, że właśnie tarabani się przez zarośla z całym swoim dobytkiem na kółkach. Ale to nie była ona. Bojowy pies kurtyzany, Wampir, przypadł do ziemi, warcząc, choć więcej w tym było strachu niż groźby. Przeborka i Marv chwycili za broń, a Zenobia cofnęła się nieco, macając za swoją kuszą. Od strony południowych wzgórz nadchodziło coś na prawdę dużego.

Chwilę później, przy wtórze porykiwania i posapywania, spomiędzy drzew wytoczył się wielki jak wzgórze stwór, ubrany w resztki zbroi i pokryty ropiejącymi guzami.

Ogr.

[media]https://img00.deviantart.net/6b01/i/2014/044/4/7/ogre_concept_by_jubjubjedi-d7694bl.jpg[/media]


W kaprawych oczkach lśniła wściekłość, ból i kompletny brak intelektu - ale nie trzeba być szczególnie rozgarniętym by władać solidnym pniakiem służącym mu za pałę. Ogr zatrzymał się na skraju polany, wgapiając w stojących przed nimi ludzi. Wampir pisnął w panice. Ten dźwięk podziałał na potwora jak płachta na byka. Z rykiem runął do ataku, a ziemia zadrżała od szarży gigantycznego humanoida.

 
Sayane jest offline  
Stary 12-01-2018, 11:19   #145
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Stimy od jakiegoś czasu stał już w komnacie za plecami innych. Część go zauważyła, a część nie. W niemym zachwycie nad wyraz pokazywanym mimiką i zachowaniem oglądał sobie pomieszczenie.
- Było ukryte wejście, pułapki, strażnik… brakuje tylko sekretnych przejść, lub zagadki! Albo jednego i drugiego!
Stimy podbiegł do wskazanego przez kapłankę fragmentu ściany i przykładając ucho popukał ją w kilku miejscach. Nie było to proste, ale udało mu się odnaleźć dźwignię sterującą mechanizmem zamykającym tajne przejście. Potem podbiegł w inne miejsce. Przyjrzał się symbolowi na podłodze, a potem podbiegł przeczytać tytuły starych ksiąg, ale z tych niewiele już zostało.
- Możemy ci jakoś pomóc, czy się po prostu nie plątać? - zapytał Shavri, chyba z czystej grzeczności, bo nie wyglądał na takiego, co byłby w stanie szybko wstać i robić cokolwiek. Odpiął od paska swój bukłak i po zaproponowaniu go pozostałym, pociągnął z niego tęgi łyk swojej miętowej wody.
- Chwileczkę, chwileczkę! - Stimy spojrzał jeszcze na symbole na kamiennym ołtarzu i wziął się pod boki, tupając przy tym stopą w zastanowieniu.
- W ogóle coś ci te znaki i ta cała magiczna ściana mówią Trzewiku? - dodał Joris, który z braku lepszego zajęcia na czas trzewiczkowej krzątaniny zabrał się za wycinanie pazurów stwora co znamionował od czasu do czasu obrzydliwy chrzęst.
- Tam niewątpliwie jest przejście. Tak twierdzi Thorikę, a jak się opuka ścianę słychać zmianę odgłosu. I znalazłem wajhę. - Stimy znów podszedł do symboli na podłodze i wskazał je.
- Te tutaj mają kształt charakterystyczny dla splotu magii przyzwania, ale nie jest aktywny i nie wiem jak go aktywować. - Trzewiczek nagle się odwrócił i wskazał stół. - Tutaj poznanie! Ale też jakby wzmocnienie innych efektów lub ochrona… - Stimy wzruszył ramionami i pociągnął lekko nosem- ...tak mi się wydaje. Zakładając, że ma to ze sobą coś wspólnego, może razem dojdziemy do konkluzji?!
Niziołek przy tych słowach podskoczył znów do ksiąg i wyjął jedną z nich. Była stara, strony pozlepiane i zbutwiałe. W zasadzie ostały się tylko okładki, ale te były spisane w obcym nie tyle języku, co nawet alfabecie!
Joris obejrzał się na półelfkę i tropiciela czy może oni z trzewikowych wyjaśnień zrozumieli coś więcej niż on. Niziołek miał zdecydowanie dziwaczny sposób wyjaśniania innym rzeczy dla siebie oczywistych.
Zawinął pazury w jedną ze szmat ze skrzyni i wrzucił do magicznej sakwy.
- Czyli, że ten… - wskazał ścianę - Że tu drzwi są - poczym na podłogę - A tu jakieś magiczne coś? To może… trzeba na tej podłodze stanąć… powiedzieć coś i… drzwi się otworzą? Coś jak “sezamie otwórz się”?
Co rzekłszy stanął na środku rzekomo magicznej podłogi i rozejrzał się, czy coś się zaczyna dziać. Magiczna ściana była jednak zupełnie niewzruszona. Joris jednak do łatwo zniechęcających się nie należał i wydobywszy kawałek materiału ze złotym haftem, który w jego mniemaniu w jakiś sposób oznaczał właściciela, przełożył go sobie na ramieniu i znów znieruchomiał w oczekiwaniu. Jedyną reakcją jakiej się doczekał był nagły ruch Trzewiczka, który doskoczył do myśliwego i zerwał mu szmatkę z ramienia, przyglądając jej się w skupieniu. Haft jak nic przedstawiał symbol używany przez czarodzieja Bowgentla; taki sam pokazywał Stimiemu kapłan w Neverwinter. Nieskomplikowany symbol zdobił też grzbiet zdobycznej okładki.
- Ej! - zawołał z pretensją za niziołkiem, bo przecież ten właśnie przerwał jego rytuał. Widząc jednak zapamiętanie z jakim Trzewik oglądał szmatkę machnął ręką - Znalazłem to w rupieciach tego maga. To chyba jego herb jakiś. Znaczy musiał pewnie jakiś mieć, bo głównie drożyzna się tam wala. - przerwał na chwilę, ale ponieważ Trzewik nie rzucił się do wyjaśnień, kontynuował - Więc… wygląda na to, że ten czarodziej co w wieży mieszkał… zmieniał się w wielkiego węża, złaził tutaj, ubierał z powrotem co by z siurem nie paradować… i brał się za robotę… Jak on się tam zwał?
- Znalazłeś i nie pokazałeś…
- mruknęła kapłanka, pochylając się nad małym mężczyzną, który badał haft, na co myśliwy wzruszył niecierpliwie ramionami. Melune dość szybko rozpoznała wzór, ale nie wiedziała co z ową wiedzą dalej zrobić.
- Zresztą nie trzeba się zmieniać w węża, by dostać się do dziury w ziemi… teleportacja to całkiem przydatna umiejętność i łatwa dla kogoś bardzo potężnego. - Półelfka podrapała się po głowie i podciągnęła spodnie na biodrach. Stanie na środku tego mrocznego pomieszczenia, wyraźnie ją deprymowało.
- Tele... co? - zapytał myśliwy zdziwiony, że tych telebzdur jest znacznie więcej - [i]Jeśli trzeba się do tej telepenetracji rozbierać, to pewnie masz rację. Jeśli nie… to po co mu u licha w pracowni kufer z ubraniami? Przecież łóżka tu nie ma. Musiał tu na golasa złazić.
- To taki czar Jorisie… [i/]- wyjaśniła dziewczyna z uśmiechem. - Pozwala ci na przemieszczanie się z jednego punktu do drugiego… kiedyś o tym czytałam w świątynnej bibliotece… wyobrażałeś sobie miejsce do którego chcesz trafić i… pyk. Pojawiałeś się tam.
Myśliwy zrobił nagle taką minę jakby uprzytomnił sobie, że Torikha mówi o czymś najoczywistszym na świecie. I nawet miał ku temu niewielką podstawę. Zenobia. Zwój. Przecież taki właśnie zwój rozpoznała w smoczych skarbach.
- Tak jak ten umarlak W Thundertree - wtrącił Stimy szukając po całym pomieszczeniu czegokolwiek, co miałoby jakieś napisy, które by zrozumiał, lecz nic takiego nie znajdował. Zresztą całość pomieszczenia wyglądała tak, jakby ktoś zostawił tu tylko zepsute i zużyte przedmioty.
- A jak ktoś siedzi akurat w tym konkretnym miejscu? - zapytał Shavri. Strasznie chciało mu się spać, ale temat poruszany przez Torikę i Jorisa był tak bardzo wciągający, że nie chciał uronić ani jednej myśli. Zresztą spanie w takich okolicznościach przyrody było ze wszech miar złym pomysłem.
- Co? - Melune wyraźnie się zakłopotała tym pytaniem. - Czy ja wyglądam ci na kogoś kto zna się na teleportacji? Może pojawisz się w miejscu obok? Wiesz… nie wyobrażasz sobie konkretnego kafelka w podłodze, a całe pomieszczenie. Konkretny zamek, sala balowa, szczyt góry...
- Większość zaklęć, zwyczajnie wtedy nie zadziała - znów powiedział Stimy, rozwijając jakiś pusty pergamin. Znowu pusty!
Młodszy tropiciel ochlapał twarz odrobiną wody z bukłaka.
- Słuchajcie. Może Zenobia potrafiłaby pomóc Trzewiczkowi z tymi drzwiami i tym symbolem na podłodze, który w najgorszym wypadku pewnie reaguje na krew…
z tym bowiem (poza śmiercią) kojarzyła się Shavriemu nekromancja.
- Jeżeli to miałaby być teleportacja, to po co drzwi? Wtedy to nie ma połączenia - Stimy praktycznie nie zwracał uwagi na resztę i tylko głośno myślał. - A więc to raczej przywołanie, a drzwi to kryjówka?… Shavri! Potrzymaj światło przy ścianie z ukrytymi drzwiami. Nie ruszajcie się.
-Żeby zejść do dziury! Po to… - żachnęła się dziewczyna, dawno zapominając co oni w ogóle właściwie tu robili.
Shavri zniechęcony spojrzał na niziołka, zagarnął pochodnię Marva i rzucił ją Jorisowi, na niego zwalając zadanie bycia latarnią. Sam nie miał na to ani siły, ani ochoty. Z kolei myśliwy, który sam z siebie był latarnią ze względu na przymocowany do ramienia płonący puklerz po prostu odłożył zaczarowany przedmiot na bok i odebrawszy skrawek materiału Trzewiczkowi ponownie ulokował się na magicznej podłodze.
- Stara sowa! - powiedział głośno i wyraźnie co jednak nie przyniosło żadnego rezultatu - Wielki wąż! Stara studnia! Studnia sowy, wielki stary wąż, yyy - Po czym puścił się już w ciąg domniemanych haseł, które jemu samemu zdawały się oczywistymi hasłami wielkich czarodziejów - Sezamie otwórz się, ściano otwórz się, skrytko otwórz się, sekretne pomieszczenie otwórz się, yyy... Bowgentle, Bowgentle jest najlepszy, Bowgentle jest największy, Bowgentle jest najcwańszy, yyy… Agatha jest głupia... znowu zapomniałem, no jak to było, hasło… nosz kurwa mać!
- “Powiedz ‘PRZYJACIELU’ i wejdź
- zaproponował Shavri, choć ze zmęczenia nie pamiętał, skąd to cytował, i ziewnął przeciągle.
Joris litanię zakończył już naprawdę zdenerwowanym kopnięciem w rozwalającą się kozetkę.
- Po co on to zamykał?? Przeca to studnia! Kto przy zdrowych zmysłach złaziłby do studni i szukał skarbów? No kto!?
Co rzekłszy mruknął coś jeszcze pod nosem i usiadł na kamieniu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 13-01-2018, 19:20   #146
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Niziołek wziął w dłonie kolejną zakurzoną księgę i uniósł najwyżej jak potrafi. Na chwilę zamarł w bezruchu, po czym obrócił księgę, upuszczając przy tym puszki i drobinki kurzu. Uważnie obserwował jak opadają na dół, ale już po chwili się tym znudził bo… zobaczył ukrytą dźwignię.

Jeszcze nim o tym powiedział reszcie (a powiedział troche później), podszedł do sadzawki. To też było ciekawe. W zasadzie woda była zaraz obok w studni. Sadzawka mogła być przejawem luksusu, ale kryjówki na ogół nie były po to by pławić się w wygodach. Niziołek chciał w pierwsze kolejności określić skąd, kiedyś mogła dopływać tu woda, o ile to była sadzawka na wodę. Nie było tam śladów krwi ani innych płynów, więc chyba na wodę.

- Żaby - powiedział myśliwy widząc gdzie przeniosły się zainteresowania niziołka - Skoro się zmieniał w węża to pewnie lubił żaby. Jedną nawet spotkaliśmy w tunelu.

- Czy sowy lubią żaby? - zapytała Rika. - W końcu to studnia starej sowy… czy one jedzą żaby?

- Raczej bociany je jedzą. Żaby poza godami śpią w nocy
- wyjaśnił Shavri. - W tej sadzawce może teraz być woda tylko wtedy, kiedy podniesie się jej poziom w studni. A jako że jest to studnia głębinowa i czerpie ze źródła - nie jest to takie proste do osiągnięcia.

- A ja słyszałam, że to nie prawda z tymi bocianami…
- odparła skołowana półefka, drapiąc się po szpiczastym uszuku.
Trzewiczkowi wydało się to logiczne; sam nie znalazł innego dopływu, ani żadnej wajchy. Jednak mówiąc to, młodszy tropiciel wstał. Joris zwrócił mu na coś uwagę.
- Ale… są tu żaby. A żaby lubią wodę. Jednak ta z wąskiego, szlag wie jak głebokiego oka studni sie nie nadaje. Nie ma tu pożywienia, ani szuwar. W zasadzie nie wiadomo, czego… - naraz urwał i obrócił się w kierunku wyschniętej sadzawki, a potem wrócił spojrzeniem do starszego kolegi. - Joris… może znajdziemy ją i z nią porozmawiasz?
Sam zaś, wiedziony swoją koleżanką paranoją, przyczłapał do brzegu martwej sadzawki i wylał na nią resztkę wody z bukłaka. Nie było jej wiele, może z pół kubka, ale gdy tylko ciecz dotknęła powierzchni kamienia zabulgotała, jakby w tym miejscu wybiło źródełko i sadzawka poczęła się samoczynnie napełniać. Gdy wydawało się, że woda zaraz wyleje się na podłogę wszystko ucichło tak nagle, jak się zaczęło. Kamienną misę wypełniała krystalicznie czysta woda. Równocześnie ściana za nią zalśniła i to, co wcześniej wydawało się naturalnymi pęknięciami w skale utworzyło schematyczny rysunek wężowej istoty o ludzkim torsie i rękach, oraz sporych skrzydłach.
Shavri oniemiał z bukłakiem wciąż przechylonym nad sadzawką. Odchrząknął.
- Wy też to widzicie, prawda? Nie zemdlałem? - zapytał narzucając swojemu głosowi spokój.

- Nieeee - odparł Joris wpatrując się w sylwetkę z jakimś takim obrzydzeniem. Zmiennokształtność w wielkiego węża nie budziła w nim złych emocji. Czasem sam się zastanawiał jak to jest spojrzeć na coś oczami zwierzęcia. Ale ten wyrysowany na ścianie cudak to było jakieś poplątanie z pomieszaniem - Jeśli ten Bowgentle sam to sobie zrobił, to nie wiem czy chce wiedzieć co jest za tym tajnym przejsciem. No dobra. Chcę. Ale pewnie będę tego żałować. Idziemy?

- Skoro Stimy znalazł wajchę - stwierdził tropiciel z westchnięniem i kucnął tam, gdzie stał. - Dajcie mi tylko momencik.

- N-naga… - Melune wlepiła spojrzenie łanich oczu w malunek na ścianie, kompletnie ignorując “magicznie-cudowną” sadzawkę i jej ewentualnych płazich mieszkańców. - To te na północy mają skrzydła? - zdziwiła się do własnego odkrycia, a nogi machinalnie się pod nią ugięły jakby dziewczyna chciała usiąść… nie miała jednak na czym, więc zrobiła niezgrabny półprzysiad i lekko oszołomiona rozejrzała się wokoło, po czym podparła plecami ścianę.

- Na moje oko to to chłop raczej jest - myśliwy ostrożnie skwitował komentarz półelfki. Nie bardzo rozumiał jak się ma północ do tego, ale kobitę to rozpoznać przecież umiał - Choć prawda… jakiś nagi...
Shavri patrząc w krystalicznie czystą wodę, słuchał kapłanki, ale nie potrafił jej pomóc. Nigdy nie słyszał o takim stworzeniu. Dopóki mu się nie objawiło przed chwilą, nie potrafiłby powiedzieć, jak wyglądało. Nie miał pojecią, czy to stworzenie, złożone z tak niepasujących do siebie części symbolizuje jakiegoś boga, maga czy demona, czy po prostu jest typowym gatunkiem w okolicy… Tori wspominała o podobnych stworzeniach, ale bez skrzydeł, więc te tutaj nie mogły być odosobnionym przypadkiem wywołanym przez wybuch wulkanu. Tak czy śmak wyglądało na potężne i Shavri miał nadzieję, że nie spotkają go po drugiej stronie tajemnego przejścia.
Z kucnięcia przeszedł w klęk i ostrożnie powąchał wodę. Ale poza świeżością i chłodem, jakim pachniało wiadro wody przyniesione zimą do domu. Nie pachniało niczym innym. Ostrożnie więc wsadził do niego rękę. W pierwszej chwili poczuł lekki chłód, ale potem nic więcej…
Zachęcony tym Shavri, spróbował jej łyk, a ponieważ w smaku również nie odbiega od normy, zaczął ją pić większymi łykami, a w końcu ochlapał nią sobie twarz. Po części po to, żeby się obudzić. Ale po trochu też na wszelki wypadek, gdyby magiczne źródełko miało też właściwości lecznicze i mogło odjąć od niego osłabienie. Potem uzupełnił nią bukłak i wstał. Przyszło mu bowiem do głowy, żeby tą wodą oblać blat ołtarza.

- Gotowi? - zapytał nagle Stimy, oparty o dźwignię, którą zaraz pociągnął w dół.

- Gotowi - szybko odparł Jori ciągnąc za sobą Shavriego, który idąc ze swoim bukłakiem najwyraźniej planował oglądanie więcej nagich wężoludowróżek.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 13-01-2018 o 19:23.
Rewik jest offline  
Stary 14-01-2018, 01:52   #147
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Na powierzchni


Zaskoczenie i odrętwienie Marva było tylko chwilowe, szybko ustąpiło wyuczonym odruchom. Ogry nie były dla niego niczym nowym, choć te, które zdążył poznać, były zdecydowanie bardziej ludzkie i rozumne niż to dziwaczne wynaturzenie. Uniósł tarczę, a druga ręka wyciągnęła jedną z niemagicznych włóczni. Cisnął nią we wroga, jednocześnie sięgając po swoją główną broń i stając w pozycji obronnej, szykując się na przyjęcie szarży wroga. Włócznia minęła kolebiącego się w biegu ogra o włos, bo w linię rzutu wojownika wepchnęła się bezceremonialnie barbarzynka, która wyskoczyła zza pleców Marva niczym pocisk z balisty. Ziemia dudniła pod jej stopami, a w dziki ryk, jaki wydobył się z jej gardła, niewiele odbiegał od tego, jakim “przywitał” ich potwór. Starcie z równym sobie przeciwnikiem, po długim czasie spędzonym jako kołowrót przy studni musiało sprawić kobiecie niemałą radość i być świetną okazją do rozprostowania mięśni.
Dwie biegnące na siebie góry mięśni zderzyły się w końcu w nieuchronnym spotkaniu; dwuręczny miecz świsnął znad głowy barbarzynki, opadając wraz z jej bojowym okrzykiem, a szerokie ostrze spadło na zniekształconą rękę ogra, niemal ją odcinając. To nie powstrzymało giganta, tak zacietrzewionego jakby i jego ogarnął barbarzyński szał. Zamachnął się maczugą, niemal przewracając Przeborkę potężnym ciosem maczugi. Barbarzynka nie pozostała mu dłużna, wyprowadzajac kolejny celny cios mieczem. Marv zaszedł go z boku, ale chybił; wbrew pozorom wielkie rozmiary i chaotyczne ruchy potwora utrudniały oddanie precyzyjnego ciosu. Było to widać zwłaszcza w przypadku Zenobii, której nerwowe strzały z procy raz po raz chybiały celu. Wampir, jej tchórzliwy, bojowy pies gdzieś przepadł. Widząc mizerny efekt swoich starań, już miała wyczarować tłuszcz, pod nogami agresora, ale ten, był zbyt blisko i najpewniej poprzewracali by się wszyscy. Zupełnie nie mogła niczego zrobić i stała jak skamieniała.
Ogr z kolejnym smrodliwym rykiem zaatakował Przeborkę. Ciężko było uwierzyć jakim cudem barbarzynka jeszcze stała po kolejnym ciosie wielkim pniakiem. Jej lewy bark i spora część twarzy wyglądały jak krwawa miazga, żebra z pewnością miała połamane, lecz z dzikim wrzaskiem ponownie zamierzyła się na przeciwnika. Wydawało się, że im większy przeciwnik, im więcej ran jej zada, tym ta dzika kobieta jest silniejsza. Kolejny cios miecza dosłownie zdekapitował ogra. I podobnie jak w przypadku smoka wraz ze śmiercią wroga i ją opuściły siły; pociągnięta siłą rozpędu upadła na ziemię, dysząc ciężko. Ponownie zwycięska i żywa.

- Bogowie, kobieto, jesteś szalona - Marv parsknął, bardziej przyglądając się temu widowisku niż rzeczywiście w nim uczestnicząc. - Nie da się jednak ukryć, że skuteczna.
Wyciągnął zza paska fiolkę z leczniczym napojem i podał go Przeborce.
- Wypij. Nie uleczy cię pewnie zbyt skutecznie, ale chociaż tu nie zemrzesz dopóki kapłanka nie wróci.
Barbarzynka odkaszlnęła i splunęła, najpierw pozbywając się z ust śliny wymieszanej z krwią, a potem dopiero urwanymi łykami pociągnęła z flaszki, niezgrabnie przechylając butelkę zesztywniałą ręką. Jedno oko zniknęło pod szybko rosnącą opuchlizną i cieknącą z czoła ciemną, krwistą mazią, ale drugie łypnęło na Marva z jakąś przekorną iskrą.
- Szalona... - wychrypiała Przeborka, nie usuwając się w omdlenie zapewne tylko dzięki rozpływającej się po ciele magii - ...ale szczęśliwa! - zamilkła, wzięła kilka głębszych oddechów, którym towarzyszyło nieprzyjemne bulgotanie gdzieś z głębi trzewi i dokończyła z wysiłkiem - Teraz czuje się... naprawdę... żywa...
- Khem. Nie wyglądasz - rudowłosy uśmiechnął się krzywo. Nie próbował jej pomagać z ranami w żaden inny sposób, nie znał się na tym. - Lepiej poleż sobie dopóki nie wróci Tori - dodał jeszcze odrobinę niezręcznie i poszedł po swoją rzuconą gdzieś w krzaki włócznię, w drodze powrotnej używając jej do pobieżnego przeszukania ogra. Nie liczył na kosztowności, a nie chciał dotykać rękami, ale szkoda byłoby zupełnie nie sprawdzić.

W tym czasie Zenobia otrząsnęła się i uklękła koło Przeborki. Wysupłała jej z dłoni miecz, który nie wiadomo kiedy znalazł się w niej ponownie. Zaraz potem położyła rozcapierzone palce na piersi leżącej i cicho zanuciła dziwaczną melodię. Nie była mistrzynią w leczeniu i potrafiła zająć się tylko lekkimi ranami, ale miała nadzieję, że pomoże na tyle, żeby połamane żebra nie poprzebijały płuc, póki nie otrzyma lepszej pomocy. Wilgotną szmatką zmywała krew z poranionej twarzy i znów nuciła niegłośno, tym razem zupełnie niemagiczną kołysankę. Miała nadzieję, że studniarze wrócą szybko a Tori zajmie się Przeborką jak należy. Bez większego przekonania zawołała do trochę już nadgryzionej pajdy chleba.
-Jesteście tam? Słyszycie? Wracajcie, mamy ranną.- Zastanawiając się przy tym, kto u licha ich teraz wyciągnie.


 
Paszczakor jest offline  
Stary 15-01-2018, 09:30   #148
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Studnia Starej Sowy
Dzień Święta Plonów, poranek

Po pobieżnym zbadaniu sadzawki grupka ruszyła w górę tajnym przejściem. Trzewiczek wypatrywał pułapek, ale schody wyglądały zupełnie bezpiecznie - poza tym, oczywiście, że były stare, śliskie i bez poręczy. Na szczycie kończyły się ścianą, ale po krótkich poszukiwaniach niziołek znalazł kolejną wajchę, dzięki której fragment muru przesunął się z pewnym trudem. Poszukiwacze przygód znaleźli się w zupełnie zwyczajnej piwnicy, urządzonej dość wielofunkcyjne. Część zajmowała spora cela (obecnie pusta) oddzielona od reszty pomieszczenia grubą, wmurowaną w ściany i podłogę kratą. Z drugiej strony znajdowała się zbrojownia i chyba spiżarnia, sądząc po resztkach garnków, worków i beczek. Było jeszcze kilka pomieszczeń, wszystkie wyglądały zupełnie normalnie i nawet wykrycie magii nie ujawniło niczego interesującego. Jedynie na umieszczonych na stojaku dużych tarczach widać było łuszczące się resztki rysunku skrzydlatego wężoluda, któremu najwyraźniej podlegali stacjonujący tu wojacy. Pojedyncze sztuki broni były skorodowane,

Zaaferowany Stimy chodził z kąta w kąt. W końcu znalazł jakiś trop - stary i wystygnięty, ale jednak. Bowgentle był tutaj, chyba nawet na dłużej, a sowa miała rację co do latającego węża. Czy był nim właśnie Bowgentle, czy raczej Arthindol, który nakazał budowę strażnicy tego niziołek nie wiedział, ale stawiałby raczej na drugą opcję.

Trzewiczek był tak zajęty swoimi przemyśleniami, że dopiero Joris zwrócił mu uwagę na uporczywe "dzwonienie" szyszki komunikacyjnej. Wracajcie, mamy ranną! - domagał się z niej głos Zenobii, a towarzyszące mu mlaskanie świadczyło o tym, że z kromki po drugiej stronie zaraz nic nie zostanie. Shavri skoczył sprawdzić kolejne schody w górę, ale te były dokumentnie zawalone gruzem. Musieli wracać przez studnię.

Wyjście na powierzchnię bez pomocy Przeborki nie było łatwe, zwłaszcza dla Shavriego i Trzewiczka, ale wspólnym wysiłkiem się udało. Choć Joris, który wyszedł pierwszy, mało nie wypuścił z rąk liny widząc przed sobą zmasakrowaną twarz Przeborki i wielkie truchło ogra leżące na środku polany. Gigant nie miał przy sobie nic, co wskazywałoby na to skąd pochodził i czy należał do większej grupy. Jeśli posiadał jakieś skarby to pewnie zostawił je w domu. Był jednak ewidentnie chory i nie trzeba było kapłanki by to stwierdzić, a smród ropiejących guzów był nie do zniesienia. Zresztą drużyna i tak nie miała tutaj już wiele do roboty; trzeba było tylko poskładać Przeborkę do kupy, by połamane kości zrosły się we właściwy sposób.


 
Sayane jest offline  
Stary 16-01-2018, 22:42   #149
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri miał pewien problem, żeby zwlec się na powrót do groty z magiczną sadzawką. Ale nie było rady. Trzeba się było śpieszyć. Na górze pomoc Toriki była pilnie potrzebna. Traffo jedyne, na co się zdobył, to przyglądnięcie się tarczom. Były jednak mocno zardzewiałe i jeśli ktokolwiek miałby mieć z nich jakikolwiek pożytek, trzeba by je było najpierw oczyścić i przetopić… Za dużo zabawy i wysiłku. Niech zostaną tu gdzie są i pilnują powagi dawno wygasłej tajemnicy.

Ciągnąc wytrwale nogę za nogą, młody tropiciel pocieszał się poruszeniem Trzewiczka, który zdaje się łączył fakty szybciej i sprawniej… „Shavri sowa…”. Dlatego postanowił, że gdy już się zawiną w drogę powrotną do Phandalin, zapyta go o wnioski dotyczące tego miejsca i wszystkich jego znalezisk w kontekście księgi…

Nie było mowy, żeby Shavri mógł pomóc Trzewiczkowi, biorąc go na barana na czas wspinaczki szybem studziennym. Ledwie się wyczołgał z tunelu, w którym wcześniej natrafił na tę nieszczęsną pułapkę. Miał jeszcze tyle pomyślunku, że uparł się, że wejdzie do niego ostatni, żeby gdyby zasnął albo stracił tam przytomność, nikogo za sobą nie zatrzymał.
Dlatego mozolną wędrówkę w górę zaczął po krótkim wypoczynku i solidnym posileniu się, puszczając przodem wszystkich. Męska duma sprawiała, że nie przyjąłby pomocy od nikogo i w końcu udało mu się wychynąć ze studni niby tej dziewczynce w białym lnie…

Leżał przez chwilę przewieszony przez kamienną obmurówkę cembrowiny, łapiąc oddech i uspakajając drżenie rąk, które piekły go straszliwie na całej swojej długości. Chyba tylko ich sile mięśni, wyrobionych podczas długich godzin pracy w kuźni, zawdzięczał to, że wrócił stamtąd w jednym kawałku. Leżał tak, zipał i patrzył, jak Torika zajmuje się Przebijką, a w niedalekiej odległości leży mały pagórek powalonego ogra. Shavri patrzył na kolosalnego trupa spokojnie. Już go nic nie zaskoczy. Nawet kiedy później dowiedział się, że Przebijka wysłała olbrzyma na drugą stronę praktycznie własnoręcznie. Zrzuciła z nieba smoka… Jaką szansę mógł mieć więc ten nierozsądny, bezmyślny śmierdziel?

Traffo położył się w trawie nieopodal Przebijki i chyba zasnął na chwilę, bo kiedy się ocknął, chmury nad nim miały brzuchy już w nieco innym odcieniu, a ptaki zmieniły intensywność swoich piosenek. Kira, widząc, że się przebudził, sfrunęła z najbliższej gałęzi na jego kolana, proponując mu resztki… zdaje się, że popielicy, ale spasował. Przebijka, umyta z krwi i opatrzona odpoczywała spokojnie, a reszta zdawała się zbierać do obozowiska. Tropiciel zastanawiał się, czy wojowniczka będzie w stanie iść, czy trzeba będzie sprowadzić jej wózek Zenobi. Policzył w myślach racje podróżne, jakie mu jeszcze zostały i rozglądnął się za Zenobią. Nie miał siły łazić za ziołami, nawet jeśli niektóre z nich widział rosnące koło niego. Ale ona na pewno miała jakiś zapasik, a Shavri zamierzał ugotować coś naprawdę dobrego z tego, czym dysponował (nie licząc surowej popielicy, którą na powrót zajęła się Kira). Dobra strawa pomoże Przebijce, a i jego może wzmocni.

Ale nim cokolwiek zrobi w tym kierunku, musiał dopilnować czegoś innego. Zwlekł się z trawy i ruszył przebadać to, co zostało z ogra. Kira, która początkowo pofrunęła za nim, zawróciła do lasu, bo pogruchotany wór kości śmierdział nieprzeciętnie. I o ile tropiciel orientował się w odzwierzęcych smrodkach, ogr – poza swoim naturalnym bukietem – wionął ropą w straszliwy sposób. Niektóre z guzów i ropni pękły w czasie walki, ale inne miały się całkiem nieźle i osiągały wielkość nawet chlebowego bochenka. Shavri oglądnął jedno oko, które się zachowało, i był w stanie, napierając z całej siły, unieść żuchwę bydlęcia na tyle, żeby zerknąć mu w gardziel i wyciągnąć język do oględzin. Nie zwymiotował przy tym od smrodu chyba tylko dlatego, że był już po prostu zbyt zmęczony i lepiący się ciała fetor był tylko kolejną rzeczą, która odciągała jego umysł od zaśnięcia.
Swoimi obserwacjami podzielił się z Jorisem.
 
Drahini jest offline  
Stary 19-01-2018, 09:03   #150
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
Dzień Święta Plonów, późny wieczór


Zbłąkany ogr zburzył nieco pewność Jorisa dotyczącą bezpieczeństwa okolicy, ale też rzucił nowe światło na sprawę chorych zwierząt. Co prawda wiewióra stanowczo odmówiła podejścia do truchła, ale na węch stwierdziła, że gigant śmierdzi tak samo jak chore zwierzęta. Jak rozróżniła zapach choroby od odoru olbrzyma Joris wolał nie wnikać. Gorzej, że choroba najwyraźniej dotykała nie tylko dzikich zwierząt. Ale gdzie miala źródło? Ogr z pewnością pokonywał duże odległości. Joris wraz z Marvem sprawdzili trop wielkoluda - wyglądało na to, że nadszedł gdzieś ze wschodu i trafiwszy na ślady drużyny wiodące do Bramy Wywerny podążył za nimi. Nie szli dalej tropem śmierdziela - co by było gdyby trafili na większe plemię? Wystarczyło popatrzeć na zakrwawioną Przeborkę, choć ta - mimo ran - była w znakomitym humorze.

Wobec nieoczekiwanego opóźnienia drużyna urządziła sobie wczesne drugie śniadanie i ruszyła w drogę powrotną do Phandalin, wyciągając nogi (i kopyta wierzchowców) by zdążyć przed nocą. Mimo raźnego tempa nim dotarli do osady słońce już dawno schowało się za horyzontem. Mimo to w Phandalin, oświetlonym dziesiątkami lamp, ognisk i pochodni, było niemal tak jasno jak w dzień.


Drużyna zdążyła w sam raz na wieczorne tańce z okazji Święta Plonów.

[media]https://www.art-prints-on-demand.com/kunst/pieter_brueghel_d_j/village_festival.jpg[/media]

Ominęły ich co prawda modły, błogosławieństwa i zaślubiny, ale na zabawę zdążyli. W kociołkach nad ogniskami bulgotały jeszcze apetyczne potrawki, a na stołach leżały resztki placków i kołaczy. Jedzenia i darmowego alkoholu było zaskakująco dużo. Najwyraźniej Tressendarowie dorzucili się do festiwalu, gdyż siedzieli na honorowych miejscach, łaskawie bratając się z pospólstwem. Jedynie ich ochroniarze nadal stali jak solne słupy; tym razem było ich znacznie więcej, podobnie jak służby, która kręciła się wokół południowców. Ludzi było dużo więcej niż samych mieszkaców osady; zjechali się też mieszkańcy Dolinki Poszukiwaczy. Mnogość krasnoludów świadczyła o tym, że nawet pracownicy Rockseekerów nie wzgardzili ludzką zabawą, choć mieszkańcy podziemi obchodzili takie święto nieco inaczej.

Na scenie, obok jakichś obcych bardów, siedziała ślepa służka szlachciców śpiewając przy akompaniamencie lutni. Smutna dumka niezbyt pasowała do radosnego nastroju festynu, lecz głos miała tak śliczny, że większość phandalińczyków stała zasłuchana.


Po zakończeniu występu rozległy się gromkie brawa, a dziewczyna zeszła z prowizorycznej sceny wspierając się na ramieniu Dawda. Bardowie wznowili skoczne rzępolenie, a tłum zwrócił uwagę na nowoprzybyłych, ciągnąc ich do ognisk i domagając się opowieści. Torikha chciała odnaleźć Garaele, choć o tej porze pewnie nie było już wiele do roboty, gdy poczuła na ramieniu ciężką dłoń Gundrena Rockseekera. Widać było, że krasnolud miał już mocno w czubie; musiał świętować chyba od samego rana.
- A gdzie to się znów włóczyliście? Ta niecnota, Turmi, obiecała pomoc z kuźnią, a jak jej nie ma tak nie ma. Znów kiecki pojechała kupować zamiast się za uczciwą robotę wziąć? Gdzie ona jest, zaraz jej pasem na gołe…
Właściciel kopalni zaczął się mocować z pasem okalającym jego wydatny brzuch, a Tori rozejrzała się w panice.

Niestety, podobnie jak wuj geomantki, Tori nie wiedziała gdzie podziewa się Turmalina Hammerstorm.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 19-01-2018 o 09:08.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172