| Loftus może zrzędził, ale był zmęczony i w jego mniemaniu miał do tego pełne prawo. Podążał za Gustawem nie będąc świadomym zagrożenia jakie z tym się związało. Szósty zmysł, instynkt tym razem nie ostrzegł w porę. Zapewne przez brak snu. Tak czy inaczej strzała głęboko wbiła się uczniowi czarodzieja w ramię. Ten zawył przeciągle, złapał się za ramię i rzucił biegiem do przodu. Kolejnych wydarzeń nie był pewien, szok, niedowierzanie i adrenalina zrobiły swoje. I choć Loftus był blady i lekko zagubiony, to sierżant zaciągnął go do przystani, a dopiero później nakazał ciężko rannego maga odstawić do cyrulika. Ritter podejrzewał, że dla niego to koniec walk o Meissen. Nie raz przecież widział w rodzinnym mieście weteranów bez ręki, czy nogi. Jak nic oberwali strzałą, wdało się zakażenie i zmierzali do ogrodów Morra. Ostatecznie pozostali na tym okrutnym świecie, żebrując na ulicy. Jak nic od takich ran zostaje się kaleką, albo umiera. W sumie nie wiadomo co gorsze. Z pesymistycznych rozmyśleń wyrwał go medyk.
Jeden z tutejszych. Waldemar Brök, jak się później dowiedział. Widać było, że znał się na robocie. Choć ramię bolało jak cholera, to sprytnie wyłuskał grot strzały, ranę opatrzył i zaszył. Nawet nie było przy tym dużo krwi, a na wieść że kości ramienia całe to na twarzy maga pojawił się nawet cień uśmiechu. - Nie mistrzu cyruliku, nie wczoraj, a dziś. – Loftus odpowiadał sycząc i krzywiąc się przy tym. - Dziś mnie sierżant po mieście i murach przegonił. Pożyczając moją własność, na która wcześniej choćby pensa poskąpił. Nie dając wytchnienia po nocy, a w dodatku widzicie co mi z tego przyszło. Ritter popatrzył na zranione ramię. - Dłużnikiem waszym jestem, mówcie mi Loftus. Podpatrywałem wcześniejsza naszego oddziałowego cyrulika nim zawezwali go na tyły. Równie sprawnie operujecie, albo nawet i lepiej. Jak nic fach macie w rękach.– Mag w podziękowaniu wyciągnął zdrową rękę do cyrulika. - Jakbyście potrzebowali kogo kiedy na chwile uśpić, to wołajcie. I nie chodzi mi o walnięcie obuchem, ale użycie mocy eteru. Może słyszeliście pogłoski o magu, który potrafił siła woli podpalać statki. To o mnie mowa, choć przesadzona. Ale wybaczcie, dajcie mi proszę coś na uśmierzeniu bólu i pozwólcie choć chwilę odespać. Nim sierżant znowu coś wymyśli i po mnie pośle, jakby zapomniał, że to ja w nocy alarm wywołałem, rzekę rozświetliłem. - Zdradzę Wam, że na wrogie barki musimy uważać. Żeby tylko dowództwo zechciało mnie posłuchać. Jedna, dwie balisty, choćby i dla pozoru czy jednego wystrzału. A wróg by się nie odważył nimi przeprawiać. A tak mistrzu szykujcie się na walki uliczne i wielu rannych. Jeśli znacie kogo w mieście, co ma jakiekolwiek umiejętności podobne waszym, to ściągnijcie go do garnizonu zawczasu. Nad rzeką to momentami była rzeź. W życiu nie widziałem takiej bitwy. – Loftus nie mijał się z prawdą zwyczajnie pominął fakt, że to było pierwsza w jego życiu prawdziwa bitwa.
Loftus odespał chwilę, jednak sen nie trwał zbyt długo. Gwar, ból i stres powodowały, że postanowił wstać. Posilić się, część jadła wziął z sobą na zapas. Postanowił skorzystać z wychodka i rozpytać czy czasem do garnizonu nie zaszła członkini kolegium. W międzyczasie usłyszał o licznych uciekinierach, którzy obozowali w mieście. Mag współczuł tym ludziom, ale wpuszczenie ich za mury uważał za błąd. Wybrał się więc na miasto wiedząc, że to może być jedna z ostatnich okazji na uzupełnienie zapasów po względnie normalnych cenach. Zakupił suchego prowiantu i napitków na tydzień. Jak nic w mieście zaraz zaczną być racjonowane racje, warto było mieć swoje zapasy i dojadać.
Do tego ponownie zajrzał do siedziby zmarłego maga. Był ciekawy, czy pod jego informacją, a raczej prośbą pojawiła się zwrotna wiadomość. A może nawet i magiczka zajęła siedzibę maga i tam na niego oczekuje?
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
Ostatnio edytowane przez pi0t : 21-01-2018 o 19:35.
|