|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-01-2018, 20:38 | #341 |
Reputacja: 1 | Walter otworzył oczy. Dzisiejszy sen był najlepszym zdarzeniem jakie spotkało go w ciągu ostatnich dni... Najchętniej zdrzemnął by się jeszcze kilka godzin. Ale miasto było oblężone. Nie mógł pozwolić sobie na takie luksusy. Szybko się ogarnął i wyszedł na zewnątrz. Postanowił ruszyć do fortu. Po przybyciu okazało się, że w forcie panuje totalny bałagan. Co prawda młyn, z którego wrogowie ostrzeliwali przejście, został spalony ale przy okazji zapalił się fort. -Co tutaj się kurwa dzieje?- krzyknął zdziwiony Walter. Nie czekając na odpowiedź złapał za wiadro i zaczął pomagać w gaszeniu pożaru. Po pokonaniu żywiołu objął dowództwo nad fortem. |
20-01-2018, 23:39 | #342 |
Reputacja: 1 |
|
21-01-2018, 19:08 | #343 |
Reputacja: 1 | Loftus może zrzędził, ale był zmęczony i w jego mniemaniu miał do tego pełne prawo. Podążał za Gustawem nie będąc świadomym zagrożenia jakie z tym się związało. Szósty zmysł, instynkt tym razem nie ostrzegł w porę. Zapewne przez brak snu. Tak czy inaczej strzała głęboko wbiła się uczniowi czarodzieja w ramię. Ten zawył przeciągle, złapał się za ramię i rzucił biegiem do przodu. Kolejnych wydarzeń nie był pewien, szok, niedowierzanie i adrenalina zrobiły swoje. I choć Loftus był blady i lekko zagubiony, to sierżant zaciągnął go do przystani, a dopiero później nakazał ciężko rannego maga odstawić do cyrulika. Ritter podejrzewał, że dla niego to koniec walk o Meissen. Nie raz przecież widział w rodzinnym mieście weteranów bez ręki, czy nogi. Jak nic oberwali strzałą, wdało się zakażenie i zmierzali do ogrodów Morra. Ostatecznie pozostali na tym okrutnym świecie, żebrując na ulicy. Jak nic od takich ran zostaje się kaleką, albo umiera. W sumie nie wiadomo co gorsze. Z pesymistycznych rozmyśleń wyrwał go medyk.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 21-01-2018 o 19:35. |
21-01-2018, 22:21 | #344 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
21-01-2018, 22:26 | #345 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Jak powiedział kiedyś, dokładniej niecałe dziesięć lat temu, pewien szerzej nieznany morryta Adelmus z Otrantu: „zakażenia ran bywają śmiertelne”. Słowa te powtórzył na głos cyrulik w meisseńskim garnizonie, kończąc zabieg czyszczenia rany, podczas którego pacjent niczym ostatni masochista postanowił pomóc chirurgowi w wypatrywaniu tkanek do wycięcia. Mimo bólu wydawał się być zadowolony z wykonanej usługi i choć chwilę później zemdlał to na pewno czuł wdzięczność. Pożyczek w przysługach dobrze udzielać. Gdy okazało się, że operowany Loftus jest adeptem magii Waldemar aż zatarł ręce. - Długi dobrze spłacać, ale to kiedyś, Loftusie. Teraz mam problem z jeńcami – jest ich po prostu zbyt wielu! Znasz może kogoś w dowództwie? Wilkom na pożarcie bym ich rzucił, jeno nie mamy u bram żadnych krwiożerczych bestii... - Żalił się cyrulik. - Niestety nie mam w tym mieście jeszcze wielu znajomości. A o środkach uśmierzających ból, daruj, zapomnij! Popijaj z flaszki, ale też tylko ledwo co, niech się rana zasklepi dobrze. Ból to twój jedyny przyjaciel co to w chorobie podpowie ci, który ruch ci szkodzi a który pomaga. Zaufaj temu, co czujesz! Wpisuję cię też na listę, obowiązkowa kontrola opatrunków jutro rano a do tego czasu jesteś zwolniony ze służby. Do koszar, leżeć i wypoczywać! Loftus w spokoju opuścił izbę a cyrulik pociągnął łyk alkoholu. - Także tak jak mówiłem, panowie sanitariusze - zwrócił się Waldemar ponownie do trójki mężczyzn, wśród których już krzątała się Anna, sprzątająca powstały w ciągu doby pracy izby rozgardiasz. - Bez większej delikatności z tymi cwelami. Idziemy teraz po dwóch południowców do celi, wypytujemy i przypalamy co tam któremu gnije. Albo, nie, lepiej. Idziecie po nich sami. Ja przygotuję narzędzia na ich powitanie. Jeden z nich już dziś zrobił się bardziej rozmowny na sam widok cęg. Przyprowadzeni jeden po drugim jeńcy dostali od cyrulika prosty wybór – podać nazwiska i stopnie swoich dowódców, lokalizacje namiotów, w których zmagazynowano sprzęt i żywność oraz tych, w których sypiali oficerowie. W zamian mieli otrzymać leczenie zakażonych ran oraz posiłek. Ostatecznie cyrulik i tak miał zamiar przypalić im rany i blef miał być jedynie kartą przetargową w celu uzyskania informacji. Skończywszy zabiegi na jeńcach Waldemar nakazał odprowadzić ich do lochu oraz w drodze powrotnej odebrać żywność dla pracowników izby oraz rannych z garnizonowej kuchni. Sam do spółki z Anną przywrócił ład w izbie – on, układając się w pozycji horyzontalnej, ona zaś sprzątając. Po powrocie sanitariuszy udał się na posiłek, gdzie każdego, kto chciał go słuchać, namawiał do nie okazywania litości najeźdźcom, których jedyną motywacją jest rabunek dóbr. - Toż to są wilcy, co zupełnie bez idei napadają. Nie, wróć! Południowcy są nawet gorsi niż wilcy! Zwierzęta wszak z głodu atakują, dla zaspokojenia pragnień żywej istoty, nie zaś dla kaprysu i ze zwykłej próżności, podżegani z tylnego szeregu przez basiora chciwego, Wernickiego. Na dalszą część dnia nie miał specjalnego pomysłu. Zmęczony niedospaną nocą postanowił odespać ile się da. Póki się da. Ostatnio edytowane przez Avitto : 22-01-2018 o 17:41. |
21-01-2018, 22:49 | #346 |
Reputacja: 1 | Karl chyba istotnie minął się z powołaniem. Kto wie, kim mógłby zostać i co osiągnąć, gdyby okoliczności jego narodzin i formatywne lata były zupełnie inne? Ale wkraczamy tu na grząski grunt złożonych socjoekonomicznych i psychologicznych kwestii, które wymykają się prostym, zero-jedynkowym osądom, w odwieczny spór natura kontra wychowanie... Sam Karl ma zaś to głęboko w dupie, przy optymistycznym założeniu, że w ogóle świadom jest istnienia takich deliberacji. W tej chwili zajęty jest bowiem ratowanie własnej skóry. - No, czas chyba zagrać w otwarte karty. - stwierdził, krzywiąc się w wieloznacznym grymasie, gdy sierżant doprowadził go przed porucznika. - Zostawiliście za sobą niedorżniętą Czwartą, której zaczyna wchodzić w nawyk wykręcanie się z każdego gówna, w jakie wpadnie i wzmocnionego Wernicky'ego. Jego znam tylko ze słyszenia, nasłuchałem się o nim, gdy byłem w Królestwach, ale Czwarta... Czwartą znam całą. Wiem jacy są i jak myślą. Po co strzępię jęzor? Bo zaciągałem się do Armii Wissenlandu, nie do towarzystwa przyjaciół Grubera - służę temu, kto mi płaci. I cholernie znudziły mi się już te bransolety.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
21-01-2018, 23:16 | #347 |
Reputacja: 1 | Kapral Thorvaldsson zajrzał do koszar, gdzie po krótkiej dyskusji z obsługą garnizonowej kuchni obiecano mu wysłać kogoś ze śniadaniem dla obu inżynierów. Nikogo z Ostatnich nie było nigdzie widać, więc krasnolud ruszył w kierunku nabrzeża, aby nadzorować budowę umocnień. Po drodze wstąpił na skromne, ale pożywne śniadanie. Pół bochenka chleba, kilka gotowanych jaj, pęto kiełbasy z solidną porcją czosnku zagryzione młodą cebulą. Całość zalał kufelkiem ale, po osuszeniu którego beknął donośnie i po uregulowaniu należności powrócił do pracy. Ta polegała głównie na pokrzykiwaniu na leniwe człeczyny, które nawet najprostszą robotę potrafiły spartolić. Na szczęście wczoraj wyznaczona grupa żołnierzy robiła swoje i prace nad umocnieniami szły powolnie, ale jednak do przodu. Pozostawało mieć nadzieję, że wróg nie postanowi zaatakować już teraz, kiedy niemal połowa linii barykad jeszcze nie istniała. Pomny oporu mieszkańców zebrał dziesiątkę uzbrojonych żołnierzy i dwa razy tyle mieszkańców, od których w zamian za pozostawienie w spokoju ich domów wymagał pomocy w pacyfikowaniu domów dalszych sąsiadów. Potrzebowali materiałów i te musiały się znaleźć. Najpierw beczki, skrzynie, worki z piaskiem, płoty, zapasy drewna do palenia w piecach, szopy na narzędzia i inne zabudowania na podwórkach. Następnie drzwi wewnętrzne domów, szafy, stoły i łóżka. Nakazał nie ogołacać domostw ze wszystkiego - potrzebowali drewna i innych materiałów, z których można było ustawić barykadę, a nie zamieszek i dramatów rodzin wyrzuconych z ich domów. Oczywiście jakiekolwiek pustostany miały być rozebrane do fundamentów. Tak samo pomosty rybackie i zabudowa służąca do cumowania łodzi i barek. Stojące w wodzie słupy będą utrudniały barkom wroga desant żołnierzy, którzy przecież nie będą skakać od słupa do słupa, ani płynąć wpław. Może nawet jakaś kolizja będzie na tyle poważna, że pośle barkę wroga na dno. Nie dostał żadnych innych rozkazów, więc skupiał się na tym, co mogło zwiększyć szansę obrońców miasta - budowie umocnień. Ich brak był dla pochodzącego z górskiej twierdzy krasnoluda zagadką - to było nie do pomyślenia dla dawi, przecież od umocnień zaczynano budowę każdego, choćby najmniejszego osiedla khazadów. Człeczyny były dziwne. Zupełnie, jakby prosili się o porażkę i śmierć. Ciekawe, czy Baron z komendantem garnizonu dogadali się ze starszyzną miejscowych krasnoludów? Niechęć ludzkich mieszkańców rosła z każdą chwilą i brak wyraźnego udziału khazadów w przygotowaniach do obrony jedynie pogarszał sprawę.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
22-01-2018, 21:23 | #348 |
Reputacja: 1 |
|
24-01-2018, 20:46 | #349 |
Reputacja: 1 | Diuk, gdy dowiedział się o zniknięciu rekruta, posłał kogoś po Detlefa. Spotkanie było, krótkie. Diuk przekazał karpalowi wieści o człowieku, który zapewne wkurzył kilka krasnoludów i warto by było, żeby kapral poszedł po żołdaka do swoich, lub w ostateczności wyprosił oddanie trupa. Diuk posłał też po akolitkę Leo. Przekazał jej wieści o ewentualnym buncie żołnierzy, co przy możliwych zamieszkach było ostatnim co im było potrzebne. Diuk liczył, że akolitka Myrmidii zajmie żołnierzy na tyle by ten mógł wrócić. Karl Topher udał się natomiast do portu do łodzi rybackiej. Już z daleka Karl widział grupę ludzi. Wyglądali na rybaków, mieszczan, ot zwykły miejski obrazek. - Panowie zdają sobie sprawę, że wszystkie jednostki wodne w mieście zostały zarekwirowane przez wojska miłościwie nam panującej Księżnej Elektorki?- Diuk zapytał podchodząc powoli i spokojnie.- A jako, że mienie zarekwirowane, to jego branie bez zgody dowódcy fortu, w naszym przypadku sierżanta Gustawa von Grunnenberga, zgodnie z regulaminem kwalifikuje się na kradzież mienia wojskowego.- Karl mówił z elokwencją godną prawdziwego oficera.
__________________ Man-o'-War Część I |
25-01-2018, 11:06 | #350 |
Reputacja: 1 |
|
| |