Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2018, 23:05   #183
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Leżał oszołomiony na dachu, patrząc na olbrzymią lancę leżącą niedaleko niego. Po raz kolejny wychodził żywy z przegranej sytuacji i nie odczuwał już prawie żadnych emocji z tym związanych. Czy da się do tego jakoś przyzwyczaić? A może świadomość pustki, która następuje po śmierci go już tak nie przerażała? Już wiele razy jej doświadczył i chyba pogodził się z jej ciągłą obecnością. Czuł, że była w tym jakaś ukryta siła.
Wciąż, był wdzięczny Obdarzonej odpowiedzialnej za omyłkę Mazzentropa, bo był pewien, że ten nie pomyliłby się sam w sile, jaką należało nadać pociskowi. Podniósł się, krusząc pokrywający go wciąż w niektórych miejscach lód i mierząc wzrokiem pobojowisko pozostałe po walce. Widok zniszczeń i licznych ofiar robił piorunujące wrażenie. Jack Dove, bo gdy ta się przemieniła był już prawie pewien, że to ona, była właśnie przy zabitym przez Mazzentropa poległym. Ze słów przywódcy Mroku ewidentnie wynikało, że znali się inaczej niż wróg z wrogiem, ale nie wiedział, jak to rozumieć. Koniec końców jego soniczne ataki okazały się nieocenioną pomocą. Teraz nie mieli mu jednak już jak pomóc. Elliot nie miał żadnych środków, żeby ulżyć w bólu rannym. Najlepsze co mógł zrobić to uważać na ewentualne kolejne zagrożenia.

Tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Teraz był już pewien, że był na polu bitwy ktoś, kto potrafił używać mocy bez przemieniania się. Co prawda nawet w jego myślach brzmiało to absurdalnie, ale wiedział, że nie była to żadna sztuczka. Powędrował wzrokiem w kierunku, w którym poleciał uderzony przez Mazzentropa... Obdarzony w formie człowieka? Nie był pewien, jak to rozumieć. Ale jeśli on jeszcze żył, to chciałby zaspokoić swoją ciekawość. Zeskoczył z dachu i skierował się w kierunku magazynu.
Na chwilę przystanął gdy wchodził do budynku. Nad rozchylonymi wrotami, oblodzonymi i przysypanymi śniegiem, widniała spora dziura, przez którą przebił się ów Obdarzony w ludzkiej postaci.
White ostrożnie wszedł do środka, mijając dwa przewrócone kontenery.
Mężczyzna którego szukał leżał przy kolejnym z nich, noszącym spore wgniecenie. Widać właśnie na tym się zatrzymał.
- Żyjesz? - Brytyjczyk zadał najważniejsze pytanie, przeciskając się w formie zbroi pomiędzy przeszkodami - Mazzentrop odleciał. Miasto jest uratowane.
Odpowiedziało mu charknięcie. Leżący próbował się podnieść, ale nie był w stanie. Elliot widział wyraźnie, że ten miał połamane obie ręce i to w kilku miejscach. Część jego maski z prawej strony twarzy odpadła, ukazując zakrwawioną i zniekształconą twarz. Ewidentnie połamane kości policzkowe.
W końcu przewrócił się na prawy bok i zwymiotował krwią.
Wyglądało to okropnie i pewnie gdyby nie był przemieniony zrobiłoby mu się niedobrze. Zastanawiał się przez krótką chwilę, co powinien teraz najlepiej zrobić, żeby próbować go uratować, ale nie wpadł na nic konkretnego. Przemiana w takim stanie teoretycznie była możliwa, ale zbyt niebezpieczna. Pozostało liczyć na łut szczęścia, że nie były uszkodzone żadne najważniejsze organy. Powoli, bardzo ostrożnie wydłużył ramiona i włożył je pod rannego. Jako człowiek nigdy by go nie przeniósł, a tak jego wyprostowane dłonie stworzyły swego rodzaju prowizoryczne nosze.
- Wytrzymaj. Będą tam musieli mieć jakąś pomoc medyczną. - powiedział bardziej do siebie niż do strasznie pokiereszowanego nieznajomego, wracając drogą, którą się dostał do środka.
- Czekaj… - wycharczał niesiony, opluwając ręce White’a krwią. - Postaw mnie na nogach.
White zawahał się przez chwilę, ale zaczął realizować prośbę rannego. Szanse jego przeżycia były teraz minimalne i liczył, że ktoś o tak nietypowych zdolnościach wie, jak sobie poradzić, nawet jeśli wydawało się to nieprawdopodobne. Używanie mocy jako człowiek było jeszcze bardziej niemożliwe. Powoli opuścił go na ziemię.
Void zachwiał się i gdyby nie nagła pomoc młodego Brytyjczyka by się przewrócił. Nie mógł oprzeć ciężaru ciała na prawej nodze, musiał również ją mieć złamaną.
- Fuck it - zaklął i nagle wokół niego pojawiła się ta zielona aura. Otoczyła jego nogę i plecy. Po tym był w stanie samodzielnie stanąć.
- Dziękuję za pomoc… - skinął głową do White’a.
- Używasz mocy bez przemiany… Jak to jest możliwe? Jesteś ze Światła?
- Tak, inaczej nie potrafię, nie… - odpowiedział szybko. Ewidentnie nie w smak była mu ta rozmowa, ale kontynuował ją ze względu na to, że Elliot mu pomógł.
- Widziałem wcześniej, jak pomagałeś uciec temu żywiołowi przez miasto… Wiedziałeś wcześniej, że Mazzentrop tu przybędzie? Gdyby nie ty, na pewno by go przejął.
- Zbieg okoliczności… Byłem tu w innej sprawie - odkaszlnął.
Elliot pokiwał głową, bo ewidentnie jego rozmówca coś ukrywał, ale nie mógł mu mieć tego za złe. To oni byli jego dłużnikami, choć obecność kogoś takiego unikatowego poza strukturami Światła i Mroku była bardzo zadziwiająca i niepokojąca.
- Co teraz? Z takimi ranami bez pomocy medycznej nawet ze swoją mocą długo nie pociągniesz. Światło przyśle na pewno niedługo jakąś pomoc.
- Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Poradzę sobie. I moja prośba… nie wspominaj, że ze mną rozmawiałeś. Powiedz, że mnie nie zastałeś. Oszczędzisz sobie problemów - Void odwrócił się i powoli zaczął odchodzić, kulejąc mocno.
Brytyjczyk stał w miejscu, podziwiając ten kuriozalny widok, próbując zrozumieć tajemniczego Obdarzonego. Walczył po ich stronie i prawie przypłacił to życiem, a mimo to nie chciał mieć nic wspólnego ze Światłem. Czy rzeczywiście był samotnikiem czy pracował dla jeszcze kogoś innego? Nic o nim nie wiedział poza tym, że zaprzeczał wszystkim logicznym barierom. Zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś go spotka. Jego prośba była bardzo nietypowa i sam nie wiedział jeszcze, czy jej posłucha. Na pewno nie zamierzał o tym opowiadać każdemu, ale Biały musiał wiedzieć, że jest osoba zdolna do używania mocy bez przemiany. Przypomniał sobie, że zastępczyni Nadzorcy do której miał się zgłosić też miała z nim kontakt. Może wiedziała coś więcej. Gdy obcy zniknął za rogiem zdał sobie sprawę, że za bardzo się zamyślił. Otrząsnął się i ruszył szybko na miejsce potyczki. Może będzie w jakiś sposób przydatny.

Wiele zmian przez ten czas nie było. Najważniejsze było to, że temperatura stopniowo się podnosi i pewnie za chwilę przekroczy wejdzie na plus na skali Celsjusza. Dove nadal trzymała w objęciach ciało Lovana.
Romero będący nadal w formie zbroi kucnął przy zwłokach Senny, które były bardzo zdewastowane. Westchnął ciężko i podszedł do Chezy.
- Szefowo… czekam na rozkazy.
Dove miała puste spojrzenie, jakby tylko jej ciało trzymało ją w tym miejscu. Zapewne tkwiła by w stanie zbliżonym katatonii jeszcze jakiś czas, gdyby nie słowa obdarzonego. Uniosła na niego błękitne oczy i zamrugała kilka razy, potrzebując chwili na zebranie myśli.
- Romero… niech ktoś się najpierw zajmie przywróceniem prądu i łączności w Buenos Aires, zbierz naszych rannych i przetransportuj do szpitala, jeśli to możliwe… Smaug powinien dotrzeć niedługo. – choć mówiła składnie, jej wzrok błądził po wszystkim wokół, nie mogła spojrzeć podwładnemu w twarz po tym co się stało. Gęsia skórka nie znikała z jej ciała, choć temperatura powoli się podnosiła.
Jakal odwrócił się w kierunku zbliżającego się do nich White’a.
- A co z nim? Pomógł nam, ale… Nadal nie mam pojęcia kto to jest.
-Jeśli dobrowolnie się nie przemieni, wiecie co robić - wydała rozkaz martwym głosem, przeczesując palcami włosy Davida.
Romero skinął głową i odwrócił się do Elliota.
- Dzięki za pomoc… ale teraz wróć do ludzkiej postaci - rozkazał.
- W porządku. Jestem Elliot White i zostałem tu przysłany w tajemnicy przez Susanoo, żeby zniknąć przed Mrokiem. - wyjaśnił pokrótce, skąd się tu znalazł i zgodnie z poleceniem przemienił się. Nie chciał komplikować sytuacji. - Przypadkiem znalazłem się blisko podczas ataku.
Sytuacja chyba przerosła Jakala, bo ten ponownie spojrzał w kierunku Chezy.
- Elliot White, ten z Londynu? - Jack zmarszczyła brwi odwracając spojrzenie od martwej twarzy Jakiro na Elliota.
- Tak, spotkaliśmy się w Chicago. Poinstruowano mnie, żebym po przybyciu tutaj zgłosił się do ciebie.
Mimo, że temperatura podnosiła się to wciąż było cholernie zimno i liczył, że za chwilę będzie mógł się znowu przemienić. Tak naprawdę to oprócz ciemnego żółtego kryształu na piersi nie mieli powodów, żeby mu nie ufać.
- Czyli Susanoo podesłał mi tu tykającą bombę? - Jack nie wydawała się zaskoczona takim obrotem sprawy.
- Dajcie mu jakieś ciuchy... mi też by się coś przy... - dodała przytomniej, rozglądając się wokoło i orientując się, że z sił SPdO nikt nie przeżył. Dlatego uciekła na chwilę by zaraz jednak zwrócić się do pozostałych obdarzonych - Niech ktoś się zorientuje jak wygląda sytuacja w mieście, wyznaczcie kogoś do przywrócenia łączności i do cholery zajmijcie się rannymi. Niech ktoś jeszcze zajmie się… - ostatnie słowo uwięzło jej w gardle, kiedy spojrzenie znów natrafiło na ciało Davida.
- Mógłbym się o wiele bardziej przydać w formie zbroi. - dorzucił tylko zgodnie z prawdą. - Ale nie będę się kłócić.
- Nie będziesz, bo w formie zbroi pozostaną tylko moi ludzie - odrzekła stanowczo, jak na nią, nawet nie patrząc na chłopaka.
- Tak jest… - mruknął i rozejrzał się samemu w poszukiwaniu jakiegoś okrycia.
Ewidentnie poległy mężczyzna był kimś drogim dla kobiety, ale on go nie poznawał. Nawet jej współczuł, sam bardzo dobrze pamiętał swój ból po stracie rodziców i to, jaki był rozbity. Niektóre straty zostawiają ślad na zawsze. Teraz jednak nie pozostało mu nic innego, niż ubrać się i czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Miasto na pewno nie było w najlepszym stanie i będzie trzeba trochę czasu, żeby to wszystko posprzątać. Ważniejszą sprawą było jednak to, jak Światło zareaguje na obietnicę Mazzentropa. Przywódca Mroku nigdy nie rzucał słów na wiatr i Elliot czuł w środku, że był świadkiem początku wojny Obdarzonych, na którą świat nie był gotów.
 
Kolejny jest offline