Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-01-2018, 16:27   #181
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Złoty uśmiechnął się do swojego odbicia i poprawił krawat. Wreszcie miał solidne ubrania które mógł nazwać prawdziwie “jego”. Oczywiście poprzedni zestaw też był niczego sobie, ale sposób jego zdobycia średnio mu odpowiadał. Nie chciał się przywiązywać do Światła, zdecydowanie nie chciał zostać pionkiem w ich grze. Szczerze był zadziwiony że nikt z europy jeszcze się nim nie zainteresował, ale biorąc pod uwagę burdel jaki Mrok ostatnio zorganizował było to do wybaczenia i równocześnie niezwykle przydatne. Dzięki temu miał wolną rękę by załatwić swoje sprawy, bez nikogo patrzącego mu przez ramię.
Westchnął delikatnie i obrócił się na pięcie, do wyjścia z hotelowego pokoju który zajmował. Było to jego tymczasowe miejsce zamieszkania, położone na przedostatnim piętrze budynku, na wszelki wypadek gdyby musiał się przemienić. Starczyło żeby wyskoczył przez okno, a przemiana w powietrzu zapewni mu bezpieczne lądowanie. Przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu karty magnetycznej i zamknął za sobą drzwi.

***

Trasa mu się dłużyła. Zakorkowane, włoskie uliczki były koszmarem każdego planisty przestrzennego, a anemiczny transport publiczny nie był wstanie nadążyć za zapotrzebowaniem generowanym zarówno przez miejscowych, jak i turystów, którzy niczym fala oceanu uderzali o tutejsze zabytki gdy tylko rozpoczynał się sezon. Całość prosiła się o zburzenie i pobudowanie na nowo. Szczęśliwie teraz nie trwał ścisły sezon, ale tak czy inaczej podróż była dłuższa i mniej wygodna niż by na to liczył. Westchnął, odrywając wzrok od widoków za szybą autobusu. Zupełnie zapomniał o studentach Edgara. Musiał do nich dzisiaj zadzwonić.

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8i50EljxJLI[/MEDIA]
Po niecałych czterdziestu minutach był już przed głównym wejściem do Zamku Sforzów, popularnej atrakcji turystycznej i dawnej siedziby tego prominentnego rodu, teraz zapewniającego mieszkanie nie niezliczonej liczbie sług i szlachciców, lecz niezliczonej liczbie dzieł sztuki, czy to obrazów, czy to rzeźb i innych artefaktów. Otaczające tereny zielone były zadbane, w typowo renesansowym stylu, pełnym geometrii i porządku, nałożonym na pozostałości poprzedniej epoki. Theo miał wrażenie jakby całość została wyrwana żywcem z przeszłości.
Ceres przybyła na miejsce spóźniona o równe piętnaście minut. Miała na sobie letnią, ale gustowną sukienkę, która równie dobrze nadawała się do wyjścia na plażę jak i wizytę w restauracji. Czuła się bardzo swobodnie i na powitanie pocałowała go w oba policzki.
- Chodźmy - uśmiechnęła się. Miała spory dekolt, bez skrępowania pokazując swój ciemny kryształ.
Theo przywołał na twarz uśmiech i podał kobiecie ramię.
- Dobrze cię znowu widzieć Ceres. - rzucił i dał się poprowadzić w wybranym przez nią kierunku - Miałaś okazję już zwiedzić zamek Sforzów?
- Nie raz i nie dwa - wzruszyła ramionami. - Chodźmy, jesteśmy już spóźnieni - poprowadziła go alejką. - Jak tam twój młody podopieczny? Ma się dobrze po tej bijatyce w Illinois?
- Trzyma się dobrze i mam nadzieję że niedługo do nas dołączy. Robią mu problemy, bo technicznie jest w tej ich uroczej machinie jednym z podkomendnych i pojęcie "wolnego" nie funkcjonuje w słowniku Światła. - odpowiedział na pytanie, ale czuć było że nie mówi całej prawdy. Po tych słowach zamilkł.
- Szkoda, że do nich przystał. Ograniczają jego potencjał - skomentowała. - Na szczęście może liczyć na ciebie, prawda? - uśmiechnęła się do niego promiennie.
- To tutaj - wskazała niedużą, ale utrzymaną w świetnym stanie kawiarnię.
Gdy weszli do środka od razu skierowała ich do stolika, przy którym siedziała już para.
Mężczyzna był starszy od kobiety i miał wyjątkowo zmęczony wyraz twarzy.
[MEDIA]https://i.imgur.com/Cv2pNBZ.jpg[/MEDIA]
Kobieta była uśmiechnięta i widać pocieszała go.
Gdy jednak zobaczyła Ceres, zrobiła poważną minę.
[MEDIA]https://vinnieh.files.wordpress.com/2015/09/monica-bellucci-under-suspicion.jpg[/MEDIA]
Obdarzony zauważył tą nagłą zmianę atmosfery. Ciekawe co łączyło te kobiety? Odsunął dla francuzki krzesło i gdy je zajęła przysunął ją do stolika, po czym zajął swoje miejsce.
- Theodor Massashi, miło państwa poznać.
- Giovanni do Vieri - mężczyzna wstał - moja małżonka, Natalie - kobieta skinęła mu głową, nie spuszczając wzroku z Liggan.
- Miło was widzieć - Ceres również się przywitała. - Theo, to właśnie Giovanniemu musimy złożyć podziękowania za umożliwienie dostępu do twojej skrytki.
Złoty pochylił głowę w podzięce.
- Jestem pana dłużnikiem. - stwierdził - Jak udało się tego panu dokonać? Ma pan znajomości w banku?
- Coś w tym stylu, nie ma o czym wspominać - wzruszył ramionami. - Zresztą było to na prośbę Ceres u której miałem dług przysługi. Jesteśmy teraz na zero. - stwierdził patrząc na rudowłosą kobietę. Głos mu stwardniał, oczekując potwierdzenia jego słów.
- Ależ tak, Giovanni, nie będę się już ci narzucać - odparła lekko obrażonym tonem.
- I bardzo dobrze - skwitowała to Natalie di Vieri. - Możemy już iść? - zapytała męża.
- Jeszcze jedna sprawa. Do czegokolwiek będzie ona pana próbowała namówić, niech pan się nie zgadza - powiedział do Theo. - Radzę jak najszybciej zakończyć tą znajomość - wycedził i wstał pociągając za sobą żonę.
Liggan prychnęła na te słowa.
- Żegnam pana - odezwał się jeszcze di Vieri i oboje z żoną opuścili lokal.
Złoty potrząsnął głową, analizując całą sytuację. Co tak właściwie łączyło Ceres i di Vierego? Teraz w zasadzie nic, poza głęboką nienawiścią, co było... Niezwykle interesujące. Liggan sprawiała wrażenie osoby miłej, pragmatycznej i godnej zaufania, ale czy Theo na pewno myślał właściwą "głową"? Na wszelki wypadek postanowił że będzie ostrożny.
- Koleś jest przemiły. Obdarzony? - spytał.
- Zdecydowanie miły. Pan Senator jest bardzo lubiany wśród swoich wyborców, mówi się o tym, że po następnych wyborach będzie pierwszym z kandydatów na premiera. Przykładny mąż i ojciec, zdeklarowany Katolik, Włosi go uwielbiają. Myślę, że nawet to że jest Obdarzonym mu wybaczą.
- Hmm, nigdy nie ufałem politykom. Wokół nich zawsze unosi się nieprzyjemny smrodek fałszywych obietnic i złamanych przyrzeczeń. - westchnął i zamilkł na moment - To by było chyba na tyle jeśli chodzi o sprawy skrytki. Jak mogę się tobie odwdzięczyć?
- Porozmawiamy o tym... Ale nie tutaj. Zjedzmy i przejdźmy się jeszcze, ładny dzień dziś mamy, chcę skorzystać.
- Jak sobie życzysz. - odparł i wstał od stolika. Pomógł kobiecie się unieść, podał jej ramię i poprowadził w kierunku ogrodów.
- Z pewnością słyszałaś o Bonie, księżnicze Sforzów, która została polską królową? - zaczął szukając potwierdzenia w jej oczach. - Cóż, w jej życiu jest kilka ciekawostek o których wiedzą bardzo nieliczni… -

***

Gdy znudzili się zwiedzaniem zamku, który oboje jakby nie patrzeć, znali dość dobrze, postanowili ruszyć na obiad.
[MEDIA]http://www.luxos.com/media/k2/items/cache/7f7c1098f26d128d67584bafa97e8e07_L.jpg[/MEDIA]
Knajpka którą znaleźli była starym, rodzinnym biznesem, gdzie blisko połowa pracowników była ze sobą spokrewniona. Wręcz czuć było unoszącą się w powietrzu domową atmosferę, tym bardziej że właściciel przywitał ich przy drzwiach dokładnie tak jakby witał dawno nie widzianego przyjaciela. Oczywiście zaoferowano im doskonale położony stolik, a taktowna obsługa dała im dość dużo czasu by wybrać to na co mieli ochotę. Theo wybrał neapolitańską pizzę, Ceres natomiast zdecydowała się na klasyczne spaghetti carbonara. Do tego dobrali butelkę czerwonego, półwytrawnego wina, które perfekcyjnie podkreśliło smak potraw. Kolejna godzina minęła im na leniwej konsumpcji, okraszonej niezobowiązującą rozmową na różne tematy. Od tak prozaicznych spraw jak pogoda, przez ich gusta muzyczne i literackie, po położenie Obdarzonych w współczesnym świecie i wpływ baz Światła na gospodarkę. Gdy zaczęło się ściemniać Theo uregulował rachunek i ruszyli do hotelu który zajmował. Tym razem Złoty zdecydował się na taksówkę.

***

Bar jego hotelu był wyśmienicie wyposażony. Nawet nieco zbyt dobrze, skontaktował gdy próbował wyciągnąć kartę magnetyczną z kieszeni spodni. Ceres opierała się o jego plecy. Udało mu się to dopiero za czwartym podejściem, wcześniej nie był wstanie wcelować w otwór. Nagle zaśmiał się z tego jak nastolatek, a Ceres, pomimo że naturalnie nie czytała jego myśli to zawtórowała mu perlistym śmiechem. Krótko mówiąc byli napruci. Gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi Theo natychmiast się obrócił, przycisnął kobietę do ściany i zaczął błądzić po jej ciele zarówno rękoma, jak i ustami. Liggan nie opierała się, wręcz przeciwnie. Nagle się zatrzymał. Nie pamiętał kiedy pozwolił sobie na taki brak kontroli. Starczyło się przemienić i jego umysł znów byłby chłodny, analityczny, a rzeczywistość klarowna. Odpędził tą myśl. Możliwe że przez dłuższy czas nie będzie miał okazji by zaznać nawet odrobiny przyjemności. Podniósł kobietę i ruszył w kierunku sypialni.

***

- Pytałeś, co chcę w zamian... Cóż jest kilka spraw, o które chcę cię poprosić. Zanim do tego przejdę jednak, chciałabym określić twoją przyszłość. Mam pewne podejrzenia co do Twoich celów, ale chcę mieć pewność. - Ceres odezwała się do niego gdy doszli już do siebie
- Jasne... Na najbliższą chwilę chcę znaleźć osobę która zabiła Edgara, wypruć z niej flaki i nabić łeb na pal. Potem mam zamiar kontynuować jego badania. Mam już kolejną lokację która może rzucić nieco światła na naszą zagadkę. I to w sumie tyle.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Gdzie planujesz się teraz udać?
W odpowiedzi Theo wzruszył ramionami.
- Świało wiele ile metrów miał Obdarzony który zniszczył samolot Edgara i jego przybliżoną trajektorię lotu. Pozostaje zająć się typowo detektywistyczną robotą i przepytać ludzi na tej trajektorii czy czegoś nie wiedzą. Więc pewnie ameryka południowa, ale poczekam tutaj na Deana.
Kobieta zamyśliła się.
- Wiesz... Być może jestem w stanie naprowadzić was na odpowiedni trop. Nie gwarantuje, że znajdziecie swoje odpowiedzi, ale…
- Tak? Każda podpowiedź jest dla mnie cenna.
- Może to zabrzmi trywialnie, ale szukać musicie pośród członków Mroku. Jestem pewna, że jeden z nich stoi za zniszczeniem samolotu, ale kto to był... Będziecie musieli znaleźć go już we własnym zakresie.
- Cóż, nie dziwi mnie to, biorąc pod uwagę że wysłano ich i po mnie. Zastanawiam się za to czemu chcieli przerwać badania Edgara.
- Tego nie wiem, a też zależy mi na tej wiedzy... - nieprzyjemnie zmarszczyła brwi.
Przez chwilę milczała bijąc się z myślami.
- Nie mówiłam ci o tym, ale jego mieszkanie w Paryżu zostało spalone... To znaczy spłonęła cała kamienica, myślę jednak, że nie był to przypadek. Trzymał tam wszystkie swoje notatki... Oprócz jednego dziennika. Było tam przeszkicowanych kilka rysunków i tekstów zapisanych jakimiś runami. Szczęśliwie... pożyczyłam go sobie kiedyś od niego i nie oddałam.
- Och. Mógłbym go zobaczyć? - mężczyzna się zainteresował nagle.
- Nie mam go przy sobie, nie pomyślałam wcześniej o tym - widać była na siebie zła z tego powodu. - Dostarczę ci go przy najbliższej okazji.
- Nie ma problemu. Możesz mi też podesłać skany, będzie szybciej. - dodał - A teraz powiedz proszę, jak mogę się odwdzięczyć?
- Di Vieri... - głos na ułamek sekundy jej zadrżał, ale zaraz zrobił się zimny i twardy jak stal - Skrzywdził mnie kiedyś. Bardzo dotkliwie. Pod fasadą zatroskanego męża stanu i opiekuna rodziny jest bezdusznym sukinsynem. Chcę, by za to zapłacił.
- Mam go zabić? Zniszczyć jego rodzinną posesję? - spytał - Zabrać mu to czego pożąda najbardziej?
- Jego śmierć była zbyt prostym zakończeniem sprawy, zresztą to nie byłoby takie proste do zrobienia. On ma żywioł ziemi - stwierdziła jakby potwierdzała kiepską pogodę na następny dzień.
- Oh. - Theodora lekko przytkało - Powiedz mi w takim razie czego chce najbardziej? Zwycięstwa w wyborach? Powszechnego szacunku?
- Jego cele by cię bardzo zaskoczyły, ale nie jest to w tym momencie istotne. Chcę, byś uderzył tam gdzie zaboli go najbardziej. Chcę, byś zabił Natalie di Vieri. - wycedziła z nienawiścią.
- Czy jest Obdarzoną? - spytał z zainteresowaniem.
- Nie. To zwykła kobieta - prychnęłą.
- Nie zabijam zwykłych ludzi. - uciął - Ale... Są sytuacje gorsze od śmierci. Gdyby zapadła w śpiączkę? Każdego dnia budził by się z nadzieją że jego żona do niego wróci, ale każdego dnia widziałby ją przykutą do łóżka, starzejącą się mimo wszystkich jego starań, byłby razem z nią, lecz jednak sam. - słowa te niemal wyszeptał - Coś takiego... Myślę że mógłbym zrobić.
- Nie - ucięła krótko. - On nie ma mieć żadnego cienia nadziei. Niech cierpi w pełni, zasługuje na to jak nikt inny.
Złoty westchnął lekko.
- Muszę to przemyśleć.
Ceres ewidentnie chciała coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymała. Wstała i zaczęła się szykować o wyjścia.
- Jeśli mam ją zabić, to musi to być w sposób który nie rzuci na mnie żadnych podejrzeń. Muszę mieć inną formę zbroi. - rzucił - Nie znasz kogoś kto... Chciałby się rozstać ze swoją mocą?
- Nie znam nikogo takiego. Myślę, że znalazłby się ktoś, kogo mógłbyś do tego zmusić.
- To miałem na myśli. - odparł.
- Zorganizuję... spotkanie. Będziemy w kontakcie - to były jej ostatnie słowa, po których opuściła jego apartament hotelowy.

Theo spojrzał na zamykające się drzwi. W co on się tak właściwie wpakował? Do tej pory Ceres sprawiała wrażenie raczej spokojnej osoby, ale z sekundy na sekundę jej obraz zmieniał się coraz bardziej. Czy Ceres zwyczajnie była zazdrosna o drugą kobietę? Złoty potrząsnął głową. Musiał podjąć decyzję i musiał zrobić to szybko.
Skoro DiVieri miał Ziemię, to czemu Dean nie wymienił go jako jednego z Powierników? Czyżby Światło o nim nie wiedziało? Czy znaczyło to że jest członkiem Mroku, a może był wolnym graczem? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
Goldar wstał z łóżka i poszedł do toalety. Spojrzał w lustro i sięgnął po szczoteczkę do zębów. Powoli, niemal z pietyzmem nałożył na nią pastę i zaczął szorować zęby. Wiedział już co zrobi. To o co Ceres go prosiła… Było skrajnie wbrew jego zasadom. Nie chciał zabijać niewinnych ludzi. Ale z drugiej strony krycie Obdarzonego, ba posiadacza Żywiołu, było wbrew prawu. Nawet jeśli było to debilne prawo, to Theo miał wymówkę. Śmierć była… Wysoką karą, ale niezbędną. Dla dobra ludzkości.
Musiał tylko... Nauczyć się korzystać ze swojej mocy w ludzkiej postaci.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 21-01-2018 o 08:31.
Zaalaos jest teraz online  
Stary 21-01-2018, 14:49   #182
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Oponent dosłownie wybiegł z wody. Maćkowi zrobiło się ciepło, nie wiedział czy ma z nim jakiekolwiek szanse. W ludzkiej postaci jego wróg był wielkoludem, ale teraz mierząc prawie trzy metry więcej niż sam Lisicki, wyglądał jeszcze groźniej. Odruchowo nie okazując strachu przyjął pozycję do ataku, kuncął na nogach i miał skoczyć ku Obdarzonemu, ale w jednej chwili wydarzyło się coś niezrozumiałego. Typkowi pojawiła się w klatce piersiowej dziura, wypalona przez laser albo… w zasadzie nie wiedział co takiego się właściwie stało.
Jednak jego niepewność rozwiało pojawienie się Nuke.
Z lufy jej karabinu wydostawał się dym, co sugerowało jej udział w tym zdarzeniu.
Oczywiście nie pozwoliła Maćkowi dokończyć tego co zaczął. Sama chciała wykończyć napastnika. Ale dlaczego nie zrobiła tego wcześniej, jak był w ludzkiej postaci? Sama wolała przejąć jego moce, sądząc po jego wzroście nie mógł mieć jednej, skoro był większy od polaka, a Lis miał dwie moce, czyli wniosek z tego taki, że więcej niż jedną moc posiada, a może nawet więcej niż dwie? Maćkowi się chrapka zrobiła na myśl o nowych mocach. Ręce świerzbiły go coraz bardziej. W końcu miał okazję dorównać innym Obdarzonym, ale… między innymi przez to służy w Świetle, to znaczy pozwolili mu, pod warunkiem, że będzie wykonywał rozkazy i nie wtrącał gdy nie będzie miał możliwości. Dlatego chcąc nie chcąc musiał trzymać ręce na wodzy i cierpliwie czekać aż Nuke to zakończy.

Kilka sekund później dziwnie się poczuł. Jakby na ułamek sekundy został zamrożony i zaraz po tym znów ożył. Zamrugał oczami i stwierdził, że Nuke zaatakowała swojego, ale dlaczego? Nie miał pojęcia co się w tej chwili wydarzyło. Albo obudził się ze snu?
Wcześniej srał w gacie na widok tamtego kolesia, który wyszedł z wody aby się z nim rozprawić, a teraz ten koleś jest jego przyjacielem, którego Nuke bardzo mocno zraniła.
Może faktycznie to był sen, a Nils pokłóciła się z jego kumplem i wyrządziła mu krzywdę, ale w postaci zbroi?
W tym momencie usłyszał odgłos przeładowywanej broni.
- Nuke, nie rób mu krzywdy - bez zastanowienia rzucił w stronę kobiety - Nie wiem o co się pokłóciliście czy co między wami zaszło, ale zostaw go już w spokoju - położył rękę na barku towarzyszki. Wcześniej podczas przemiany stawał się nerwowy, ale światło i treningi uspokajały go w postaci zbroi. Nauczył się panować nad złością, chyba że ktoś go wkurwił, wtedy znów stawał się agresywny. W tej chwili nie miał powodu do gniewu, na kogo, na Nuke? Póki co nic mu nie zrobiła, nie mówił już o jego przyjacielu, który leżał ledwo żywy, dlatego chciał rozwiązać tą sprawę pokojowo i odprowadzić bezpiecznie jego przyjaciela od Nils.
Obdarzona spojrzała w jego kierunku i choć w postaci zbroi odczytanie emocji nie było możliwe, to mógł być teraz pewien, że była mocno zdziwiona.
- Lisicki, odsuń się, to rozkaz - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wycelowała też swoją broń w głowę leżącego.
-Nie, nie pozwolę Ci na zrobienie mu krzywdy - odparł bez zastanowienia po czym złapał rękę kobiety i szarpnął do tyłu chcąc wyprowadzić ją z równowagi.
Poleciała do tyłu i od razu wypuściła swoją broń, która nagle zniknęła. Ona sama zrobiła obrót wokół własnej osi i przechwyciła jego dłoń by założyć dźwignię. Maciek puścił ją i zrobił krok w tył, by tego uniknąć.
- To musi być jego moc! - krzyknęła głośno Nuke. - On miesza ci w głowie!
-Co? Jaka moc? -zerknął na przyjaciela - Nie wiem co kombinujesz, ale nie pozwolę Ci zrobić mu krzywdy - rozstawił szerzej nogi i nie miał zamiaru pozwolić Nuke skrzywdzić rannego.
- Nie nadużywaj mojej cierpliwości! - warknęła Obdarzona. - Wróć do ludzkiej postaci Lisicki, to rozkaz, powtarzam ostatni raz!
-Chyba nie dojdziemy do porozumienia.. - pokiwał głową - Nie zmuszaj mnie do tego.
Nuke milczała przez chwilę i nagle bez żadnego ostrzeżenia wyprowadziła kopnięcie w pierś Maćka. Ten nie miał szans zatrzymać kogoś o większej masie, więc po prostu rzucił się w tył, żeby zminimalizować siłę ciosu. Jego przełożona nie czekała, tylko rzuciła się na niego, by doprowadzić do zwarcia i użyć jej mocy.
Maciek czekał aż kobieta na niego wpadnie.
- Dlaczego nie możesz po prostu odejść?
Ta nie odpowiedziała, tylko od razu użyła swoich obu mocy w zwarciu. Poczuł jak opuszczają go siły, a jednocześnie pancerz na jego rękach zaczął rdzewieć. Lisu odpalił swoją zdobyczną moc i wybuch ognia wyrzucił ją w powietrze.
W tej pozycji Nuke szybko przyzwała swoją broń i strzeliła w niego, ale choć był to spory kaliber, to zmodyfikowała go tak, by nie był śmiertelny.
Tysiące małych odłamków zasypało Polaka rysując jego pancerz i odłupując fragmenty z uszkodzonych rąk, którymi ledwo był w stanie poruszać.
Nagle umysł mu się rozjaśnił. Dziwne poczucie przywiązania i ciepłych myśli do Obdarzonego z Mroku zniknęło.
Zamrugał oczami, obejrzał całe ciało, po prostu myślał że śni, pokaleczony, jego zbroja zamieniła się w rdzę.
-O cholera… nie wiem co we mnie wystąpiło… - spojrzał w stronę Nils - Co z nim zrobimy? - odwrócił się do rannego by zobaczyć co z nim.
Tymczasem jego nie było. Pozostał tylko ślad krwi po jego ranie, który znikał w wodzie.
- FUCK! - zaklęła Nuke. - Wezwij wsparcie, zawiadom służby, musimy go znaleźć!
Zmieniła swoją broń na karabin snajperski i zaczęła przeglądać najbliższą okolicę przez lunetę.
- A o twoim stosunku do bezpośrednich rozkazów jeszcze porozmawiamy - dodała ostrym tonem.
Kurwa, dałem się omamić głupim sztuczkom.. musze to teraz jakoś naprawić.
Wezwał wsparcie jak rozkazała Nils, przynajmniej tu ją posłuchał, nie jak wcześniej.
Nie miał czasu na przejmowanie się takimi pierdołami, później i tak czeka go rozmowa w przełożonymi. Na razie razem z Nuke szukali zbiega z Mroku.
 
Ramp jest offline  
Stary 21-01-2018, 23:05   #183
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Leżał oszołomiony na dachu, patrząc na olbrzymią lancę leżącą niedaleko niego. Po raz kolejny wychodził żywy z przegranej sytuacji i nie odczuwał już prawie żadnych emocji z tym związanych. Czy da się do tego jakoś przyzwyczaić? A może świadomość pustki, która następuje po śmierci go już tak nie przerażała? Już wiele razy jej doświadczył i chyba pogodził się z jej ciągłą obecnością. Czuł, że była w tym jakaś ukryta siła.
Wciąż, był wdzięczny Obdarzonej odpowiedzialnej za omyłkę Mazzentropa, bo był pewien, że ten nie pomyliłby się sam w sile, jaką należało nadać pociskowi. Podniósł się, krusząc pokrywający go wciąż w niektórych miejscach lód i mierząc wzrokiem pobojowisko pozostałe po walce. Widok zniszczeń i licznych ofiar robił piorunujące wrażenie. Jack Dove, bo gdy ta się przemieniła był już prawie pewien, że to ona, była właśnie przy zabitym przez Mazzentropa poległym. Ze słów przywódcy Mroku ewidentnie wynikało, że znali się inaczej niż wróg z wrogiem, ale nie wiedział, jak to rozumieć. Koniec końców jego soniczne ataki okazały się nieocenioną pomocą. Teraz nie mieli mu jednak już jak pomóc. Elliot nie miał żadnych środków, żeby ulżyć w bólu rannym. Najlepsze co mógł zrobić to uważać na ewentualne kolejne zagrożenia.

Tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Teraz był już pewien, że był na polu bitwy ktoś, kto potrafił używać mocy bez przemieniania się. Co prawda nawet w jego myślach brzmiało to absurdalnie, ale wiedział, że nie była to żadna sztuczka. Powędrował wzrokiem w kierunku, w którym poleciał uderzony przez Mazzentropa... Obdarzony w formie człowieka? Nie był pewien, jak to rozumieć. Ale jeśli on jeszcze żył, to chciałby zaspokoić swoją ciekawość. Zeskoczył z dachu i skierował się w kierunku magazynu.
Na chwilę przystanął gdy wchodził do budynku. Nad rozchylonymi wrotami, oblodzonymi i przysypanymi śniegiem, widniała spora dziura, przez którą przebił się ów Obdarzony w ludzkiej postaci.
White ostrożnie wszedł do środka, mijając dwa przewrócone kontenery.
Mężczyzna którego szukał leżał przy kolejnym z nich, noszącym spore wgniecenie. Widać właśnie na tym się zatrzymał.
- Żyjesz? - Brytyjczyk zadał najważniejsze pytanie, przeciskając się w formie zbroi pomiędzy przeszkodami - Mazzentrop odleciał. Miasto jest uratowane.
Odpowiedziało mu charknięcie. Leżący próbował się podnieść, ale nie był w stanie. Elliot widział wyraźnie, że ten miał połamane obie ręce i to w kilku miejscach. Część jego maski z prawej strony twarzy odpadła, ukazując zakrwawioną i zniekształconą twarz. Ewidentnie połamane kości policzkowe.
W końcu przewrócił się na prawy bok i zwymiotował krwią.
Wyglądało to okropnie i pewnie gdyby nie był przemieniony zrobiłoby mu się niedobrze. Zastanawiał się przez krótką chwilę, co powinien teraz najlepiej zrobić, żeby próbować go uratować, ale nie wpadł na nic konkretnego. Przemiana w takim stanie teoretycznie była możliwa, ale zbyt niebezpieczna. Pozostało liczyć na łut szczęścia, że nie były uszkodzone żadne najważniejsze organy. Powoli, bardzo ostrożnie wydłużył ramiona i włożył je pod rannego. Jako człowiek nigdy by go nie przeniósł, a tak jego wyprostowane dłonie stworzyły swego rodzaju prowizoryczne nosze.
- Wytrzymaj. Będą tam musieli mieć jakąś pomoc medyczną. - powiedział bardziej do siebie niż do strasznie pokiereszowanego nieznajomego, wracając drogą, którą się dostał do środka.
- Czekaj… - wycharczał niesiony, opluwając ręce White’a krwią. - Postaw mnie na nogach.
White zawahał się przez chwilę, ale zaczął realizować prośbę rannego. Szanse jego przeżycia były teraz minimalne i liczył, że ktoś o tak nietypowych zdolnościach wie, jak sobie poradzić, nawet jeśli wydawało się to nieprawdopodobne. Używanie mocy jako człowiek było jeszcze bardziej niemożliwe. Powoli opuścił go na ziemię.
Void zachwiał się i gdyby nie nagła pomoc młodego Brytyjczyka by się przewrócił. Nie mógł oprzeć ciężaru ciała na prawej nodze, musiał również ją mieć złamaną.
- Fuck it - zaklął i nagle wokół niego pojawiła się ta zielona aura. Otoczyła jego nogę i plecy. Po tym był w stanie samodzielnie stanąć.
- Dziękuję za pomoc… - skinął głową do White’a.
- Używasz mocy bez przemiany… Jak to jest możliwe? Jesteś ze Światła?
- Tak, inaczej nie potrafię, nie… - odpowiedział szybko. Ewidentnie nie w smak była mu ta rozmowa, ale kontynuował ją ze względu na to, że Elliot mu pomógł.
- Widziałem wcześniej, jak pomagałeś uciec temu żywiołowi przez miasto… Wiedziałeś wcześniej, że Mazzentrop tu przybędzie? Gdyby nie ty, na pewno by go przejął.
- Zbieg okoliczności… Byłem tu w innej sprawie - odkaszlnął.
Elliot pokiwał głową, bo ewidentnie jego rozmówca coś ukrywał, ale nie mógł mu mieć tego za złe. To oni byli jego dłużnikami, choć obecność kogoś takiego unikatowego poza strukturami Światła i Mroku była bardzo zadziwiająca i niepokojąca.
- Co teraz? Z takimi ranami bez pomocy medycznej nawet ze swoją mocą długo nie pociągniesz. Światło przyśle na pewno niedługo jakąś pomoc.
- Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Poradzę sobie. I moja prośba… nie wspominaj, że ze mną rozmawiałeś. Powiedz, że mnie nie zastałeś. Oszczędzisz sobie problemów - Void odwrócił się i powoli zaczął odchodzić, kulejąc mocno.
Brytyjczyk stał w miejscu, podziwiając ten kuriozalny widok, próbując zrozumieć tajemniczego Obdarzonego. Walczył po ich stronie i prawie przypłacił to życiem, a mimo to nie chciał mieć nic wspólnego ze Światłem. Czy rzeczywiście był samotnikiem czy pracował dla jeszcze kogoś innego? Nic o nim nie wiedział poza tym, że zaprzeczał wszystkim logicznym barierom. Zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś go spotka. Jego prośba była bardzo nietypowa i sam nie wiedział jeszcze, czy jej posłucha. Na pewno nie zamierzał o tym opowiadać każdemu, ale Biały musiał wiedzieć, że jest osoba zdolna do używania mocy bez przemiany. Przypomniał sobie, że zastępczyni Nadzorcy do której miał się zgłosić też miała z nim kontakt. Może wiedziała coś więcej. Gdy obcy zniknął za rogiem zdał sobie sprawę, że za bardzo się zamyślił. Otrząsnął się i ruszył szybko na miejsce potyczki. Może będzie w jakiś sposób przydatny.

Wiele zmian przez ten czas nie było. Najważniejsze było to, że temperatura stopniowo się podnosi i pewnie za chwilę przekroczy wejdzie na plus na skali Celsjusza. Dove nadal trzymała w objęciach ciało Lovana.
Romero będący nadal w formie zbroi kucnął przy zwłokach Senny, które były bardzo zdewastowane. Westchnął ciężko i podszedł do Chezy.
- Szefowo… czekam na rozkazy.
Dove miała puste spojrzenie, jakby tylko jej ciało trzymało ją w tym miejscu. Zapewne tkwiła by w stanie zbliżonym katatonii jeszcze jakiś czas, gdyby nie słowa obdarzonego. Uniosła na niego błękitne oczy i zamrugała kilka razy, potrzebując chwili na zebranie myśli.
- Romero… niech ktoś się najpierw zajmie przywróceniem prądu i łączności w Buenos Aires, zbierz naszych rannych i przetransportuj do szpitala, jeśli to możliwe… Smaug powinien dotrzeć niedługo. – choć mówiła składnie, jej wzrok błądził po wszystkim wokół, nie mogła spojrzeć podwładnemu w twarz po tym co się stało. Gęsia skórka nie znikała z jej ciała, choć temperatura powoli się podnosiła.
Jakal odwrócił się w kierunku zbliżającego się do nich White’a.
- A co z nim? Pomógł nam, ale… Nadal nie mam pojęcia kto to jest.
-Jeśli dobrowolnie się nie przemieni, wiecie co robić - wydała rozkaz martwym głosem, przeczesując palcami włosy Davida.
Romero skinął głową i odwrócił się do Elliota.
- Dzięki za pomoc… ale teraz wróć do ludzkiej postaci - rozkazał.
- W porządku. Jestem Elliot White i zostałem tu przysłany w tajemnicy przez Susanoo, żeby zniknąć przed Mrokiem. - wyjaśnił pokrótce, skąd się tu znalazł i zgodnie z poleceniem przemienił się. Nie chciał komplikować sytuacji. - Przypadkiem znalazłem się blisko podczas ataku.
Sytuacja chyba przerosła Jakala, bo ten ponownie spojrzał w kierunku Chezy.
- Elliot White, ten z Londynu? - Jack zmarszczyła brwi odwracając spojrzenie od martwej twarzy Jakiro na Elliota.
- Tak, spotkaliśmy się w Chicago. Poinstruowano mnie, żebym po przybyciu tutaj zgłosił się do ciebie.
Mimo, że temperatura podnosiła się to wciąż było cholernie zimno i liczył, że za chwilę będzie mógł się znowu przemienić. Tak naprawdę to oprócz ciemnego żółtego kryształu na piersi nie mieli powodów, żeby mu nie ufać.
- Czyli Susanoo podesłał mi tu tykającą bombę? - Jack nie wydawała się zaskoczona takim obrotem sprawy.
- Dajcie mu jakieś ciuchy... mi też by się coś przy... - dodała przytomniej, rozglądając się wokoło i orientując się, że z sił SPdO nikt nie przeżył. Dlatego uciekła na chwilę by zaraz jednak zwrócić się do pozostałych obdarzonych - Niech ktoś się zorientuje jak wygląda sytuacja w mieście, wyznaczcie kogoś do przywrócenia łączności i do cholery zajmijcie się rannymi. Niech ktoś jeszcze zajmie się… - ostatnie słowo uwięzło jej w gardle, kiedy spojrzenie znów natrafiło na ciało Davida.
- Mógłbym się o wiele bardziej przydać w formie zbroi. - dorzucił tylko zgodnie z prawdą. - Ale nie będę się kłócić.
- Nie będziesz, bo w formie zbroi pozostaną tylko moi ludzie - odrzekła stanowczo, jak na nią, nawet nie patrząc na chłopaka.
- Tak jest… - mruknął i rozejrzał się samemu w poszukiwaniu jakiegoś okrycia.
Ewidentnie poległy mężczyzna był kimś drogim dla kobiety, ale on go nie poznawał. Nawet jej współczuł, sam bardzo dobrze pamiętał swój ból po stracie rodziców i to, jaki był rozbity. Niektóre straty zostawiają ślad na zawsze. Teraz jednak nie pozostało mu nic innego, niż ubrać się i czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Miasto na pewno nie było w najlepszym stanie i będzie trzeba trochę czasu, żeby to wszystko posprzątać. Ważniejszą sprawą było jednak to, jak Światło zareaguje na obietnicę Mazzentropa. Przywódca Mroku nigdy nie rzucał słów na wiatr i Elliot czuł w środku, że był świadkiem początku wojny Obdarzonych, na którą świat nie był gotów.
 
Kolejny jest offline  
Stary 22-01-2018, 19:23   #184
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Włochy, Alpy, 18 lipca 2017 roku, 18.34 czasu lokalnego
- … proszę postawić podpis tu, tu i jeszcze na ostatniej stronie. Moje gratulacje, niniejszym jest pan właścicielem tego domu, wraz z otaczającymi terenami. Jeśli mogę zadać pytanie… Dlaczego pan się na niego zdecydował? - zainteresował się agent.
- Cenię sobie prywatność i spokój. - odparł Theo - Brak ludzi w promieniu kilkunastu kilometrów to dla mnie zaleta.
- Oh, oczywiście. Cóż, na mnie pora. Chciałbym jeszcze dzisiaj wrócić do domu. Do widzenia panie Theodorze.
- Do widzenia. - odparł Obdarzony. Uprzejmie wypuścił swojego gościa i zamknął za nim drzwi. Podrzucił klucze w powietrze, i złapał je z uśmiechem na ustach. Nie spodziewał się że znajdzie coś tak odpowiadającego jego potrzebom i to w centrum europy, ale szczęście się do niego uśmiechnęło.

[media]http://www.slotrips.si/sis-mapa/skupina_doc/slo/galerija/1457650065-8232-alpine-cottage-vrata-julian-alps-slovenia-8.jpg[/media]

Budowlę w której był ciężko było nazwać domem. Lepszym rzeczownikiem była “chatka”, jakby nie patrzeć struktura miała niecałe 40 metrów kwadratowych powierzchni, a materiały z których była zbudowana były typowo 20-to wieczne. Azbestowy dach błagał o wymianę, ale dla Obdarzonego nie stanowił żadnego zagrożenia. Ściany nosiły ślady działania żywiołów, farba miejscami odpadała, ale nie wyglądały jakby miały zamiar zacząć przeciekać. Chyba. W środku były trzy pomieszczenia. Przedsionek połączony z salonem, przechodzący bezpośrednio w kuchnię, sypialnia w której stały dwa wojskowe, polowe łóżka i łazienka z prysznicem. Mało, ale wszystko co było niezbędne do życia było na miejscu.
Zaletą było położenie. Domek stał w głębi kotliny, otoczony przez iglaste drzewa i strome zbocza alpejskich gór. Kolejny najbliższy zamieszkany budynek stał ponad trzydzieści kilometrów dalej, co w zasadzie gwarantowało prywatność. Doskonałe warunki do ćwiczenia. To przypomniało mu o jego drugim nabytku. Podszedł do kuchennego okna. Na zewnątrz stała prosta zagroda, zajęta teraz przez… Świnie. Ni mniej, ni więcej, tylko pięć dorodnych świniaków zajadało paszę, która dotarła razem z nimi. Były to jego “króliki” doświadczalne. Anatomicznie nie różniły się znów aż tak bardzo od człowieka, a musiał opanować zdolność zabijania na odległość i to tak by nie zostawić śladów. Starczyło zatrzymać serce, ale najpierw musiał mieć pewność że jest wstanie to zrobić. To było zdanie na najbliższe dni. Zaczynało zmierzchać, co znaczyło że najwyższa pora sprawdzić i ewentualnie naprawić oświetlenie, póki miał jeszcze odrobinę światła.

***

Z zadowoleniem mruknął i wyprostował się na swoje pełne dziesięć metrów. Wszystko działało. Kable które do tej pory tkwiły w ścianach dawno zdążyły przerdzewieć i przestały stykać. Na szczęście ostrożne korzystanie z Czasu doprowadziło je do nowości, a przy okazji odrestaurował nieco domek. Oczywiście ryzykował że ktoś go zobaczy, ale właśnie po to kupił sobie to miejsce. Żeby móc się przemieniać do woli.
Teraz nadeszła pora na kilka drobnych testów. Wybrał pierwszego lepszego wieprzyka i skupił się na jego wnętrzu. Wyobraził sobie położenie jego serca. W centrum klatki piersiowej, choć większa jego część sięgająca na lewo i całość oparta o przeponę. Zobaczył miękką tkankę płuc, obejmującą tą naturalną pompę. Wyznaczył sześcian w którym zmieściło się serce i “zacisnął” Czasem.
Zwierze nagle przestało jeść i chrumknęło niepokojąco. Czuło że coś się dzieje, ale nie wiedziało co jest nie tak. Dopiero po kilku sekundach brak przepływu krwi dał o sobie znać. Wieprz zatoczył się i padł na ziemię, wciąż żył, ale desperacko próbował złapać powietrze. Brak krążenia oznaczał brak tlenu i nagły wzrost stężenia dwutlenku węgla, ten natomiast pobudzał ośrodek oddechowy zlokalizowany w rdzeniu przedłużonym, co skutkowało pogłębieniem i przyspieszeniem oddechu, a po kilku dłuższych chwilach do reaktywnego zatrzymania oddechu, akcji serca i ostatecznie śmierci w mechanizmie niewydolności krążeniowo-oddechowej. Było to raczej oczywiste spostrzeżenie, ale to że napłynęło do umysłu Theodora znaczyło jedno. Musiał już to kiedyś robić. Całość przyszła mu zbyt naturalnie.
Potrząsnął głową i wypuścił zwierzaka z działania swojej mocy. Dla pewności cofnął go jeszcze o kilka sekund w tył, tak aby w ciele zwierza nie zostały żadne ślady przeżytej traumy. Świnka podniosła się i z zaciekawieniem spojrzała na otoczenie. Nie miała zielonego pojęcia co się z nią kilka sekund działo. Musiał popracować nad precyzją i odległością z jakiej będzie wstanie zatrzymać krążenie, ale to zacznie robić jutro.
Teraz nadeszła pora na najtrudniejszą część dnia… Złoty ruszył w kierunku zbocza i bystrym wzrokiem zaczął szukać jakiegoś większego kamienia. W końcu uderzył po prostu pięścią w kawał skały, podniósł odłamek który odpadł i wrócił do swojego domku. Wytworzył poziomą “płytę” z zatrzymanego przez Czas powietrza i położył na niej kamień. Zgodnie z jego oczekiwaniem zawisł w powietrzu, ale Theo od razu poczuł odpływ sił. Nie tak duży jak podczas walki z Weaver, ale mimo wszystko utrzymanie ruchliwych cząsteczek gazu w jednym miejscu nie było proste. Przypuszczał że z płynami byłoby łatwiej. Wypuścił powoli powietrze, przymknął oczy i skupił się na swojej mocy. Ostrożnie zmapował w umyśle sposób w jaki utrzymuje ten efekt i starając się go utrzymać wrócił do ludzkiej postaci…
Skała uderzyła z impetem o ziemię. Theo westchnął, znów się przemienił, uniósł kamień i powtarzał całą czynność, dopóki wyczerpanie i zimno nie zapędziły go do łóżka.

***

Tydzień później
Złoty podniósł pewnie głaz. Tak jak robił to do tej pory wytworzył płytę zestalonego powietrza, na której położył swój “przyrząd treningowy”. Przymknął oczy i wrócił do ludzkiej postaci. Skała pozostała w powietrzu jeszcze przez cztery sekundy, po czym znów upadła w drobny krater który Theo nią wybił w trakcie swego treningu. Mocno zużyty Obdarzony padł nagi na kamień. Potwierdził swoją tezę. Korzystanie z mocy w ludzkiej było możliwe, ale biorąc pod uwagę progres jaki robił… Potrzebowałby jeszcze z dwudziestu lat żeby posługiwać się nimi tak swobodnie jak w formie zbroi… Pewnie było to prostsze mając ich więcej...
W końcu popędzany zimnem wstał z głazu, podniósł jeden z mniejszych odłamków i truchtem ruszył do domku. Zatrzasnął za sobą drzwi z impetem i tupiąc głośno pobiegł do sypialni. Praktycznie padł do łóżka, owinął się ciepłą kołdrą i wyciągnął nad siebie dłoń w której wciąż trzymał kamyczek przyniesiony z zewnątrz. Przymknął oczy, wytworzył płytę tak jak zawsze i puścił przedmiot.
Kamyczek nie zatrzymał się nawet na ułamek sekundy. Odłamek skalny boleśnie uderzył Theodora w czoło, odbił się i potoczył gdzieś pod łóżko. Złoty nie zdobył się nawet na wzruszenie ramionami, był zbyt zmęczony. Musiał się pogodzić z tym że przez dłuższy czas nie będzie mógł korzystać z mocy w ludzkiej. Chyba że umiał to wcześniej i nagle sobie “przypomni” jak to robił, ale było to raczej wątpliwe. Zamknął oczy i poszedł spać.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 22-01-2018 o 19:30.
Zaalaos jest teraz online  
Stary 22-01-2018, 22:45   #185
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Proxy, kurwa! - milion myśli na raz uderzyły do głowy Eriki.

Pierwsze skojarzenie jakie jej się pojawiło to złowieszczy przydomek. Izanagi. Węgierka wstrzymała oddech przerażona, że powiernik złego żywiołu jakimś cudem przedarł się przez misterne zabezpieczenia bazy.
Logika jednak wyraźnie wskazywała, że zabezpieczenia były niezawodne i gdyby ów członek mroku chciał dostać się do bazy, to skończyłoby się to dla niego choćby śmiercią z powodu braku miejsca w serwerowni.

Ale kiedy przed nimi stanął zupełnie obcy Obdarzony, Erika pobladła całkiem. Pomimo dobrego rozeznania w sylwetkach zbroi Węgierka nie kojarzyła tej sylwetki ani spośród “swoich”, ani spośród wrogów. Szybko spojrzała na Proxyego, w obawie o jego życie. Mężczyzna nie wrócił do ludzkiej postaci, co oznaczało, że żyje. Kalipso pomimo bólu w barku rzuciła się na Drwala.
- Nie ma tu na ciebie miejsca! - syknęła do Polaka, łapiąc go mocno za ramię, w próbie powstrzymania go przed samobójstwem. - Ochrona! - krzyknęła.

Uzbrojeni oficerowie SPdO wparowali do pomieszczenia, mierząc z broni w żółtą zbroję. Nie pociągnęli za spusty, bo istniało zagrożenie, że Nadzorca i jej ochroniarz mogli oberwać rykoszetem. Widok pistoletów w rękach SPdO od razu uświadomił Erikę o tym problemie.
- Wróć do ludzkiej postaci i padnij na ziemię! - krzyknęła Kalipso przez zaciśnięte zęby, bo wybity bark mocno jej doskwierał.

- Gdzie jestem?! - wydobyło się wreszcie z głębi żółtej zbroi, dosłownie w tej samej chwili gdy zaczęły się pojawiać na niej niewielkie, ale częste wyładowania.

Erika nie miała pojęcia co zwiastuje to co działo się na pancerzu obcego, ale miała przeczucie, że nie jest to nic dobrego. W pomieszczeniu zrobiło się bardzo gorąco od napiętej atmosfery jaka w nim zapanowała. Węgierka musiała szybko coś zrobić.

- Jestem Kalipso powiernik żywiołu wody, Nadzorca Obdarzonych w Europie. Wróć do ludzkiej postaci albo otworzymy ogień! - krzyknęła, licząc że na Obdarzonego zadziała groźba jaka kryła się za jej pseudonimem, stanowiskiem i mocą, z której słynęła jej sylwetka zbroi.

Wydawało się, że ich nieoczekiwany gość odetchnął z ulgą. Podniósł ręce w górę w oczywistym geście poddania się i po sekundzie przemienił się. Na miejscu żółtej zbroi stała naga i równie śliczna co przestraszona blondynka.


Drwal podniósł brew zaskoczony i bezceremonialnie zlustrował ją z góry na dół.
- Proxy ściągnął sobie z internetu laskę. Niezły nerd - mruknął pod nosem.

- Isobell Beckett, pseudonim Flash, południowo-amerykański oddział Światła - blondynka zdołała wydusić z siebie samej, ciągle drżąc ze strachu. Skuliła się, w bezskutecznej próbie zasłonięcia się samymi rękami.


Erika zapatrzyła się na pierś blondynki, ale w przeciwieństwie do Drwala ona nie oceniała jej kobiecych walorów, a uważnie oceniała kryształ jaki miała nieznajoma. Węgierka z ulgą określiła odcień jako jasny. Od razu rozejrzała się za ubraniem i dostrzegła bluzę Proxyego. Złapała ją w rękę i podeszła do Beckett, zarzucając na jej nagie plecy.
- Paweł, sprawdź co z Proxym. Przynieść mi tu komplet ubrań - nakazała spoglądając po swoich podwładnych, a sama została już przy dziewczynie. - Jak się tu znalazłaś? - zapytała roztrzęsioną Isobel, zdobywając się w końcu na cieplejszy ton głosu.

- Mazzentrop - wymamrotała otulając się bluzą. - Zaatakował… - była bliska płaczu. - Chciał mnie zabić. Cheza kazała mi uciekać - założyła ubranie i skuliła się w sobie. - Void wrzucił mnie do wody, tam… - przełknęła łzy. - Tam się przemieniłam i po kablach uciekłam na ślepo. Coś… Coś mnie ściągnęło tutaj.

- Jesteś tu bezpieczna - Erika odruchowo przytuliła dziewczynę, obejmując ją jedną ręką i kątem oka spojrzała na Proxyego. Nie miała pojęcia jak, ale faktycznie ściągnął on Beckett w to miejsce. Nic a nic też nie rozumiała z tego co powiedziała dziewczyna i założyła, że dramatyzuje i może zwyczajnie miała traumę po tym jak znalazła się w promieniu działania mocy Mazzentropa.
Zaraz pojawił się przy niej oficer SPdO z kompletem ubrań. Węgierka przejęła to od niego i podała nagiej kobiecie.
- Isobel, ubierz się, pójdziemy do mojego biura - Kalipso korciło żeby już wymusić na niej by opowiedziała co się do cholery działo, ale widziała, że dopóki jej nie uspokoi to niczego z niej nie wyciągnie. - Proxy, żyjesz? - rzuciła przez ramię.


- Ledwo… - wymamrotał Lenny. Jego cały pancerz kopcił się od przegrzania. - Czuję się jakbym przyjął na klatę piorun… Chcę urlop na jutro - stęknął.

Kalipso odetchnęła w duchu słysząc swojego podwładnego. Teraz odrobinę spokojniejsza mogła zająć się przybyszem.

- Przyprowadzić tu lekarza, natychmiast! Saber, ma stawić się w moim biurze - warknęła Erika do funkcjonariuszy SPdO, których liczebność w pomieszczeniu stale rosła. - Proxy zostań w miejscu i nie przemieniaj się dopóki opieka medyczna tu się nie pojawi. Paweł, zostań z nim i przyjdź gdy lekarz oceni jego stan.

Po wydaniu dyspozycji spojrzała na Beckett. Nowa pociągając nosem szybko założyła na siebie komplet dresów. Erika wyraźnie widziała, że kobieta nie nawykła do nagości, co było typowe dla osób nie pracujących w terenie.
- Chodźmy - rzuciła Węgierka gdy Isobel zapięła bluzę.



[media]https://usercontent1.hubstatic.com/13448150.jpg[/media]

Wielkie morskie akwarium stojące przyciągało wzrok i w jakiś dziwny sposób hipnotyzowało kojącym spokojem, gdy patrzyło się jak rybki leniwie sobie w nim pływały. W gabinecie Nadzorcy Europy panował półmrok, który rozświetlały jedynie lampy w akwarium i monitor laptopa Nadzorcy. Beckett siedziała skulona na dużej skórzanej kanapie, owinięta kocem, który Erika miała tu wraz z poduszką na okoliczność zarwania nocy w pracy. W dłoniach Isobel trzymała kubek gorącej kawy i wpatrywała się w kolorowe zwierzątka. Lekarz już przebadał kobietę i podał jej leki uspokajające, a Erika potwierdziła w bazie jej tożsamość. Co oczywiście z niczym się nie zgadzało. Szczególnie z tym, że według bełkotliwego rzucania wypowiedzi przez Beckett, to wychodziło jasno po nią przybył Mazzentrop, żeby przejąć jej moc. To co Obdarzona wyczytała z bazy podstawowych danych o zarejestrowanych Obdarzonych, Beckett była posiadaczem jednej mocy o małej "wartości". Za nic Mazzentrop dla takiej mocy nie pofatygowałby się osobiście. Ale był pewien zgrzyt, bo Węgierka wyraźnie widziała, że kobieta w formie zbroi miała powyżej trzech metrów co nie zgadzało się z zapisami w rejestrach. Co więcej ktoś o jednej mocy nie mógł posiadać tak dużego rozmiaru. “Flash” wyraźnie dorównywała wysokością Lennyemu, który był Dwójką.

Bark wciąż bolał Kalipso jak jasna cholera, ale teraz z powodu nastawienia wybicia, a rękę miała w temblaku. Odprawiła lekarza odmawiając wzięcia morfiny tłumacząc się, że nie ma czasu na przemianę i musi mieć czystą głowę. Najchętniej by teraz wzięła coś na ból, a następnie przemieniła się. Niestety nie mogła. A to w obecnej sytuacji stanowiło ogromne problemy. Erika, wygodnie oparta na fotelu wpatrywała się w kubek kawy i unoszącą się nad nim parą. Uniosła wzrok na Beckett. W pokoju były teraz same i bez zgody nikt nie mógł wchodzić do jej gabinetu, a jedynym odstępstwem miały być informacje lub połączenie prosto z K2. Kalipso nałożyła zakaz na powielanie informacji o tym co wydarzyło się w serwerowni. Oficjalnie Proxy powstrzymał próbę infiltracji systemów, a naoczni świadkowie mieli milczeć w sprawie pojawienia się Obcego obdarzonego.
Saber wraz z Pawłem stali przed drzwiami do jej gabinetu i pewnie próbowali podsłuchać o czym rozmawiały kobiety. Niestety to uniemożliwiały wygłuszenie pomieszczenia i wielkie akwarium, którego filtry dość głośno szumiały, stanowiąc dodatkowe “zabezpieczenie” przed podsłuchem.

Kalipso zalogowała się głębiej w system bazy danych Światła, tam gdzie tylko osoby o najwyższym poziomie dostępu miały dostęp do dokładniejszych informacji. Rejestry w kartotece Beckett od pierwszego spojrzenia zdziwiły Erikę. 25 letnia kobieta pochodząca z Nowej Zelandii zarejestrowana została w Wielkiej Brytanii. Przez wiele lat nic nie działo się aż do tego roku. Na początku 2017, na własny wniosek Beckett zgłosiła się do pracy dla Światła, a ten został opatrzony rekomendacją z wewnątrz Światła. Kalipso aż musiała przetrzeć oczy gdy zobaczyła nazwisko osoby, która podpisała się pod wnioskiem o przyjęcie Isobel do Światła.
" Jack?!"

Dalej było jeszcze ciekawiej. Smaug zalecił skierowanie panny Beckett do Argentyny i... Sprawdzenie jej przez Dove.
" Poświadczył za nią to po cholerę kazał jej przeszukać głowę?" Erika nie miała pojęcia co o tym myśleć, a pierwszy pomysł jaki jej przyszedł to zadzwonienie do Vallenhauera.
" Cholera, nie odbierze, bo jest na pewno w drodze do Mazzentropa" Węgierka bezgłośnie westchnęła i dopiero teraz dostrzegła dokument załączony do tego wniosku.

Opisane w nim było, że panna Beckett zapierała się iż "nauczyła się" nowej mocy. Po sprawdzeniu jej po przemianie, okazało się, że jej rozmiar urósł do 3 metrów. Pani Beckett zaprezentowała nową moc, która objawiała się pod postacią zdolności do przenoszenia się w inne miejsce po dotknięciu jakiegoś metalowego elementu. Zarzekała się również, że "nigdy nikogo nie zabiła".
Testy psychologiczne jasno mówiły, że kobieta nie kłamie. W podsumowaniu było opisane by Dove sprawdziła ją, gdyż istniało niebezpieczeństwo, że Beckett była kretem. Zalecono by panna Beckett nie była świadoma bycia poddaną działaniu mocy Dove, gdyż istniało prawdopodobieństwo, że podobnie jak testy, kobiecie może udać się oszukać również telepatkę.

"To sporo tłumaczy. Dziwne, że nie zmieniono jej danych głównych o wielkości, choć zdjęcia zaktualizowano... Niczym się nie różnią... Czemu Jack był w to zamieszany?" Erika zmarszczyła brwi. Musiała później o to dopytać. Dalsze zapisy w aktach mówiły, że obawy nie zostały potwierdzone i Beckett oczyszczono ze stawianych jej za plecami zarzutów. Otrzymała stanowisko informatyka w oddziale północnoamerykańskim. Dalej już nic się nie działo. “ Może Lenny dopatrzy się czegoś więcej…”

- Isobel, ja rozumiem, że czujesz się teraz okropnie, ale jesteś w tej chwili jedyną osobą, która może powiedzieć co tam się wydarzyło. Przepraszam, ale nie możemy dłużej czekać. To ważne bym mogła tobie zapewnić ochronę skoro Mazzentrop chciał cię zabić - Erika wypowiedziała te słowa najdelikatniejszym tonem na jaki było ją stać. - Opowiedz po kolei co się działo - dodała .

Beckett nieśmiało spojrzała w jej kierunku i powoli pokiwała głową. Wbiła wzrok w trzymany kubek i zasępiła się myśląc o tym od czego zacząć.


- Najpierw… To znaczy sam atak zaczął się od tego, że miałam akurat dzień wolnego po nocce i obudził mnie taki jeden co wbił mi się przez okno do mieszkania - mówiła tonem pozbawionym emocji, co zawdzięczała działaniu leków uspokajających. - To znaczy to był Obdarzony, który jak po chwili się okazało potrafił używać mocy bez przemiany, to znaczy jako człowiek - mówiła chaotycznie, ale nie na tyle by utrudniało to w zrozumieniu tego co miała do przekazania. - I jak tak stał w salonie, to spanikowałam i się przemieniłam, i razem z nim wypadliśmy na ulicę. Z czwartego piętra. I wtedy okazało się, że jest śnieżyca w mieście. Wtedy też spotkałam, tam na trawniku przed blokiem, szefową, to znaczy Chezę, Jack Dove - powiedziała to jednym tchem, aż musiała odsapnąć po tej wypowiedzi. Upiła odrobinę kawy. - I wtedy właśnie wyszło z rozmowy z nią i tym zamaskowanym gościem, co mi okno wybił, że Mazzentrop przyleciał po mnie, bo niby mam żywioł.
Erika, która słuchała jej uważnie, bo o ile wspomnienie o osobie używającej mocy bez przemiany nie zrobiło na niej wrażenia to słysząc ostatnie słowo, aż przestała oddychać. Uniosła w górę brwi w zaskoczeniu, ale nie przerwała wypowiedzi, choć już ugryzła się w język, żeby nie zapytać jaki niby ma żywioł.

Beckett nawet nie zauważyła zdziwienia na twarzy Nadzorcy, bo jej wzrok cały czas wbity był w kubek z kawą.
- Cheza kazała nam iść do portu, żebym tam mogła przez kabel podmorski uciec. Ten dziwny otoczył nas jakimś polem ochronnym, że niby Mazzentrop nas miał w ten sposób nie wyczuć. Potem… Jak już dotarliśmy do portu…On już tam czekał. Ludzie z naszych sił szybkiego reagowania z Jakiro na czele go zaatakowali, Cheza do nich dołączyła, a mnie ten nieznajomy, ten co mi okno wybił, zaciągnął na zamarzniętą zatokę. Tam już się potoczyło szybko. Przez pęknięcie w lodzie wskoczyłam do wody, przepłynęłam chwilę i dotknęłam sieci, potem… Znalazłam się tutaj.

Erika pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie wyraziła jednak tego w słowach, wpierw w myślach dokładnie analizując wersję wydarzeń opisaną przez Isobel. Dopiero wtedy zmarszczyła brwi na wspomnienie o Obdarzonym w masce, który używał mocy bez przemiany. Ale jednocześnie Kalipso miała pustkę w głowie co do pytań dodatkowych. Najwyraźniej sama potrzebowała dłuższej chwili, żeby przyswoić te informacje.

Starając się wszystko ogarnąć w logiczną całość wypiła porządny łyk kawy. Nie musiała pytać Beckett o jaki żywioł chodzi. Doskonale wiedziała jakiego brakowało. Mimowolnie połączyła ją ze sprawą Informatora, którą to badała z Lennym od czasu uratowania Elliota w Londynie. Erika wbiła nieobecne spojrzenie w ekran swojego laptopa. Możliwe było, że poszukiwana przez nią osoba, czy też osoby, sprzedały informacje o Beckett i jej domniemanym żywiole do Mazzentropa. A to już był wystarczający powód, żeby... Zrobić to co zrobił w Argentynie.
- Na tą chwilę nikt poza obecnymi w serwerowni nie ma wiedzy o twoim istnieniu - Erika w końcu zabrała głos. - To na szczęście garstka sprawdzonych i zaufanych osób - dodała i powoli wypuściła powietrze z płuc. - Bardzo dobrze, że Proxy ciebie tu ściągnął - pokiwała głową w zamyśleniu. - Czy czujesz się na siłach, żeby odpowiadać na moje pytania? - Erika spojrzała na Isobel ze współczuciem bijącym z jej oczu.

Przez chwilę nowozelandka się wahała, ale ostatecznie nad zmęczeniem i strachem górę wzięło poczucie obowiązku, więc kiwnęła potakująco głową.

- Wspominałaś o Obdarzonym bez zbroi co używał mocy - Erika wpierw przytoczyła wypowiedź dziewczyny. - Możesz o nim coś więcej powiedzieć? Widziałaś go kiedyś? Czy ktoś w oddziale go zna?

Flash pokręciła przecząco głową.
- Cheza musiała go chyba spotkać wcześniej, ale też nie wydaje mi się… To znaczy chwilę przed tym jak się pojawił w moim mieszkaniu. Bo później ona się go pytała czy się czasem już nie spotkali, ale on zaprzeczył.
- Skąd się wziął? Czemu wam pomógł? - Węgierka pytała dalej.
Isobell się zamyśliła.
- W sumie, to nie wiem. Może Cheza będzie wiedzieć więcej. Może.
- Skąd pewność, że nie był w formie zbroi? Mógł przecież być po prostu niski - Nadzorczyni drążyła dalej temat. - Używanie mocy bez przemiany nie jest możliwe - dodała a w jej głosie nawet odrobiny fałszu nie dało się wyczuć.
- Był mojego wzrostu, no może trochę wyższy. Nosił kurtkę i buty… Normalne ubranie… - wyliczała. - I jego głos, był zupełnie… normalny. Choć może rzeczywiście był tak mały jak się przemieniał - widać sugestia Eriki zasiała w niej ziarno niepewności. - Ale jak go o to zapytałam, czy używa mocy w ludzkiej postaci, to… Potwierdził.

- Mamy tu jednego lekarza, którego forma zbroi jest tak drobna, że spokojnie mieści się w szerokim białym fartuchu, stąd moje pytania - wyjaśniła Erika. - Możliwe, że odpowiedział ci tak dla zbycia cię - dodała, ale ton wskazywał, że były to po prostu jej przemyślenia, które nieopatrznie wypowiedziała na głos. - Jakoś się przedstawił?

- Nie… Nie pomyślałam, żeby zapytać, tyle się działo…

Erika pokiwała głową, choć wcale jej nie ucieszył brak odpowiedzi. Ostrożnie oparła się na swoim fotelu, podsuwając bliżej siebie laptop. To, że miała przed sobą powiernika dobrego żywiołu elektryczności wciąż było dla Węgierki ogromną abstrakcją. Ze skupioną miną myślała nad sposobem potwierdzenia tego w praktyce. Nie mogła jednak tego zrobić jeśli chciała udawać, że Beckett nie istnieje. Wtem do głowy wpadł jej głupi pomysł. Żeby jednak nie przedłużać milczenia Kalipso zadała kolejne pytanie.
- Czy były jakieś wcześniejsze wydarzenia, które teraz wydają ci się być związane z tym atakiem?

W czasie kiedy Beckett rozmyślała nad odpowiedzią, Erika zaczęła przeszukiwać pliki w swoim komputerze. Notatki w które chciała spojrzeć były teraz w jej mieszkaniu, ale na komputerze wciąż miała zdjęcia.
" Ha... Pasuje" poczuła aż ciarki na plecach i przygryzła wargę patrząc na zdjęcie dysku, który wydobyła z dna jeziora, kiedy współpracowała z profesorem Massashim.

- To znaczy… Razem z Chezą pracowałyśmy nad tym… Bo chyba wpadłam na jakiś przeciek, i to… - przełknęła ślinę. - Nie chcę… Rzucać jakiś oskarżeń, myślę, ja tylko pliki sprawdzałam, to znaczy… - zaplatała się tym co chciała powiedzieć. - Chyba wpadłyśmy na przeciek, ale… Chyba błędny, ja już nie wiem, naprawdę.

Słowo "przeciek" od razu zwrócił uwagę Eriki, która raptownie wyprostowała się.
- Spokojnie. Powiedz mi po prostu to co wiesz. Po kolei - zachęciła ją Kalipso, opierając się łokciem zdrowej ręki na blacie biurka.

- Kilka dni wcześniej… Mój program do monitorowania przepływu danych wykrył coś niepokojącego i wraz z Chezą sprawdzaliśmy sprzęt pracowników, by wykryć kto mógł to zrobić. Wypadło, że chodziło o Davida Lovana. Ale zaznaczam, że nie wiem co było wysyłane, tylko coś było nie tak. Cheza miała się tym zająć, ale potem sprawy inaczej się potoczyły… W każdym razie Jakiro walczył z Mazzentropem jak uciekałam.

Erika zastukała paznokciami o blat. Lovan Informatorem? Jeśli miałoby to zostać udowodnione to była to obrzydliwa wiadomość.
- Przekażę informacje Proxyemu, który jest administratorem i twórcą całego systemu informatycznego Światła. Jeśli ktoś ma tą wiadomość potwierdzić lub zanegować to tylko on - po tych słowach Węgierka wstała i podeszła do Isobel. Usiadła obok niej na kanapie. - Bardzo, naprawdę bardzo dobrze się stało, że uciekłaś. Gdyby cię dopadł i przejął twoją moc... Skutki tego byłyby katastrofalne dla całego świata - skomentowała przyglądając się dziewczynie.

Nowozelandka ważyła sobie w głowie słowa, które właśnie wypowiedziała Kalipso i aż zbladła. Chyba dopiero teraz dotarło do niej, że rzeczywiście ma żywioł.
- I co teraz ze mną będzie? - zapytała Isobel bardzo cicho.
- Na razie zostaniesz pod moją opieką. Będę musiała wymyślić powód dlaczego wszędzie ciebie będę ze sobą ciągać - powiedziała Erika, uśmiechając się do niej ciepło. - Później w obstawie trafisz do głównej bazy na K2 gdzie pozostaniesz pod ochroną Białego. Będziesz tam dopóki nie nauczysz się skutecznie sama siebie bronić. Wiem, brzmi nieciekawie, ale sama jestem przykładem, że da się to przetrwać i wrócić w miarę do normalności - dodała pokrzepiającym tonem.
- Jak się poznano na tym, że mam żywioł? Po czym to… widać?

Węgierka chwilę myślała nad tym co jej odpowiedzieć.
- Zdecydowana większość mocy posiadanych przez Obdarzonych to ułamki tego co potrafią żywioły - zaczęła Erika. - Przeglądałam twoje akta osobowe... Teraz pewnie już wiesz jak zyskuje się nowe moce? - zapytała retorycznie. - Mocy nie można się nauczyć. Je można wyłącznie... Pozyskać pozbywając życia innego Obdarzonego i to też tylko w konkretnych okolicznościach. Jednakże jeśli, tak jak to było z tobą, faktycznie pojawia się coś na kształt nowej mocy to może świadczyć o posiadaniu żywiołu. Żywioł jest potęgą, którą ogranicza wyłącznie wyobraźnia jego posiadacza. Główna jednak rzecz, która powinna rzucić się w oczy to rozmiar twojej postaci zbroi. Jak na posiadacza tylko bazowej mocy jest ona za duża. Ja sama po zyskaniu żywiołu urosłam tak bardzo, że przez pierwsze tygodnie treningu uczyłam się zachowywać równowagę - pokręciła głową. - Także jeśli Lovan faktycznie był tym kto sprzedał ciebie do Mroku to... Miał dostęp do danych, których nawet zastępca nie może oglądać... Powinnaś była od razu trafić na K2, a nie do Argentyny.

Beckett skuliła się w sobie.
- Wszyscy… Wszyscy którzy mają więcej niż jedną moc zabijali. Ja też teraz będę musiała? - to pytanie było po części retoryczne i skierowane do siebie samej. - Inaczej zawsze będą na mnie... polować?

Erika powoli pokiwała głową, potwierdzając obawy Isobel.
- Sama rozumiesz czemu informacja o tym jest skrzętnie przez nas pomijana. Nikt z nas nie będzie ciebie zmuszał do pozyskiwania nowych mocy. Nikt też nie zostawi ciebie bez ochrony - zapewniła. - Paradoksalnie największym zagrożeniem dla życia Obdarzonego jest drugi Obdarzony. Ja pierwszą moc przejęłam w obronie własnej, gdy dwie zbroje zaatakowały mnie by przejąć moją podstawową moc. Nie pamiętam czy miałam wtedy wyrzuty sumienia, bo wspomnienie bólu złamanej ręki i radość ze uszłam z życiem przyćmiło wszystko inne - westchnęła.
Isobell tępo wpatrywała się przed siebie trzymając przy twarzy kubek z resztką kawy. Na pewno nie tak wyobrażała sobie ten dzień, a jeszcze nie minęło południe. Przynajmniej dla niej samej.

Do drzwi gabinetu rozległo się pukanie.
- Wejść - rzuciła Erika i wstała z kanapy. Przeszła obok akwarium i stanęła w wąskim korytarzu jaki wygradzał zbiornik z morską wodą, czekając na tego kto stał za drzwiami.
Po chwili do środka wszedł Irlandczyk Rollins.
- Szefowo, mamy informacje z Buenos Aires, wygląda na to, że już po wszystkim.
Kalipso pokiwała głową. Nie była zdziwiona, skoro powód całego zamieszania zniknął.
- Jakieś wiadomości z K2? - dopytała Erika. - Wiadomo czy kogoś tam posłano?
- Smaug chyba jeszcze nie dotarł, ale… Szef wszystkich szefów tam się udał. Tylko Mazzentrop zdążył zwiać.
- Czyli już po wszystkim... - skomentowała pod nosem Erika. - Jeszcze przez dobę podtrzymuję stan wyjątkowy w Europie. Zrzucajcie do mnie wszystkie informacje o tym co się tam działo. Jak się ma Proxy?
- Poparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Lekarze mówią, że nawet po przemianie zostaną mu blizny, ale poza tym wszystko w porządku.

- Cholera, to niedobrze... - Erika pokręciła z niezadowoleniem głową. - Ah, z resztą... Trzeba się cieszyć bo oberwał takim ładunkiem że cud że żyje. Kiedy będzie mógł się przemieniać?
- Za tydzień najwcześniej - Kurt zrobił kwaśną minę. Wiedział, że w tej sytuacji nie była to najlepsza wiadomość.
- Nie, niech wypoczywa i nawet nie myśli o wcześniejszej przemianie. Na tą chwilę już nic pilnego nie ma do robienia. Przekaż mu, że jak będzie kombinował to nakaże by dostał bloker - odpowiedziała Kalipso tonem zdradzającym, że nie żartuje. - Pójdę do niego później. A teraz możesz odejść.
Saber zasalutował i opuścił pomieszczenie, zostawiając kobiety same.

Węgierka wróciła do Beckett.
- Mam pomysł jak cię ukryć i od razu wytłumaczyć skąd się tu wzięłaś - na twarzy Eriki pojawił się triumfalny uśmiech. - Lenny może być niezadowolony, ale pójdzie na to... - usiadła na kanapie zadowolona z rozwiązania jakie wpadło jej do głowy. - Ale punkt pierwszy to załatwienie ci nowej tożsamości.
- Co się z tym wiąże? - zapytała odruchowo powierniczka żywiołu błyskawicy. Już bezwiednie przyjmowała kolejne zmiany w swoim życiu. Ten dzień ponownie okazywał się być takim, który najlepiej było przespać.

- Za jakiś czas zostaniesz w swoich aktach uznana za zaginioną, a na dniach wszystkie oddziały SPdO dostaną komunikat by poszukiwali ciebie. Dokladnie nie wiem kiedy to się stanie, bo status musi nadać ktoś spoza Europy aby nawet cienia podejrzeń nie było że cokolwiek wiemy w tej sprawie - zaczęła odpowiadać. - Mam znajomego, który winny mi jest przysługę, załatwi ci lewą tożsamość zwykłego człowieka, a ty zaczniesz się malować i zmienisz fryzurę, nie ma opcji, żeby po tym cię ktoś rozpoznał. Doskonale jestem świadoma, że mamy w bazie przecieki, więc nawet Whistlera sprowadzę tu bez uświadamiania go czy kogokolwiek, że ciebie tu mam. A do czasu przeniesienia cię na K2 ja zrobię z ciebie swoją asystentką, żeby nikogo nie zdziwiło, że wszędzie ciebie za sobą ciągam.

- Niech będzie - potwierdziła zrezygnowana. Jej świat już nie mógł się bardziej wywrócić do góry nogami. Zgodziłaby się pewnie na każdą propozycję Eriki.
Kalipso położyła dłoń na ramieniu dziewczyny.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować to mów. A teraz spróbuj się przespać - dodała na koniec i wstała. - Na chwile muszę wyjść. Kurt będzie tu z tobą pod moją nieobecność.

Beckett pokiwała głową, odstawiła pusty kubek na podłogę i ułożyła się na kanapie.


Kolejne godziny minęły Erice na skrupulatnym realizowaniu planu jaki sobie ustaliła. Nie mogła działać za szybko, co odrobinę ją irytowało. Szybko okazało się, że musiała wtajemniczyć kilka osób jeśli to wszystko miało się udać i po nerwowych przemyśleniach zdecydowała się na tych którym ufała nawet w temacie własnego bezpieczeństwa. Boyard był jej zastępcą i ukrywanie tego tematu przed nim tylko by wzbudziło jego podejrzenie bo do tej pory Węgierka wtajemniczała go w każdą swoją decyzję i powody dla których je podejmowała. Proxy... W końcu to on się przysłużył ściągnięciu do bazy żywiołu i własnym zdrowiem to przypłacił. Perceptor był tym, który przebadał Isobel i widział jej kryształ, a Saber... Cóż, okazało się że Proxy akurat jemu zdążył się pochwalić, że ściągnął laskę z netu.
W tym całym bałaganie nawet nie chciała myśleć już o tym, że nie zobaczy rodziny dopóki Beckett jest pod jej ochroną.

Wielkim problemem nagle stał się dla niej Drwal. Musiała przenieść go na czas pobytu Beckett w Europie. Był on niczym średnio oswojona hiena - póki trzymała go na smyczy pewna ręka to było w porządku, ale obawiała się, że w jego pokrętnym umyśle zrodzi się chętka na bezbronny żywioł. Teraz tym bardziej informacja o jej ciąży nie mogła wyjść na jaw. A ręka w temblaku jej w tym niestety nie pomagała. Na teraz wymówkę miała taką, że po wybiciu barku odezwały się uszkodzenia nerwów do jakich doszło u niej po za szybkiej przemianie, z czasów rekonwalescencji po walce z Desolatorem. Na najbliższe dwa tygodnie, według zalecenia Perceptora, miała wymówkę żeby nie przyjmować formy zbroi. Niestety Kalipso zaraz zaczęła snuć podejrzenia, że on może się już domyślać...

Najprostszą z rozmów jakie przeprowadziła był telefon do starego znajomego. Borys gdy tylko usłyszał głos Eriki, jak zawsze zmienił ton na typowy dla dobrego wujka.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 21-02-2018 o 19:17.
Mag jest offline  
Stary 05-02-2018, 00:15   #186
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Argentyna, Buenos Aires, 12 lipca 2017 roku, 11.02 czasu lokalnego
Rozkazy Dove choć słuszne i prawidłowe były trudne do wykonania, w końcu z całego oddziału, który ruszył do walki z Mazzentropem, przeżył tylko Jakal.
Mężczyzna też miał spory problem z ogarnięciem się w sytuacji, ale polecenie Chezy wybiło go z odrętwienia. Zaczął od sprawdzania, czy może jednak któryś z komandosów SPdO przeżył.
Był przy piątych zwłokach gdy portem zawisł cień olbrzymiego Obdarzonego.
W sercach wszystkich na nowo odżyły strach i zwątpienie, ale tylko na chwilę.
[media]https://us.v-cdn.net/5018289/uploads/editor/y1/dw0gjjv88mjs.jpg[/media]
Teraz już wiedzieli, że są bezpieczni.
Ulryk Whistler zatrzymał się lewitując nad portem, a jego przypominające wstęgi skrzydła kołysały się delikatnie, zupełnie ignorując wiatr.
- Gdzie napastnik? - zapytał szybko lustrując zastałą sytuację.
- Odleciał… - odparł Jakal. - Kilkanaście minut temu.

Biały rozejrzał się jeszcze raz po okolicy i powoli wylądował.
- Przejmuję dowodzenie - ogłosił, co było oczywistą koleją rzeczy.
Była to niestety pora na oszacowanie strat i zniszczeń.

Polska, Szczecin, 12 lipca 2017 roku, 00.44 czasu lokalnego
Poszukiwania nie przynosiły żadnego rezultatu. Wrogi Obdarzony przepadł jak nie przymierzając kamień w wodę.
Po kilkunastu minutach na podjeździe zaroiło się od policji i straży nadbrzeżnej, zaalarmowanej walką. Obstawa z funkcjonariuszy SPdO szybko ruszyła w sukurs, legitymując się, ale to był tak naprawdę koniec akcji. Ich cel zbiegł.
Maciek oczekiwał ostrego opierdolu, ale o dziwo Nuke choć minę miała zaciętą, to działała spokojnie, jak na profesjonalistkę przystało.

Podsumowanie akcji zrobili dopiero kolejnego dnia, na spokojnie. Po podsumowaniu wydarzeń, przydzieleniu zadań śledczym z SPdO, Nils znalazła wreszcie chwilę, by porozmawiać sam na sam z Lisickim.
- W sprawie wczorajszej akcji… Mam nadzieję, że teraz zrozumiesz, dlaczego trzymanie się hierarchii dowodzenia jest tak ważne. Rozkazów od przełożonych się nie dyskutuje, tylko je wykonuje. Jesteśmy w Świetle i nie martw się, nawet jeśli każą ci pogrzebać własną rodzinę, to będzie to miało swoje podstawy. A będąc przy tym temacie. Może chcesz się wreszcie spotkać z swoją rodziną? Chyba im się to należy? Zanim ruszymy dalej ze sprawą Sobóla, musimy poczekać na sprawdzenie kilku tropów. Możesz wziąć kilka dni wolnego jeśli chcesz. Jeśli nie, to jest jedna sprawa, którą mógłbyś się zająć.

Niemcy, Moguncja, 19 lipca 2017 roku, 14.41 czasu lokalnego
[media]https://cdn.flixbus.de/city_description_images/mainz-general-info.jpg[/media]
Słońce przyjemnie grzało w karki. Upału nie było, gdyż delikatny wietrzyk zapewniał rześkość powietrza. Spotkanie umówione było w jednej z licznych kawiarenek na rynku. W końcu najciemniej jest pod latarnią.
Rush i Beckett weszły do środka knajpki, natomiast Drwal usiadł w ogródku piwnym i szybko zamówił sobie zimne piwo.
Kobiety nie musiały długo czekać. Mężczyzna na którego czekały zjawił się raptem kilka minut po umówionym terminie.
[media]http://unapix.com/uploads/pages/biographies/Campbell%20Scott.jpg[/media]
- Witam panie! - jego głos miał silny wschodni akcent. - Dawno się nie widzieliśmy Erika! - uśmiechnął się ciepło i w staromodnym geście pocałował wyciągniętą dłoń kobiety.

Argentyna, Buenos Ares, 12 lipca 2017 roku, 20.19 czasu lokalnego
- Susanoo przekazał nam informacje o tym skąd się tutaj wziąłeś. Tym bardziej się cieszę, że dajesz kolejne przykłady tego, że moja decyzja odnośnie ciebie była słuszna, Elliot - Whistler skinął głową z podziękowaniem. - Przejdę do rzeczy. Cheza na razie jest w trudnym stanie psychicznym, a chcemy poznać przebieg zdarzeń z twojej perspektywy - oznajmił powód wezwania go do jego tymczasowego biura.
Ten dzień jeszcze się nie skończył, choć White jedyne o czym marzył to kilka godzin zasłużonego odpoczynku.
Od chwili gdy pojawił się Biały, Brytyjczyk został skierowany do pomocy cywilom. Ofiar śmiertelnych najwięcej było w okolicach portu, tam gdzie mróz Mazzentropa uderzył najmocniej, ale w ogólnym rozrachunku nie była to anihilacja całego miasta.
Więcej pracy miał przy udrażnianiu ulic, które zapchane były samochodami zespolonymi ze sobą podczas stłuczek przy ataku zimy. Karetki jeździły w tę i z powrotem, nie nadążały. Doszły do niego informacje o tym, że brakuje opatrunków do odmrożeń. Nikt nie był na to przygotowany. I tak można było mówić o cudzie. Gdyby Biały starł się z liderem Mroku w środku miasta… Trudno było to sobie nawet wyobrazić.
Przejdę do rzeczy - głos szefa wyrwał go z zamyślenia - Chcę poznać przebieg zdarzeń z twojej perspektywy - oznajmił powód wezwania go do jego tymczasowego biura.

Włochy, Alpy, 26 lipca 2017 roku, 9.32 czasu lokalnego
Pukanie do drzwi go naprawdę zaskoczyło. Prawie opluł się owsianką.
Nie spodziewał się nikogo, sąsiedzi w końcu byli raczej daleko.
Widok Ceres wcale go jednak nie zdziwił. Choć jedynym co pozostawił jako kontakt był numer telefonu, to ktoś o jej znajomościach mógł wyśledzić go bez najmniejszego problemu.
- Długo się nie odzywałeś - zaczęła z wyrzutem, ale w następnej sekundzie wręcz rzuciła się na niego, chciwie wpijając ustami w jego usta.

Godzinę później siedzieli przy kawie. Liggan paliła papierosa.
- Za jakieś dwa tygodnie będziesz miał okazję. Di Vieri będzie na robocie. Pewnie jak zwykle odeśle swą żoneczkę w bezpieczne miejsce, ale znajdę je dla ciebie. Po prostu zrób swoje. Później… może być zbyt dużo chaosu by cokolwiek zaplanować - westchnęła.

Argentyna, Buenos Ares, 20 lipca 2017 roku, 12.02 czasu lokalnego
- Szef czeka - Smaug uchylił jej drzwi i wpuścił do środka biura, należącego jeszcze zupełnie niedawno do Jakiro.
Vellanhauer zamknął za sobą drzwi i podszedł do okna.
- Siadaj - Whistler wskazał kobiecie krzesło naprzeciw siebie.
Szef i twórca Światła miał spore wory pod oczami. Dove wiedziała, że przez ostatni tydzień spał łącznie kilkanaście godzin. W Buenos Aires było chwilowo centrum dowodzenia obejmujące całą planetę, a nie tylko oddział w Argentynie został zaatakowany. Jack wiedziała o ataku w Springfield, o pogarszającej się z dnia na dzień sytuacji w Afryce...
Trudno jednak nadal było się jej otrząsnąć.
Smaug przybył do Buenos Aires pół godziny po Białym. Od razu użył swojej mocy, by podnieść temperaturę do racjonalnych dwudziestu stopni i pozbyć się mroźnego wspomnienia po Mazzentropie. To on zajmował się działaniem w polu, podczas gdy Dove została tymczasowo odstawiona na bok. Dostała tydzień na rekonwalescencję fizyczną i psychiczną.
Ten czas minął.
- Mam nadzieję, że jesteś w stanie podjąć pracę - odezwał się wreszcie Whistler. - Niestety nie możemy pozwolić tobie na urlop, choć bez wątpienia ci się należy. Zanim przejdę do tego czego od ciebie będę chciał… Opowiedz mi proszę z twojej perspektywy, co tu się tak naprawdę stało. O przebiegu walki w porcie wiem już od Jakala i tego młodego White’a. Jednak, jak do tego wszystkiego doszło?
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 05-02-2018 o 00:23.
Turin Turambar jest offline  
Stary 07-02-2018, 14:32   #187
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Włochy, Alpy, 26 lipca 2017 roku, 9.34 czasu lokalnego

Powiernik Czasu przyjrzał się uważnie i zanalizował słowa Ceres. Były lekko niepokojące. Dopiero po chwili się odezwał.
- Mhm. Jakaś obstawa?
- Będzie tam Obdarzony. Dwójka. Nic z czymś byś sobie nie poradził.
- Jego moce? Muszę zacząć decydować co chcę sobie wziąć. - rzucił niefrasobliwie Złoty.
Uśmiechnęła się pod nosem.- Przyspieszona regeneracja i... Tą druga trudno opisać. To rodzaj wpływania na umysł. Potrafi sprawić, że zaczniesz go lubić.
- Hmm... Żadna z nich mnie specjalnie nie ustawia, ale nie będę wybrzydzał. - Złoty wzruszył ramionami - A ktoś przed akcją? Muszę mieć inną formę, na wypadek gdyby coś po mnie zostało. Zdecydowanie nie chcę mieć na karku Evangelista. Jeszcze.
- Chyba trochę za dużo naraz byś chciał, co? - zapytała retorycznie. - Niestety straciłam niedawno kontakt z dostępem do listy zarejestrowanych jedynek.
- Szkoda. Będę musiał w takim razie bardzo uważać żeby nie zostały żadne zdjęcia czy inne nagrania. A jak przy tym jesteśmy to czeka mnie wizyta u Kalipso.
Zmarszczyła nieprzyjemnie brwi. - A po co sie chcesz z tą modliszką widzieć?
Theo spojrzał na Ceres z zaciekawieniem
- Modliszką? Technicznie ona finansuje badania Edgara. Teraz jak mogę sam to robić pora wypowiedzieć jej umowę o pracę. I wolę to zrobić osobiście, bo pewnie i tak kazałaby mnie przed swoje pełne majestatu oblicze zaciągnąć. - skończył sarkastycznie.
- Nie wiesz? Dla żywiołu zabiła swojego męża, atakując go w plecy.
- A to ciekawostka, nie spodziewałbym się tego. Ta informacja pewnie mi się kiedyś przyda. - mruknął pod nosem, po czym dodał głośniej - No, tym więcej powodów by się tam wybrać i uciąć tą znajomość.
- Rozsądne. Tylko zrób to przed wykonaniem swojego zadania.
- Tak zrobię. W sumie stąd do Niemiec nie jest daleko. Zadzwonię i umówię się na wizytę. - Theo zamieszał kubkiem z którego dna smutno patrzyły na niego fusy po kawie. Podniósł się i nastawił czajnik, by przygotować sobie jeszcze jedną porcję tego niebiańskiego napoju - Jeszcze jeden kubek?
- Nie. Muszę uciekać. Mam ważne spotkanie wkrótce - zgasiła niedopałek papierosa w blaszanej popielniczce i wstała od stołu. - Będziemy w kontakcie.
- Jasne, pa. - Theo wypuścił kobietę i zamknął za nią drzwi. Przez okno zobaczył jak wsiada do nowoczesnej terenówki i rusza ścieżką na południe. Westchnął delikatnie i wyłączył gaz pod zaczynającym świszczeć czajnikiem.

Po kilku chwilach miał w dłoniach kolejny kubek zaparzanej, świeżej kawy. Dolał sobie odrobinę mleka, tak że napój zmienił barwę z czarnej na ciemno brązową i pociągnął mały łyk. Uwielbiał ten gorzkawy smak. Powędrował do stolika, odstawił kawę i sięgnął po swojego służbowego laptopa.
Otworzył swoją skrzynkę mailową i zaczął pisać wiadomość.

Cytat:
Jean,
Mam nadzieję że wiadomość dotrze do ciebie i studentów w zdrowiu. Udało mi się zdobyć fundusze które wyrwą nas spod kurateli Światła, a także nawiązałem kilka znajomości które podpowiedziały mi co nieco na temat śmierci profesora Massashiego. Mam wielką prośbę, czy moglibyście poszukać świadków przelotu odpowiedzialnego za to Obdarzonego i dowiedzieć się jaki szacunkowo miał rozmiar? Ewentualnie możecie spróbować wydobyć tą informację z kontroli lotów, nawet cywilnej, radary powinny dać szacunkowy rozmiar poruszającego się obiektu. Mam podejrzaną osobę, ale chcę być pewny że trafiłem właściwie nim podejmę jakiekolwiek kroki.
Gdybyście coś znaleźli dajcie mi znać.
Z wyrazami szacunku
Theodor
Zadowolony z maila wysłał go i wyciągnął telefon. Ta wiadomość była o wiele krótsza.

Cytat:
W włoszech znalazłem ładny, blisko pięciohektarowy kawałek ziemi, powinieneś wpaść go obejrzeć jak wreszcie dadzą Tobie wolne. No i odzyskałem dostęp do swoich skrytek. Ciao.
Na liście swoich kontaktów znalazł Deana i wysłał wiadomość. Miał nadzieję że Młody załapie aluzję dotyczącą żywiołu. Odczekał chwilę aż telefon potwierdził wysłanie, po czym cisnął go na swoje polowe łóżko, a chwilę później sam za nim podążył. Wyjął spod łóżka kamyczek, ten sam który próbował zawiesić w powietrzu i zaczął się nim bawić.

Ceres… Coraz bardziej go niepokoiła. Wiedziała wyjątkowo dużo i z sekundy na sekundę była coraz bardziej krwiożercza. Dawniej miała kontakty które mogły jej podać zarejestrowane jedynki. Czemu miałoby to służyć skoro rzekomo nigdy się nie przemieniała? I skąd wiedziała że trzeba zabić by przejąć moc? W końcu Światło obchodziło się z tą informacją jak z jajkiem, zdążył się przekonać że nie mówią tego Jedynkom. Czyli istniała szansa że kłamała. Jej historia była zbyt biała, zbyt czysta, wręcz sztuczna. Dodatkowo ta dogłębna znajomość mocy innych Obdarzonych, w dodatku należących do Mroku… W przypadku kogoś zarejestrowanego byłoby to w miare zrozumiałe. Ceres zwyczajnie mogłaby sięgnąć do bazy danych i zobaczyć kto ma jaką moc, ale członkowie Mroku? Albo widziała osobiście jak z nich korzystają, albo ci musieli się z nią tą wiedzą podzielić, a to oznaczało jedno. Musieli traktować ją jak towarzyszkę.
Kolejnym problemem była jej wiedza o Springfield. W jakiś sposób wiedziała że był na miejscu, a słowa Weaver... Złoty przymknął oczy i przywołał tą scenę przed swoje oczy.

Cytat:
- Tylko tyle? Miałam o tobie wyższe mniemanie - Obdarzona cały czas kpiła z nich w różny sposób.
Było to bardzo osobiste i choć cały czas Weaver szydziła z nich wszystkich, to ani razu nie odezwała się do nikogo tak bezpośrednio. Tak… familiarnie.
Następnie zaczął analizować wszystkie wydarzenia w tej walce. Nie skupiał się na samych mocach, ale na tym co się z Weaver działo w trakcie walki. W gruncie rzeczy uniknęła wszystkiego… Oprócz jednego ataku Deana. Pamiętał jak energetyczne smugi przeorały jej pancerz. Przywołał obraz ciała Ceres… Miała dokładnie takie same blizny. Dokładnie tak samo położone.

Biorąc to wszystko pod uwagę… Ceres musiała być Weaver.

Nagle zamarł. Jeśli ona faktycznie była związana z Mrokiem, a Edgar ją znał i w dodatku wiedział tak dużo o Obdarzonych… Istniała szansa, nikła, ale jednak że wcale nie zginął na pokładzie samolotu. Nagle wszystko zaczęło się układać w całość. Te wszystkie ataki… Na początku został potraktowany jak typowa jedynka. Jego trasę poruszania się znał tylko i wyłącznie Edgar i tylko on, bądź najemnicy mogli go wydać w czasie trasy przez Bliski Wschód. Napastnik miał wschodnioeuropejskie rysy, ale gdyby faktycznie był przyjacielem najemników to ci by go zwyczajnie wyrzucili z samochodu, albo zabili gdy wrócił. Dodatkowo Obdarzony precyzyjnie wiedział kiedy i gdzie go szukać. To nie był ślepy traf.
Następnie Grecja. Ponownie tylko Edgar, bądź SPdO i Światło wiedziały jak się przemieszcza i jakie ma plany. Nagłość ataku wrogiego Obdarzonego… To nie mogła być świeża informacja, szansa na to że “akurat” w pobliżu trafił się Obdarzony i “akurat” dowiedział się że obok niego będzie przejeżdżać dwójka. Co prawda rysy miał południowo europejskie, ale jeszcze niczego to nie znaczyło. Za dużo przypadków jak na jego gust. Bardziej prawdopodobne było to że Edgar go wystawił, w zamian za pomoc, albo informacje od Ceres. A w końcu gdy Złoty dał Edgarowi to czego pożądał, potwierdzenie że jego teorie były prawdziwe… Najprawdopodobniej obrócił się przeciwko swojej dotychczasowej pracodawczyni, a ta albo postanowiła go zabić, albo zgarnęła go z pokładu samolotu. W końcu skąd “nagle” w jej posiadaniu miałby się pojawić jego notatnik i to w dodatku w momencie gdy ta potrzebowała go do wywarcia na Theo nacisku?
Ta dwójka w Meksyku… Najprawdopodobniej mieli posprzątać za Weaver i dopiero ich porażka zmieniła jej plany. Postanowiła go wykorzystać i wytresować, tak jak Paskuda.
I właśnie stąd wiedziała jakie są jego możliwości. W końcu zabił jej od dwóch do czterech Obdarzonych.
Złoty zaklął siarczyście i cisnął kamyczek który do tej pory trzymał w dłoni o ścianę. Niemal się przemienił, ale w ostatniej chwili się opanował. Nie mógł pozwolić by gniew przysłonił mu zdrowy rozsądek. To wciąż była tylko teoria. Cholernie prawdopodobna teoria, ale mimo wszystko mógł się mylić.

Odetchnął kilkukrotnie i usiadł do zimnej już kawy. Wypił ją kilkoma łykami, wykręcił numer do Centrali Światła, a fusy wylał do zlewu. Po kilku sygnałach uzyskał połączenie.
- Natalie Dojovitz, centrala Światła w Brukseli, w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry pani Dojovitz, tutaj Theodor… Massashi, ostatnio dzwoniłem do pani ze Stymfalii, pamięta pani? Otóż znowu poszukuję kontaktu do pani Kalipso…

***

Po niemal godzinie bycia przerzucanym od jednej osoby do drugiej i po wieczności wsłuchiwania się w “kojącą” muzyczkę Centrali po drugiej stronie słuchawki usłyszał znajomy, kobiecy głos.

- Tak? - odezwała się krótko Kalipso, urzędowym tonem.
- Dzień dobry, przy telefonie Theodor Massashi, chciałbym się z panią umówić na spotkanie możliwie szybko by omówić wyniki prac badawczych.
- Ach, to pan się tak po centrali dobijał -
rozbawie było wyraźne w głosie Nadzorczyni. - Myślałam, że to któryś z chłopaków pana Edgara... Rozumiem, że zgubił pan numer na mój służbowy - dodała. Wyglądało na to że była w dobrym humorze. - Spotkanie? Zapraszam w takim razie do Niemiec.
- Jestem teraz we włoskich Alpach, przez Niemcy ma pani oczywiście na myśli Ramstein? Mogę być na miejscu w przeciągu kilku godzin, szesnasta pani odpowiada?
- Szesnasta? - powtórzyła po nim, wyraźnie zastanawiając się. Milczała przez chwilę, pewnie przeglądając własny grafik spotkań. - Proszę do mnie dzwonić bezpośrednio gdy będzie pan na miejscu - odpowiedziała w końcu.
- Oczywiście. - w głosie Theo wyraźnie słyszalna była ulga - Do zobaczenia. - Złoty rozłączył się i od razu zaczął pakować. Nie miał dużo. Do skórzanej torby wziął świeży komplet ubrań na zmianę, termos z kawą, kawał kiełbasy zawiniętej w gazetę sprzed paru dni i pajdę chleba. Po namyśle zaczął szukać kamienia którym cisnął wcześniej i wsunął go sobie do kieszeni. Gdy uznał że jest gotowy wyszedł ze swojej chatki, zamknął za sobą drzwi, dosypał nieco karmy świniaczkom w zagrodzie i puścił się truchtem w dół zbocza.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 07-02-2018 o 14:35.
Zaalaos jest teraz online  
Stary 12-02-2018, 19:05   #188
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Dni umykały w szaleńczym pędzie i nie wiadomo kiedy minął tydzień po tragicznych wydarzeniach w Argentynie. Kalipso po czterech dniach odwołała stan wyjątkowy w Europie. Proxy dochodził do siebie po incydencie w serwerowni, by w końcu dostać zgodę od lekarza na przemianę. W międzyczasie Erika zajmowała się gościem…

Zgodnie z planem pojawienie się powiernika żywiołu błyskawicy było obłożone najwyższą klauzulą tajności. Żeby jednak miało to wszystkie mieć szansę powodzenia, Beckett musiała przejść metamorfozę. Taką by nikt nie zwracał na dziewczynę uwagi, ani nie rozpoznał. Na pierwszy ogień poszło farbowanie jasnych blond włosów na ciemny brąz. Erika wybrała kilka swoich kompletów ubrań i przekazała je Isobel. No i było jeszcze zalecenie, że publicznie zawsze musi mieć na sobie makijaż. Te drobne zmiany zrobiły znaczną różnicę.
Teraz trzeba było jeszcze załatwić papiery. Z Argentyny spłynęło już zawiadomienie do wszystkich placówek Światła i SPdO na świecie o zaginięciu Isobel Beckett, która w Europie otrzymała nowe dane.


Ester Vallen została osobistą asystentką Kalipso. Ostatnie wydarzenia były świetną wymówką dlaczego kobieta po godzinach pracy w biurze wracała z szefową do jej służbowego mieszkania - pracy było tyle, że nawet w pozornym czasie wolnym konieczne było ślęczenie nad laptopem i papierami.
Dane i dokumenty na temat Ester, które z pomocą Proxyego były w systemie Światła postrzegane jako wiarygodne, ale niestety nie poza nim. To tego potrzebowała osoby, która znała się na rzeczy i potrafiła sprawić, że nowe wcielenie miało nawet faktyczny wpis do rejestru absolwentów uczelni w jakich podobno miała pobierać naukę. Profil nowego “ja” Isobel nie zawierał nic co mogłoby kojarzyć się z zaginionym powiernikiem żywiołu. Dlatego oficjalnie była ona analitykiem z wykształceniem z zakresu finansów.

Uprzejmy ukrainiec był winien koleżeńską przysługę, w zamian za kilka tematów które przerobiła dla niego Erika, jeszcze w czasach, kiedy nie była Nadzorcą i miała większą swobodę co do zajęć dodatkowych.
Węgierka miała nie zabierać ze sobą Isy na spotkanie ze znajomym, ale ta wciąż była poddenerwowana i najpewniej czuła się mogąc skryć w cieniu Kalipso. Okazało się przy okazji, że widziała w telewizji relację z tego jak powierniczka żywiołu wody rozprawiła się ze zbirami w Londynie, na początku tego roku.


- Całe wieki minęły - odparła z rozbawieniem pani Rush. - Długo zostaniesz w Niemczech? - zapytała beztroskim tonem, jakby miało to być tylko przyjacielska posiadówka.
Beckett popatrywała to na Borysa to na Nadzorcę, ale nie zdecydował się czegokolwiek powiedzieć. Wzięła tylko w dłonie zmrożoną szklankę pepsi z lodem i zaczęła ją powoli sączyć.
- Raczej nie, zbyt dużo pracy by wziąć choćby dzień urlopu - westchnął ciężko. - Nie przedstawisz mnie swojej towarzyszce? - zdobył się na ciepły uśmiech.
Erika spojrzała na Isobel.
- To moja asystentka, Ester Vallen - przedstawiła ją i na powrót skierowała spojrzenie na mężczyznę. - To z jej powodu i twoich możliwości nalegałam na to spotkanie - dodała ściszonym tonem.
- Witam panią - skłonił się i ucałował dłoń, która Beckett wyciągnęła przed siebie będąc odrobinę zawstydzona. - Zrobię wszystko co będzie konieczne w możliwe jak najkrótszym okresie czasu - zapewnił. - Erika… Co się dzieje na świecie? Trudno mi się ostatnio dogadać z Ulrichem, a przyznam odrobinę niepokoi mnie atmosfera. Co prawda napędza mi to biznes, ale wiesz… Wolałbym zarobić mniej, ale w spokojnych czasach.

Węgierka skrzywiła się na wspomnienie o tym.
- Szef ma pełne ręce roboty. W Argentynie mieliśmy potężny atak Mroku, który pochłonął wiele ludzkich żyć... Wiadomo, on zawsze stoi w takiej sytuacji na pierwszej linii ognia. Wielu "znawców" - ostatnie słowo wypowiedziała z wyraźną pogardą. - Próbuje go obwiniać, że nie zapobiegł temu - westchnęła ciężko. - Ale my tylko wiemy jak źle mogło to wszystko się skończyć. Najważniejsze, że Mrok nie osiągnął tego co chciał i z tego trzeba się naprawdę, naprawdę cieszyć.
- W Stanach w tym czasie też pół miasta prawie z ziemią zrównali… Wygląda na to, że rozgrywają was jak chcą - choć słowa zawierały ostrą treść, to w jego głosie było zmartwienie.
- I w Afryce też nie lepiej ale akurat tam nie potrzebują wiele pretekstu, żeby zrobić zadymę - westchnęła Nadzorczyni. - Niestety nie jestem w stanie za wiele ci powiedzieć, bo przepływ infomacji mamy mocno limitowany z powodu pewnych wewnętrzych problemów, które w pierwszej kolejności musimy zwalczyć.
- Akurat za Czarny Kontynent to jest osobiście wdzięczny, jest taki popyt, że z podażą nie nadążam. Na szczęście każdy co rozsądniejszy widzi jaka jest koniunktura, więc nawet jako pośrednik można sporo zarobić… Mam nadzieję tylko, że nie przeniesie się to na nasze podwórko.

- Też mam taką nadzieję - zgodziła się z nim Erika, po czym sięgnęła do kieszeni marynarki i wyciągnęła z niej pendrive. - Hasło te co zwykle. Jest tam wszystko o co proszę - powiedziała i podała mu.
- Dobrze. Myślę, że w następny weekend będzie gotowe. Pora na mnie, przepraszam, ale naprawdę czas mnie goni. Miło było panią poznać - skłonił się Beckett.
- Mam nadzieję że uda się wcześniej - odparła Erika z naciskiem jakiego jeszcze nigdy w rozmowie między nimi jeszcze nie było.
Borys zatrzymał się w pół kroku i jeszcze raz spojrzał na Isę, jakby chciał przejrzeć kim ona tak naprawdę jest. Potem przeniósł wzrok na Rush, ale nie zadał żadnego pytania. Był profesjonalistą.
- Dobrze. Rozumiem. Nie traćmy czasu w takim razie. Do zobaczenia - i wyszedł z restauracji.

Węgierka spojrzenie odprowadziła go i zawiesiła wzrok na drzwiach. Borys wypowiedział na głos to czego obawiał się chyba każdy w Świetle. Że Mrok wodził ich za nos i robił co żywnie mu się podobało. Strach było pomyśleć co by zrobili gdyby zdobyli żywioł Beckett. Erika najchętniej by teraz zaprosiła do siebie Białego, by powiedział jej co robić. Ale on miał i tak przerąbane i bez tego. Zresztą funkcje Nadzorców nie powstały po to by z każdym problemem iść do najwyższej instancji.
W końcu Erika sięgnęła ręką do mrożonej białej herbaty i napiła się. Sprawy nie wyglądałyby tak źle gdyby nie fakt w razie rozróby w Europie sama nie mogła podjąć żadnych akcji, z powodu ciąży.
- Zjemy tu jeszcze lunch, zanim się zbierzemy - odezwała się nagle Erika spoglądając na Beckett.
Ta pokiwała głową i rozejrzała się za kelnerem.


Prosto ze spotkania kobiety w obstawie ochroniarza wróciły do biura. Prowadząc służbowe auto Nadzorcy Paweł próbował wypytywać siedzącą na tylnej kanapie Erikę o mężczyznę, z którym się spotkała. Ta nie podnosząc spojrzenia znad laptopa, jedynie krótko skomentowała, że to znajomy od interesów. Zapewniła, że w którymś momencie zapozna ich sobie w związku z dalekosiężnymi planami jakie miała co do osoby jej szwagra, bo już na początku dała mu jasno do zrozumienia, że rola ochroniarza jest dla niego tylko stanem przejściowym.

Po dotarciu do bazy już na korytarzu dopadł do niej Proxy. Belg miał widoczne ślady blizn po poparzeniu jakie zafundowała mu powierniczka żywiołu, ale wciąż była szansa, że po kilku przemianach znacznie się zmniejszą.
- Nie mam dobrych wieści - zaczął. - Chciałbym od razu i tym pomówić…
Erika pokiwała głową i ruszyła przodem do swojego gabinetu.
Tam wszędzie rozłożone były wydruki, niektóre nawet przyklejone taśma do akwarium. Wszystko to co miało akurat znaczenie w sprawie jaka badali. Dodatkowo w pomieszczeniu doszło do niewielkiego przemeblowania, czyli dostawienia biurka dla Beckett. Kobieta chciała pracować, bo przynajmniej w ten sposób nie myślała o wydarzeniach z Argentyny.
Każde zajęło swoje miejsce, z czego Lenny usiadł na fotelu petenckim przed biurkiem Kalipso.
- No mów co wiesz - ponagliła go Erika.
- To był on - Proxy skrzywił się. - Robił to już od lat. Porównałem schematy i potwierdzają się… Osoby jak Beckett, White czy McRae, wszystkie zostały przez niego sprzedane.
Erika zacisnęła ręce w pięści ze złości.
- Co za pierdolony chuj... - nie była w stanie powstrzymać się. Isobel skuliła się w sobie.

- Ale już jestem na tropie jego pochowanych kont bankowych. Powoli też klaruje się lista jego kontaktów. Kurwa, póki nie miałem klucza to nawet nie było jak do tego dojść. Dopiero teraz widzę te drobne ślady w systemie… Okruszki które za sobą zostawił - polecił głową w bezsilności.
- Zrób tak, żeby to się nie miało prawa powtórzyć. A co z SPdO i tym co zaobserwowałeś w Stanach tuż zanim zaczęło się pieprzyć w Argentynie?

- Szefowo, jestem genialny, ale nie rozdzielę się - jęknął Ducarme.
- To weź ją do pomocy - skinęła głową na pofarbowaną na ciemny brąz blondynkę.
- No trochę już pomaga… - odparł wymijająco.
- Bez dyskusji do cholery! - rozkazała.


Z początku współpraca między informatykami szła topornie. Lenny nie należał do towarzyskich osób, a co więcej krępował się przy kobietach. Dodatkowo dochodziła jeszcze niechęć spowodowana niefortunnym pierwszym spotkaniem z Beckett. Ale gniewne spojrzenie Nadzorcy, które spadało na nich znad monitora jej laptopa przyspieszało proces adaptacji do pracy w grupie.
Oficjalnie Ester Vallen była zwykłym człowiekiem, pracującym jako analityk, nie mająca wykształcenia w informatyce. Nie mniej w parze z głównym twórcą systemu komputerowego Światła, działała w tym w czym była najlepsza. Gdy była pochłonięta pracą zdawała się być odprężona. Ważne też było by zawsze ktoś doświadczony i zaufany się przy niej znajdował, dlatego w pewnym momencie Lenny musiał podzielić się z nią swoim służbowym mieszkaniem. “Ester” w końcu też dostała swoje lewe papiery które załatwił jej Borys w sobie tylko znany sposób.

Na razie wyglądało to dobrze. Znacznie gorzej było z Eriką. Ciąża sprawiała, że szybciej męczyła się niż do tej pory. Brak możliwości przemian wymuszał na niej dbanie o odpowiednią dietę zarówno dla rozwijającego się płodu, jak i tak trywialnego powodu jak jej wygląd zewnętrzny. Kolejny tydzień mijał jej z dala od bliskich i przez to była bardziej drażliwa.


W czwartkowy wieczór, który po raz kolejny samotnie spędzała, zdecydowała, że ma dość i dłużej tak nie wytrzyma. Siedząc owinięta szczelnie kocem sięgnęła po telefon i zadzwoniła do męża.
- Will, przyjedźcie do mnie… - powiedziała jak tylko usłyszała sygnał odebrania wiadomości.
- Hej Erika - przywitał się. Ledwo go zrozumiała, mówił z pełnymi ustami - Uch… - słyszała jak pospiesznie przełykał. - Przepraszam, dopiero co do kolacji usiedliśmy.
- Cześć mama! - usłyszała głos Izsaka w tle.
- Zack, zaraz ci dam mame, tylko skończ swoją porcję - Will cierpliwie przypomniał warunki.
- Ale ty możesz gadać jak mimo, że jeszcze nie zjadłeś! - chłopiec nie dawał się łatwo zbić z tropu.
- Twoja mama zadzwoniła, więc nieuprzejmie byłoby nie odebrać. To wyjątek, jedz już i nie marudź - uciął dyskusję. - Tak Kochanie, przylecimy pierwszym sobotnim lotem - zapewnił ją gorąco. - Coś się stało?
Słysząc ich, ale nie mogąc żadnego dotknąć poczuła jeszcze większą tęsknotę.
- Poza tym, że jestem uwiązana tego miejsca jak pies budy? - zapytała retorycznie i westchnęła ciężko. - Zamieszkajcie tu ze mną jakiś czas.
- Hmm… A co z przedszkolem? I… treningami? - zapytał.
Erika milczała. Zamknęła oczy bo wiedziała, że to o co prosi nie jest racjonalne i do tego bardzo samolubne.
- ...To znaczy myślę, że można zrobić chwilę wakacji, pozałatwiam wszystko jutro - zapewnił ją William, chyba wyczuwając jej nastrój.
- Dziękuję... - odpowiedziała z wielką ulgą. - Przyszykuję pokój dla Izsaka - dodała już całkiem wesołym tonem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 21-02-2018 o 19:16.
Mag jest offline  
Stary 18-02-2018, 10:05   #189
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=u9Dg-g7t2l4[/MEDIA]

Zapowiadał się słoneczny, ciepły dzień w Nowym Yorku. Białe, niemal przezroczyste chmury, z wolna płynęły po czystym błękitnym niebie. Bryza znad zatoki Hudson niosła posmak słonej wody i ryb. Kwiaty lipy rosnącej nieopodal pachniały odurzająco. Trawa była soczyście zielona, a białe, proste nagrobki odcinały się na jej kolorze. Wszechobecne kwiaty pozostawione na grobach nadawały ponuremu miejscu barw, na chwilę maskując panujący tu smutek.
Jack stała z tyłu, niewielkiego jednobarwnego, ciemnego tłumu, który otaczał wykopany i gotowy do zasiedlenia grób. Poprawiła czarną suknię, która wbijała się nie tam gdzie trzeba i gryzła ją. Dove nie lubiła czerni, źle w niej wyglądała, ale przede wszystkim bardzo źle się w niej czuła. Duże okulary, przysłaniały jej zeszklone oczy, choć nie tak bardzo jak można by pomyśleć, biorąc pod uwagę całą sytuację. Matka Davida płakała, nawet jego była żona uroniła łzę, ale młoda obdarzona nie była w stanie zaszlochać. Pustka, wypełniała jej drobne piegowate ciało i nie pozwalała by jakiekolwiek inne uczucie zasiało swe ziarno. Nie pasowała do ludzi żegnających Jakiro. W większości starszych, dojrzałych, jego byłych współpracowników z NY, kolegów ze szkoły, jego zrozpaczonej rodziny. Ona zupełnie nie pasowała do jego świata.

David chowany z honorami, złożony do grobu z amerykańską flagą traktowany był jak bohater, a ona dokładnie wiedziała, że to była tylko jego maska, tylko pewna cząstka jego. Ona tę cząstkę kochała. To tego co kryło się pod powierzchnią nienawidziła, ale w tej sytuacji nie mogła sobie pozwolić na nienawiść. Jack o wiele prościej byłoby gdyby żył, gdyby mogła go bezkarnie znienawidzić. Żegnawszy się z nim na zawsze nie czuła nic, tylko drobne nuty smutku próbowały się zakraść i objąć ją we władanie.

Każda z obecnych osób począwszy od rodziców Davida wrzuciła na trumnę garść ziemi, symbolicznie żegnając się z obdarzonym. Nogi Jack wrosły w udeptaną ziemię. Nie była w stanie poruszyć się, podejść do wykopanego grobu i spojrzeć w dół. Tylko raz w życiu serce tak bardzo ją bolało...

[MEDIA]http://thebereavementacademy.com/wp-content/uploads/2017/06/childloss.jpg[/MEDIA]

Szloch babci był irytujący. Wszyscy byli irytujący. Jasnowłosa Jack patrzyła beznamiętnie na trumny z jasnego drewna przyozdobione białymi kwiatami. Wiedziała, że w środku są szczątki, skrawki, palec, ucho, może ręka. Tyle ile udało się znaleźć po katastrofie. Tyle ile byli w stanie zidentyfikować. Tak przynajmniej mówiła Pani, babci przez telefon, który Jack podsłuchała. Wiedziała, że to będzie pogrzeb z zamkniętymi trumnami, początkowo nie rozumiejąc dlaczego dorośli z takim smutkiem reagowali na tę wiadomość. Przekonała się o tym w domu pogrzebowym, kiedy pozwolono jej podejść do trumien i pożegnać się... jakby to miało cokolwiek zmienić.
Dopiero widząc zamknięte trudny i wieka do których miałaby mówić zrozumiała przestrach w oczach dorosłych. Bała się. Nie mogła ich zobaczyć, nie mogła się pożegnać, nie mogła już nic. To był ich koniec i koniec życia jakie znała.
Pomarszczona czasem dłoń babci znalazła się na jej ramieniu, ale Jack ją strąciła. W niczym nie przypominała dotyku mamy, nie miała magicznych zdolności kojących każdy ból. Nie chciała takiego dotyku, bliskość była nienaturalna bez nich.
- Jack -szepnęła babcia przez łzy spoglądając na wnuczkę z troską.
Mimo ciepła w głosie, mimo łagodności w spojrzeniu starszej pani, dziewczynka nie ustąpiła, Z zawziętą miną wpatrywała się w trumny, które powoli opuszczano do grobu. Dopiero w momencie gdy jej rodzice zniknęli, we wcześniej przygotowanych dla nich dziurach w ziemi, zaszlochała. Zupełnie jakby w tym momencie dotarło do niej, ze to prawda, że tego nie da się już zmienić. Strach, jakiego nie odczuła nigdy w swoim krótkim życiem ogarnął ją, wyciskając z jej oczu łzy wielkości grochu.
Babcia dłonią, skrytą w czarnej rękawiczce wzięła garść ziemi i rzuciła w dół, a Jack rzuciła się do biegu...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WFzQ7KAVq1w[/MEDIA]

Wynurzyła się, gwałtownie łapiąc powietrze. Woda w wannie zakołysała się niebezpiecznie obmywając krawędzie. Jack miała czerwone oczy, pełne nabrzmiałego smutku, który wcześniejszymi dniami nie mógł się uwolnić. Rude włosy lepiły się do policzka i rozlewały na powierzchni wody. Obdarzona nabrała powietrze, napełniając płuca do granic możliwości i znów zanurzyła się. Otworzyła błękitne oczy, spoglądając na sufit spod powierzchni wody. Zniekształcony świat, wydawał się snem. Leżała tak chwilę pod wodą w bezruchu, aż wreszcie przerwała ciszę. Woda tłumiła krzyk, tylko bąbelki powietrza unosiły się na powietrze, będąc jedyną oznaką życia panny Dove.
Krzyczała pod wodą dając upust emocją i choć robiła to od ponad godziny, wcale nie było jej lepiej. Z każdym krzykiem, z każdym zaczerpnięciem powietrza było gorzej. Coraz mniej chciała się wynurzać, coraz rzadziej chciała wracać do świata nad powierzchnią wody.
Bąbelki na powierzchni zniknęły, z ostatnim oddechem wypuszczonym przez Jack. Dziewczyna leżała zanurzona, czując jak płuca powoli zaczynają palić, jak łakną kolejnego oddechu. Ten ból był dobry, w końcu coś czuła.
Walczące o życie ciało, instynktownie wynurzyło się, by złapać powietrze w płuca. Zapach jego wody kolońskiej uderzył ją w nozdrza z kolejnym oddechem. Łzy mieszały się na policzkach z kroplami wody spływającymi w dół jej twarzy. Załkała głośno i uderzyła pięścią w wodę. Bezsilność przytłaczała ją i odbierała chęć do życia. Wolała ból. Jej głowa znów znalazła się pod wodą, w poszukiwaniu bólu, który przytłumiłby znienawidzoną bezsilność.

[MEDIA]http://4.bp.blogspot.com/-hb73Ultg2jw/VClczoAx_oI/AAAAAAAACE0/8F-g13cCRtA/s1600/Chapter%2B37%2Bprzeprowadzka(2).jpg[/MEDIA]

Ostatni karton z rzeczami Davida wylądował w przedpokoju. Oklejony taśmą i zaadresowany do rodziców Lovana. Nie zostawiła sobie po nim nic. Nie była w stanie się zdecydować, ostatecznie więc uznała, że nie ma takiej potrzeby. Mieszkanie miała opłacone jeszcze na kilka miesięcy, ale powoli zaczęła rozglądać się za czymś innym. Nie chciała zostawać w miejscu, gdzie jego zapach osiadł w ścianach. Lulu była osowiała, przerażona po wtargnięciu Voida do ich mieszkania i zimnie, które nawiedziło Buenos Aires, była zestresowana. Dnie spędzała głównie na spaniu w swoim posłaniu. Jack martwiła się o nią, ale domyślała się, że sunia potrzebuje po prostu trochę czasu.
Jack otrzepała dłonie z kurzu i zebrała śmieci z podłogi. Nalała wody do miski Lulu i sypnęła jej kilka ziaren suchej karmy. Lulu nawet się nie podniosła. Dove jedynie cicho westchnęła, założyła szpilki i pewniła się czy make-up dostatecznie dobrze tuszuje cienie pod jej oczami. Ostatnio nie sypiała dobrze, w zasadzie prawie w ogóle przestała sypiać, na razie jeszcze spychając myśl o tym, że powinna iść z tym do jakiegoś psychologa. Sama nim była, wiedziała, co się z nią dzieje i choć zdawała sobie sprawę co powinno dziać się później, ta wiedza wcale nie ułatwiała jej pogodzenia się z sytuacją. Postanowiła więc zrobić, to co robiła najlepiej i co zawsze pomagało skupić się na tu i teraz. Praca. Praca, była lekarstwem na problemy i jack dobrze o tym wiedziała. Pewnie nawet cieszyłaby się z możliwości rozmowy z Białym i Smaugiem, gdyby nie to, że spodziewała się pytania, na które naprawdę nie chciała odpowiadać.
Ze ściśniętym strachem gardłem, wyszła z mieszkania pozostawiając w nim śpiącą Lulu. Ruszyła do biura. Maska spokoju i professionalize sama, bez pomocy Dove pojawiła się na jej twarzy jeszcze nim wsiadła do auta.

Mimo wszystko, kiedy dotarła do siedziby Światła w BA, Jack wyglądała o wiele lepiej niż gdy ostatnim razem widziała się z Białym i Smaugiem. Nie można było powiedzieć, że była w szczytowej formie, czy nawet wróciła do normalności, ale ewidentnie widać było poprawę. To, lub panna Dove bardzo dobrze ukrywała to co tak naprawdę dzieje się wewnątrz młodej psycholog.
Dziewczyna usiadła w fotelu naprzeciw swojego szefa i niepewnie spojrzała na Smauga, nie wiedząc czy ten wspomniał Białemu o udziale Davida w całym zamieszaniu. Na razie więc postanowiła nie odsłaniać wszystkich kart. Nie wiedziała nawet czy potrafiłaby o tym tak otwarcie powiedzieć.
Nerwowo poprawiła ciemny granatowy materiał sukienki, zasłaniając tym samym kolana. Pozwoliłaby cisza przez chwilę zawisła w powietrzu, nim ją przerwała.
- Dostaliśmy informację, że Mazzentrop pojawi się w Buenos Aires, co więcej zjawi się tutaj w formie swojej zbroi, z zamiarem ataku. Od razu wykonałam telefon do Smauga - tutaj zerknęła na swojego imiennika nawet nie wymuszonym uśmiechem - bojąc się, że kontakt będzie mógł być utrudniony z chwilą pojawienia się Mazzentropa w mieście. Ponadto uznałam, że sytuacja jest na tyle wyjątkowa, że muszę powiadomić kogoś najbliżej pana - zwróciła się do Białego - a na autoryzowaną rozmowę poprzez bezpieczną linię nie mogłam czekać. W trakcie mojej rozmowy z Jackiem, połączenie zostało przerwane. Wówczas też zdecydowaliśmy z… - tylko lekkie drżenie rąk sugerowało, że wspominanie o byłym Nadzorcy na Amerykę Południową jest dla niej ogromnym obciążeniem psychicznym - - ...Jakiro, że rozsądnym jest się rozdzielić. Ja miałam udać się po pannę Beckett, która byłą celem Mazzentropa, a Jakiro miał zadbać by wszystkie nasze siły zostały wprowadzone w stan gotowości. - wyjaśniła starając się zachować jak największy spokój - Ostatecznie spotkaliśmy Mazzentropa w porcie. Jakiro wraz z resztą Obdarzonych przebywających w mieście i naszymi siłami SPdO zaatakowali Mazzentropa, chcąc dać pannie Beckett czas na ucieczkę. Rozwiązanie to sprawdziło się i Isobel uciekła, opuszczając teren Argentyny. Niestety rozwścieczony tym Mazzentrop postanowił odpowiedzieć na atak, wspomnienie o Pańskiej osobie sprawiło jednak, że zaniechał dalszej walki i zbiegł. - zakończyła sprawozdanie, starając się nie zanudzać szefa zbędnymi w tej chwili szczegółami.
Biały milczał, zapewne analizując to co powiedziała.
- Twoje decyzje podczas tego incydentu były słuszne. To, co chcę wyjaśnić… To rola Jakiro w tym wszystkim. Sprzeczne informacje ciągle do mnie docierają. Z jednej strony Smaug powiedział, że przy rozmowie z nim stwierdziłaś, że to Jakiro sprzedał Beckett, użyłaś dokładnie tego stwierdzenia, prawda? - nie oczekiwał na odpowiedź, jedynie spojrzał na Vellanhauera, który potwierdził to skinieniem głowy. - Dodatkowo z raportu Elliota White’a wygląda na to, że Lovana i Mazzentrop musieli mieć ze sobą jakieś powiązania. Natomiast w zupełnej sprzeczności z tym stoi zachowanie Lovana podczas ataku Mazzentropa. Zorganizował obronę i wręcz poświęcił się dla Becket… Czy możesz nam rzucić więcej światła na to co się wydarzyło?
To było to pytanie, którego panna Dove obawiała się najbardziej. Mimo to nie było sensu kłamać czy próbować bronić Jakiro w obecnej sytuacji, dlatego z ciężkim sercem i wstydem wymalowanym na twarzy zwróciła się do swojego przełożonego.
- Jack nie przesłyszał się. David Lovan był informatorem sprzedającym informacje o ciekawych jedynkach. Jedną z jego ostatnich, jeśli nie ostatnią transakcją było sprzedanie informacji o żywiole błyskawicy, to jest Isobel Beckett. Przyznał się do tego. Osobą, której sprzedał Beckett, był jak mogłam się domyślić z jego słów i co pokazały ostatnie wydarzenia, Malcomowi Mazzentropowi. Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego w ostatnich chwilach postanowił stanąć po naszej stronie i jednak uratować pannę Beckett. – nocami zdarzało się jej myśleć, że to przez nią, że zrobił to dla niej, ale nigdy w życiu nie wypowiedziałaby tych bezpodstawnych myśli na głos.
Po jej słowach w pokoju nastąpiła ciężka cisza. Smaug zachował idealną minę pokerzysty, co znaczyło, że spodziewał się takiej odpowiedzi.
Zupełnie inaczej sprawa miała się z Whistlerem. Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach i pochylił się ciężko nad biurkiem. Barki mu opadły i cały wręcz skurczył się pod ciężarem informacji Dove.
Nie można było się dziwić, jak wielki musiał to być dla niego cios. Każdy z wyżej postawionych członków Światła był obdarzony bezwzględnym zaufaniem przez Białego, więc tym bardziej tylko wybitna jednostka mogła dostać nominację na Nadzorcę kontynentu. I nagle okazywało się, że Whistler się pomylił. To był jak cios w fundamenty całego Światła, które przecież on sam stworzył od zera.
- Ta informacja nie może wyjść poza ściany tego pokoju - oświadczył wreszcie ponuro. - Jeśli jednak gdzieś jakiś przeciek się zdarzy, oficjalną informacją będzie, że Jakiro został do tego zmuszony przez Obdarzonego zdolnego kontrolować umysły. Ów Obdarzony oczywiście zginął w trakcie walki, więc nie ma po nim żadnego śladu. Zrozumiano? - powiódł wzrokiem po Jacku i Jack. Nie oczekiwał wszak na potwierdzenie.
Jeszcze raz przetarł twarz.
-Nadal nie znaleźliśmy Beckett - zmienił temat. - Gdzie ją wysłałaś?
Jack tylko ponuro skinęła głową. Dobrze zdawała sobie sprawę dlaczego taką, a nie inną decyzję podjął Whistler, a co więcej dziewczyna musiała przyznać mu słuszność.
- Gdybym to ja ją gdzieś wysłała nie byłoby takiego problemu. Miała opuścić kontynent, ja sama stawiałabym na to, że znalazła się w Stanach Zjednoczonych albo Europie. Jeśli miała jakąkolwiek kontrolę nad tym gdzie się przeniosła, nie wybrałaby Afryki po ostatnich wydarzeniach, Ameryka Północna i Europa są więc najbliżej i wydają się najbardziej prawdopodobne.
- Mam nadzieję, że ten atak w Springfield nie był spowodowany jej pojawieniem sie jej tam - westchnął Biały. - Zostawmy to w takim razie. Jeszcze dwie sprawy… Elliot White wspominał coś o Obdarzonym, który używał mocy bez przemiany. Jakal również potwierdził obecność kogoś takiego. Podobno spędził trochę czasu w twoim towarzystwie. Możesz dodać coś więcej?
Dove ciężko westchnęła i pierwszy raz podczas tej rozmowy okazała zmęczenie...zrezygnowanie całą sytuacją. Przetarła dłonią twarz i przeczesała palcami burzę rudych włosów.
- Czy mogę powiedzieć również to co podejrzewam, nie tylko co wiem?
Whistler skinął głową.
- Mężczyzna był zamaskowany, więc nie jestem w stanie powiedzieć kim jest. Mimo to jestem niemal pewna, że już go spotkałam, jego głos wydawał mi się znajomy, zapytany o to oczywiście zaprzeczył. Ale ja wiem, że to było kłamstwo. Dodatkowo obdarzony posługiwał się żywiołem lodu, podejrzewam więc, że to on był zabójcą Marco, co jak pamiętasz Jack - zwróciła się do Smauga - zgadzałoby się ze śladami jakie znaleźliśmy na miejscu zbrodni - brak oznak bytności drugiej zbroi, za to wyraźne odciski ludzkich stóp. To jedna rzecz, którą podejrzewam. Druga zaś, to, podejrzenie, a właściwie niemalże pewność, że nie działał sam. Był z kimś w ciągłym kontakcie i odzywał się do kogoś, zapewne stosując techniki policyjne czy militarne, raczej łatwo dostępne urządzenia do komunikacji, więc niewiele nam to pomoże. Jednakże to prowadzi mnie do trzeciego i ostatniego wniosku. Jest spora szansa, że należy do jakiejś organizacji lub też sam przewodzi czemuś, co ma wymierzać sprawiedliwość. Kiedy pojawił się rano w… naszym - to słowo ciężko przeszło jej przez gardło -[/i] mieszkaniu, zwrócił się do Davida, ze słowami: Za zdradę tych, których przysięgałeś chronić zostałeś skazany na śmierć. Miał więc zamiar zabić Lovana, do czego jednak nie doszło, kiedy ten przyznał się do wszystkiego i powiedział kto zamierza przyjść po Beckett. Potem zamaskowany obdarzony pomógł pannie Beckett uciec i eskortował ją, aż do ostatniego momentu. Nie działa więc na nasza niekorzyść, nie należy do Mroku, ale ma swój własny kodeks moralny i wydaje się go trzymać. [/i]
- Jesteś pewna, że używał żywiołu lodu? - wtrącił sie Smaug. - Nie spotkaliśmy się z tym w raportach Jakala i młodego White'a.
- Zanim Mazzentrop pojawił się w Buenos Aires, jak już powiedziałam, zamaskowany obdarzony pojawił się w mieszkaniu Davida. Na szybach pojawił się szron. Dla mnie to jedyne logiczne wyjaśnienie. - odpowiedziała bez zająknięcia się.
- W takim razie to pewne, że on stoi za śmiercią Solezzy - stwierdził Biały. - Jego zachowanie oparte jest na jakichś jego własnych osądach, co może go skierować na ścieżkę krzyżującą się z naszymi w przyszłości. Trzeba go odnaleźć, co zapewne doprowadzi nas do ludzi go wspierających. Chciałem przekazać tą misje tobie, ale… Jest jeszcze wakat na stanowisku Nadzorcy Ameryki Południowej, do którego masz pierwszeństwo. Nie chcę mieszać tych dwóch zadań, gdyż pierwsze może wymagać podróży po całym globie, a drugie zapewne przykuje cię tutaj w Argentynie na stałe. Dlatego chciałbym byś określiła, w czym się lepiej odnajdziesz.
Cheza zmarszczyła brwi, bo choć logika podpowiadała, że podobna oferta może jej zostać złożona, nie sądziła, że rzeczywiście do tego dojdzie. Jej doświadczenie było stanowczo niewystarczające by mogła podjąć tak ważną funkcję w szeregach Światła.
- Nie sądzę bym była w stanie przejąć funkcję po Davidzie Lovanie.- zdecydowała, bo już samo siedzenie w tym biurze sprawiało, że ciężej jej się oddychało. Gdyby miała robić to codziennie, a do tego wykonywać obowiązki, które do tej pory robił Lovan, chyba skończyła by na psychotropach.
- Po wydarzeniach w marcu moja twarz jest raczej znana, nie sądzę więc bym nadawała się do pracy incognito. Z całym szacunkiem, wolałabym wrócić do swoich pierwotnych obowiązków - wyznała w końcu, starając się nie patrzeć na Smauga.
- Nikt nie mówi o pracy incognito. Od tego miałabyś swój zespół, dobrany przez siebie samą - wyjaśnił powiernik żywiołu ognia.
- Gdzie rezydowałabym na stałe? - zapytała, w końcu spoglądając na swojego imiennika.
- W tym miałabyś tak naprawdę wolną rękę. Trudno powiedzieć skąd ten dziwny Obdarzony operuje.
- Chciałabym wrócić do Stanów - odpowiedziała niemal bez zastanowienia. Zdecydowanie miała dość Ameryki Południowej.
- Dobrze. Czyli postanowione. - powiedział Whistler. - Przygotuj mi w ciągu tygodnia zespół jaki ci przydzielić, im szybciej zaczniesz tym lepiej. To wszystko, możesz odejść.
- Dobrze. Dziękuję - odpowiedziała szefowi, wstając. Poprawiła ubranie, skinęła głową Jackowi i ruszyła do wyjścia. Przed drzwiami jednak odwróciła się jeszcze do Whistlera.
- Tak naprawdę chcę tylko, aby w moim zespole na pewno znalazł się Dean McWolf. Co do reszty… zastanowię się i wyślę listę w ciągu dwóch dni - powiedziała nim otworzyła drzwi by zaraz za nimi zniknąć.
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 18-02-2018, 21:28   #190
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Niemcy, Ramstein, 26 lipca 2017 roku, 17.02 czasu lokalnego

Po krótkiej rozmowie telefonicznej z Nadzorcą, Theo wsiadł w taksówkę i podał kierowcy miejsce gdzie umówione zostało spotkanie z Kalipso, która bardzo szybko doszła do wniosku, że nie ma ochoty takiego ładnego dnia spędzać w biurze po godzinach. Było już po piątej kiedy zajechał pod ogród botaniczny.

Pomimo wakacji, upały wyraźnie nie zachęcały mieszkańców okolic do spacerów, którzy zapewne woleli w tym momencie klimatyzowane hale marketów. Niewiele osób kręciło się na ścieżkach ogrodu, więc minął raptem grupkę nastolatków, jakiegoś dziadka przechadzającego się o lasce i mężczyznę z dzieckiem kopiących sobie piłkę na trawniku.
Theo szybko zrozumiał czemu kobieta wybrała właśnie to miejsce. Ogród w japońskim stylu miał całe mnóstwo stawów, wodnych kaskad i małych wodospadów. Miejsce bardzo wygodne dla powiernika żywiołu wody.

[media]http://www.ausflugsziele-deutschlands.de/wp-content/uploads/2010/06/Japanischer-Garten-Kaiserslautern.jpg[/media]

Kalipso spotkał przy jednym z takich oczek wodnych, siedzącą na kamieniu, w cieniu rozłożystych drzew. Blondynka dostrzegła go i uniosła rękę w geście by do niej podszedł. Ubrana była w zwiewną błękitną sukienkę do kolan, która szczelnie kryła jej kryształ.
Złoty zbliżył się do kobiety i ukłonił jej się uprzejmie.
- Niezwykle miło znowu panią widzieć. - Theo usiadł na ławeczce obok Kalipso. Nie odstawał od niej zbytnio strojem, miał na sobie prosty, letni garnitur, w modnym kilka sezonów temu kroju. Podejrzliwie rozejrzał się po otoczeniu i gdy uznał, że nikt ich nie podsłuchuje odezwał się ponownie.
- Badania Edgara to połowa powodu dla którego chciałem się z panią zobaczyć… Imię Weaver coś pani mówi?
Początkowe przyjazne nastawienie zniknęło z oblicza blondynki, która wyraźnie zdystansowała się gdy wspomniał, że ma jeszcze inną sprawę, o której wcześniej nie wspomniał przez telefon. Zmrużyła oczy, jakby chciała przejrzeć mężczyznę i skrzyżowała ręce przed sobą.
- Nie imię, a pseudonim. Należący do groźnego członka Mroku - odparła mu, badawczo mu się przyglądając i wyczekując co jeszcze ma do powiedzenia.
Theo pokiwał głową, zgadzając się z Eriką.
- I osoba która ostatnio narobiła problemów w Ameryce. Chyba znam jej tożsamość i powiem szczerze, nie chcę znowu przeciw niej stawać. Tym bardziej sam.
- Ma pan coś co to udowodni? - zapytała poważnym tonem, intensywnie myśląc nad tym co jej powiedział. - Jak pan w ogóle napotkał tą osobę?
- I tutaj jest problem, nie mam żadnych twardych dowodów. Najkrócej… Po śmierci Edgara nagle zgłosiła się do mnie Obdarzona, jego mecenas i zaoferowała mi pomoc z odzyskaniem dostępu do moich kont bankowych. Przespałem się z nią, przed walką i po walce w Springfield. Na jej ciele pojawiły się blizny odpowiadające ranom, które Weaver zebrała w czasie walki. Dodatkowo wykazuje się dość intymną wiedzą na temat mocy innych Obdarzonych, w tym tych którzy nie są zarejestrowani. - Theo przerwał by się namyślić - Dwójka z mocą regeneracji i czymś co sprawia że inni zaczynają go lubić. Odpowiada to jakiemuś poszukiwanemu członkowi Mroku?

Kalipso nabrała powietrza w płuca i powoli je wypuściła. To co jej powiedział wyraźnie ją poruszyło, choć o strachu nie było w tym momencie mowy. Za to wspomnienie o zażyłości jaką miał z podejrzaną wywołało nie małe zaskoczenie na twarzy Eriki, która zupełnie nie spodziewała się aż tak dogłębnego rachunku sumienia ze strony Theo.
- W przypadku kiedy zna pan dane tej osoby, samo podejrzenie jej o bycie Obdarzonym daje Nadzorcy prawo do wymuszenia okazania kryształu i przemiany w jego obecności, czy w obecności wyznaczonej przez niego osoby - w końcu, w tonie sugestii, wypowiedziała formułkę z praw i obowiązków nadzoru nad Obdarzonymi. - Jeśli ta osoba jest niezarejestrowanym Obdarzonym to natychmiastowo zostaje ona poddana karze pozbawienia wolności, jak również osoby, które taką osobę kryją… Jeśli pana przypuszczenia się potwierdzą... - zmarszczyła brwi. - Będzie to wymagało delikatnych przygotowań - westchnęła ciężko i wbiła spojrzenie w sadzawkę, wyraźnie już w myślach układając jakiś plan działania.

- Jest zarejestrowana i raczej się nie domyśla że ją rozgryzłem. - Złoty wypuścił z płuc całe powietrze. Przez chwilę bił się z myślami czy powiedzieć więcej. - Zażądała ode mnie żebym zabił żonę Evangelista, który rzekomo za dwa tygodnie będzie miał “robótkę”, ochraniać ma ją wspomniany przeze mnie Obdarzony. Ponoć chce żeby “cierpiał bo kiedyś ją skrzywdził” i powiem szczerze że to właśnie to mnie otrzeźwiło. Zresztą… Nie zabijam zwykłych ludzi. Czy moglibyśmy zasymulować że wydarzyło się to naprawdę? Wyciągnąłbym z niej więcej informacji, może imiona pozostałych Żywiołów? Wspomniana kobieta byłaby bezpieczna pod waszą opieką i zdobylibyście potężną kartę przetargową.
Kalipso miała coraz bardziej zmieszaną minę. Patrzyła na niego jak na cholernie trudne zadanie matematyczne, chyba zastanawiając się od czego zacząć.
- Czyli mecenas profesora, chce żeby pan zabił żonę powiernika ziemi... Żeby się zemścić - ton jakiego użyła w ostatnim zdaniu zdradzał, że akurat ta kwestia była dla niej najmniej dziwna. - Rozumiem, że Mrok mógłby... Hymmm, chcieć w jakiś sposób zyskać przewagę nad Światłem przez badania profesora - myślała na głos, aż w końcu wbiła spojrzenie w Theo. - Jakie są nazwiska tej kobiety którą podejrzewasz? Tego mężczyzny, na którym chce ona się mścić?
- Ceres Liggan, zarejestrowana Obdarzona, rzekomo jedynka, obywatelka Francji, niekarana, bez żadnych incydentów, ciemno bordowy kryształ, studenci Edgara potwierdzili, że się z nią spotykał prywatnie. Odrobiłem pracę domową. Evangelist... - Theo się lekko zmieszał, widać było, że nie chciał wymieniać dopiero co odkrytego żywiołu, czyżby miał na niego chrapkę? - Giovanni diVieri
Erika pokiwała ze zrozumieniem głową, ale po jej minie było widać, że nie kojarzyła wymienionych nazwisk.
- Jak często się pan z nią spotykał? - dopytała.
- Kilka razy. Ostatnio dzisiaj rano, oficjalnie jestem tutaj żeby wypowiedzieć pani współpracę.
Kalipso tym razem aż się uśmiechnęła na tą jego szczerość.
- A czyj był to pomysł by pan rozwiązał tą umowę? - dociekała z jakiegoś powodu. - Ah, w jakim wieku jest ta kobieta? - dodała, mocno zainteresowana tym faktem.
- Około czterdziestki, trochę ponad? I pomysł jest mój. Na kontach mam wystarczająco dużo żeby swobodnie tego typu badania sfinansować, a chciałem to wykorzystać jako wymówkę. Wykazała się… Niezwykle bogatymi zasobami. Choćby kupiłem sobie malutką chatkę, w Alpach, nie informując o tym absolutnie nikogo, a już tydzień później była na moim progu. Prawie się oplułem owsianką. - rzucił starając się lekko rozluźnić atmosferę - Nie wątpię że dowiedziałaby się tak czy inaczej że się z panią widziałem, a zdecydowanie nie chciałbym mieć znowu z nią do czynienia, to jest w formie zbroi. Albo z jej pieskiem.

Obdarzona wyglądała na rozbawioną gdy wspomniał o swoim zaskoczeniu, że domniemana Weaver go odnalazła w głuszy.
- No cóż taki wniosek łączyłby się z koniecznością zdania całości badań. Myślę że może na to zadziałać ochrona praw autorskich, bo po śmierci profesora należą one do Światła... Lub spłaciłby pan wszelkie poniesione na rzecz badań przez Światło koszty. Do tego zawsze Światło może nie zgodzić się na rozwiązanie umowy... - blondynka mrugnęła do niego okiem. - Bo rozumie pan... To by wyglądało podejrzanie gdyby pan tak łatwo to wszystko załatwił ze mną. MA jeśli wszystko się potwierdzi to zadbam by otrzymał pan zwrot pieniędzy w taki sposób by nikt się do tego nie przyczepił.

- Oczywiście. Proszę się przygotować na stos papierów z prawnym bełkotem na pani biurku. W zasadzie jestem chyba jego spadkobiercą, więc technicznie wszystko powinno należeć do mnie, a pieniądze… nie są już dla mnie problemem, naprawdę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to proszę to przekazać na jakiś cel charytatywny. - puścił jej oczko - Jak przy tym jesteśmy… Dużo więcej nie odkryliśmy. W jednej z komnat są ślady, najprawdopodobniej po broni jakiegoś Obdarzonego. Same komnaty sugerują że przy ich tworzeniu wykorzystano żywioł Ziemi, przynajmniej takie mam odczucie. We freskach na ścianach przewijają się motywy Tworzenia, z wyszczególnionymi tam żywiołami. Powietrze, Mróz, Woda, Ziemia, Ogień, Elektryczność, przypuszczam że dawniej były problemy z oddaniem grawitacji. Nieparzyste oddają same świątynie, Księżyca to naturalnie Mrok, a Słońca to Światło. Ah… I… Hmm… Wypada żeby pani wiedziała. - Theo jeszcze raz rozejrzał się po okolicy, chciał być absolutnie pewien że nikt tego nie usłyszy - Wiedzą o tym Biały, Smaug, Cheza i Swift. Moja podstawa to nie kontrola metabolizmu. To kontrola Czasu. Proszę o tym absolutnie nikomu nie mówić.

Erika przekrzywiła głowę po jego ostatniej wypowiedzi.
- Szczerość jest dla mnie bardzo ważną cechą. Chyba najważniejszą - skomentowała. - Hymm już wiem od czego zaczniemy... To delikatna sprawa, która nie może wyjść czy choćby dać nawet cienia szansy wycieku, więc... Proponuję jutro i kolejnego dnia odegrać scenki. Przyjdzie pan na rozmowę ze mną. Założymy, że po dzisiejszej miłej rozmowie zdecydowaliśmy szczegóły przekazać sobie w moim biurze. Wtedy powie mi pan o rezygnacji, rzuci papiery na moje biurko i zaczniemy szopkę. Pan będzie zdecydowany postawić na swoim, ja będę nieustępliwa w końcu mam wyrobioną już w tym temacie reputację - zaśmiała się lekko. -Spotkamy się jeszcze kolejnego dnia by zaognić konflikt. Później będzie mógł pan żalić się tej kobiecie na mnie i problemy jakie tworzę - mrugnęła do niego. - A dalej, na mojej głowie będzie życie żony Evangelista… Do jutra będę wiedzieć jak będziemy mogli utrzymywać bezpieczny kontakt - westchnęła.
- Oczywiście. - Złoty wstał z ławeczki - Cieszę się że znalazła pani dla mnie chwilę swojego czasu, do zobaczenia jutro. - ukłonił się uprzejmie.

Kalipso podobnie jak on wstała ze swojego miejsca i przeciągnęła się, wpatrując gdzieś w dal.
- Do zobaczenia jutro - odpowiedziała po raz ostatni przyglądając mu się. Widać było po jej twarzy zmartwienie, ale w końcu uśmiechnęła się do niego lekko. Nieznacznie skinęła głową na pożegnanie i niespiesznym krokiem wyszła z cienia, w którym ucięli sobie pogawędkę. Po chwili Nadzorczyni podeszła do mężczyzny grającego z małym chłopcem w piłkę. Blondynka objęła ramieniem owego mężczyznę, coś do niego powiedziała po czym cała trójka wspólnie ruszyła do wyjścia z ogrodu botanicznego.

Theo przekrzywił lekko głowę. Chłopca po namyśle poznał, musiał to być młodzieniec którego widział na wyświetlaczu telefonu Kalipso jeszcze w Grecji, natomiast mężczyzna… Prawdopodobnie ojciec, być może przybrany jeśli słowa Ceres były prawdziwe. Theo wzruszył ramionami, nie jemu było to teraz rozstrząsać. Obrócił się na pięcie i ruszył do pobliskiego hotelu.

***

Baza Światła w Ramstein była wyjątkowo nowoczesnym kompleksem, a sam gabinet Nadzorcy był duży i gustownie urządzony. Najbardziej uwagę przyciągało gigantyczne akwarium, którego filtry efektywnie zagłuszały wszystko co się działo w środku. Cóż, zazwyczaj. Teraz nawet one nie były wstanie całkowicie wytłumić kłótni która musiała się odbywać w środku. Podkomendni Kalipso rzucali niepewnie wzrokiem na zamknięte drzwi. Nikt nie wiedział co zrobić, czy wejść do środka, żeby podsłuchać o co tak naprawdę chodzi, czy może interweniować. W każdym razie mało kto pracował.
W końcu, po jakiś dwudziestu minutach ze środka wyszedł wyraźnie zdenerwowany i czerwony na twarzy Theo. Trzasnął za sobą drzwiami i podszedł bezpośrednio do automatu z wodą, ewidentnie przyciągając spojrzenia zgromadzonych. Wypił dwa kubki i ignorując ludzi dookoła niego ruszył do wyjścia. Nie przywitał się nawet z tymi pracownikami, których zdążył poznać w czasie swojego poprzedniego pobytu w Europie.

Już na zewnątrz odetchnął świeżym powietrzem. Scenka chyba się ładnie udała. Przyniósł dzisiaj blisko sto stron wydruków z różnych kodeksów prawa cywilnego oraz szybko naskrobanych podań i odwołań. Wszystko w gustownym, skórzanym neseserze dzięki któremu wyglądał “poważnie”. Nie wątpił, że plotki o kłótni Nadzorcy z jakimś mało komu znanym Obdarzonym już zaczynają krążyć po kompleksie, a niedługo dotrą do uszu Ceres. Wezwał taksówkę i po dwudziestu minutach znowu był w swoim hotelu.

***

Kolejny dzień wyglądał podobnie. Tym razem Theo przyszedł ze stertą papierów, przy której to co przyniósł wczoraj wyglądało jak zeszyt siedmiolatka. Jego pojawienie się wywołało lekkie poruszenie wśród pracowników, plotki musiały się szeroko roznieść, bo wszyscy albo pokazywali go sobie palcem, albo panicznie unikali kontaktu wzrokowego. W końcu kim musiała być osoba, która pozwalała sobie na ewidentne kłótnie z Nadzorcą? Z powiernikiem żywiołu? Goldar przemierzał bazę pewnym krokiem, zupełnie jakby był w domu. W końcu dotarł do gabinetu Nadzorcy, a sekretarka podniosła się na jego widok.
- Pani Kalipso przyjmie pana za godzinę. - w jej głosie można było wyczuć, że się martwi. Nie o powierniczkę Wody oczywiście.
- Świetnie. - rzucił krótko Theo, obrócił się na pięcie i usiadł w wygodnym skórzanym fotelu. Złoty westchnął lekko i zaczął kartkować przyniesione papiery. Zgodnie z zapowiedzią, po godzinie został poproszony przez miłą brunetkę do gabinetu Nadzorcy.

***

Jak i poprzedniego dnia, po wejściu do biura Nadzorcy Theo zasiadł na wygodnym fotelu petenckim, stojącym przy jej biurku. To co mogło go zdziwić to obecność przystojnego chłopaka, około 25 letniego, siedzącego w poczekalni na czerwonej kanapie, który z laptopem na kolanach jedynie na krótką chwilę skierował na Goldara spojrzenie i znów wrócił do klikania po klawiaturze.
Blondynka chwilę jeszcze pisała coś na laptopie, a gdy skończyła zamknęła go i odsunęła na bok, by nie zasłaniał jej widoku na interesanta.
- No no, moi oficerowie zrobili się nerwowi - stwierdziła z rozbawieniem Kalipso i oparła się wygodnie na swoim fotelu. - Dobrze nam idzie - dodała wyraźnie zadowolona. - Poproszę o pana telefon - oznajmiła i spojrzała na niego wyczekująco. -Chodzi mi o urządzenie, które używa pan do dzwonienia - dodała by nie było niedomówień.
Złoty rozłożył ręce przepraszająco.
- Cała elektronika została w hotelu.
- To będzie pan musiał z nim tu wrócić. Konieczne będzie zainstalowanie oprogramowania, które zapewni, że nikt nie wyłapie gdy wyśle pan informacje kiedy i gdzie zacznie się akcja - skrzywiła się.
- Jasne, podjadę jeszcze raz wieczorem z dodatkową stertą papierów - mrugnął porozumiewawczo - Więc… Na czym stoimy?

- Szczególnie z dowodem wpłaty brakujących 10 tysięcy euro - mrugnęła do niego Obdarzona dając mu oficjalny pretekst na tak częste wizyty w jej biurze. - Mam już potwierdzenie co do moich zasobów więc teraz pozostanie nam czekać na sygnał od pana. Nie chcę za mocno wchodzić w szczegóły, bo z pana strony musi to wyglądać naturalnie. W każdym razie akcja odbicia żony di Veriego odbędzie się równolegle z przejęciem powiernika żywiołu, dlatego nie spotkamy się na miejscu. Zapewniam jednak, że wyślę świetnie wyszkolonych Obdarzonych co do których mam pełne zaufanie. Musi się pan liczyć z tym, że może pan nie być jedynym mordercą nasłanym na nią, więc zalecam szczególną ostrożność
Theo pokiwał głową.
- Liczę się z ewentualnością że Ceres przyśle kogoś żeby po mnie posprzątał. Może Paskuda jeśli do siebie doszedł. Nawet dobrze by się złożyło, chciałbym przejąć jedną z jego mocy. - mężczyzna przerwał na moment wyraźnie się zastanawiał - Oczywiście zrobię wszystko co w mojej mocy by kobietę utrzymać przy życiu, ale jak przypuszczam oficjalne info pójdzie że zginęła? Dałoby mi to dość czasu żeby wycisnąć z Weaver nieco więcej informacji o Mroku.

- Kobieta musi przeżyć - ton jakim to powiedziała jednoznacznie zakładał, że nie ma innej możliwości. - Z tego co mówią moje raporty to całkiem dobrze idzie panu przywracanie do życia prosiąt... - zmrużyła oczy przyglądając mu się, jakby sugerowała mu coś. - Za informacje jakie pan przekazał mogę stwierdzić, że nikt nie zrobi panu problemów gdyby któryś z członków Mroku nie przeżył tej akcji. To zdecydowanie generuje mi mniej papierów - skomentowała. - Tak, po wszystkim kobietę i jej syna zabierzemy, oficjalnie dając informację, że zginęli podczas potyczek między niezarejestrowanymi Obdarzonymi. Przy okazji w telewizji puszczą mój apel by zgłaszać, gdy ktoś ma informacje o niezarejestrowanych - zastukała paznokciami o blat biurka. - To da panu czas na wyciągnięcie informacji od Weaver, zanim sami się nią zajmiemy
- Brzmi dobrze. I miło wiedzieć, że jestem na pani sercu tak bardzo, że pilnujecie, żeby nic mi się nie stało jak jestem samotny w Alpach. - sarknął. Wyraźnie było widać że jest poirytowany inwigilacją - Wskrzesić ją mogę, pytanie czy nie będzie miała deficytów intelektualnych. Jestem niemal pewien, że mi się uda, ale ciało trzeba by było natychmiast zapakować do chłodni, żeby zminimalizować zmiany organiczne w mózgu. I jak przy tym jesteśmy… Obdarzonych nie da się wskrzesić moją mocą. Jestem tego pewien. - skończył smutno.
- Powiedzmy że pana intencje z początku naszej znajomości, jeszcze za życia profesora, nie były jasne - skomentowała wzmiankę o jego chatce na odludziu. - Oby nie doszło do konieczności sprawdzania pana umiejętności wskrzeszających w praktyce - odparła Kalipso, z miną jakby sama nie wierzyła, że naprawdę biorą to pod uwagę. - Ma pan jeszcze jakieś pytania?
- Nie, wszystko jest jasne. - odparł krótko. - Do zobaczenia. - dodał i podniósł się z fotela.
 
Zaalaos jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172