Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2018, 19:23   #184
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Włochy, Alpy, 18 lipca 2017 roku, 18.34 czasu lokalnego
- … proszę postawić podpis tu, tu i jeszcze na ostatniej stronie. Moje gratulacje, niniejszym jest pan właścicielem tego domu, wraz z otaczającymi terenami. Jeśli mogę zadać pytanie… Dlaczego pan się na niego zdecydował? - zainteresował się agent.
- Cenię sobie prywatność i spokój. - odparł Theo - Brak ludzi w promieniu kilkunastu kilometrów to dla mnie zaleta.
- Oh, oczywiście. Cóż, na mnie pora. Chciałbym jeszcze dzisiaj wrócić do domu. Do widzenia panie Theodorze.
- Do widzenia. - odparł Obdarzony. Uprzejmie wypuścił swojego gościa i zamknął za nim drzwi. Podrzucił klucze w powietrze, i złapał je z uśmiechem na ustach. Nie spodziewał się że znajdzie coś tak odpowiadającego jego potrzebom i to w centrum europy, ale szczęście się do niego uśmiechnęło.

[media]http://www.slotrips.si/sis-mapa/skupina_doc/slo/galerija/1457650065-8232-alpine-cottage-vrata-julian-alps-slovenia-8.jpg[/media]

Budowlę w której był ciężko było nazwać domem. Lepszym rzeczownikiem była “chatka”, jakby nie patrzeć struktura miała niecałe 40 metrów kwadratowych powierzchni, a materiały z których była zbudowana były typowo 20-to wieczne. Azbestowy dach błagał o wymianę, ale dla Obdarzonego nie stanowił żadnego zagrożenia. Ściany nosiły ślady działania żywiołów, farba miejscami odpadała, ale nie wyglądały jakby miały zamiar zacząć przeciekać. Chyba. W środku były trzy pomieszczenia. Przedsionek połączony z salonem, przechodzący bezpośrednio w kuchnię, sypialnia w której stały dwa wojskowe, polowe łóżka i łazienka z prysznicem. Mało, ale wszystko co było niezbędne do życia było na miejscu.
Zaletą było położenie. Domek stał w głębi kotliny, otoczony przez iglaste drzewa i strome zbocza alpejskich gór. Kolejny najbliższy zamieszkany budynek stał ponad trzydzieści kilometrów dalej, co w zasadzie gwarantowało prywatność. Doskonałe warunki do ćwiczenia. To przypomniało mu o jego drugim nabytku. Podszedł do kuchennego okna. Na zewnątrz stała prosta zagroda, zajęta teraz przez… Świnie. Ni mniej, ni więcej, tylko pięć dorodnych świniaków zajadało paszę, która dotarła razem z nimi. Były to jego “króliki” doświadczalne. Anatomicznie nie różniły się znów aż tak bardzo od człowieka, a musiał opanować zdolność zabijania na odległość i to tak by nie zostawić śladów. Starczyło zatrzymać serce, ale najpierw musiał mieć pewność że jest wstanie to zrobić. To było zdanie na najbliższe dni. Zaczynało zmierzchać, co znaczyło że najwyższa pora sprawdzić i ewentualnie naprawić oświetlenie, póki miał jeszcze odrobinę światła.

***

Z zadowoleniem mruknął i wyprostował się na swoje pełne dziesięć metrów. Wszystko działało. Kable które do tej pory tkwiły w ścianach dawno zdążyły przerdzewieć i przestały stykać. Na szczęście ostrożne korzystanie z Czasu doprowadziło je do nowości, a przy okazji odrestaurował nieco domek. Oczywiście ryzykował że ktoś go zobaczy, ale właśnie po to kupił sobie to miejsce. Żeby móc się przemieniać do woli.
Teraz nadeszła pora na kilka drobnych testów. Wybrał pierwszego lepszego wieprzyka i skupił się na jego wnętrzu. Wyobraził sobie położenie jego serca. W centrum klatki piersiowej, choć większa jego część sięgająca na lewo i całość oparta o przeponę. Zobaczył miękką tkankę płuc, obejmującą tą naturalną pompę. Wyznaczył sześcian w którym zmieściło się serce i “zacisnął” Czasem.
Zwierze nagle przestało jeść i chrumknęło niepokojąco. Czuło że coś się dzieje, ale nie wiedziało co jest nie tak. Dopiero po kilku sekundach brak przepływu krwi dał o sobie znać. Wieprz zatoczył się i padł na ziemię, wciąż żył, ale desperacko próbował złapać powietrze. Brak krążenia oznaczał brak tlenu i nagły wzrost stężenia dwutlenku węgla, ten natomiast pobudzał ośrodek oddechowy zlokalizowany w rdzeniu przedłużonym, co skutkowało pogłębieniem i przyspieszeniem oddechu, a po kilku dłuższych chwilach do reaktywnego zatrzymania oddechu, akcji serca i ostatecznie śmierci w mechanizmie niewydolności krążeniowo-oddechowej. Było to raczej oczywiste spostrzeżenie, ale to że napłynęło do umysłu Theodora znaczyło jedno. Musiał już to kiedyś robić. Całość przyszła mu zbyt naturalnie.
Potrząsnął głową i wypuścił zwierzaka z działania swojej mocy. Dla pewności cofnął go jeszcze o kilka sekund w tył, tak aby w ciele zwierza nie zostały żadne ślady przeżytej traumy. Świnka podniosła się i z zaciekawieniem spojrzała na otoczenie. Nie miała zielonego pojęcia co się z nią kilka sekund działo. Musiał popracować nad precyzją i odległością z jakiej będzie wstanie zatrzymać krążenie, ale to zacznie robić jutro.
Teraz nadeszła pora na najtrudniejszą część dnia… Złoty ruszył w kierunku zbocza i bystrym wzrokiem zaczął szukać jakiegoś większego kamienia. W końcu uderzył po prostu pięścią w kawał skały, podniósł odłamek który odpadł i wrócił do swojego domku. Wytworzył poziomą “płytę” z zatrzymanego przez Czas powietrza i położył na niej kamień. Zgodnie z jego oczekiwaniem zawisł w powietrzu, ale Theo od razu poczuł odpływ sił. Nie tak duży jak podczas walki z Weaver, ale mimo wszystko utrzymanie ruchliwych cząsteczek gazu w jednym miejscu nie było proste. Przypuszczał że z płynami byłoby łatwiej. Wypuścił powoli powietrze, przymknął oczy i skupił się na swojej mocy. Ostrożnie zmapował w umyśle sposób w jaki utrzymuje ten efekt i starając się go utrzymać wrócił do ludzkiej postaci…
Skała uderzyła z impetem o ziemię. Theo westchnął, znów się przemienił, uniósł kamień i powtarzał całą czynność, dopóki wyczerpanie i zimno nie zapędziły go do łóżka.

***

Tydzień później
Złoty podniósł pewnie głaz. Tak jak robił to do tej pory wytworzył płytę zestalonego powietrza, na której położył swój “przyrząd treningowy”. Przymknął oczy i wrócił do ludzkiej postaci. Skała pozostała w powietrzu jeszcze przez cztery sekundy, po czym znów upadła w drobny krater który Theo nią wybił w trakcie swego treningu. Mocno zużyty Obdarzony padł nagi na kamień. Potwierdził swoją tezę. Korzystanie z mocy w ludzkiej było możliwe, ale biorąc pod uwagę progres jaki robił… Potrzebowałby jeszcze z dwudziestu lat żeby posługiwać się nimi tak swobodnie jak w formie zbroi… Pewnie było to prostsze mając ich więcej...
W końcu popędzany zimnem wstał z głazu, podniósł jeden z mniejszych odłamków i truchtem ruszył do domku. Zatrzasnął za sobą drzwi z impetem i tupiąc głośno pobiegł do sypialni. Praktycznie padł do łóżka, owinął się ciepłą kołdrą i wyciągnął nad siebie dłoń w której wciąż trzymał kamyczek przyniesiony z zewnątrz. Przymknął oczy, wytworzył płytę tak jak zawsze i puścił przedmiot.
Kamyczek nie zatrzymał się nawet na ułamek sekundy. Odłamek skalny boleśnie uderzył Theodora w czoło, odbił się i potoczył gdzieś pod łóżko. Złoty nie zdobył się nawet na wzruszenie ramionami, był zbyt zmęczony. Musiał się pogodzić z tym że przez dłuższy czas nie będzie mógł korzystać z mocy w ludzkiej. Chyba że umiał to wcześniej i nagle sobie “przypomni” jak to robił, ale było to raczej wątpliwe. Zamknął oczy i poszedł spać.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 22-01-2018 o 19:30.
Zaalaos jest offline