Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2018, 21:23   #348
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Dzień Targowy (Marktag), 31 Vorgeheima 2522, popołudnie.
Meissen


Garnizon

Waldemar próbował wyciągnąć informacje, których jeńcy nie mieli prawa znać, w końcu część z nich została złapana już kilka dni wcześniej, gdy obozowali kilkadziesiąt kilometrów stąd, a ci, którzy poddali się po walce w forcie, nie wiedzieli nic o rozmieszczeniu innych sił niż swoje własne, a te były według ich wczorajszej wiedzy kilkanaście kilometrów od miasta.
Uzyskał za to całą masę kłamstw wypowiedzianych po to, by uniknąć kary oraz ogólne pojęcie o tym, że namioty dowódców zwykle są w środku obozu, a zaopatrzenie zwykle tuż obok. Tylko kowale i inni specjaliści zwykle się na obrzeżach albo wręcz obok rozbijają. Nazwiska i stopnie przełożonych też mu niewiele mówiły - kapral Bakken, czy sierżant Eficky brzmieli prawdopodobnie, ale raczej nie byli zbyt ważni, Porucznik Sychot (albo Cyfod, jeniec nie wiedział jak to się pisze), rzekomy dowódca piechoty Księstw Granicznych także nie był znany cyrulikowi, ale jego nazwisko było na tyle głupie, że mogło być prawdziwe. Chociaż Wielki Marszałek Kilwer Pień prawdopodobnie był jednak zmyśleniem jeńca, który myślał, że ma poczucie humoru.
Ze słów jeńców wychodziło, że ów Sychot to "jak na warunki, uczciwy gość".

Przynajmniej reszta planów się udała. Nikt nie umarł. W każdym razie nikt nowy z otoczenia cyrulika, za czyją śmierć można by go obwinić. I nawet spać mu pozwolili, choć Anna wyraźnie dawała do zrozumienia, że jeśli "Wielmożny Doktor Brok" miałby ochotę, to nie musi spać sam.


Loftus zauważył wiedźmim wzrokiem złote błyski w zaułku niedaleko garnizonu.
Ich źródłem okazała się młoda kobieta, w której rozpoznał wędrowną "złotą" czarodziejkę - blond włosy może mieć niemal każdy czarodziej, ale widoczne mimo młodego wieku usztywnienie ciała jasno dawało do zrozumienia, że ma do czynienia z kimś kto ma talent związany z Tradycją Metalu. Alchemiczka przedstawiła się jako Idra Ausburg i po rozpoznaniu statusu Loftusa zaproponowała wymianę - nauka bardziej zaawansowanej magii za niewielką pomoc z niewielkim problemem...
W czasie rozmowy uczeń maga zauważył, że Idra była cokolwiek zdesperowana, a problemy finansowe o jakich wspominała mogły zakończyć się odebraniem jej licencji.


Okolice mostu

Barykada powoli rosła i zaczynała przypominać coś, co pijany krasnolud mógłby z daleka pomylić z umocnieniami. Ale jak na ludzkie standardy... Niestety, nie tylko barykada z rozebranych pomostów rybackich i wydzieranych ludziom sprzętów rosła.

Niechęć ludzkich mieszkańców także rosła z każdą chwilą, a wyraźny udział khazada w okradaniu zwykłych mieszkańców miasta powodował, że coraz bliżej było do wybuchu niezadowolenia. Detlef wiedział, że jeśli wybuchną zamieszki, liczyć będzie mógł tylko na Czwartą Kompanię i może tę nieszczęsną siódemkę kalek z garnizonu. Miejscowi ochotnicy w najlepszym razie zachowają neutralność.

O ile nie uciekną, jak tych kilkunastu, którzy skradzionymi łódkami właśnie przemykali pod mostem.


Okolice bramy

Choć Gustawowi udało się powstrzymać uchodźców od wejścia do miasta, nie pozbył się ich spod bramy, a jego niezdolność do wydania jasnych rozkazów i próba zwalenia tego na Komendanta bardzo się temu ostatniemu nie spodobała. Nie po to oddawał mu dowództwo nad żołnierzami, by sam musiał to robić. Dał się mu mimo wszystko przekonać i wyszedł na mur, z przemową został jednak wyprzedzony przez akolitkę Myrmydii, która odezwała się niczym kapłanka Shallyi i zamiast o wojnie przemówiła o pokoju. Mało kto ją usłyszał, ale wśród nich był jeden z posłów, który podchwycił tę argumentację. W końcu uciszyło się na tyle, że można było przekazać warunki kapitulacji, bo z tym właśnie wysłannicy Kapitana Pennaetha Cychoda przyszli.
Zaproponowali obrońcom ni mniej ni więcej jak honorową kapitulację, z prawem wyjścia z miasta pod bronią i ze sztandarami, pod warunkiem, że odejdą drogą na zachód. Obiecali też, że jeśli w ciągu godziny warunki zostaną przyjęte, a do wieczora wymaszerujecie, oszczędzą mieszkańców.
A jeśli nie - to miasto w ciągu dwóch dni padnie i wówczas nie będą tacy łaskawi.

Diuk zauważył, że szkoleni przez niego rekruci mają do niego zaufanie i jak dla nich, to jest oficerem. I że propozycja ewakuacji z miasta cieszy się niemal stuprocentowym poparciem wśród żołnierzy, ochotników i rekrutów spoza miasta, jakich była większość. Zauważył też, że jeden z ludzi, jakich poprosił wcześniej o szpiegowanie zwracanie uwagi na to co się dzieje dawał mu znaki. Udało mu się na chwilę zniknąć spod murów, korzystając z okazji, że wszyscy patrzyli na posłów i dowódców. Wieści okazały się złe. Jeden z rekrutów postanowił śledzić wkurzonego krasnoluda i zniknął. A jacyś ludzie ze służb pomocniczych planują ukraść łódź rybacką i uciec z miasta. Na dokładkę, głodni uchodźcy się burzą niemal tak samo jak zdenerwowani ich wpuszczeniem mieszkańcy. Diuk znał ludzi i wiedział, że wystarczy iskra by skończyło się to zamieszkami.


Fort

Dzięki wspólnej akcji obsady fortu pod dowództwem Waltera i strzelców Berta pożar ugaszono szybko i sprawnie. Fort, choć miał styczność z ogniem dwa razy w ciągu kilkunastu godzin przetrwał, i choć osmolony i nadgryziony płomieniami - nie stracił wiele ze zdolności obronnych. A te już niedługo mogły się przydać. Nadchodzące siły Harkina Brocka ustawiły się w szyku bojowym poza zasięgiem ostrzału z fortu, a swoją katapultę tak by mogła z łatwością razić fort. Na razie jednak nie strzelali. Także i oni wysłali ludzi pod białą flagą wyraźnie dając do zrozumienia, że chcą negocjować z Burmistrzem, Radą, cechami, "czy kto tam rządzi miastem".


Obóz piechoty Wernicky'ego (pod dowództwem Kapitana Pennaetha Cychoda)

W sytuacji Olega nie zmieniło się wiele i dopóki nie podejmie akcji, zapewne nadal niewiele się zmieni.


Barki Trzeciej Kompanii na rzece Soll, półtora dnia drogi od Meissen

Karl musiał trochę poczekać, w końcu jednak Porucznik znalazł dla niego czas.
- Jak cię zwą, żołnierzu? - zapytał - Sprawa jest prosta: powiesz prawdę o tym, jak von Grunnenberg stchórzył i uciekł z całą kompanią z pola walki i o tym, jak wysłał cię byś zabił dowodzącego siostrzaną kompanią dowódcę, czyli mnie, a dopilnuję być został ułaskawiony. A żeby Twój talent się nie marnował, to od razu proponuję Ci służbę w Trzeciej Kompanii w stopniu sierżanta - widać żeś doświadczony żołnierz. Głupi był Gruber i głupi był von Grunnenberg, że nawet kapralem Cię nie zrobili - kiwnął głową by Karlowi zdjęto kajdany - A jeśli Gustaw przeżyje, to mi o nim opowiesz. I o taktyce najemników - wspólnie zniszczymy tych wszystkich zdrajców. Póki co, formalnie będziesz więźniem, ale to tylko do procesu. Na wszelki wypadek, podyktuj mojemu adiutantowi zeznania - Porucznik mówił szczerze. Swobodne i dobrowolne zeznania świadka były warte znacznie więcej niż wyciągnięte po przesłuchaniach, nie mówiąc już o tym, że znacznie szybciej można było zaczynać wtedy proces. Przyszłość Karla zaczęła się nagle rysować w jaśniejszych barwach.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline