Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 04:52   #132
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 02:35 h; 9.87 ja od Dagon V

Układ Dagon; 2:35 h po skoku; 9.87 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Rufa; seg 8; pokł D; siłownia hipernapędu; Rohan, Nivi, Abe i Veronica



Wypalacz znowu rozjarzył swoje sąsiedztwo ognistym blaskiem. Żółto - pomarańczowa kreska uderzyła w gródź wypalając kolejne centymetry. Te topiły się tak samo jak przy pokonywaniu wcześniejszych pokładów i zalewając otoczenie złotymi “świetlikami”. Te gęste krople stopionej masy dryfowały wokół grodzi i wypalacza stapiając mniej odporne materiały. Niektóre przetpaiały się na natrafione w mrocznej przestrzeni graty wyrwane przez wcześniejsze eksplozje i unoszące się bez braku grawitacji. Inne zmierzały by osiąść na obudowie wypalacza czy skafandrach dwójki skupionym przy nich ludzi. Im dłużej pracowali tym większe było ryzyko, że jakaś “iskierka” przetopi się w końcu przez obudowę wypalacza lub skafander uszkadzając je. Na razie jednak było to tylko zagrożenie realne ale jeszcze nie zrealizowane.

Główny inżynier “Arecheona” widział, jak przeciążony wypalacz daje z siebie wszystko. A nawet więcej. Producent musiał nieźle się postarać z zapasem mocy i jakości bo po prawie dwóch godzinach takiego niezgodnego z BHP traktowania wciąż pracował dając nadzieję, że może jednak uda się wykonać zadanie. Została im w końcu ostatnia dziura do wypalenia. Nivi która wedle planu miała pilnować mu pleców miała wcale nie takie łatwe zadanie. Wszystko wydawało się w tej ciemności lecieć prosto na nią albo na pracującego inżyniera. I wszystko to mogło być tym czymś. Właściwie nadal nie było wiadomo czym. Zdawała sobie sprawę, że latarka daje żałośnie wąski promień widzenia i może oświetlać tylko jeden kierunek na raz. A to coś mogło przylecieć przecież z każdej strony. Czasu na jakąś reakcję nawet gdyby miała farta i to coś “nadziało by się” akurat na oświetlane przez jej latarkę miejsce to pewnie i tak miałaby skrajnie mało. A jeszcze w pobliżu kręciła się druga para dorzucając swój chaos świetlnych promieni latarek, głosów słyszalnych w komunikatorów i operujących zaledwie kilka czy kilkanaście kroków dalej. Znaczy normalnie, jakby było światło i grawitacja to by pewnie tyle tych kroków było. Para naukowców skupionych wokół wypalacza czuła się w tych warunkach naprawdę nieswojo. Poza tym nie mieli łączności z resztą jednostki więc ani nie wiedzieli co się tam dzieje ani tamci nie wiedzieli co się dzieje u nich. A w razie alarmu czy innej kryzysowej sytuacji…

- Ale pójdziesz sprawdzić to pierwszy? - Veronica upewniła się patrząc na Wekesę gdy wzorem drugiej pary spinali swoje uprzęże. Twarz dziewczyny była słabo widoczna ale w głosie brzmiała mieszanina prośby i obawy. Informatyczka zdawała się mieć ochotę być gdzie indziej i robić coś innego niż sprawdzać tutaj, w ociemniałym i pozbawionym energii pomieszczeniu te podejrzane “coś” co wypatrzył spec od improwizowania napraw jednostki.

Dwójka złożona z technika i informatyka podryfowała w stronę tego podejrzanego obiektu. Oświetlany promieniami dwóch latarek dryfował spokojnie gdy dwójka załogantów zbliżała się do niego. Promienie latarek co chwila oświetlały ten przedmiot, to znów coś innego lub zasłaniał go jakiś dryfujący grat. Jednak zbliżyli się do tego czegoś bez większych przeszkód choć białowłosa wyraźnie oddawała w tym inicjatywę i pierwszeństwo technikowi. Zaczęło się gdy Abe z włączonym palnikiem w swoim skafandrze był już całkiem blisko tego czegoś. Prawie na wyciągnięcie ręki. Nie był to zwarty i jednolity obiekt a raczej zwinięte w kulkę coś. I wtedy się zaczęło.

To zwinięte w kulkę coś nagle ożyło. Ruch był tak nagły i zaskakujący, że w pierwszym błysku oka można było odnieść wrażenie, że to coś eksplodowało. Ale tylko w tym pierwszym momencie. Veronica krzyknęła alarmująco co świetnie słyszała w swoich słuchawkach także dwójka pracująca przy wypalaczu. Nagły ruch tego czegoś spowodował nagły ruch tego stworzenia. Ale ani ono ani dwójka ludzi będąca już w podobnym dryfującym ruchu ludzi niezbyt mogła coś z tym zrobić póki nie mieli się za co złapać czy od czego odbić. Stworzenie zahaczyło czy odbiło się od skafandra Wekesy. Albo próbowało go złapać. Temu jednak udało się strząchnąć z siebie te wielkopalczaste coś. Wówczas to poleciało czy skoczyło w stronę informatyczki. Ta znowu alarmująco krzyknęła. - Złapał mnie! - w słuchawkach pozostałem trójki rozległ się jej przestraszony okrzyk. Z bliska odlatujący od niej Abe widział jak te pająkowate coś jest na jej nodze. Ale dziewczynie jakoś udało się trzepnąć drugim butem w to coś i to coś znikło w ciemności odbite w jedna stronę. A dwójka ludzi doszybowało wreszcie do ściany w przeciwną. Znowu stracili to coś z oczu. Ale musiało być gdzieś blisko w tych ciemnościach. Rohan i Nivi nie widzieli co się dzieje u drugiej dwójki po sąsiedzku poza tym, że były jakieś krzyki i zamieszanie.



Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Julia



Kosmos był w ruchu. Teraz gdy skaner siedział nad konsolą swoich skanów miał na to dobitny przykład jakby jeszcze w ogóle go potrzebował. Liczby oznaczające i czas i przestrzeń mówiły to wyraźnie czarno na białym. Gdy wyskoczyli z hiperskosku ponad 2.5 h temu tachiony potrzebowały ponad pół godziny by dotrzeć do ostatniej w tym układzie planety. I jakieś pół godziny by dotrzeć z powrotem. A z tachionami wracała lub przybywała najszybsza porcja informacji o świecie zewnętrznym jakie mogły wyłapać skany. Teraz po tych ponad 2.5 h przebyli prawie połowę trasy. Już tej skorygowanej przez Pryę. Teraz skany potrzebowały już tylko jakichś 20 minut by przebyć dzielącą ich od orbity Dagon V odległość. Ale przez te 20 min “Archeon” znów skróci odległość więc w drodze powrotnej potrzebowały by już tylko jakichś 15 min. Niemniej to i tak ponad pół godziny od wysłania do otrzymania kontaktu. Obecnie jak każda załoga, każdego statku kosmicznego musieli pracować na danych przybywających z opóźnieniem. Tym większym z im dalszych odległości pochodziły. W końcu skany właśnie wychwytywały obraz z orbity Dagona V sprzed 20 minut.

Jedno jednak pozostawało niezmienne odkąd wyskoczyli bardzo, bardzo, bardzo awaryjnie w tym układzie. Dryfująca na orbicie jednostka wciąż nie reagowała w żaden sposób na żadne wezwania, skanowanie ani inne próby kontaktu. Nawet automatyczne respondery które były odpowiednikami świateł pozycyjnych wśród morskich czy atmosferycznych jednostek nie dawały znaku życia. Były dość nikłe szanse, że skany, skaner i Alex udało się zgapić jakąś próbę odpowiedzi po tak długim skanowaniu. Te dryfujące coś na orbicie gazowego olbrzyma przypominało porzucony wrak. A porzucone wraki były idealnym pryzowym dla każdej załogi. Nawet zdewastowany statek miał ogromną wartość nawet jeśli nadawałby się tylko do stoczni złomowej. Wystarczyło tylko dowieźć do jakiejkolwiek cywilizacji ten wrak pod swoją chorągiewką.

Żaden kapitan, skaner, nawigator czy naukowiec nie mógł się obejść bez swoich zabawek. Właściwie bez nich był skazany na żałośnie mały kącik swojej dziedziny ograniczony własnym umysłem i zmysłami lub zastępczym, poręcznym sprzętem nie mającym startu do profesjonalnych zabawek. Tak było i z kapitanem “Archeona”. Wszelkie profile i obrobione, wyselekcjonowane dane dostarczał komputer pokładowy. Niemniej człowiek po odpowiednim przeszkoleniu z odpowiednimi zabawkami stanowili zwykle uniwersalny zespół ludzko - komputerowo - roboci jaki zazwyczaj najlepiej się sprawdzał. Tak było też i tym razem. Zwłaszcza, że odległość od celu zeszła poniżej 10 ja co przy klasie skanów jakie mieli zamontowane na “Archeonie” zwykle uznawano za wchodzące już w bliższy zasięg. Choć z powodu ruchu i odległości te dane właśnie napłynął z powrotem gdzieś za te pół godziny. Na razie Tichy musiał operować na tych jakie skany i Alex zgromadzili do tej pory.

Robota nie była łatwa. Najbardziej charakterystycznym elementem jednostek kosmicznych była ich sygnatura energetyczna. Czyli emisja z silników, skanów, responderów, nadajników czyli wszystko co wydzielało jakieś ciepło, światło lub sygnał. Te jednak potrzebowały energii by działać a pozbawiony ich obiekt był równie ciekawy dla skanów jak kawał martwej asteroidy. Brakowało i skanom, i skanerowi, i komputerom pokładowym tego najbardziej czytelnego znaku rozpoznawczego wszelakich jednostek. A, że to coś dryfowało na orbicie nawet prędkości sensownie nie dało się zmierzyć poza tym, że właśnie dryfowało na stacjonarnej orbicie. Mimo to jednak coś się zmierzyć i zbadać udało.

Po pierwsze Tichy nabrał pewności, że mają do czynienia z dwiema różnymi jednostkami a nie jedną przerośniętą z jakimś dziwnym czymś. Po drugie skoro leciały jak jeden obiekt, więc pewnie jedna była documowana do drugiego. Po trzecie pod względem energetycznym obydwie były całkowicie martwe i bierne. A po czwarte duża jednostka nosiła wszelkie znamiona klasycznego frachtowca więc nie była żadną, bojową jednostką. Mała zaś musiała być jednostką podobną do korwety czyli jak i ich “Archeon”. Choć nie dało się z tej odległości stwierdzić na co ją stać. Mogła to być lekka kurierska jednostka a mogła być i ciężka kanonierka. W bojowym wariancie przy obecnym stanie “Archaona” jakiekolwiek starcie z jakąkolwiek bojową jednostką podobnej lub większej od swojej klasie mogło być widziane tylko w czarnych barwach. Nie mieli ani napędu, manewru, nie mogli w tym stanie wskoczyć w hiperprzestrzeń jak ostatnio, byli poszatkowani po poprzedniej walce, obrona antyrakietowa była zredukowana gdzieś o połowę a ze standardowych 4 wyrzutni torped dla jednostek ze swojej klasy Ranger IV mieli 2 ze względu na zainstalowanie hipernapędu. Nadzieja więc była albo w innych opcjach niż konflikt albo to, że tamta druga korweta jest w jeszcze bardziej zdezelowanej formie niż ich “Archeon”.



Śródokręcie; seg 6; pokł D; mesa; Prya



Prya opuściła swoją konsoletę nawigatora a potem sam mostek. Tlenu faktycznie od początku ogłoszenia alarmu bojowego, jeszcze przed rozpoczęciem walki z jednostką Floty w systemie Memphis skąd tak bardzo, bardzo, bardzo awaryjnie się musieli ewakuować było już mniej niż więcej. Wymiana butli była dość prosta. Wystarczyło przelecieć do pierwszej śluzy i tam wymienić pustawą już butlę na świeżą i nieużywaną. Dzięki temu znowu odnowił jej się zapas powietrza na kolejne 10 h. Z czego gdy dotrą w okolicę Dagon V pewnie zużyje gdzieś 1/4 bo powinno to zająć jakieś następne 2.5 h. I nieważne co się stanie na tej orbicie. Czy śmignął wokół niej, czy wyhamują i zadokują w cywilizowany sposób czy wpakują sie tam w coś czy kogoś z pełnym impetem.

Ze śluzy przeleciała głównym korytarzem na śródokręcie do mesy. Mesa była obecnie bardzo “messy”. Ciężko było stwierdzić co tu się rozłupało od oryginalnych trafień, co od awarii wtórnych a co od zwyczajnego stanu nieważkości. Ale w mesie panował chaos jak podczas tornado. Tylko puszczanym na bardzo zwolnionym tempie. Pojemniki z gotowymi do odgrzania potrawami, słoiki z czymś, puszki i z napojami, i energetykami, i piwem, konserwy, paczki z produktami kawopodobnymi, ocalałe butelki z promilami, suchary, nowoczesny chleb mniej lub bardziej udanie udający klasyczny wypiek z klasycznej piekarni a potrafiący nie tracić tego wrażenia przez tydzień po otwarciu. Wszystko dryfowało razem z wyrwanymi krzesłami, półkami i wszelkimi odłamkami. Było już widać wyraźniej większą skalę zniszczeń niż w dziobowych sektorach. Nie wszystkie światła działały a sporo migała alarmującą żółcią. Tam i tu kryły się plamy cieni gdzie bez latarki ciężko było dojrzeć co tam się kłębi. Sporo było półmroków lub dla odmiany drażniącego migania w oczy świateł alarmowych. Była też atmosfera więc było słychać wycie syren i denerwujace stuki, szelesty, chroboty gdy to wszystko w tym spowolnionym chaosie ocierało się o siebie, ściany albo skafander nawigator. W rogu pod sufitem o dziwo nadal uchowało się grające holo. Nawet bez połącznie z resztą sieci potrafiło wyświetlać nagrane wcześniej newsy, programy czy filmy zgromadzone w pamięci swojej lub Alex.

Mimo to jednak Prya wleciała do środka i choć musiała trochę się naszukać zaczynała znajdować kolejne produkty mające sprawić jej żywot przyjemniejszym a przede wszystkim bardziej sytym. W końcu sterowanie jednostką przez kilka godzin z rzędu było męczące i stresujące. Nie czuła ruchu całej jednostki ale wiedziała, że lada chwila powinna ona wejść w zaprogramowany wcześniej manewr jaki w końcu na samych manewrówkach wyprofiluje ich tak, że wrócą znowu dziobem na kurs kolizyjny z tym czymś na orbicie. No chyba, że zostanie przywrócone zasilanie. Wówczas nawet zadokować w cywilizowany sposób by mogli. Przez ten błysk żółtych świateł alarmowych, orgię błyskających świateł przeplatanych z cieniami nicującymi mesę i sąsiadującą z nią kuchnię ciężko było słuchać własnych myśli. A przynajmniej było to dość drażniące i niepokojące. Właściwie gdy nawigator miała świadomość, że jest tutaj sama to nawet trochę strasznie tu było. Najbliżej byli Drake i Linda ale w sąsiednim segmencie w zbrojowni. Z mostkiem mogła połączyć się jeszcze przez systemy Alex. Z czwórką co zniknęła w zdewastowanych rejonach rufy nie było żadnej łączności i nawet skany Alex ich nie pokazywały więc nie było co liczyć, że coś by mogli realnie jej pomóc w czymkolwiek. Na dobre czy na złe miała w tej chwili całą messy mesę dla siebie.



Śródokręcie; seg 5; pokł D; zbrojownia; Linda i Drake



No i byli zwarci i gotowi. A przy okazji całkiem nieźle objuczeni. Broń, amunicja, pancerze, oporządzenie taktyczne wszystko to znacząco dopełniało obraz sylwetek tak bardzo, że teraz standardowy skafander zdawał się tonąć pod tym wszystkim. No i jakoś z automatu obydwie sylwetki wyglądały bardziej bojowo i kojarzyły się z policyjnymi lub wojskowymi klimatami. Według wskazań Alex w sąsiednim segmencie była Prya a na mostku zostali Tichy i Julia. Z resztą dalej nie było żadnego kontaktu.


---




Układ Dagon; 02:35 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Rufa; Silvia



Tak. Zrobiło się zdecydowanie przyjemniej. Cieplej. Zawartość podgrzewanego kubka przemknęła przez usta i gardło aktorki lądując w żołądku. Przełknięty ciepły posiłek przyjemnie rozgrzewał od środka no i sycił przy okazji. Zdołała nawet ogrzać swoje dłonie od tego chemicznego ogrzewacza w pojemniku. Niestety wiedziała, że reakcja chemiczna pozwalala mieszaninie działać przez dość krótki czas. Znalezione ubrania też zdołały się ogrzać. Co prawda ogrzewały się od ciepła jej własnego ciała ale i tak spowalniały proces wyziębiania się. W efekcie wydawało się, że jest tutaj cieplej.

W świetle trzymanej latarki znalazła coś jeszcze poza cichym, błyszczącym w jej świetle szronem pokrywającym chyba wszystko. Znalazła apteczkę. Używaną. Z rozrzuconą chaotycznie zawartością i po samym pudełku i po panelu na jakim leżała. I też ślady krwi na niej. Zupełnie jak ktoś by wyrwał ją ze ściany i gorączkowo usiłował z niej skorzystać. Ale jednak znalazła strzykawkopodobne jednorazówkowe gotowce do użycia. Jeden stimpak leżał nadal na swoim miejscu w pudełku jakby go ktoś nie zdołał użyć. Drugi znalazła gdy przeglądała rozdeptane czy rozgniecione fiolki na podłodze. Ocalały stimpak leżał pod panelem pewnie zgubiony i zapomniany. Był też klasyczny bandaż poza tym jednak apteczka została już nieźle wybebeszona wcześniej.

W zestawie ratunkowym przy jakim pierwotnie wisiała umocowana apteczka znalazła też trzy chemiczne race. Dawały blade światło sadząc po oznaczeniach błękitne. Powinny świecić kilka godzin chociaż stopniowo światło słabło ale za to nie wymagało baterii. Była też klasyczna krótkofala i comlink. Krótkofale często były używane jako rezerwowe środki łączności odporne na impuls EMP niszczący bardziej zaawansowany sprzęt. Comlink był zaś podstawowym środkiem łączności pozwalającym na swobodną komunikację przez słuchawkę i głośniczek a więc nie zajmował żadnej dłoni ani kieszeni. Niestety oba były martwe. Czy dlatego, że jak wszystko tutaj było pozbawione energii czy dlatego, że na serio były martwe tego De Luca nie była z samego patrzenia i ważenia w dłoni stwierdzić. Musiałaby je podładować a bez źródła energii było to trudne. Oba sprzęty łączności wciąż były wpięte w gniazda ładowarki więc energii musiało nie być w całym pomieszczeniu. Czyli nie odbiegało standardem od kawałku jaki dotąd tutaj zwiedziła.

De Luca wiedziała, że jakaś energia jednak musiała się zachować na tym statku. Przecież skoro chodziła na dwóch nogach to znaczy mieli tu grawitację. A by była grawitacja musiały działać grawitory. A by działały grawitory musiał działać reaktor. A jak to wszystko było to gdzieś ta energia musiała być. Ale widocznie wszystko zostało powyłączane albo uległo solidnej awarii skoro zwykłego światła nawet nie było ani energii do otwierania drzwi. Przynajmniej w tych sektorach co właśnie zwiedziła. No a reaktory zwykle montowano gdzieś na rufie.

W upiornie bezludnej sterówce światło latarki wydawało się jeszcze bardziej podkreslać tą nienaturalność scenerii i samotność jej operatorki. Powinno być tu światło, ludzie, ich głosy, rozmowy no i inne ślady ludzkiego, cywilizowanego życia. A było ponuro i nienaturalnie jak na cmentarzu lub pobojowisku. Zamiast głosów panowała cisza, zamiast światła ciemność, zamiast pikania paneli kontrolnych martwota ciemnych brył sprzętu. Przez to trzaski i naprężenia metalu jakie niosły się bezustannie wydawały się jeszcze bardziej wwiercać w uszy. Niosły się przez korytarze, drzwi, ściany i wywietrzniki.

Wreszcie jednak Silvia znalazła coś ciekawego. Znalazła płytę techniczną która pozwalała zajrzeć do trzewi paneli. Gdy uklękła i poświeciła latarką przez szczeliny dojrzała standardową kostkę energetyczną. Kloc wielkości sześciennej piłki futbolowej ważył pewnie zbyt wiele by go gdzieś dalej z sensem taszczyć. I pewnie też był wypruty z mocy. Ale przepisy BHP też miały swoją moc nie tylko urzędową. I obok była druga kostka właśnie na wypadek awarii. Jeśli działała to wystarczyło odkręcić płytę techniczną, przepiąć co trzeba z jednej kostki na drugą i wówczas panele powinny ożyć. Jak ich jakieś EMP nie spaliło to powinny zaświecić się i pokazać co kryją w sobie. Wówczas byłaby szansa czegoś się dowiedzieć. Jednak w szumiące i brzęczące dźwięki niesione przez pokłady wdarły się nowe. Ostrzejsze i krótsze. Jak pracujący mechanizm lub serie z automatów. Ale daleko. Albo tak bardzo wytłumione, że wydawały się daleko.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline