Rozsypujący się kaflak dawał trochę ciepła. Jego dodatkowym atutem było to, że po usunięciu kilu cegieł dało się ustawić gar. Roztapiał się w nim śnieg. Po chwili Wajcha wrzucił tam kawałek suszonego szczura..
„No dalej, dorzućcie co to kto tam ma.. zupe się zrobi..”
Wędrowcy rozglądali się po pomieszczeniu. Wyglądało że ktoś próbował w nim przeżyć.. zabite deskami okna, dwa łóżka, kilka materacy.. no i piec na którym można było gotować. Niestety okazało się że było to zbyt mało- w korytarzu walało się kilka piszczeli i czaszka (wszystko to wymiótł Wajcha, szykując legowiska).
Wszyscy zgromadzili się w pomieszczeniu (jakimś dawnym salonie zapewne). Piec nie nagrzał się jeszcze, zamróz wychodził ze ścian.. no ale było przynajmniej coś koło zera. Bruno posiedział chwilę, przeżuł kawałek placka i oznajmił że idzie na wartę..
Pozostałych ogarnął błogostan (szczególnie dotyczyło to Ruska, który dostał kolejną pigułę i wyro z grubym, wygodnym materacem).. Ktoś zzuł buty, ktoś rozpiął kapotę.. inny czyścił klamkę… sielanka.
***
Gruby dopadł szopki.. pozwolił sobie na kilka sekund bezczynności, a następnie zaczął ładować pestki do giwery..
„Szybciej, szybciej” Z budynku mleczarni wypadło dwóch prawie gołych gnojarzy… Biegli ku niemu uzbrojeni w jakieś pały… Wystrzelił tylko raz. Wystarczyło. Jeden z nędzarzy dostał w pierś. Upadł w śnieg, próbował wstać, potem począł się czołgać z powrotem. Drugi zwyczajnie zawrócił …