W ciągu dnia Pepik pozbył się ciała, ładując je na wózek i odwożąc do miejskiej kostnicy. Potem zdał relację, oznajmiając, że przekonał pracowników Gildii i strażników, że nieboszczyka znalazł w pobliżu domu, pod murem już martwego. Zeznał, że trup był nadpalony na skutek uderzenia pioruna, który trafił w stalowe ogrodzenie otaczające dom i, że z pewnością nieszczęśnik usiłował wkroczyć w bardzo złym momencie na posesję, celem obrabowania mieszkańców. Sprawa ponoć była w toku.
Kugelschreiber był tak pochłonięty prezentacją swoich wynalazków, że niemal nie miał czasu aby porozmawiać z Wolfgangiem. W przelocie tylko rzucił kilka słów na temat obserwacji, które jednak twardo stąpającemu po ziemi magowi wydały się bredniami wyssanymi z palca. Udało mu się natomiast znaleźć całkiem przydatny wynalazek, który Kugelschreiber nazywał Kugelmatyczną Lunetą Kątową. Był to drewniany tubus, w którym zamontowano zespół luster, umożliwiający widzenia ponad głowami tłumu bądź z ukrycia. Problem polegał na tym, że obraz był nieco pomniejszony i odwrócony do góry nogami.
-
Nikt nie próbofał latać. Nie snalasłem chętnych do podjęcia próby, a mój nieoceniony Pepik jest za cienszki - wyjaśnił Kugelschreiber Axelowi. -
Ale mosze Ty spróbujesz? Fyglondasz na takiego, co ma odpofiedni fsrost i fagę. Spójsz, tu som linki sterujące, a tu fkłada siem nogi...
Zingger uciekając od pokazu szalonego naukowca, wdał się w rozmowę z niziołkiem, chcąc uzyskać odpowiedzi na dręczące drużynę pytania. Skoro Kugelschreiber nie był odpowiednią osobą, to może jego zarządca...
-
Nie vidi sem mi to, że ów porażony był w zmowie z bandziorami. Po cóż miał przyłazić? Wszedł do domu, bo pewnie chciał co ukraść, a że Herr Kugelschreiber jeszcze pracował, to natknął się na niego i spłoszył. Nic nie zabrał, bo nie zdążył. Albo może na jakie przeszpiegi przylazł? Przecież ktoś w końcu znajdzie zastosowanie dla tego złomu i badziewia, prawda?
Wieczorem, już po wyśmienitej kolacji, gdy Kugelschreiber wybierał się do pracowni, a Pepik serwował dokładkę deseru, od strony drzwi wejściowych dobiegł łomot. Nim ktokolwiek zdążył wyjść z jadalni, łomot nasilił się i drzwi wejściowe zostały wyważone. Stało w nich pięciu mężczyzn. Wszyscy byli zamaskowani; na głowach mieli kaptury, na twarzach chustki. Trzech miało kusze, dwóch okute pałki. Natychmiast po wejściu do korytarza, przezornie rozdzielili się, aby nie stanowić zwartej grupy.
-
Kugelschreiber! Bez głupstw. Tylko zapłać i się wynosimy - powiedział szósty mężczyzna, który wszedł za tamtymi pięcioma. I zanim wynajęci bohaterowie cokolwiek zrobili, wynalazca wyszedł na spotkanie drabów, stając dokładnie pomiędzy dwoma grupami. -
Pepik... Pszynieś pieniondze...