Ciepły posiłek i dodatkowe ubrania na trochę odwlekły widmo zamarznięcia żywcem, ale tylko na trochę. De Luca już nie trzęsła się z okropnego zimna, wiedziała jednak że poprawa sytuacji jest chwilowa. Chemiczny ogrzewacz wkrótce przestanie działać, przestając przesyłać do zgrabiałych dłoni ożywcze ciepło. Na razie było dobrze, wróciły chęci do życia i wola walki. Już nie chciała położyć się w kącie i zasnąć - zaczynała się wściekać, a to dobry znak.
Gdzie podziali się ludzie, co tu się u licha stało? Krew i porozrzucane stimpaki podpowiadały napad, chociaż czego potencjalni napastnicy szukali na statku przewożących bydło? Odpowiedź przyszła nagle, razem z warkotem broni dobiegającym gdzieś z głębi ciemnych, mroźnych korytarzy.
Ktoś tam walczył, a sokor walczył znaczyło że żył! Może jej porywcze natknęli się system obronny statku, albo… na pewno chciała wiedzieć?
Bycie samemu miało sowje plusy - nikt nie sapał jej w kark, ani nie zmuszał do siedzenia w zamknięciu. Minusami z pewnością był brak wsparcia i kogoś, kto pomógłby tam, gdzie Silvia sobie nie radziła… odezwał się, pocieszył. Powiedział, że mimo przeciwności losu jakoś z tego wyjdą.
- Ogarnij się - mruknęła pod nosem, kręcąc jasną głową na boki. Korciło żeby iść i sprawdzić kto hałasuje w oddali, ale rozsądek podpowiadał siedzenie na tyłku. Nie miała broni, nie wiedziała co się tu dzieje. Kto z kim walczy i dlaczego. Pójdzie zobaczyć i wpakuje się prosto w jeszcze gorszy syf, niz ten w którym aktualnie siedziała.
Zamiast lecieć na złamanie karku tam gdzie hałas i życie, Silvia zebrała lightsticki, stimpaki i bandaże, upychając je po kieszeniach bluzy, a potem kucnęła pod blatem, biorąc się za podłączenie zapasowej kości. Informacje mogła też zdobyć samodzielnie, bez pchania się między walczących. Trzeba też było spróbować przedostać się dalej. Jeszcze parę śluz i może ( z naciskiem na może) uda się jej coś konstruktywnego zdziałać. Przywrócić energię, wysłać wiadomość zbliżającej się jednostce.
Znaleźć broń.
Z bronią poczuje się bezpieczniej.