Trochę i racji było w tym, co mówił strażnik. Szli do lepszej dzielnicy, a jej mieszkańcy z pewnością nie mieli ochoty, by pod ich nosami paradowali uzbrojeni po zęby obwiesie. Problem jednak na tym polegał, iż Detlef ani się obwiesiem nie czuł, ani też, w swym najlepszym stroju, na obwiesia czy włóczęgę nie wyglądał.
- Bandyci napad na dyliżans zrobili - powiedział - a gdyśmy im odpór dali, to potem trzeba było ich do końca wytłuc, wraz z ich kompanami. Na szczęście Myrmidia nam pobłogosławiła.
- A co do broni... Kto wydał pozwolenie, by szlachcicowi, w pięknym imperialnym mieście, broń odbierać? - spytał. - Jestem przekonany, że to jakaś pomyłka, którą łatwo da się wyjaśnić. |