Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2018, 23:33   #342
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
- Niestety tak, banda wściekłych reniferów i plotki o dziwnie zachowujących się zwierzętach tutaj w Islandii. Ale jak to nam ma pomóc? – Zapytała wyraźnie zainteresowana tematem.
- To pierwiastek chaosu. Takiego czystego. Przez lata woda zbiera nagromadzenie Fluxu, a kiedy osiąga stan przesycenia, zaczyna nim promieniować na całą okolicę... zaburzając funkcjonowanie wszystkiego. I nasi detektywi w osiemdziesiątym szóstym roku odkryli, że woda z Błękitnej Laguny posiada szczególne właściwości w tym szczególnym okresie. Otóż wylana na jednostki o Podwyższonym Poziomie Fluksu… destabilizuje ich właściwości. Być może możemy to wykorzystać. Gdybyśmy udali się tam i zaczerpnęli jej, po czym wrócili i wylali na haltiję… możemy jedynie gdybać. To bardzo ryzykowne. Może sprawi, że kompletnie zapomni wersetu. A może zmieni się w ten sposób, że nałożone na nią ograniczenia zostaną zdjęte. Myślę, że warto spróbować. Choć spodziewać możemy się wszystkiego. Uważam, że istniałaby możliwość, aby dyskretnie wyprowadzić cię poza obręb Domu Nordyckiego, kiedy my w nim będziemy reagować na to oblężenie. Uprzedzając pytanie, nikt nas de facto jeszcze nie zaatakował, jednak samochód zaparkował tuż przed budynkiem, więc to raczej kwestia czasu. Pytanie brzmi, czy byłabyś w stanie zdecydować się na podjęcie takiej misji.
- Teraz nadążam… - zastanowiła się przez chwilę. – Nie mamy nic do stracenia, bo jeśli nawet zapomni czy cokolwiek stanie się, że nie będzie w stanie wyjawić tego wersu będzie z korzyścią, bo nikt go nie zdobędzie. Mogę mieć tylko nadzieję, że Atte blefował z tą protezą… Mogę iść, tylko gdzie?
- Przyjedź na górę, ja będę już na ciebie czekała przy windzie. Z Domu Nordyckiego prowadzi kilka wyjść, równie dobrze możemy opuścić go nawet przez okno, jeżeli będziemy musiały. Taksówki w Reykjaviku bardzo dobrze kursują i tak właściwie przezornie zamówiłam już jedną. Bo obawiam się, że nie będziemy mogły wyjść frontem i skierować się do samochodu, którym tutaj przyjechaliśmy. Mogłoby to być zbyt niebezpieczne.
- Dobra, to idę. – Zwróciła swe kroki do windy, po czym odezwała się do sowy. – Muszę na razie iść, ale mam nadzieję, że jeszcze wrócę.
- Powodzenia - mruknęła haltija. - Rozumiem, że znaleźliście wyjście z sytuacji. Mam nadzieję, że będą wam sprzyjać odpowiednie wiatry - dodała uprzejmie i dość poetycko.
Kiedy Lotte odchodziła w kierunku windy, ujrzała, że sowa na powrót zaczęła przysypiać. Wyglądało na to, że tak naprawdę nic nie mogło na długo przerwał senności haltii.

Visser nacisnęła przycisk i winda szybko przetransportowała ją na wyższe piętro.
- Gotowa? - zapytała Katherine, po czym ruszyła korytarzem, tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi. - Musimy się spieszyć… bardziej, niż nam się wcześniej wydawało.
- Czemu? – zapytała zaniepokojona. – Co z telefonem, kontakt z Edem przyda się chyba?
- Z powodu tego samochodu. Widziałam, że wyszli z niego ludzie. Sześciu mężczyzn. Na razie rozmawiają spokojnie. Najprawdopodobniej jeszcze nie wiedzą, że odkryliśmy ich obecność. I w sumie to słuszne założenie, bo gdybyś nie zaproponowała wyjścia na świeże powietrze, totalnie zaskoczyliby nas. Nie spieszy im się za bardzo, jednak nie wiemy, co siedzi w ich umysłach i kiedy zrobią szturm na Dom Nordycki. I choć jest tutaj wiele moich klonów, to wystarczy trafić jednego, aby poczuły wszystkie. Dlatego pospiech jest ważny.

Katherine rozglądała się po korytarzu. Zmarszczyła oczy, patrząc na drzwi.
- To te. Tylne wyjście.
Chwyciła za klamkę i spróbowała otworzyć przejście… lecz było zamknięte.
- Kurwa… nie mam klucza - nerwowość wręcz wylewała się z Cobham. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. - Musi wystarczyć. Ach, i tak, telefon - wspomniała chaotycznie.

Skoncentrowała się przez moment i wnet powstała druga kopia Katherine. Chwyciła telefon Edmunda i pobiegła w kierunku holu.
- Ten jeden problem z głowy - rzekła ta Cobham, która została. - Jesteś w stanie przejść? - spojrzała na rozwarte na oścież okno.
- Czyli możemy założyć, że chcą dorwać przepowiednię, a nie podziwiać talentu architektonicznego Aalto? – Ni to stwierdziła ni to zapytała. – Chyba zmieszczę się, boczki jeszcze nie wylewają mi się.
- Dobrze - kobieta skinęła głową, nie komentując niczego szerzej. Wpierw na zewnątrz wyskoczyła Visser. Sprawnie wylądowała na obydwu nogach. Za nią pospieszyła Katherine.

Wnet obie kobiety znalazły się poza murami Domu Nordyckiego.
Lotte spojrzała w bok na parking. Światło nie było zbyt korzystne, jednak kiedy zmrużyła oczy, dostrzegła wspomnianych przez Katherine mężczyzn. Jeden z nich wyciągnął z bagażnika sportową torbę. Wystawała z niej metalowa lufa, która pobłyskiwała w świetle latarni. Cobham przystanęła chwilę obok Lotte, spoglądając w tym samym kierunku.
- Jeżeli chcą podziwiać talent architektoniczny Aalta… - zaczęła - ...to w bardzo ekstremalny sposób. Tak mi się przynajmniej wydaje - głęboko westchnęła.
Tymczasem wszelkie światła w Domu Nordyckim zgasły. Wyglądało na to, że Edmund i Katherine przygotowywali się do bitwy i chcieli skorzystać ze znajomości terenu.
- Cóż… Zróbcie może takie pułapki jak Kevin, na pewno widziałaś film Kevin sam w domu. Powinno zadziałać… Tam pozamiatało włamywaczy. – Uśmiechnęła się szeroko, drwiąc. Po chwili jednak przybrała poważny ton. – Może nie będzie możliwości wrócić tu nawet…
- Nawet tak nie mów - Katherine westchnęła głębiej.

Następnie ruszyły biegiem w bok, oddalając się od sceny przed Domem Nordyckim.
- Przypomina mi się… bieg na… Zieloną Górę… to był… koszmar… - kobieta rzęziła.
Lotte nie odczuwała tego w ten sposób, gdyż od tego czasu ćwiczyła na siłowni, wzmacniając sylwetkę. W przeciwieństwie do Katherine, która raczej wydawała się w gorszej formie. Z drugiej strony była znacznie starsza od Lotte… choć niekoniecznie przyznałaby się do tego... i nie mogła posiadać jej kondycji.
Visser spostrzegła samochód zaparkowany na uboczu.
- Trafił…! - Cobham wydawała się niezwykle zaskoczona, że taksówkarz w pełni zastosował się do jej pospiesznych wskazówek.
- Na tej misji, jedyne na co możemy liczyć, to taksówki. Jeszcze ani razu nie zawiodły. – Rzuciła równie zadowolona co Kate. – Daleko mamy stąd?
Katherine jęknęła.
- Pięćdziesiąt kilometrów. Ale zamierzam dobrze zapłacić. Bardzo dobrze - rzekła, jak gdyby taksówce miały wyrosnąć skrzydła po uiszczeniu kierowcy odpowiedniej kwoty.

Kobiety lekko zadyszane przystanęły przy samochodzie. Katherine otworzyła drzwi obok kierowcy i jako pierwsza wgramoliła się do środka.
- Gdzie panie zmierzają? - zapytał mężczyzna, w ogóle nie komentując dziwacznej pory oraz okoliczności.
Lotte poszła za przykładem koleżanki i wsiadła do samochodu, jednak pozostawiła rozmowę z taksówkarzem Cobham, nie znała dokładnej lokalizacji. Pokonanie stu kilometrów w dwie strony wcale krótko nie zajmie, a Ed jednak był śmiertelny. Miała obawy, że mimo zdolności kolegi, może stać mu się coś złego.

- Błękitna Laguna! - Katherine krzyknęła być może nieco zbyt głośno. - Błękitna Laguna, proszę pana!
Mężczyzna spojrzał niepewnie na Cobham. Bez wątpienia zaczął zastanawiać się, czy postąpił rozsądnie, przyjmując te zlecenie. Atrakcyjna blondynka siedząca obok niego nie wydawała się być pod wpływem alkoholu, ani narkotyków, ale to jednak nie znaczyło, że nie była szalona.
- Gaz do dechy! - Katherine zagestykulowała rękami.
Taksówkarz postąpił zgodnie z jej prośbą. Visser aż przekrzywiła głowę z wrażenia, wytrącając się z zatroskania o kolegę pozostawionego na pastwę wrogów. Zapięła szybko pasy, przyglądając się Kate, jej ekspresja i determinacja była godna podziwu.

Kolejne minuty zlepiały się w kwadranse, kiedy przemierzali kolejne kilometry dzielące Reykjavik od luksusowego ośrodka. Cobham co chwilę popędzała taksówkarza, który wnet zaczerwienił się, kompletnie skupiony na drodze. Wyglądał tak, jakby miał za chwilę zejść na zawał.
- Atakują - Cobham w pewnym momencie obróciła się i spojrzała na Visser siedzącą na tylnym siedzeniu. - Próbują wyłamać łomem drzwi.
Kierowca spojrzał dziwnie na blondynkę, jednak w żaden sposób nie skomentował jej zachowania. Zdawało się, że wolał nie narażać się zapewne niepoczytalnej kobiecie.
Wyjechali na drogę prowadzącą w stronę lotniska. Właśnie nią jechali we trójkę, kiedy niepokorne stado nieoczekiwanie wyskoczyło na jezdnię. Na szczęście tym razem żadne zwierzęta nie zdecydowały się przeszkodzić im w dojeździe do Błękitnej Laguny. I dobrze. Liczyła się każda sekunda, minuta… a te mijały zbyt szybko.

Wysiadły z taksówki prawie godzinę po rozpoczęciu jazdy. Kierowca oddychał głęboko. Wyciągnął z kieszonki materiałową chusteczkę, którą przetarł pot spływający po czole.
- Należy się... - spojrzał na licznik.
- ...dużo pieniędzy - dokończyła Cobham. Wręczyła mu plik banknotów, od których oczy zaświeciły się mężczyźnie. Wydawało się, że mimo wszystko szaleńcza, nocna jazda bardzo mu się opłaciła.

Kobiety wyszły na zewnątrz.
- Musimy się spieszyć - Katherine stwierdziła oczywistość.
- Raczej – Lotte rozprostowała z przyjemnością nogi i plecy. – Chodźmy.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline