Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2018, 00:46   #21
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 5

Czas: 1940.II.16; godz. 22:50
Miejsce: południowa Norwegia; wody Jossingfjord; pokład “Altmark”, śródokręcie
Warunki: noc, mroźno, deszcz ze śniegiem, dość silny wiatr, średnie fale



st.ag Baumont i mł.ag Wainwright



Zamiast od celów zaroiło się od kropel. W świetle latarki młodszego agenta Wainwriht’a wrócili do drzwi i schodów gdzie niedawno rozstali się z pozostałą trójką z ich uszczuplonej już na starcie grupy. Wbiegli poziom wyżej gdzie po otworzeniu drzwi okazało się, że światło już tutaj jest. Tam znowu wbiegli poziom wyżej tym razem wybiegając na jakąś galeryjkę wokół nadbudówki. Musieli być już jakieś 3 - 4 poziomy ponad głównym pokładem. Do tego najwyższego gdzie powinien być mostek nie mogło być zbyt daleko. Z poziom lub góra dwa. Za barierką widać było szalupę położoną poziom niżej. No i jak znaleźli się na zewnątrz przywitała ich znowu ta śnieżna zawieja z jaką borykali się już na pokładzie głównym obydwu jednostek.

Na zewnątrz też mieli znacznie lepsze słuchowisko niż wewnątrz. Wydawało się, że strzelanina przybiera na sile. Ta od strony rufy bo ta na górze, dokąd zmierzali umilkła chwilę temu. John miał okazję stwierdzić trzymanie jedną dłonią i karabinu i latarki to bardzo problematyczne zajęcie. Ręki robiło się mało. Zwłaszcza jak trzeba było przemieszczać się po mokrym, chybotliwym pokładzie i w takiej pozycji był kłopot gdy nie dało się użyć rąk do balansowania ciałem czy przytrzymania się czegokolwiek. Strzelanie nawet w bezruchu też zapowiadało się na trudniejsze niż bez latarkowego udziwnienia bo uchwy lewej reki na łożu karabinu był dość słaby.

Strzelanina trwała ale głównie od strony rufy. Wydawało się, że walki toczą się głównie w rufowej nadbudówce. I brzmiało jakby strzelających luf przybyło. Czy to ktoś pozbierał brytyjskich marynarzy i skoordynował atak w jednym punkcie czy to niemieccy marynarze zaczęli odpowiadać ogniem tego nie dało się w tych warunkach rozpoznać będąc dobre kilkadziesiąt metrów nocnej, śnieznej zawiei dalej na drugiej, centralnej, nadbudówce. Ale i tutaj było co robić a Niemcy nie zamierzali rezygnować z oporu. Ale mimo tu któryś z porywów wiatru przyniósł charakterystyczny okrzyk "Navy's here!" jakim nawoływali się Brytyjczycy.

- Uwaga! - krzyknął ostrzegawczo marynarz z ich eskorty. Odwrócił się za siebie do sylwetek jakie pojawiły się na rogu jaki właśnie ich trójka przeszła.

- Feuer!* - krzyknęła jedna z tych sylwetek. Trzymali coś i szybko okazało się co. Strumień wody trafił najpierw brytyjskiego marynarza który był najbliżej nich i sobą zasłaniał pozostałą dwójkę. W niego poszedł pierwszy strumień wody z sikawki strażackie. Mimo, że zdążył wystrzelić albo odruchowo nacisnął spust przy trafieniu to siła wody rzuciła go na plecy Gabrielle. Ta może by nie upadła ale gdy pierwotny cel zniknął cała siła sprężonej wody poszła w nią powalając ją na podłogę. Teraz przyszła kolej na trzeci cel. John poczuł na sobie lodowaty kopniak wodnego uderzenia który wydawał się przenikać przenikliwym zimnem aż gdzieś tam do wnętrza trzewi. Uderzenia jak wodna pięść wybiło mu powietrze z płuc. Był jednak najdalej od macierzystej załogi i sekundę czy dwie ale trafiło go jednak później niż pierwszą dwójkę. Woda rzuciła go na barierkę i tylko dlatego nie upadł. Latarka wypadła mu z dłoni i spadła na ten dach niższego poziomu i potoczyła się ku umocowanej tam szalupie. Bez dostania się na ten dach nie było szans ją sięgnąć. Ale udało mu się utrzymać karabin.

Był już właściwie na końcu tej galeryjki do jakiego dotąd zmierzali. Mógł spróbować otworzyć drzwi w ścianie by dostać się do wnętrza nadbudówki albo zmierzać w kierunku schodów. Schody były wystawione na ataki kogokolwiek ale przy nich była ta sama barierka jakiej strumień wody chyba nie powinien przebić. Mogła więc dać osłonę. Na szczęście dla nich Niemcy mogli tym wodnym atakiem polewać tylko jedną osobę z ich trójki. Widząc, że powalili trójkę napastników i ci czołgali się obezwładnieni lodowatym strumieniem teraz po kolei szorowali ich igłami lodowatego strumienia pilnując by żaden z nich nie wstał. Każdy z brytyjskiej załogi abordażowej miał więc tylko moment gdy strumień koncentrował się na kimś z pozostałej dwójki. Musieli coś wymyślić. Woda w takim stężeniu odbierała dech i siły. Dołączała się do mrozu panującego na zewnątrz i jasne było, że nikt zbyt długo takich warunków nie wytrzyma.


*Feuer - (niem) ogień. Tutaj polecenie otwarcia ognia.


mł.ag Gulbrand



Snajpera nie było. Ale był jakiś waleczny, niemiecki załogant. Gdy bosmanmat otworzył drzwi wsadzając zgodnie z poleceniem Norwega swój hełm na próbę przez pierwszy moment nic się nie działo. Ale nagle ta ostrożna próba najwyraźniej została jednak dostrzeżona przez Niemców bo doczekała się reakcji. Brytyjczyk nagle wrzasnął boleśnie gdy drzwi nagle trzasnęły i przycięły mu ramię. Jasne było, że ktoś od środka musiał mu je przytrzasnąć tymi drzwiami.

- Verdammt! Engländer!* - krzyknął równie zdenerwowanym głosem ktoś ze środka. Bosmanmat jednak nie ustępował. Naparł barkiem na drzwi by wyważyć je na tyle by cofnąć ramię albo może i dostać się do środka. O efekcie zaskoczenia na mostku nie mogło już być w tej chwili mowy. Z wnętrza dobiegały krzyki Niemców. Byli zdenerwowani, może przestraszeni ale nie tracili głowy. Agent Spectry słyszał jak wewnątrz ktoś każe wezwać posiłki na mostek by go bronić.

Bosmanmat nagle wpadł do środka pomieszczenia. Przesiłował wreszcie Niemca a może to ten puścił nagle drzwi. Efekt był taki, że brytyjski podoficer wpadł do wewnątrz i pociągnął ze sobą Niemca który dotąd blokował te drzwi i napastnika. Obydwaj zaczęli zmagać się teraz na podłodze mostka. Leżeli na boku i jeden i drugi usiłował wejść na klatę przeciwnika co dałoby mu jasną przewagę w dalszej walce.

Drzwi na mostek zostały otwarte. Teraz i reszta załogi mostka i agent ze wspierającym go marynarzem widzieli się nawzajem. Niemcy zrobili użytek ze swoich Lugerów i chyba ze dwóch otworzyło ogień w stronę drzwi. Co prawda żaden nie trafił ale drzwi były pod ostrzałem. Niezła była jeszcze widoczność przez pas okien przed frontem i częściowo po bokach mostka. Dało się przez nie i widzieć i strzelać w obie strony. Chyba, żeby Norweg z brytyjskim marynarzem schylili się poniżej tych okien to nie powinni być widoczni dla załogi mostka. Tylko wówczas oznaczałoby to pozostawienie bosmanmata Barnesa samego sobie.

- Co robimy sir? - zapytał Gordon mrużąc oczy przed wizgającym ołowiem i rykoszetami jakie wypadały przez otwarte drzwi.


*Verdammt! Engländer! - (niem) Cholera, Anglicy!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline