Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2018, 02:35   #343
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Ósmy werset - część pierwsza

Droga powrotna okazała się nieco bardziej zakorkowana. Było w pół do czwartej i pierwsza fala samochodów zmierzała do domu. Jako że Casa Corner znajdowała się na skrzyżowaniu jednych z najważniejszych ulic Aalborgu, to powrót do hotelu okazał się nie aż tak sprawny, jak się spodziewali. Mimo wszystko po kwadransie zajechali na parking. Wyszli na zewnątrz. Elfia pieśń przestała ciągnąć się z leśnych okolic. Zapewne bracia Emerensa znudzili się muzyką i wrócili do domu.
Ruszyli w stronę głównych drzwi wejściowych.
- Zakładam, że będziesz chciała od razu ruszyć do swojego apartamentu. Ja przyszykuję ci ubrania - rzekł Fortuyn, kiedy byli w połowie drogi.
Alice kiwnęła głową
- Tak. Zdecydowanie. Zostawię drzwi otwarte, żebyś mógł mi je wnieść - powiedziała spokojnym tonem, po czym pozbierała kosmyki wilgotnych końcówek włosów i spróbowała je jakoś ułożyć na ramieniu.
- Mam nadzieję, że nie wpadniemy na twoich braci, którzy zaczną zadawać za dużo pytań na temat tego jak wyglądamy - rzuciła i zerknęła na jego nagą klatkę piersiową, a potem na swoje całkiem odsłonięte nogi i ubrudzoną torbę w ręce.
- Nawet tak nie żartuj - Emerens wydawał się szczerze zaniepokojony tą perspektywą, która wydawała się jak najbardziej możliwa. - Jednak cieszę się, że nie ma rodziców. Tego bym nie wytłumaczył. Zwłaszcza, że mój ojciec bardzo lubi Floortje. On i jej ojciec są przyjaciółmi od dzieciństwa - wzdrygnął się, być może z zimna… lecz niekoniecznie. - Pewnie powinienem zaproponować mu, żeby sam się z nią ożenił, skoro darzy ją taką sympatią.
Śpiewaczka znów na niego zerknęła
- No nie wiem, czy to dobry pomysł. Wyobraź sobie, że twój ojciec nagle ma dwie żony, a Flortje staje się twoja macochą - zauważyła i uniosła brew. Zwróciła znów wzrok na drzwi wejściowe i spróbowała ściągnać brzeg jego golfu jeszcze niżej, by zasłonił choć kawałek jej ud.
Mężczyzna roześmiał się głośno i spojrzał na Alice z sympatią.
- Lubię cię - mruknął i pchnął ogromne, skrzypiące drzwi. Z miejsca zaatakował ich charakterystyczny zapach starego domu, do którego można było łatwo przyzwyczaić się i zacząć za nim tęsknić. - Pamiętasz drogę? - zapytał, kierując się wprost do komputera stojącego na kontuarze. Zdaje się, że wpierw chciał sprawdzić ewentualne wiadomości.
Rudowłosa zerknęła na niego i uśmiechnęła się lekko, w duchu mając nadzieję, że to ‘lubię cię’, nie zmieni się w coś innego, bo tego drugiego ostatnio miała więcej niż przez całe dotychczasowe życie
- Tak, pamiętam - powiedziała, po czym ruszyła do schodów na górę, by czmychnąć do swojego pokoiku z numerem ‘3’. W środku zamknęła drzwi, nie przekręcając klucza, po czym ruszyła do łazienki zaczynając wypakowywać z torby wszystkie rzeczy i układać na brzegu umywalki. Brudne ubrania rzuciła na podłogę, wraz z sukienką, mając zamiar ogarnąć je na koniec, po czym sama weszła pod prysznic i puściła ciepłą wodę, by odetchnąć i zacząć się myć.
Casa Corner zapewniało małe pojemniki z płynem do mycia ciała o zapachu różanym. Był bardzo słodki, lecz przyjemny. Wnet kwiatowa woń wypełniła całą łazienkę, wsiąkając w ciało Harper. Zmywała z niego brud oraz odór bagiennego jeziorka. Wystarczyło kilka minut, by poczuć przypływ orzeźwiającej energii. Szampon również przyjemnie pachniał, jednak Alice nie potrafiła zidentyfikować, z czym jej się kojarzył. Mieszanka lawendy, konwalii… oraz jakiejś dodatkowej, gorzkiej nuty, która dodawała aromatowi wyjątkowego charakteru. Kiedy Alice wyszła spod prysznica i zaczęła wycierać się, ujrzała błysk kątem oka… kiedy jednak odwróciła głowę, zniknął. Mogłaby przysiąc, że dostrzegła trzepot niebieskich skrzydełek… a może tylko jej się wydawało?
Alice rozejrzała się uważnie po całej łazience
- Czego chcesz niebieski motylu…? - zapytała w końcu, zastanawiając się nad tym motylem po raz kolejny. Czemu ją prześladował? Czy czegoś od niej chciał? Wytarła się jednak zaraz ręcznikiem, po czym owinela się nim, by wyjrzeć z łazienki, czy Emerens zdążył przynieść jej już ubrania.
Harper spostrzegła małą stertę złożonych ubrań. Okazało się, że mężczyzna przyniósł zwyczajny, czarny t-shirt, białą bluzkę o kobiecym kroju, czarne spodnie materiałowe, dżinsy i gruby, brązowy polar. Zapewne chciał dać jej choć minimum wyboru. Oprócz tego postawił obok zwyczajne, lekko rozchodzone trampki, które musiały do niego należeć we wczesnej młodości. Obecnie Emerens miał dłuższe stopy i raczej nie mógłby się w nich zmieścić. Pomimo wieku były czyste i wyglądały na bardzo wygodne.
Rudowłosa założyła czarny t-shirt i sweter, następnie wciągnęła spodnie i trampki na nogi. Zaraz zawinęła włosy w turban na głowie i wróciła do łazienki. Wrzuciła wszystkie swoje ubrania do wanny i zatkała odpływ korkiem. Następnie nalała do wody płynu, którym wcześniej się myła i zabrała się za prowizoryczne, ale nadal funkcjonujące w trudnych warunkach pranie. Różany zapach płynu był przyjemny, więc jeśli ubrania po wyschnięciu będa miały taką woń, to dla niej tym lepiej. Wcześniej porozkładane banknoty różnych walut suszyły się na brzegu umywalki. Ostrożnie ustawiła tam też zdjęcie oraz pergamin z mapą
- Jestem sama, nie masz zamiaru pogadać znowu do mnie i powiedzieć mi więcej nieprzyjemnych rzeczy? - mruknęła cicho, zwracając się ewidentnie do Tuonetar.

Nie mam. Zauważyłam, że im mniej do ciebie mówię, tym więcej czasu marnujesz na nieistotnych rzeczach, jak pranie. Moje słodkie uwagi działają na ciebie bardziej stymulująco, niż zniechająco, tak więc… mogę cię zapewnić, że niedługo porozmawiamy sobie znacznie dłużej. I nadrobimy wszelkie zaległości.

Harper zmrużyła oczy
- Już się nie mogę doczekać - mruknęła uśmiechając się do siebie.

Tymczasem głos bogini brzmiał drwiąco. Szybkość, z jaką się pojawił, sugerował, że Tuonetar rzeczywiście była przez ten cały czas czujna i uważna. Wydawało się, że nieczęsto zdarzały się chwile, kiedy jej uwaga nie koncentrowała się na Alice. Tymczasem śpiewaczka usłyszała pukanie do drzwi do jej apartamentu.
- Gotowa? - usłyszała głos Emerensa.
Rudowłosa wyprostowała się, zostawiając ubrania w spienionej wodzie. Niech trochę przejdą płynem.
- Tak! - odpowiedziała głośno i wstała z kolan. Opłukała dłonie i wytarła w ręcznik, który zdjęła z głowy i odwiesiła na haczyk. Ruszyła do drzwi, by je otworzyć.
Emerens stał ubrany w nowy zestaw, podobnie jak Alice. Tym razem miał na sobie granatowy sweter obszyty złotą nitką przy pasie i końcach rękawów. Wyglądał na bardzo ciepły i niezbyt pasujący do letniego popołudnia, jednak mężczyzna bez wątpienia czuł się w nim bardzo wygodnie.
- Wracamy do Kunsten? - zapytał. - Czy chcesz coś jeszcze załatwić?
Alice przyglądała mu się chwilę, po czym uśmiechnęła
- Jesteś ciepłolubny, co? - zauważyła z rozbawieniem
- Wracamy, tylko wezmę mapę - powiedziała i cofnęła się do łazienki, by zabrać mapę od Ducha i zaraz ostrożnie wsunęła też zdjęcie Mary do kieszeni spodni. Wolała się z nim nie rozstawać. Wróciła do drzwi
- Teraz całkiem gotowa - oznajmiła i odgarnęła jeszcze wilgotne po kąpieli włosy do tyłu.
- Cieszę się - Fortuyn odpowiedział. Ruszyli korytarzem w kierunku schodów prowadzących na parter. Deski pod ich stopami przyjemnie trzeszczały, kiedy stawiali na nich nogi. Tak jakby dom był jednym wielkim kotem, mruczącym i domagającym się pieszczot. - Swoją drogą… coś zniszczyło się przez to zamoczenie? - zapytał, zerkając na nią jednym okiem. - Kto by pomyślał, że powroty z innych wymiarów mogą być takie nieprzyjemne - uśmiechnął się lekko.
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Poza tym, że musiałam uprać ubrania, to wszystko jest w porządku. No i pieniądze zostały zamoczone, więc jak i ciuchy, będą musiały wyschnąć - wyjaśniła. Na jego słowa o powrotach z innych wymiarów, pokręciła tylko głową, nie chcąc nawet o tym teraz już myśleć.

Tymczasem z przeciwnej strony korytarza nadciągali Jasper i Jelle.
- A wy znowu razem - rzucił pierwszy z nich. Drugi, jakby chcąc zaakcentować wypowiedź brata, pociągnął pojedynczą strunę gitary.
- Odwalcie się - mruknął Emerens, nie zwracając na nich większej uwagi.
Rudowłosa zerknęła na braci Emerensa i uśmiechnęła się do nich
- Rens trochę pokazuje mi okolicę, ale niedługo już go wam oddam - przyrzekła im miło i zerknęła na towarzysza swojej eskapady. Ciągała go tak strasznie, ale nie miała innego wyboru. Czas uciekał, nie chciała póki co iść spać, nim nie znajdą wersetu. Wtedy znów spróbuje skontaktować się z Kirillem.
- On lubi rude! - wrzasnął Jasper u szczytu schodów, jednak jego głos i tak dobiegał do nich nieco stłumiony przez odległość, jaka dzieliła ich.
Emerens nie skomentował, tylko chwycił klamkę drzwi frontowych i otworzył je szeroko. Pierwszą przepuścił Alice. Podążył za nią prędko, kierując się ścieżką w stronę parkingu.
- A może tym razem pójdziemy pieszo? - zaproponował.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Dobrze, czemu nie - zgodziła się. Gdy wyszli na zewnątrz, rozejrzała się uważnie, a następnie sięgnęła do mapy i obejrzała ją. Za moment ponownie zwinęła i zerknęła na Rensa. Może i lubił rude, ale Alice była z innego świata niż on. Gdyby była kimś zwykłym, może i mogłoby coś z tego wypalić, ale niestety. Odwróciła powoli wzrok i zamyśliła się.

Pogoda wydawała się odpowiednia na spacery. Słońce wciąż oświetlało drogę i odganiało chłód, choć najcieplejsze godziny miało już za sobą. Wiaterek lekko wiał, poruszając liśćmi na drzewach. Alice zobaczyła pomiędzy gałęziami brązową wiewiórkę, która zwinnie przemykała w gęstwinie. Potem ruszyli chodnikiem, mając po swojej prawej pas samochodów, który przypominał o tym, że przez cały czas znajdowali się w mieście. Harper spostrzegła panią z wózkiem dziecięcym, popychającą go powoli w ich kierunku. Kiedy ją wyminęli, uśmiechnęła się uprzejmie do Alice.
- Spacery mogą być tutaj bardzo przyjemne - mruknął Emerens. - Aalborg ma więcej do zaoferowania, niż tylko rozwiązywanie paranormalnych zagadek, poszukiwanie tajemniczych wersetów na terenie muzeum, a także spotkania z autentycznym, zahibernowanym duchem. Spacery również są bardzo ciekawe.
Alice westchnęła. Taki spacer koil jej napięte nerwy, choć nie mogła sobie pozwolić na zapominanie o tym, co najważniejsze
- Zdecydowanie na pewno tak, lecz niestety, na razie nie dane mi będzie poznać uroków tego miasta. A jeśli nam się nie powiedzie, to już żadnego innego również - spochmurniała nieco, ale dalej szła. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
Emerens zamilkł, zapewne nie takiej odpowiedzi spodziewając się. Przez chwilę wydawał się nie wiedzieć, co powiedzieć. Zazwyczaj takie uwagi zbywało się, jednak Alice miała solidne podstawy, by je głosić.
- Ale… wszystko dobrze się układa - spróbował ją pocieszyć. - Nawet widmowa chatka wyskoczyła wprost z baśni, aby pokierować cię na właściwą drogę - uśmiechnął się lekko. - Może świat stara ci się pomóc. Niech bogini śmierci strzeże się - rzekł z pewnością siebie.
Alice usłyszała cichy, zdławiony chichot Tuonetar. Tak jakby próbowała powstrzymać się, jednak wypowiedziana kwestia była dla niej zbyt zabawna.
Rudowłosa cała napięła się, słysząc w umyśle chichot Tuonetar. Zmrużyła oczy
- Jeszcze nie wygrałaś, nie wiesz jak będzie, aż do ostatniej chwili. Ludzie mają takie mądre przysłowie ‘Nie dziel skóry na niedźwiedziu’ - powiedziała cicho i zerknęła na Emerensa znów zmotywowana do działania. Tego jej było potrzeba. Podparcia jej wiary. Cała jej postawa całkowicie się zmieniła. Znów jakby odzyskała siłę.
Fortuyn wydawał się wahać, czy uśmiechnąć się, czy może okazać troskę. Ostatecznie instynkt kazał niepokoić się w obecności ludzi, którzy rozmawiali z innymi, niewidzialnymi.
- Właśnie tak! - rzekł tym samym, pewnym tonem po dwóch sekundach zbieranie się w sobie. - Jesteśmy prawie u celu - dodał. I rzeczywiście, wkroczyli na teren Muzeum Kunsten, choć wydawało się, że mężczyzna chciał użyć tych słów metaforycznie. - Mamy mapę w odróżnieniu od bogini śmierci i to stanowi naszą przewagę.

Cóż za głupiec. Czy nie uważał, kiedy wyjaśniałaś mu tę szczególną wadę twoich zmysłów? Zdają mi relacje ze wszystkiego. Zapewne musi ci to doskwierać, Alice…

Harper uśmiechnęła się cierpko
- Nawet i zmysły można oszukać Tuonetar - powiedziała surowym tonem. Zerknęła na Emerensa
- Zapomniałeś, że widzi moimi oczyma, prawda? - zapytała go tylko, już łagodniej.
- Hmm? - Emerens spojrzał na nią, jakby nie rozumiał. Dopiero w następnym momencie westchnął głębiej i skrzywił się. - No tak. Rzeczywiście. Jednak jest jeden plus tej całej sytuacji. Tuonetar będzie osobiście obserwować to, jak pierwsi zdobywamy werset, ku jej niemocy. Niech widzi swoją klęskę, skoro tak bardzo lubi patrzeć.

Na parkingu było mniej samochodów. Wydawało się, że muzeum było już zamknięte dla odwiedzających, lub też miało to wkrótce nastąpić. Skierowali się w stronę ledwo bagiennego obszaru na tyłach Kunsten.
- Dobrze idziemy? - zapytał Fortuyn. - Potrafisz rozczytać tę mapę?
Śpiewaczka rozwinęła mapę i przyjrzała jej się
- A ty nie? - zapytała zaskoczona.
- Chciałam ci ją dać, bo im dłużej na nią patrzę, tym bardziej zapamiętuję jej szczegóły - ‘i Tuonetar także’, jak zdawało się kończyć zdanie.
- Pamięć również dzielicie? Być może Tuonetar wystarczy ułamek sekundy, aby zapisać sobie obraz we własnym umyśle? - wyglądało na to, że Fortuyn lubił spekulować. - Ale to rozsądne. Podaj mi ją.
Harper zaraz podała mu mapę.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline