Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2018, 02:36   #344
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Ósmy werset - część druga

Emerens rozłożył pergamin i zaczął śledzić go wzrokiem. Następnie obrócił go do góry nogami. A potem spojrzał od boku. Wydawał się zastanawiać.
- Ja… chyba wiem, gdzie to jest - mruknął. - Czekaj, źle idziemy. Może zamknij oczy, poprowadzę cię. Jeżeli uważasz, że to ma sens… - spojrzał na nią - ...a Tuonetar da się w ten sposób oszukać.
Śpiewaczka kiwnęła głową i tak jak jej zasugerował, zamknęła oczy łapiąc się jego ręki. Musiał ją teraz prowadzić, a ona cieszyła się, że na tę wyprawę wzięła trampki, nie buty na obcasie, bo nawet i na niskim, mogłaby się wywrócić.
Szli przez kilka minut. Czyżby to było tak daleko? A może Emerens robił kółka, chcąc zmylić Tuonetar? Ciężko było oszacować. Minęła chwila, zanim przystanęli.
- Stój w ten sposób - polecił mężczyzna. - I nie rozglądaj się za bardzo na boki, z wcześniej omawianych względów. Jesteśmy u celu. Możesz otworzyć oczy.
Rudowłosa powoli otworzyła oczy.


Alice stała tuż przed czteroma, nieco dziwnymi rzeźbami. Przypominały ogromne, brązowo-czarne jaja leżące na betonowych podpórkach. Nad każdym z nich umieszczono metalowe, okrągłe wykończenie.
- Masz jakiś pomysł na to? - Emerens mruknął niepewnie.
Śpiewaczka ostrożnie rozejrzała się po rzeźbach i zastanowiła. Nie podnosząc wzroku, by nie zdradzić dokładnej ich lokalizacji Tuonetar, ostrożnie zaczęła obchodzić rzeźby. Przytknęła do nich ręce, szukając jakichś symboli, ciepła, czegokolwiek. Choćby zmiany faktury
- Jeszcze nie, ale musimy poszukać. Pamiętasz tamte symbole wody. Rozejrzyj się za nimi wraz ze mną. Albo za czymkolwiek co ma związek z wodą - poleciła Emerensowi.
- Mówiłaś wcześniej o tych symbolach. Ale jaki to ma związek z wodą? - Fortuyn zmarszczył brwi, obchodząc cztery artefakty dookoła. Badał je w ten sam sposób, co Alice.

Wszystkie rzeźby były zimne, choć ich metalowe wykończenia zostały nagrzane po słonecznym dniu. Alice wodziła palcami po bardzo gładkiej, kamiennej powierzchni jaj. Ich przyjemna faktura wydawała się prawdziwie zaskakująca, biorąc pod uwagę to, że przecież każdego dnia były wystawiane na szereg niekorzystnych zjawisk pogodowych. Czy to zimowy śnieg, jesienna słota, lub letnie słońce… wytrzymywały wszystko.
- Wydaje mi się, że nie są w żaden sposób oznaczone… ale sprawdzę jeszcze raz - mruknął Emerens.
Tuż za jajami był niewysoki, biały murek. Alice zdawało się, że usłyszała za nim niepokojący szelest… ale zapewne to wiatr poruszył patykiem, kamieniem czy jakimś śmieciem pozostawionym przez turystę.
Rudowłosa wyprostowała się i zrobiła krok w tył
- Chciałabym poznać wasz sekret - powiedziała po fińsku, wyobrażając sobie, że jest Ali-Babą. Słysząc szelest, na sekundę zerknęła w stronę murka
- A co jest za tym murkiem? - zapytała zaciekawiona, zerkając na Emerensa i już znów mówiąc do niego po tutejszemu.
- Za murkiem? - Fortuyn powtórzył, zaskoczony pytaniem. - E… chyba nic specjalnego. Kolejny teren do koszenia. A co to ma wspólnego z jajami? - zapytał.
Podniósł wzrok, patrząc we wspomnianym przez Alice kierunku. I zastygł. Harper zmarszczyła brwi, widząc taką jego reakcję i spojrzała na murek. Ujrzała opierające się na nich dwa karabiny oraz mężczyzn, trzymających je. Mierzyli w ich stronę.
Harper poczuła jak gorąco uderza jej do głowy, gdy adrenalina jej podskoczyła. Spojrzała w stronę Emerensa i zaraz za siebie, gdzie był kolejny murek. Zadrżała cała i zdenerwowała się
- Rens za mnie! - huknęła, przesuwając się do niego i za rzeźbę, by i on wykorzystał przedmiot do skrycia. Choć przed karabinami niewiele mogłoby ich uratować, jeśli już zaczęliby strzelać
- Kto was nasłał? - rzuciła Alice po angielsku, nie wiedząc jak powinna się zwrócić do napastników.

Mało rozmowni, czyż nie?, Tuonetar westchnęła. Naprawdę myślałaś, że pokażesz mi dokładnie gdzie znajdujesz się i pozostaniesz w jednym miejscu przez kilka godzin, krążąc tam i z powrotem pomiędzy Muzeum Kunsten i Casa Corner, a ja nie podejmę żadnych kroków? To tak, jakbyś krzyczała… Tutaj jestem! Wyślij swoich podwładnych, niech mnie pojmą! Nie byłam w stanie odrzucić tego zaproszenia. Kompletnie niechroniona. O ile członkowie Kościoła Konsumentów są siłą, która mogłaby drażnić, niczym drobna ość wbita w przełyk… to twój obecny wspólnik jest wart jeszcze mniej. Choć, tak właściwie, to zależy dla kogo. Otóż ja go uwielbiam, gdyż najwyraźniej zdążyłaś się z nim zaprzyjaźnić. Nie jestem w stanie zagrozić śmiercią tobie, jednak sprawy mają się inaczej w przypadku Emerensa Fortuyna. Jeżeli nie pójdziesz dobrowolnie… a możesz mi wierzyć, twoja kooperacja wcale nie jest konieczna, mężczyzna straci życie. Nie skryjecie się za posągami zbyt długo, a nie macie gdzie uciekać. A nawet jeżeli zdecydujesz się poświęcić swojego towarzysza… to radzę pomyśleć również o jego dwóch braciach. Właśnie teraz inni członkowie Valkoinen oblewają Casa Corner benzyną. Pewnie już zdążyłaś zauważyć, że bardzo lubimy pożary.

Emerens spojrzał dużymi, niewinnymi i nierozumiejącymi oczami na Alice. Obydwoje tkwili skryci za jedną z kamiennych rzeźb, na moment tracąc z pola widzenia napastników. Jednak ci w dalszym ciągu tam się znajdowali. I, jeżeli wierzyć słowom Tuonetar, nigdzie się nie wybierali.
Alice opuściła ramiona. Za długo. Myślała, że zdoła wyprzedzić ruch Tuonetar, niestety jednak zwlekała zbyt długo. Czekała na Kirilla, mając nadzieję, że to co wspólnie zaplanowali, wypali. A teraz? Wciągnęła we wszystko jeszcze rodzinę Emerensa
- Rens… Rens. Spóźniliśmy się. Wrócisz do domu i o mnie zapomnisz, dobrze? Obiecaj mi to - powiedziała do niego, poważnym tonem. Nie było innej opcji, musiała się poddać. Nie chciała, by Emerens stracił życie. Ani on, ani jego rodzina. Drżała ze wściekłości i smutku.
- Czekaj… kto to… oni są od Tuonetar? - zapytał mężczyzna. Kiedy wypowiedział te słowa, szerzej rozwarł usta, jakby dopiero teraz łącząc fakty.

Obawiam się, że pan Fortuyn pojedzie z nami. W końcu nie mogę pozwolić sobie na to, aby stracić tak piękną kartę przetargową. Jeżeli wykonasz jakikolwiek podejrzany ruch… czy muszę dokańczać? Myślę, że jesteś na tyle bystra, aby zrozumieć, co mogę mieć na myśli. Dlatego… proszę, powiedz to głośno. Poddajesz się, Alice?
Rudowłosa zwiesiła głowę w dół
- Zostaw go w spokoju. Zrobię co chcesz, tylko nie każ mu się w to mieszać. Nie namieszałaś do tego już za dużo niewinnych osób? - powiedziała cicho, zduszonym głosem. Nie patrzyła na Emerensa, chwilowo nie mogła mu spojrzeć w twarz. Pomyślała o tym ile już osób zginęło przez nią w tym tygodniu.

Niewinny? Skąd pomysł, że pan Fortuyn jest niewinny? Droga Alice… w tej sztuce nie ma miejsca na niewinność. Wszystkie jej postacie są ważne. Myślę, że wkrótce zrozumiesz, na czym dokładnie będzie polegać rola tego mężczyzny. Bo nie kończy się na byciu kartą przetargową.

- Daj spokój - warknął Emerens. - Nie targuj się o mnie.
Wyjrzał zza rzeźby, aby ocenić pozycję dwóch napastników. Ci przeskoczyli przez mur i zaczęli kierować się w ich stronę. Naciągnęli karabiny, jakby szykując się do strzału.
Alice rozbolała głowa z nerwów. Przytknęła palce prawej dłoni do skroni
- Rens… Żałuję, że cię w to wciągnęłam - powiedziała cierpko. A w następnej chwili wzięła wdech
- Dobrze, poddaję się. Nie strzelajcie! - rzuciła głośno i wyraźnie po fińsku. Spojrzała na Emerensa i miała nadzieję, że nie będzie go czekał los jej siostry. Wzięła kilka głębokich wdechów i odwróciła się, spoglądając na jaja, a następnie na niebo. Gdyby istniał Zeus, to mógłby teraz tu grzmotnąć.
I rzeczywiście rozległ się huk, jednak to nie z powodu greckiego boga. Mężczyźni otworzyli ogień. Emerens głośno krzyknął. Alice była pewna, że salwa poszła w ich kierunku, lecz nie tylko. Tak jakby napastnicy ostrzeliwali całe otoczenie. Tak właściwie nie wiedziała, co się działo. Każda sekunda była na wagę złota a multum bodźców oszałamiało. Czy Fortuyn dostał? Czy to dlatego krzyknął? Wszystko działo się tak szybko…!
Harper w pierwszej chwili pomyślała, że strzały wycelowano w Emerensa, by dobić ją psychicznie. Jednakże, kiedy dookoła huk roznosił się dalej, Alice dopadła do niego i przewróciła go i siebie na ziemię, kryjąc się za cokołami rzeźb. Wybieganie zza nich skończyłoby się dla nich śmiertelnie. Rudowłosa zaczęła uważnie oglądać Rensa, czy aby nie oberwał jak się obawiała. Drżącymi palcami przesuwała po nim, jednocześnie szukając wzrokiem co się działo na około. Kto i do kogo tak naprawdę strzelał.

Strach… zazwyczaj nie odczuwam twoich emocji, jednak kiedy są takie pełne, wyraziste i nabrzmiałe…, Tuonetar westchnęła. To sprawia prawdziwą rozkosz. Takiej, której nie odnalazłabym, nawet gdybym przemierzyła Tuonelę wzdłuż i wszerz. Właśnie takie jest piękno świata żyjących. Nie mogę się doczekać, kiedy niedługo posmakuję go w pełni.

Dwóch napastników przestało ciągnąć za spust, jednak echo wystrzałów w dalszym ciągu rozbrzmiewało w uszach Alice. Podniosła wzrok. Spojrzała na cztery kamienne jaja. Były roztrzaskane. Skorupy upadły na ziemię, ukazując wcześniej skrywaną zawartość. Ziemia. Brunatna, ciężka, zbita. Rozległa się cisza i wpierw nic się nie działo. Lecz wnet z gleby zaczęła unosić się mgła. Zebrała się w cztery strużki - każda płynęła z poszczególnej porcji ziemi. Zbierały się w jednym punkcie, łączyły. Widmowa para jasno pobłyskiwała niebieskimi refleksami.
- Co się dzieje… - mruknął Emerens, patrząc w oszołomieniu na formujące się piskle tego samego, lekko granatowego koloru. Wnet duch zaczął dojrzewać, a Alice rozpoznała kształt sowy. Zahukała, patrząc lekko przymrużonymi, śpiącymi oczami na otoczenie. Wpierw spojrzała na dwóch członków Valkoinen, którzy ją wyzwolili. Potem przesunęła wzrok na Alice.
- Spałam - rzekła lekko naburmuszonym, dziecięcym głosem.
Rudowłosa powoli podniosła się znad Rensa i spojrzała na sowę
- Wiem, że spałaś… Na pewno nikt cię przez lata nie budził… Przyszliśmy po werset, ale nie tylko my i najwidoczniej niektórzy nie umieją się zachować - powiedziała spiętym tonem. Wtem poczuła delikatne, lekko wyczuwalne ukłucie bólu. Już wcześniej go doświadczyła, lecz wtedy było znacznie intensywniejsze. Tuonetar ostrzegała ją, aby nie była zbyt pewna siebie.
- Tak, to prawda - haltija mruknęła. - Fińska ziemia została połączona i przebudziłam się. Zawsze byłam największym śpiochem z rodzeństwa, dlatego dobry pan Aalto wymyślił takie rozwiązanie. Bardzo go lubimy - rzekła, po czym przybrała minę, jakby marszczyła brwi… choć tych rzecz jasna nie posiadała. - Lubiliśmy. Już nie żyje - dodała lekko zasmucona. - Arteja też nie żyje - otworzyła oczy jeszcze szerzej. Informacje spływały do jej duchowego umysłu.
Harper kiwnęła głową
- Co prawda, nie wiem kim jest… była Arteja, ale tak… Aalto nie żyje. Czy możesz nam pomóc z wersetem, mała haltijo? - zapytała rudowłosa, przykładając rękę do bolącego serca, jakby chcąc wbić paznokcie w dłoń Tuonetar, której oczywiście sięgnąć nie mogła.
Sowa zatrzepotała skrzydłami i sfrunęła w jej stronę. Zaczęła dreptać niespiesznie w jej kierunku.
- Mogłabym, posiadam go w swojej pamięci. Jednak potrzebuję do tego członka rodu Aalto. Tylko im mogę wyjawić ten największy sekret, do którego ochrony mnie powołano.
Alice uniosła brwi. Nie wiedziała o tej zasadzie. Przez jej głowę przeleciało bardzo dużo myśli
- Cóż… Choć jestem przyjaciółką kogoś takiego, niestety, jestem tu tylko ja i mój drogi towarzysz - wskazała głową Emerensa.
- Czy bez tego nie zdołamy poznać wersetu? Szukaliśmy cię calutki dzień - powiedziała i uśmiechnęła się cierpko. To znaczyło bowiem, że jeśli oni tego wersu nie poznają, nie zrobia tego i Valkoinen.
Haltija zatrzepotała skrzydłami, na moment wzlatując w powietrze. Następnie przysiadła na kolanach siedzącego na ziemi Emerensa. Wpatrzyła się w niego podejrzliwie.
- Nie wiem… naprawdę nie wiem… - mruknęła. - O tym nie było w zasadach. Ciekawa rzecz. Zawsze myślałam, że przyjdzie do mnie człowiek z odpowiednim nazwiskiem, a nie mężczyzna z bękarciej linii… - zamyśliła się. - To jest dziwne. Nie wiem co zrobić. Ale w sumie… choć potomek bękarta, to nadal z rodziny… W sumie… jeżeli zechcesz, to wyjawię ci to, co kazano mi chronić.
- Wyjawisz? - Fortuyn powtórzył słabym tonem. - Ale co… dlaczego…?
- Jesteś synem swojego ojca - zaczęła sowa. - A ten z kolei pochodzi z nieprawego łoża. Zrodzony z lędźwi dobrego pana Alvara Aalto oraz tutejszej kobiety, Erny Fortuyn. Z tego też powodu mogę wyjawić ci jeden z Wielkich Wersetów. O ile zgodzisz się na to nieprzymuszony.
- Zgodzę się…? - Emerens cały pobladł, trawiąc kolejne słowa. Następnie spojrzał na Alice. - Co mam robić? - zapytał.
Śpiewaczka otworzyła i zamknęła usta. Spojrzała na Emerensa zaszokowana
- To… To o to ci chodziło? To dlat… Ale nie może być przymuszony, a oto wy grozicie mi, jemu i jego rodzinie śmiercią! - zakrzyknęła wściekle rudowłosa, wyraźnie zwracając się do kogoś tu nieobecnego.

I ten ktoś nieobecny odpowiedział.

Dlatego zabierzemy was w ustronne miejsce, w którym schowaliśmy Mikaelę Pentti. Porozmawiałam z nią we śnie i obiecałam pełny powrót do zdrowia. Wystarczy, że poprosi pewne duchy o kilka wersetów. Zgodziła się i trudno się dziwić. Wydaje się to małą ceną za możliwość przeżycia i poznania syna.

- Ja… nie zgadzam się - odpowiedział Fortuyn, słysząc odpowiedź śpiewaczki. Wpierw zerkał na nią, lecz wnet przeniósł wzrok na sowę.
- Jesteś pewien? - wyglądało na to, że zapytała bardziej z przymusu. Najprawdopodobniej haltija chciała jak najszybciej wrócić do snu.
Alice spojrzała na niego z przestrachem
- Rens, jeśli się nie zgodzisz, oni podpalą Casa Corner i zabiją twoich braci… I ciebie - powiedziała zaskoczona jego stwierdzeniem. Z drugiej strony, to było przymuszenie… Nie wiedziała co mieli zrobić. Nawet jeśli się teraz zgodzi to będzie z przymuszenia. Harper przytknęła dłoń do skroni. Nie mogła sobie poradzić z emocjami. Chciała rozerwać Tuonetar i jednocześnie, chciała płakać.

To uczucie… równie intensywne, co poprzedni strach. Gniew, złość, rozpacz, nienawiść… jakie to kolorowe. Przeżywaj, Alice, przeżywaj. Karmisz mnie tym.

- C-co? - Emerens jęknął, patrząc na Alice szeroko rozwartymi oczami. - M-moich braci?
Zdaje się, że to wszystko zmieniało. Być może ostatnio mężczyzna był dość szorstki, rozmawiając z nimi, lecz w rzeczywiście bardzo kochał swoje rodzeństwo.
- A-ale… ja mam wybierać? Ja nie chcę wybierać… - wpatrzył się w czubki butów. Uparcie nie przesuwał wzroku, jak gdyby pragnąc, aby cały jego świat ograniczył się do tego jednego punktu.
- To musi być dobrowolna prośba - sowa zahukała. - No dalej, nie mamy wieczności - wykonała ruch końcówką prawego skrzydła tak, jakby chciała rozetrzeć zaspane ślepia.
 
Ombrose jest offline