Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2018, 20:00   #50
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Stójcie - powiedziała cicho do reszty. - Coś jest nie tak, zobaczę, co się tam dzieje. Elsie, przypilnuj proszę małej. A ty nie bój się - zwróciła się do dziewczynki. - Za niedługo wrócę. - I dała dziecku buziaka w czoło, musiała jednak stanąć na palcach, bo były podobnego wzrostu. Jeżeli nikt jej nie zatrzyma, postanawia zakraść się jak najciemniejszą drogą w stronę wioski. Ona w ciemności widzi doskonale, ludzie szczęśliwie nie.
- Tylko uważaj na siebie - krótko, aczkolwiek jak na Heindela to troskliwie, usłyszała od Graperza. Zgadzał się z nią, że była najlepszą ich możliwością na rozeznanie się w sytuacji.
Heike również ją pożegnał, chociaż z wielką niechęcią. Ostatnio, gdy Troć była sama, skończyła prawie w łapach kultystów.

Taffy ruszyła pewnie, nie oglądając się. Była pewna, że w ciemności nocy będzie niezauważalna, a głośno rozmawiający ludzie nie usłyszą także jej szybkich kroków. Szła więc szybko, unikając światła księżyca, starając się być ciągle w cieniu chałup. Gdy dotarła już wystarczająco blisko na wpół rozwalonego ostrokołu, przycupnęła cichutko i wytężyła słuch.
- Jeszcze Heinza trza. On płaszcza nie wziął, tego wiecie
Niziołka delikatnie wyjrzała zza ostrokołu. W luce między jedną chatą a drugą stały wozy, które widziała z daleka. Trzy, wszystkie czterokołowe, zaprzężone w wychudzone, zmizerniałe konie. Na wozach powrzucane były luzem najróżniejsze rzeczy: skóry, beczki, ale też mniej oczywiste przedmioty jak chomąto czy stół. Nie było tego wiele, ale nikt nie zainteresował się, by poukładać je w jakimkolwiek porządku ani zabezpieczyć przez spadnięciem. Na jednym z kozłów siedziała kobieta z zawiniątkiem przyciśniętym do piersi, młodziutka i na oko Taffy wcale ładna. Później zobaczyła następne kobiety, dwie, obok drugiego wozu; rozmawiały nerwowo.

Tymi, którzy chodzili po wiosce okazali się mężczyźni. Na pierwszy rzut oka wieśniacy. Wyjawił się także ich cel: przepatrywali chałupy, rzucając do siebie głośno uwagi na temat osób, które najwidoczniej znali. Mimo że nie było widać, jakoby starali się działać po cichu, żaden z nich nie niósł ze sobą latarni ani nawet kaganka. Przeszkadzało im to jednak, bo raz po raz któryś klął głośno, czemu towarzyszyły odgłosy przewracanych garnków i zydli.
- Ile to jeszcze będzie trwać? Tylko czekać... - nie wytrzymała jedna z kobiet przy wozie.
- Zamknij mordę, nie widzisz, że robimy?! Wzięłaby i pomogła, a nie dupę usadzi przy wozie i jęczeć będzie.
Taffy jeszcze nie wiedziała, cóż się dzieje, więc nasłuchiwała i przyglądała się scenie. Starała się trzymać jak najdalej, jednak by wszystko w miarę dobrze słyszeć.
Skarcona kobieta posłusznie ucichła. Mężczyźni wrócili do swojego zajęcia. Teraz dopiero Taffy zauważyła, że przeszukują domy nie bez powodu - oni wynosili dobytek mieszkańców, których jednak nie było nigdzie w pobliżu. Wynosili wszystko, co miało jakąkolwiek wartość i wrzucali to na swoje wozy, rzucając zgryźliwymi uwagami na temat tak przedmiotów, jak i ich właścicieli. Chyba nie lubili ich zanadto.
- Cholerny dusigrosz - rzucił jeden z nich - Widzieliśta, chłopy płaszcz Heinza? Albo co w nim który zerknął? Korona, caluśka złota, z uśmiechniętym Karlem Franzem na drugiej stronie. A jak na monastyr świątobliwy zbierał, to kurwi syn łgał jak pies, że jest bidny jak mysz kościelna.
- Łeż krótkie nogi ma - odrzekł drugi, łysawy i gruby - tera my tu miast Sigmara sprawiedliwości dokonamy. A Heinza oby ospa obsypała. Toć on w monasterze ani na kawałek chleba nie zasłużył!
- Pies go jebał. Może mu ta pajda w gardle stanie. Przejrzyj no jeszcze raz jego chałupę, siwy, może my co przeoczylim.
Tyle z bezpiecznego miasta i schronienia. Niziołka postanowiła wrócić do grupy i opowiedzieć, co widziała.

Heike zaklął.
- Wiedziałem, po prostu wiedziałem! Czułem, że tu niczego nie znajdziemy! Trzeba było iść przez las, a tak to zmarnowaliśmy tylko czas… I co teraz? Widziałaś chociaż, gdzie jadą?

- Wozy ustawione są gdzieś na wschód. Nie wiem co tam jest.
- To może oni do tego monastyru jadą? Może tam się ukrywają Ci, co im się udało ujść? Może i my powinniśmy spróbować? - zapytał chłopak resztę, nie bardzo wiedząc, co powinni zrobić. Wiedział, gdzie chciałby się skierować, ale teraz zwyczajnie nie była to realna opcja.
- Ja bym poczekała, aż odjadą, i odpoczęła przez kilka dni w tej wiosce. Zebrała pożywienie, wyleczyła rany… - Taffy przedstawiła swoją propozycję. - Może się noga Siga trochę zrośnie i będzie mógł samemu iść?
- Ino coś ich stąd przepędzić mogło… Cosik spowodowało, że domy swe opuszczają. Może wojna i ktosik tu zaraz będzie, może nie i cosik innego. Ino co wtedy... - zamyślił się Heindel.
- Niech mu się zrośnie, będzie mógł szybciej iść do tego swojego Gemunden… - Heike nie potrafił oprzeć się pokusie skomentowania, gdy słyszał cokolwiek o Sigu - a my powinniśmy się martwić nie tylko co do gęby włożyć, ale i by znowu coś nas nie napadło. Najpierw bandyci, potem dwójka opętańców, tutaj będzie równie niewesoło. Jeżeli tamte wozy jednak przyjechały z jakiegoś monastyru, zgaduję, że na zachodzie skoro wozy były ustawione w przeciwną stronę, to może zebrali się tam dużą grupą? Ja bym tam poszedł, może nawet… nie wiem, może z nimi porozmawiał?
- Taffy - niespodziewanie tyradę Heikego przerwała najmniejsza członkini grupy - Taffy… ja tam mieszkam - wskazała paluszkiem na zabudowania, spoglądając ze strachem na Heikego.
- A rodzice mówili, że udajecie się w drogę jaką? - spytał małą Heindel.
Taffy była tym mocno zaskoczona i skarciła się w myślach za to. Przecież to było jasne, że ci ludzie skądś dotarli nad tę rzekę… Chciała też kopnąć Heindela za wspomnienie rodziców dziecka.
- Tak, gdzie się wybierałaś?
Nagła zainteresowanie jej osobą najwyraźniej zaskoczyło małą Anabellę.
- Ja… my… - zająknęła się - myśmy uciekali. Tata mówił, że mus nam uciekać.
- Słyszała, jak rodzice mówili, przed czym? - dopytał Graperz.
- No… bo wojna. Wojna idzie.

- Może ci ludzie też przed wojną uciekają? Może to nie rabusie? Może… moglibyśmy się z nimi zabrać? - zastanawiała się Taffy, mocno powątpiewając w to, czy na którekolwiek z pytań można odpowiedzieć “tak”.
- Tako to może wyglądać, że oni stąd przed wojną - przytaknął Heindel. - Nie szkoda spróbować zapytać. Will - spojrzał na kompana, który jego zdaniem najbardziej mógł się nadać -[/i] Może by ty podszedł rozpytać, czy by nam pomogli i przygarnęli? Rzeknij, że jedzenie, ani nic nie chcem od nich, ino bezpieczeństwa ciut. Może byś z Elsie poszedł? Albo z kim? Byś mniej groźnie wyglądał [/i]- zapytał. - Ino pierwej nie mów, że my tu reszta skryci - po chwili dodał.
Gdy Elsie usłyszała swoje imię, zesztywniała jakby.
- Ja nie pójdę - odrzekła nadzwyczaj stanowczo, przełknęła ślinę. - Nie pójdę i koniec.
Will okazał więcej inicjatywy.
- Ja mogę. Ale sami wiecie, że nie jestem za dobry w gadaniu. A oni wcale nie muszą chcieć nas ze sobą zabrać. Bedziemy tylko dodatkowym balastem.
- A który dobrze z nas gada? - zauważył Heindel. - Który lepiej się nada? Jako może Sigfried, ale przecie jako kulawy, to nam bardziej zaszkodzi, niźli pomoże.
- Ja mogę iść. Dużo gadać nie trzeba, żeby tylko nie wymleć czegoś.
Heike groźnie nie wyglądał, a pomysł pierwszy rzucił, to głupio było mu innych proponować na stanowisko.
- I ja - cichutko zaproponowała Anabella - Ja chcę iść.
- To… nie, to zły pomysł. Może pójdę sam, tak będzie lepiej.
Młody rybak spojrzał na Taffy, wzrokiem mówiącym “to Twoje dziecko, zrób coś”. Mógł również powiedzieć, dlaczego uważał to za zły pomysł, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił.
- Ale ja ich może znam!
- Zróbmy tak - poprowadzę was bokiem, po ciemku, żebyś mogła, zobaczyć tych ludzi. Jeżeli ich znasz, pójdziesz razem z Heike porozmawiać. Jeżeli nie, będziemy musieli to przemyśleć.*
- To prowadź, szkoda czasu
Heike nie podobał się pomysł z braniem małej. Kto to wiedział, co odwali, jak pozna kogoś? Co, jeżeli okażą się równie porąbani, jak kultyści przy rzece? Może w ogóle lepiej było trzymać głowę nisko i nie podróżować z wozami, wtedy zmniejszą ryzyko bycia napadniętymi? Za dużo wątpliwości, żeby warto było się teraz zastanawiać, a coś zrobić trzeba.
- Zgadzam się z Heike. Mała może zaszkodzić. Decydować niech nie będzie - wtrącił Heindel. - Zawsze Heike może o niej powiedzieć, jak uzna, że trza. Zastanówcie się raz jeszcze, czy nie lepiej pierwszą decyzje zostawić, a nie tą małej.
Heike wzruszył tylko ramionami i rzucił pytające spojrzenie innym, szczególnie Taffy. Było mu to teraz obojętne, chciał po prostu już iść, zanim wozy odjadą.
- Jak wspomnisz o Anabelli, Heike, to mogą uznać, że ją przetrzymujemy, że to nasz zakładnik.
Chłopakowi pomieszało się i nie wiedział, do czego dokładnie odnosi się niziołka i na której części którego planu byli.
- To idziesz z nią, czy nie idziesz? Czy ja w ogóle mam iść? Zastanów się… albo nie, może po prostu pójdę sam i będzie po kłopocie? Przecież jak im powiem, że jest z nami Anabella, a nie będę żądał okupu, to jaki z tego zakładnik? - uniósł ramiona w geście bezradności - A to zawsze mnie trzeba było namawiać, żebym coś zrobił. Idziesz, czy nie? To ja wyjdę i będę rozmawiał, nic się wam nie stanie.
 
AJT jest offline