| - Stójcie - powiedziała cicho do reszty. - Coś jest nie tak, zobaczę, co się tam dzieje. Elsie, przypilnuj proszę małej. A ty nie bój się - zwróciła się do dziewczynki. - Za niedługo wrócę. - I dała dziecku buziaka w czoło, musiała jednak stanąć na palcach, bo były podobnego wzrostu. Jeżeli nikt jej nie zatrzyma, postanawia zakraść się jak najciemniejszą drogą w stronę wioski. Ona w ciemności widzi doskonale, ludzie szczęśliwie nie. - Tylko uważaj na siebie - krótko, aczkolwiek jak na Heindela to troskliwie, usłyszała od Graperza. Zgadzał się z nią, że była najlepszą ich możliwością na rozeznanie się w sytuacji.
Heike również ją pożegnał, chociaż z wielką niechęcią. Ostatnio, gdy Troć była sama, skończyła prawie w łapach kultystów.
Taffy ruszyła pewnie, nie oglądając się. Była pewna, że w ciemności nocy będzie niezauważalna, a głośno rozmawiający ludzie nie usłyszą także jej szybkich kroków. Szła więc szybko, unikając światła księżyca, starając się być ciągle w cieniu chałup. Gdy dotarła już wystarczająco blisko na wpół rozwalonego ostrokołu, przycupnęła cichutko i wytężyła słuch.
- Jeszcze Heinza trza. On płaszcza nie wziął, tego wiecie
Niziołka delikatnie wyjrzała zza ostrokołu. W luce między jedną chatą a drugą stały wozy, które widziała z daleka. Trzy, wszystkie czterokołowe, zaprzężone w wychudzone, zmizerniałe konie. Na wozach powrzucane były luzem najróżniejsze rzeczy: skóry, beczki, ale też mniej oczywiste przedmioty jak chomąto czy stół. Nie było tego wiele, ale nikt nie zainteresował się, by poukładać je w jakimkolwiek porządku ani zabezpieczyć przez spadnięciem. Na jednym z kozłów siedziała kobieta z zawiniątkiem przyciśniętym do piersi, młodziutka i na oko Taffy wcale ładna. Później zobaczyła następne kobiety, dwie, obok drugiego wozu; rozmawiały nerwowo.
Tymi, którzy chodzili po wiosce okazali się mężczyźni. Na pierwszy rzut oka wieśniacy. Wyjawił się także ich cel: przepatrywali chałupy, rzucając do siebie głośno uwagi na temat osób, które najwidoczniej znali. Mimo że nie było widać, jakoby starali się działać po cichu, żaden z nich nie niósł ze sobą latarni ani nawet kaganka. Przeszkadzało im to jednak, bo raz po raz któryś klął głośno, czemu towarzyszyły odgłosy przewracanych garnków i zydli.
- Ile to jeszcze będzie trwać? Tylko czekać... - nie wytrzymała jedna z kobiet przy wozie.
- Zamknij mordę, nie widzisz, że robimy?! Wzięłaby i pomogła, a nie dupę usadzi przy wozie i jęczeć będzie.
Taffy jeszcze nie wiedziała, cóż się dzieje, więc nasłuchiwała i przyglądała się scenie. Starała się trzymać jak najdalej, jednak by wszystko w miarę dobrze słyszeć.
Skarcona kobieta posłusznie ucichła. Mężczyźni wrócili do swojego zajęcia. Teraz dopiero Taffy zauważyła, że przeszukują domy nie bez powodu - oni wynosili dobytek mieszkańców, których jednak nie było nigdzie w pobliżu. Wynosili wszystko, co miało jakąkolwiek wartość i wrzucali to na swoje wozy, rzucając zgryźliwymi uwagami na temat tak przedmiotów, jak i ich właścicieli. Chyba nie lubili ich zanadto.
- Cholerny dusigrosz - rzucił jeden z nich - Widzieliśta, chłopy płaszcz Heinza? Albo co w nim który zerknął? Korona, caluśka złota, z uśmiechniętym Karlem Franzem na drugiej stronie. A jak na monastyr świątobliwy zbierał, to kurwi syn łgał jak pies, że jest bidny jak mysz kościelna.
- Łeż krótkie nogi ma - odrzekł drugi, łysawy i gruby - tera my tu miast Sigmara sprawiedliwości dokonamy. A Heinza oby ospa obsypała. Toć on w monasterze ani na kawałek chleba nie zasłużył!
- Pies go jebał. Może mu ta pajda w gardle stanie. Przejrzyj no jeszcze raz jego chałupę, siwy, może my co przeoczylim.
Tyle z bezpiecznego miasta i schronienia. Niziołka postanowiła wrócić do grupy i opowiedzieć, co widziała.
Heike zaklął.
- Wiedziałem, po prostu wiedziałem! Czułem, że tu niczego nie znajdziemy! Trzeba było iść przez las, a tak to zmarnowaliśmy tylko czas… I co teraz? Widziałaś chociaż, gdzie jadą?
- Wozy ustawione są gdzieś na wschód. Nie wiem co tam jest.
- To może oni do tego monastyru jadą? Może tam się ukrywają Ci, co im się udało ujść? Może i my powinniśmy spróbować? - zapytał chłopak resztę, nie bardzo wiedząc, co powinni zrobić. Wiedział, gdzie chciałby się skierować, ale teraz zwyczajnie nie była to realna opcja.
- Ja bym poczekała, aż odjadą, i odpoczęła przez kilka dni w tej wiosce. Zebrała pożywienie, wyleczyła rany… - Taffy przedstawiła swoją propozycję. - Może się noga Siga trochę zrośnie i będzie mógł samemu iść? - Ino coś ich stąd przepędzić mogło… Cosik spowodowało, że domy swe opuszczają. Może wojna i ktosik tu zaraz będzie, może nie i cosik innego. Ino co wtedy... - zamyślił się Heindel.
- Niech mu się zrośnie, będzie mógł szybciej iść do tego swojego Gemunden… - Heike nie potrafił oprzeć się pokusie skomentowania, gdy słyszał cokolwiek o Sigu - a my powinniśmy się martwić nie tylko co do gęby włożyć, ale i by znowu coś nas nie napadło. Najpierw bandyci, potem dwójka opętańców, tutaj będzie równie niewesoło. Jeżeli tamte wozy jednak przyjechały z jakiegoś monastyru, zgaduję, że na zachodzie skoro wozy były ustawione w przeciwną stronę, to może zebrali się tam dużą grupą? Ja bym tam poszedł, może nawet… nie wiem, może z nimi porozmawiał?
- Taffy - niespodziewanie tyradę Heikego przerwała najmniejsza członkini grupy - Taffy… ja tam mieszkam - wskazała paluszkiem na zabudowania, spoglądając ze strachem na Heikego. - A rodzice mówili, że udajecie się w drogę jaką? - spytał małą Heindel.
Taffy była tym mocno zaskoczona i skarciła się w myślach za to. Przecież to było jasne, że ci ludzie skądś dotarli nad tę rzekę… Chciała też kopnąć Heindela za wspomnienie rodziców dziecka.
- Tak, gdzie się wybierałaś?
Nagła zainteresowanie jej osobą najwyraźniej zaskoczyło małą Anabellę.
- Ja… my… - zająknęła się - myśmy uciekali. Tata mówił, że mus nam uciekać. - Słyszała, jak rodzice mówili, przed czym? - dopytał Graperz.
- No… bo wojna. Wojna idzie.
- Może ci ludzie też przed wojną uciekają? Może to nie rabusie? Może… moglibyśmy się z nimi zabrać? - zastanawiała się Taffy, mocno powątpiewając w to, czy na którekolwiek z pytań można odpowiedzieć “tak”. - Tako to może wyglądać, że oni stąd przed wojną - przytaknął Heindel. - Nie szkoda spróbować zapytać. Will - spojrzał na kompana, który jego zdaniem najbardziej mógł się nadać -[/i] Może by ty podszedł rozpytać, czy by nam pomogli i przygarnęli? Rzeknij, że jedzenie, ani nic nie chcem od nich, ino bezpieczeństwa ciut. Może byś z Elsie poszedł? Albo z kim? Byś mniej groźnie wyglądał [/i]- zapytał. - Ino pierwej nie mów, że my tu reszta skryci - po chwili dodał.
Gdy Elsie usłyszała swoje imię, zesztywniała jakby.
- Ja nie pójdę - odrzekła nadzwyczaj stanowczo, przełknęła ślinę. - Nie pójdę i koniec.
Will okazał więcej inicjatywy.
- Ja mogę. Ale sami wiecie, że nie jestem za dobry w gadaniu. A oni wcale nie muszą chcieć nas ze sobą zabrać. Bedziemy tylko dodatkowym balastem. - A który dobrze z nas gada? - zauważył Heindel. - Który lepiej się nada? Jako może Sigfried, ale przecie jako kulawy, to nam bardziej zaszkodzi, niźli pomoże. - Ja mogę iść. Dużo gadać nie trzeba, żeby tylko nie wymleć czegoś.
Heike groźnie nie wyglądał, a pomysł pierwszy rzucił, to głupio było mu innych proponować na stanowisko.
- I ja - cichutko zaproponowała Anabella - Ja chcę iść.
- To… nie, to zły pomysł. Może pójdę sam, tak będzie lepiej.
Młody rybak spojrzał na Taffy, wzrokiem mówiącym “to Twoje dziecko, zrób coś”. Mógł również powiedzieć, dlaczego uważał to za zły pomysł, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił.
- Ale ja ich może znam!
- Zróbmy tak - poprowadzę was bokiem, po ciemku, żebyś mogła, zobaczyć tych ludzi. Jeżeli ich znasz, pójdziesz razem z Heike porozmawiać. Jeżeli nie, będziemy musieli to przemyśleć.*
- To prowadź, szkoda czasu
Heike nie podobał się pomysł z braniem małej. Kto to wiedział, co odwali, jak pozna kogoś? Co, jeżeli okażą się równie porąbani, jak kultyści przy rzece? Może w ogóle lepiej było trzymać głowę nisko i nie podróżować z wozami, wtedy zmniejszą ryzyko bycia napadniętymi? Za dużo wątpliwości, żeby warto było się teraz zastanawiać, a coś zrobić trzeba. - Zgadzam się z Heike. Mała może zaszkodzić. Decydować niech nie będzie - wtrącił Heindel. - Zawsze Heike może o niej powiedzieć, jak uzna, że trza. Zastanówcie się raz jeszcze, czy nie lepiej pierwszą decyzje zostawić, a nie tą małej.
Heike wzruszył tylko ramionami i rzucił pytające spojrzenie innym, szczególnie Taffy. Było mu to teraz obojętne, chciał po prostu już iść, zanim wozy odjadą.
- Jak wspomnisz o Anabelli, Heike, to mogą uznać, że ją przetrzymujemy, że to nasz zakładnik.
Chłopakowi pomieszało się i nie wiedział, do czego dokładnie odnosi się niziołka i na której części którego planu byli.
- To idziesz z nią, czy nie idziesz? Czy ja w ogóle mam iść? Zastanów się… albo nie, może po prostu pójdę sam i będzie po kłopocie? Przecież jak im powiem, że jest z nami Anabella, a nie będę żądał okupu, to jaki z tego zakładnik? - uniósł ramiona w geście bezradności - A to zawsze mnie trzeba było namawiać, żebym coś zrobił. Idziesz, czy nie? To ja wyjdę i będę rozmawiał, nic się wam nie stanie. |