Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2018, 21:57   #347
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kawaleria Konsumencka - część druga

Zdołała wstać. Odgarnęła włosy i spojrzała na Emerensa. Ujrzała, że połowa jego twarzy była zakrwawiona. Miał mniej szczęścia od Alice. Szklany odłamek pomknął prosto w stronę jego ucha, przebijając je na wylot. Przed tym pozostawił długie, lekko skośne przecięcie na policzku. Fortuyn jęczął z bólu, w dalszym ciągu przymocowany do siedzenia. Lekko drżał, próbując wyzwolić się z więzów… gdy w następnej sekundzie stracił przytomność.
- Padnij! - Alice usłyszała męski krzyk. To jego właściciel otworzył tylne drzwi i wszedł do środka.
Rudowłosa zmartwiła się o Emerensa. Rozważała co ma z nim uczynić, kiedy padła głośna, dosadna komenda, na którą zareagowała natychmiast. Dosłownie chwilę po tym cofnęła się i opadła na podłogę, zasłaniając głowę i zerknęła w stronę skąd owe polecenie padło.
Błyskawicznie rozległ się huk wystrzału, tym razem dobiegający z przeciwnej strony. Alice ujrzała Fabiena Bonnaire’a, który również opadł na podłogę. Trzymał wyciągnięty pistolet, próbując zastrzelić członków Valkoinen. Alice znowu obróciła głowę. Ujrzała, że jednego z porywaczy już zdołał zabić. Drugi jednak miał się dobrze. Fortuyn w dalszym ciągu nie reagował w żaden sposób na zgiełk.
Harper wewnętrznie ucieszyła się, widząc znajomą twarz. Pokręciła jednak zaraz głową i rozejrzala się, czy było już na tyle bezpiecznie, by mogła dopaść do Emerensa. Zgarnęła w międzyczasie jakiś ostry kawałek szkła z powierzchni na której leżała. Będzie miała czym przeciąć więzy nieprzytomnemu. Nie odezwała się do Bonnaire’a, nie chciała go rozpraszać. Czekała na moment, by zareagować i ściągnąć Rensa.

Kierowca vana trzymał w rękach karabin i nie wahał się go użyć. Mimo że znajdował się niedaleko, nie mógł trafić ani w Alice, ani w Fabiena. Zdawało się, że z całej trójki porywaczy był zdecydowanie najgorszym strzelcem. Zdołał opróżnić cały magazynek, nie trafiając ani razu. Rozległa się krótka cisza. Bonnaire zerwał się na równe nogi, pewnie trzymając pistolet. Harper również mogła działać. Ruszyła w stronę Fortuyna. Kiedy zaczęła walczyć ze sznurem, którym był przymocowany do siedzenia, zdała sobie sprawę, że nie będzie wystarczająco silna, aby utrzymać ciężar mężczyzny, kiedy na nią opadnie.
Alice to kompletnie nie przeszkadzało. Ustawiła się tak, że w momencie, kiedy miałby spaść, to zamortyzowałaby sobą jego upadek. Zanim jednak zabrała się do czegokolwiek, obejrzała jego ucho, by nie zrobić mu krzywdy, jeżeli odłamek szyby dalej w nim tkwił. Nie wyglądało to zbyt ciekawie. Krew cały czas płynęła z boku głowy, przez co Alice wpierw nie mogła ocenić zniszczeń. Choć biorąc pod uwagę ilość traconego osocza, szklany odłamek musiał prawie odciąć mu to ucho. Kiedy Harper dotknęła go, oceniła, że utrzymało się przy głowie jedynie za sprawą centymetra chrząstki na samej górze.
Śpiewaczka zakrztusiła się, uświadamiając sobie ten fakt
- Boże… Boże… - wysapała. Drżącą dłonią wyśledziła, czy szkło było wbite w oparcie i ostrożnie przechyliła głowę Rensa, czy mogła go od niego odsunąć. Musiała czym prędzej ściągnąć go na poziom ziemi, bo wiszenie do góry nogami kompletnie nie pomagało jego stanowi. Szklany, ostry odłamek utrzymywał się tuż obok skroni Emerensa, jednak wydawało się, że nie miał już wyrządzić żadnej szkody. Alice zabezpieczyła go na tyle, na ile mogła, po czym zajęła się usuwaniem sznura. Kiedy przecięła go, usłyszała dobiegający gdzieś z boku dźwięk pocisku, a następnie krzyk kierowcy. Fabien dał sobie z nim radę. Jednocześnie Rens opadł na Alice i w rezultacie obydwoje wylądowali na podłodze. W trakcie upadku Harper przecięła sobie skórę poniżej lewego łokcia szkłem na podłodze. Raczej nie była to groźna rana, lecz bardzo piekła. Fortuyn znalazł się bezpośrednio na Alice, ciężarem przygważdżając ją do podłoża.
Śpiewaczka jęknęła z bólu, kiedy się skaleczyła i jednocześnie, gdy Emerens wydusił z niej swoim bezwładnym ciałem powietrze. Leżała teraz na suficie, który robił im za podłogę i spróbowała przesunąć nieco mężczyznę z siebie, by móc jakoś spod niego wyjść. Co jej się z trudem udało.
- Ffff...Fab-ien?! - rzuciła zduszonym tonem w międzyczasie. Spojrzała w stronę wejścia do vana. To było w dalszym ciągu szeroko otwarte. Jednak Bonnaire znajdował się w innym miejscu, blisko zwłok kierowcy. Kiedy Alice na niego spojrzała, spostrzegła nóż wystający z lewego ramienia mężczyzny. Fabien spoglądał na niego, wciąż oszołomiony potokiem adrenaliny oraz bólem.

Tymczasem do środka wparowała Jennifer. To ona była kobietą stojącą wcześniej na drodze. Spojrzała na Alice, potem na Emerensa. Najbardziej przestraszył ją stan Fabiena. Skoczyła w jego stronę.
- Spóźniłam się… - szepnęła, odrzucając kij bejsbolowy i podtrzymując obydwiema dłońmi Konsumenta.
Harper tymczasem spojrzała w stronę Emerensa. Spróbowała wziąć go pod ramiona i przesunąć, ale rana pod łokciem dała jej się we znaki, więc syknęła. Rudowłosa zostawiła więc na moment nieprzytomnego, po czym wyszła z vana. Spojrzała na dwójkę Konsumentów i zasłoniła oczy dłonią, kiedy rozpłakała się z radości. Opierała się jedną ręką o kolano i stała pochylona. Pokręciła zaraz głową i wyprostowała się, wycierając rękawem oczy. Nie zważała na to, czy ubrudziła się krwią, czy też nie
- Spadliście nam z nieba… - rzuciła do Konsumentów, po czym spojrzała znów na vana
- Jennifer, musimy stąd spadać, dokąd? - miały dwóch facetów, którzy potrzebowali medycznej opieki. Alice miała wrażenie, że strzela ją jakieś deja vu.
- Nie wiem. Nie planowałam tego - rzekła Jennifer, wynosząc na zewnątrz Fabiena.
- Cześć, Alice - mężczyzna spróbował się uśmiechnąć. - W ostatniej chwili, co…
- Cicho - blondynka przerwała mu ostro. - Oszczędzaj siły.
Za wrakiem białego vana znajdował się biały opel. Konsumentka pociągnęła swojego towarzysza w jego kierunku.
- Chodź! - obejrzała się za siebie na Harper. - Nie wiemy, czy to nie wybuchnie…! - krzyknęła nerwowo.
Alice spojrzała na nią
- Nie ruszam się bez Emerensa - oznajmiła, mrużąc oczy. Po czym odwróciła się i znów wlazła do vana. Jeśli mógł wybuchnąć, musiała go stąd wyciągnąć, niezważając już jak bardzo boli ją rana od szkła.
- Bez Eme-kurwa-czego?! - usłyszała krzyk Jennifer dobiegający z oddali. Konsumenci musieli być już przy oplu.
Alice spojrzała na Fortuyna. Mężczyzna nawet nie drgnął od czasu utraty przytomności. Krwotok nie słabł nawet przez moment. Harper oceniła, że byłaby w stanie ciągnąć go po podłodze. Na to starczyło jej siły.
Śpiewaczka już nie marnowała sił na odpowiedź. Zaczęła się borykać z wyciąganiem Rensa z vana. Ile miała sił w mięśniach. Doszła do drzwi, kiedy obok pojawiła się Jennifer. Pomogła jej znieść Fortuyna na asfalt.
- Ty ręce, ja nogi? - blondynka rzuciła krótko, spoglądając na vana z przestrachem. Spodziewała się, że w każdej chwili wybuchnie.
Rudowłosa spojrzała na nią z chaosem i ogniem wytrwałej chęci ratunku Rensa w oczach. Kiwnęła głową
- Dobra, łap - powiedział krótko i przesunęła się tak, by móc wziąć mężczyznę pod ramiona i czekała tylko aż Jenny się ustawi, by mogły go podnieść i przenieść.
Emerens wcale nie był aż tak ciężki, więc dwie kobiety dawały sobie radę. Powoli przesuwały się do przodu. Były już coraz bliżej opla. Alice spostrzegła Fabiena siedzącego na przodzie. Ciężko oddychał, jednak bez wątpienia był w znacznie lepszym stanie niż Duńczyk.

Niewybaczalne.

Harper poczuła przeogromny wybuch bólu. Krzyknęła głośno i przeraźliwie, jakby była obdzierana ze skóry. Każdy pojedynczy nerw wibrował agonią. Alice zapomniała o oddychaniu. Momentalnie poczerwieniała i wypuściła z rąk Emerensa, który w rezultacie uderzył głową o asfalt. Śpiewaczka osunęła się na kolana, szeroko otwierając oczy. Miała wrażenie, że płonie. Jak gdyby wszystkie ognie piekielne zostały w nią wymierzone.
Śpiewaczka zdołała tylko spojrzeć błagalnie na Jenny. Jakby ta miała coś co mogłoby uśmierzyć jej ból. Cokolwiek, byle tylko złagodzić to co czuła. Nie mogła nad tym zapanować, opadła na asfalt i zaczęła się kulić, płacząc. Nie była w stanie myśleć o niczym. Zacisnęła powieki najmocniej jak umiała. Głos jej się łamał, gdy wyła, czego sama nie była już świadoma, bo taki natłok odczuć sprawił, że miała wrażenie, że słucha samej siebie, trzymając głowę w wodzie. Konsumenci jednak, mieli bolesny pokaz jej zdolności wokalnych.

Alice poczuła, że jej umysł nie jest w stanie wytrzymać całej dawki bólu, jaką otrzymała. Zaczęła stopniowo tracić świadomość. Jak gdyby Tuonetar robiła co mogła, aby ją w dalszym ciągu utrzymać. Zdawało się, że chciała zapewnić jej znacznie więcej cierpienia.

Tak szybko?, Tuonetar wysyczała z ogromną dawką nienawiści oraz niedowierzania. Joakim Dahl jest w stanie znieść znacznie, znacznie więcej.

Jednak śpiewaczka nie mogła. Zamknęła oczy i zemdlała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline