Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2018, 03:43   #349
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Wzgórze cierpień - część druga

Rudowłosa powoli znów opuściła głowę
- Aalborg… Tekst… Już mnie niemal...Dorwali… Już położy-ła na mnie łapy… Ale… Zaplanowaliśmy to… Ktoś z Kośkh… - zakrztusiła się
- Kościoła… miał mi pomóc… I… szcz-ęśliwie...wyrwali mnie z...vana… I ona… znowu… tortur-owała mnie bólem… A te-teraz… Jest-em tu - powiedziała ile zdołała, nim znowu nie mogła mówić i złapała się oburącz za gardło, próbując przeboleć falę bólu. Jęknęła i przełknęła ślinę
- Nie wiem… Jak… zdjąć… cię… z tego - powiedziała cierpiętniczo.
Joakim z trudem podniósł głowę. Spojrzał na Alice zmęczonym wzrokiem.
- T-to… naprawdę ty? - zapytał. Jego głos lekko załamał się na koniec, jak u śpiewaka, który zbyt głośno i często śpiewał w ostatnim czasie.
Alice poczuła się teraz jeszcze bardziej winna. Obawiała się, że przez to uczyni mu więcej zamętu w głowie. Podniosła się i stanęła znów przed nim. Po czym bez słowa, kiwnęła głową, płacząc cicho. Spojrzała znów na jego dłonie. Nie miała młotka, żeby wyłamać te gwoździe… Usta jej zadrżały.
Joakim spoglądał na nią przez chwilę, która wydawała się długa niczym wieczność. Najróżniejsze emocje przemykały po jego twarzy. Złość, tęsknota, niezrozumienie, żal… a nawet, być może, iskierka radości. Jednak wnet spuścił wzrok, nie mogąc dłużej patrzeć na Harper.
- Nienawidzę cię - szepnął. Te dwa słowa wypowiedział płynnie i bez problemów, jak gdyby powietrze Tuoneli wręcz wydarło je z jego ust.
Wtem Alice po części poczuła, a po części usłyszała cichutki, prawie niedostrzegalny śmiech Tuonetar. Można byłoby go nie zauważyć, gdyby wokoło nie panowała tak idealna, wbijająca się do umysłu cisza.
W pierwszej sekundzie przez ciało Alice przeszła ulga, mimo bólu, który odczuwała. Za kolejne trzy oddechy, została roztrzaskana. Śpiewaczka pokręciła głową, po czym zmarszczyła brwi i złapała ostrożnie głowę Joakima w ręce
- Nie… Nn-ie proszę - powiedziała starając się nie rozkaszleć tym razem. Przestała płakać, ale z jakiegoś powodu miała wrażenie, że jeśli Dahl znów ją odrzuci, to coś w niej pęknie
- To ja… Nap-rawdę… - wysapała cięzko, przełykając ślinę by wstrzymać kaszel i zahamować ból. Zignorowała Tuonetar, a jej palce drżały.

Głupia… ty nie rozumiesz? On uwierzył, że to ty. Jego słowa były skierowane do ciebie, bogini wydawała się rozbawiona. Bez wątpienia jej humor poprawił się w ostatnim czasie. Spójrz na niego. Już nie chce z tobą rozmawiać. A potem przesuń wzrok na koło znajdujące się obok. Podejdź, dotknij, zaznajom się z nim. Lepiej poznać miejsce, w którym spędzisz wieczność… choć z drugiej strony… nie musisz, jeżeli nie masz ochoty. Będziesz na to miała jeszcze dużo czasu. A kiedy już znudzisz się swoim nowym domem, powiedz mi, a ja sprowadzę cię z powrotem do rzeczywistości.

Następnie rozległa się głucha cisza. Joakim przestał się poruszać. Wydawał się spać, choć było to mało prawdopodobne.
Alice puściła go i cofnęła się. Poczuła bolesną gulę, która utworzyła się w jej przełyku i nie dała nic z siebie wydusić. Czemu? Czemu?
- Cz...Czemu? Dlacz-ego? - zapytała Joakima łamiącym się głosem. Słowa Tuonetar kompletnie po niej spłynęły, ale sens dotarł. To było do niej. Chciała zrozumieć za co jej nienawidził.
Mężczyzna jednak nie poruszył się, nie odpowiedział. Zignorował Alice, każąc jej domyślać się. Czyżby nienawidził ją dlatego, bo wbiła korkociąg w jego szyję podczas snu? A może z tego powodu, bo po ich wspólnym spotkaniu, które potem nastąpiło, został sprowadzony do Tuoneli i w niej uwięziony? Czy właśnie teraz odgrywał w umyśle scenę z sypialni w Sankt Petersburgu oraz przypominał sobie przyjemność, jaką odczuwała ona, Tuonetar, a przez nią on sam? A może bogini przez ten czas naopowiadała mu najróżniejszych kłamstw na jej temat i pokazała złudne, fałszywe obrazy? Czy chodziło o jeszcze coś innego? A może o wszystko na raz? Harper mogła jedynie zastanawiać się.
Śpiewaczka nie miała na to jednak siły. Ból ją dławił. Zmarszczyła brwi, zbolała, urażona, przerażona i zrozpaczona. Zrobiła krok w jego stronę i spoliczkowała go
- To… To twoja...sprawka… To wszystko… I jak...możesz… Teraz odmawiać mi… Choćby… wyjaśnienia… Kiedy ja naprawdę… W ciebie… wierzę… - powiedziała i zaczęła kaszleć zamykając dłoń, która go uderzyła, bo aż ją zapiekla. Pękała. Tak jak się tego obawiała. Zakręciło jej się w głowie i musiała się pochylić, by nie przewrócić.

Jednak nie udało się. Straciła równowagę i upadła na skaliste podłoże. Z trudem podparła się na czterech kończynach. Następnie przesunęła wzrok wyżej, na Joakima. Jego rozpięte, nagie ciało przypomniało jej rzeźbę ukrzyżowanego Jezusa, która wisiała w salonie jej dziadków. Dahl miał tę samą, udręczoną minę. W dalszym ciągu milczał. Jego oczy były zamknięte. Alice spostrzegła, że powieki mężczyzny zaciskały się bardzo mocno, wręcz rozpaczliwie.
- Odejdź - wychrypiał pojedyncze słowo tak cicho, że Harper nie była pewna, czy nie przesłyszała się.
Śpiewaczka przesunęła się i podniosła
- N-nie. Nie chcę… Żebyś… Znowu został tu...sam - powiedziała przez cierpkie łzy. Ona naprawdę wierzyła w to, że on zdoła wytrzymać. Że jakimś cudem wyjdzie stąd, że wróci i opanuje to wszystko. A on? A on jej nienawidził…
- Nie odejdę - powiedziała po czym przytkneła palce do powiek, które tak mocno próbował zacisnąć. Szybko musiała jednak wycofać palce. O ile oddychanie i poruszanie się było bolesne, to dotykanie siebie nawzajem stanowiło czystą agonię, której nie można było przezwyciężyć. Bez względu na to, jak bardzo silną wolę posiadało się.
- Nie nienawidź mnie - powiedziała cicho, ale stała blisko.
Joakim napiął się, jakby walczył z sobą. Rozmawiać z Alice, czy milczeć? Wydawało się, że żadna z tych dwóch opcji nie była dla niego odpowiednia.
- Chcę być sam - rzekł.
Czy to dlatego, bo tak mocno nienawidził Alice? A może z tego powodu, że nie chciał, aby cierpiała? Każda sekunda przebywania na szczycie była istną katorgą i bynajmniej nie tylko z powodów emocjonalnych. Harper sukcesywnie zaczynała się czuć coraz bardziej nerwowa, tkliwa i rozbita.
Kobieta patrzyła na niego. Poruszyła się cała niespokojnie, jakby przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Znaczy… Znaczy że to… wszystko… po nic? - zapytała go niedowierzając. Zacisnęła usta w linię
- Dobrze… Nie-nienawidź mnie… Ale… Jesteś dla mnie ważny i… Nie dam ci tu zgnić - powiedziała, po czym odwróciła się i spojrzała na koło, które wedle Tuonetar miało potem być dla niej. Lęk przeszył ją na wskroś
- Weź mnie… stąd… - szepnęła ciężko.

Wedle życzenia.

Joakim błyskawicznie podniósł głowę i spojrzał na Alice. Jak gdyby chcąc zobaczyć ją jeszcze raz zanim zniknie.
Harper zamrugała, po czym odwróciła się przodem do Dahla, sądząc, że mimo wszystko nadal na nią nie patrzy. Zderzenie się z jego oczami zbiło ją z tropu i lekko przestraszyło.
Nawiązali kontakt wzrokowy. Spojrzenie Joakima było kompletnie puste i nie wyrażało żadnych emocji. W głowie Harper pojawiła się myśl, że może Tuonetar zmusiła go do popatrzenia na jej opuszczanie Tuoneli, co miało stanowić kolejną torturę. Ale może Dahl zrobił to z własnej woli. Spostrzegła, że Joakim ponownie zaczynał opuszczać głowę, kiedy Tuonetar pochwyciła śpiewaczkę i wydarła ją z tego świata.

Wrażenia wzrokowe i słuchowe zafalowały, jak w źle dostrojonym telewizorze. Podczas gdy Dahl wracał do swojej monotonnej, udręczonej pozy, Alice wkrótce miała przestać odczuwać ból. Wyzwoliła się z niego, tracąc przytomność.

Wpierw przez chwilę - być może ułamek sekundy, być może nieskończoność - tkwiła w niebycie. Nic nie myślała, nie odczuwała, nie pamiętała, niczym nie była. Kompletna próżnia. Wtem zaatakowała ją biel. Jasna, krzykliwa, przenikliwa. Ciągnąca się ze wszystkich stron. Minęło kilka długich sekund zanim rozpoznała pokój spotkań w Iterze.

Kirill Kaverin kucał na środku okrągłego pomieszczenia. Przybrał charakterystyczną dla niego, pokutniczą pozę. Wydawał się na czymś intensywnie skupiać. Podniósł wzrok i lekko rozluźnił się dopiero wtedy, kiedy zmysły Harper i aspekty jej osobowości w pełni zebrały się do kupy.
- Witaj, Alice - przemówił.
Rudowłosa zatopiona w mroku próżni, zamrugała zbolałymi oczami, po czym pochyliła się i opadła na kolana, robiąc sobie daszek z dłoni wokół oczu, bo światło było ostatnim, czego jej dusza teraz pragnęła. Zadrżała cała i zatopiła się w bólu, który fizycznie ją opuścił, jednak psychicznie jak pasożyt żerował teraz na jej psychice
- Kirill - mruknęła cicho, ale bała się podnieść na niego wzroku. Czy on teraz też ją będzie nienawidził? To kolejna sztuczka Tuonetar? Pochyliła głowę niżej.
- Udało mi się - uśmiechnął się lekko, jakby z uprzejmości. - Poczułem alarm. Tuonetar robiła z tobą coś dziwnego. Próbowałem ją zablokować, rozluźnić jej uchwyt na tobie, ale… dobry Boże, ona jest taka silna - westchnął. - Udało mi się chyba dopiero wtedy, kiedy było już po wszystkim - ni to zapytał, ni oznajmił. - Wszystko w porządku?
Alice pokręciła głową
- Nic nie jest… w porządku… - odpowiedziała zduszonym głosem, na skraju ciężkiego płaczu. Nie podnosiła jednak głowy. Czy to naprawdę on, czy może nie?
- Ty, to ty? Czy nie ty? - zapytała nagle spłoszonym głosem
- Jak… - podniosła głowę i spojrzała na niego. Jej oczy były puste, a jednak płakała
- ...Jak w Kairze? - zapytała. Czuła się fizycznie jak nowonarodzona, gdy nie doskwierały jej te wszystkie bóle. Jednak nie umiała się tym cieszyć. Zgasła.
Dokładnie tak wyglądała. Jakby ktoś ją zgasił.

Kirill być może nie posiadał szczególnie wyjątkowego talentu do relacji międzyludzkich, jednak jego empatia wystarczyła, aby zauważyć, w jak bardzo złym stanie znajdowała się Alice. Wstał i zaczął zbliżać się w jej kierunku. W podświadomości Alice poruszyło się ukłucie bardzo pierwotnego lęku. Jej ciało w szczególny sposób zapamiętało widok nagiego Kaverina. Kiedy mężczyzna przybliżył się, opadł na kolana i objął Harper. Położył jej głowę na swojej piersi, która była niezwykle ciepła. Wcześniejszy strach z nim związany nagle wyparował. Kirill nic nie mówił, nie odpowiadał na poprzednie pytania. Zdawało się, że nie miał takiego zamiaru tak długo, jak Alice będzie aż tak roztrzęsiona.
Rudowłosa drgnęła, słysząc jak się do niej zbliżał. Zerknęła na niego i w jej oczach pojawił się błysk strachu. Zanim jednak zareagowała, on był już na jej poziomie i przygarnął ją do siebie. Alice była cała zesztywniała i rozedrgana. Oparła ręce o jego klatkę piersiową i nie ruszała się dobre kilka sekund. Po czym rozpłakała się
- Ty też mnie nienawidzisz? - zapytała przez łzy.
- To pytanie, które ja mógłbym zadać tobie - odpowiedział Kirill. - Nie odwrotnie.
Gładził ją po ramieniu. Wydawało się, że nie zamierzał dopytywać się i nie był pewny, czy Alice w ogóle była w stanie wszystko wyjaśnić. Dlatego po prostu był i samą swoją obecnością próbował ją wesprzeć. Nic nie mówił, jakby chcąc pozwolić Harper ochłonąć.
Alice wcisnęła mu czoło w klatkę piersiową i pochyliła nieco głowę, jakby chowała się przed wszystkimi. Zajęło kilka dobrych chwil, nim jej łzy ustały. Wtedy tylko opierała się o niego, jakby zmęczona bólem umysłu. Ten nie ustąpił, po prostu chwilowo nie miala już sił
- Kirill… - powiedziała znowu, cicho, po czym podniosła głowe, prostując się i ocierając twarz dłońmi. Zerknęła na niego. Miała pustkę w spojrzeniu, ale jakby teraz była spokojniejsza
- Przepraszam za wcześniej, mam.. - głos jej się załamał i spojrzała gdzieś w bok
- … mam nadzieję, że nie narobiłam ci problemów - dokończyła za moment, już normalnym tonem.
- Nie przejmuj się tym - odpowiedział mężczyzna. - To moje sprawy, ty masz wystarczająco na głowie. Nie myśl o Kairze. Nie możesz dbać o wszystko i wszystkich, nie jesteś w stanie. Inaczej rozłożysz się i nie wytrzymasz. Zaufaj mi, że sam będę w stanie zająć się Kairem. Poza tym nie musisz nic wiedzieć. A na pewno nie teraz. To zły moment na dzielenie się informacjami z linii frontu.
Rudowłosa słuchała go, po czym odrobinę sztywno kiwnęła głową
- M… To tak… bolało… - sapnęła i zamknęła oczy, marszcząc brwi i wyraźnie starając się zapomnieć o czymś co zaprzątało teraz jej głowę. Znowu zesztywniała na ciele. Obrazy przeskakiwały jej w głowie jak na zbyt szybko puszczonym filmie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline