Decyzja o wznowieniu marszu zapadła niemal jednogłośnie. Jednych przerażał fakt tajemniczego odejścia gnijącego trupa inni to zwyczajnie ignorowali, lub się tym nie przejmowali uznając swoje problemy za ważniejsze.
-
Nie przejmuj się złotko. Jeśli wróci to cię obronię- Kasandra zwróciła się dziarskim tonem do Jasmal, z którą najwyraźniej złapała jakiś kontakt. Kapłanka Umberlee puściła czarnowłosej oczko i wróciła do obozu.
-
Mam nadzieję, że już tu nie wrócimy, a jutro będziemy kłaść się spać w łóżkach, a nie na piasku czy trawie…- zamyśliła się, a na jej twarzy pojawił się wyraz błogości i relaksu.
Edrix i Mokhrul dogasili ognisko i ukryli największe ślady swojej obecności tutaj. Lepiej było nie rzucać się w oczy póki nie dotrą do jakichkolwiek punktów cywilizacji.
Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami marsz odbywał się plażą, w północnym kierunku. Słońce wciąż piekło i grzało niemiłosiernie, ale najgorsze mieli już za sobą.
-
Ktoś z was już kiedyś odwiedził ten archipelag?- zagaiła zmęczona marszem po piasku Kasandra.
-
Byłem tu już kilka razy, choć nigdy daleko od osad.- odparł Boro. Majtek przetarł nadgarstkiem czoło. -
Pływałem kilka razy z towarami w te rejony. Zawsze nas przestrzegano przed opuszczaniem miejskiej palisady. Mówiono o strasznych chorobach i wygnaniu, jeśli pojawią się chociażby najmniejsze symptomy. A ci, którzy mieszkają tu najdłużej opowiadali o mięsożernych roślinach, których pnącza wiją się milami w tutejszych lasach, oraz ogromnych jaszczurach, zamieszkujących podnóża gór…- skierował wzrok na południowy zachód, gdzie wysoko nad lasem królowały górskie szczyty.
-
Najodważniejsi poszukiwacze skarbów trafili tutaj na kamienne budowle po wymarłej cywilizacji. Ale cholera wie ile w tym prawdy i jak niby żyli pośród mięsożernych roślin, oraz ogromnych jaszczurów.- wzruszył ramionami i już nic więcej nie powiedział.
Od wymarszu minęły dobre cztery godziny. Niebo powoli zaczynało robić się pomarańczowe, a słońce nieubłaganie zmierzało w kierunku horyzontu. Kompani zaczynali tracić nadzieje, że spędzą noc w bezpiecznym miejscu.
Niespodziewanie piaszczysta plaża ustąpiła grubym kamieniom i skałom, między którymi rosły gęsto palmy. To było jednak nic w porównaniu ze skałami wystającymi ponad powierzchnię morza. Ogromne, kilkunastometrowe bloki wyglądały jak pozostawione przez giganta, a może i jeszcze coś większego.
-
Nie podoba mi się to miejsce…- syknął Boro. Nagle ich zmysł węchu zarejestrował dym, a konkretnie zapach ognia i pieczonej ryby.
-
Czujecie? Czujecie to? Chyba dotarliśmy do jakiejś osady!- syknęła Kasandra przyspieszając kroku. Kobieta przedarła się przez gęste krzaki i stanęła jak wryta w glebę.
-
Kryjcie się!- syknęła przez zaciśnięte zęby. -
Piraci!- wyjaśniła prędko. Grupa dotarła do pięknej zatoki, otoczonej gęstą roślinnością i skałami. Dopiero z tego miejsca dostrzegli ukryty w oddali okręt z banderą trupiej czaszki.
Na brzegu stały cztery zacumowane łodzie, a właściciele tych łodzi najwyraźniej świetnie się bawili przy kilku ogromnych ogniskach. Towarzysze byli oddaleni od obozu piratów o kilkaset metrów, lecz z tego miejsca doskonale wszystko było widać. Trudno było zliczyć członków tej cholernej załogi, ale były ich conajmniej trzy tuziny.
-
Patrzcie tam, dalej na wybrzeżu…- Boro wskazał palcem miejsce gdzie na drzewach dyndała trójka wisielców i z całą pewnością nie były to świeże ciała, a to oznaczało że to miejsce służyło bandzie piratów od dłuższego czasu.
-
I co robimy?- majtek zwrócił się do Edrika, jak do najstarszego i najbardziej doświadczonego. Ominięcie obozu było możliwe, lecz trzeba było zagłębić się w leśną gęstwinę a to niosło swoje ryzyko.