Stojąc na skalnym podeście Kaola obserwował okolicę. Morda niewyjściowa, a do tego tylko jeden wymiar jego ciała – wysokość – był inny od pozostałych dwóch. Kształtem przypominał gruszkę na dwóch pionowo ustawionych kłodach. Ubiór miał niestrojny, przylegający do ciała dzięki szelkom a na dodatkowym pasie dyndały łatwo dostępne sakiewki i noże. Jeszcze inny troczek mocował tasak z osłoną dłoni.
Dyscyplina była tej bandzie zbójów w ogóle nieznana a jednak jakimś cudem dotąd żaden elfi ciapak nie zapłakał, że chce kupę ani nie ruszył dymać pierwszej lepszej dziupli. Chociaż kto ich tam, poukrywanych w gąszczu, wiedział.
~Brać kasę i spierdalać, zanim jebańce podleśne coś wywiną. Ot co - powtarzał sobie w myślach.
Vince splunął w dłonie i chwycił linę.
- Pajac - podsumował wesoło zachowanie Wróbla. Nie myśląc wcale skoczył i wylądował na dachu powozu na całych stopach. Złapał równowagę, dobył tasak i równolegle z Kubą sieknął stojącego przed nim młodzika.
- Żadnych gwałtownych ruchów - polecił sam sobie na głos.
Zamierzał pozbyć się obstawy z dachu by móc łatwo dostać się do wnętrza powozu. Na drodze stali mu jednak dwaj konni ze straży przedniej. Był przygotowany by w jednego z nich miotnąć małym, dobrze wyważonym nożem celując w nieopancerzoną, końską szyję. Najpierw jednak postanowił wejść na kozła i odciąć popręgi od uprzęży zwierząt pociągowych by te uciekając staranowały chroniących transport.