Kusza - rzecz nabyta. Nawet gdyby przepadła, Detlefowi nie byłoby jej aż tak żal.
Pistolet to co innego, ale jakiż szlachcic paradowałby z taką bronią u boku? A czego oczy nie widzą... tego strażnik nie zarekwiruje.
Poprawiwszy szpadę Detlef poczekał, aź wszyscy zdadzą broń, a potem ruszył w stronę, gdzie - według słów strażnika - znajdowała się świątynia Shallyi.
Odłożywszy na później wizytę w przybytku poświęconym Myrmidii (w końcu trzeba było podziękować bogini za ratunek) Detlef skierował się do świątyni bogini leczenia i miłosierdzia.
- Detlef von Halbach - przedstawił się. - Mieliśmy parę nieprzyjemnych przygód na trakcie - odparł na pytanie kapłanki. - Potrzebna by nam była pomoc bogini. - Z szacunkiem skinął głową. - I dziecko po drodze znaleźliśmy - dodał, resztę wyjaśnień pozostawiając w rękach (czy raczej ustach) Borysa.
Pomoc, jak się okazało, z miłosierdziem nic wspólnego nie miała i Detlef musiał sięgnąć do sakiewki.
A potem trzeba było poczekać, aż wszyscy załatwią swe sprawy. Niekoniecznie pod skrzydłami Shallyi. Przed wizytą u Grafitowych Detlef chciał jeszcze odwiedzić świątynię Myrmidii. Do tego jednak towarzystwo nie było mu potrzebne.