Luna stękała, piszczała i jęczała próbując przeleźć, wleźć i wyleźć wśród orczych żołnierzy. Sytuacja jej i kuli wyglądała coraz gorzej. Widząc, że jej pomysł do niczego się nie nadaje wypełzła spomiędzy zielonoskórych i zacisnęła zęby. Jak się nie uda to... to koniec. Przynajmniej na razie.
Skupiła się więc ostatni raz, smyrgnęła kulą w stronę posągu, a sama skoczyła w górę, rozkładając widmowe skrzydełka. Rozproszona
dłoń maga upuściła kulę, a Luna smyrgnęła w górę by ją złapać. I - cud! Udało się. Kula "się znikła" wraz z Luną - przynajmniej na chwilę - a niziołka zaczęła opadać, jak najszybciej manewrując w stronę posągu i równocześnie próbując omotać przedmiot płaszczem, czy choć wsadzić do wora, by nie świecił. Może gdy niewidka się rozproszy uda jej się schować za statuą bogini. W końcu była malutka.
Pozostawało tylko wezwać drużynę. Widmowy odgłos naśladujący dźwięki wściekłego zwierzyńca powinien się przebić.