Jak nie tak, to inaczej. Skoro tylko konni rozjechali się na boki nie zachodziła już żadna potrzeba przecinania popręgów! Problem rozwiązał się sam.
Uściskiem woźnicy się nie przejął – zostawionym na taką specjalną okazję dłuższym od pozostałych paznokciem wbił się woźnicy w oko a gdy tylko uścisk zelżał dostatecznie wyrwał się zeń i przygrzmocił dusicielowi prosto w nos. W planach miał jeszcze dźwignię za stopę, by wozak miał okazję zjebać się z kozła w sposób niekontrolowany.
Na dalsze ruchy dwóch konnych będzie musiał poczekać chwilę, ale lepiej byłoby walczyć z nimi z wysokości wozu niż z ziemi.