Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2018, 21:33   #47
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXI. Nie-s♰ypa



1


Czas w Krainie Dziwów również upływał Alicji pod znakiem spotkań. Kapelusznik był bardzo podekscytowany ze zmartwychwstania panny Liddell (nawet, jeśli do owego zmartwychwstania doszło tylko w jego głowie) i rozsyłał zaproszenia na lewo i prawo. Co chwila z okna jego pokoju wyrzucany był bardzo niezadowolony gołąb, z liścikiem przywiązanym do nóżki. Te szczególnie niezadowolone musiał poganiać ciśniętym butem, żeby w ogóle raczyły polecieć do adresata. Gąsienica świadkował temu wszystkiemu z bardzo kwaśną miną. Widać od kiedy dostał skrzydeł zaczął się bardziej identyfikować z ptakami.
Klara nie dawała się ponieść ekscytacji swego chlebodawcy i zamiast tego dzielnie brała na siebie wszystkie obowiązki. Zmieniła Alicji opatrunki, upiekła ciasta, przygotowała zapas herbaty, a nawet rozłożyła w ogrodzie stoły i nakryła do posiłku. Wszystko to z wdziękiem i bez żadnego trudu.


W dniu przyjęcia goście zaczęli się zjeżdżać o przeróżnych porach. Pierwszy pojawił się Mysz. Niemal przeczyło to jego opinii śpiocha, okazał się przecież rannym ptaszkiem, gdyby nie to, że pierwszą rzeczą jaką zrobił po przybyciu było zebranie najwygodniejszych poduszek z porozstawianych krzeseł i umoszczenie sobie leża. Ot, tak! “Dzień dobry”, “dzień dobry”, “ja sobie tylko poduszkę wymienię”, “ależ żaden problem”, “chrrrr”. Przynajmniej hałasem odganiał owady od ciasta.
Potem pojawiła się para, której blondynka nie znała. Mężczyzna i kobieta, niemal do siebie przyklejeni. Poruszali się w zupełnej synchronizacji, jakby byli jednym ciałem.

2

- To pani Tancerka i pan Tancerz - przedstawił ich Kapelusznik, a nierozłączna para ukłoniła się z gracją.
- Dzień… - zaczął mężczyzna.
- Dobry - dokończyła kobieta.
Alicja przyglądała im się ciekawie, toteż dopiero po chwili przypomniała sobie o manierach.
- Dzień dobry. Miło Państwa poznać.
- Faktycznie, nigdy się jeszcze nie spotkaliśmy - potwierdził mężczyzna i uśmiechnął się. Nie dodawało mu to aż tak dużo uroku, bo zęby miał trochę krzywe, choć kompletne.
- Ale cieszymy się, że mamy w końcu okazję - dodała kobieta i też się uśmiechnęła. Identycznie. Tylko uzębienie miała równe.

Następnego gościa panna Liddell też nie potrafiła skojarzyć. Był mężczyzną w całości ubranym na biało. Spodnie, garnitur, koszula, buty i skarpety. Wszystko białe jak śnieg. Chodził wyprostowany jak struna i sztywny tak bardzo, że aż przypomniał dziewczynie Automasza z enklawy lalek.
- Moje uszanowanie - przywitał się równie sztywno, jak się poruszał.
- Dzień dobry, dobry dzień - odparł Kapelusznik.
- Dzień dobry. Jestem Alicja. - Dziewczyna wyciągnęła do nieznajomego rękę, niepewna czy zechce ją w ogóle przyjąć i się przedstawić.
- Pani Alicja, czy panna Alicja? - zapytał sztywno i ujął oferowaną dłoń jakoś tak mechanicznie i bez gracji. Mimo to dziewczyna spąsowiała odrobinę.
- Panna. Oczywiście, że panna, a mam przyjemność z... - zrobiła wymowną przerwę.
- Ojej, to przecież Pan w Bieli. Spotkaliście się w pociągu - wtrącił się Kapelusznik, najwyraźniej uznając, że przedstawiania jest obowiązkiem gospodarza.
- Pan Biały - sprostował mężczyzna. - Ostatnimi czasy, nazywam się Panem Białym - w jego głosie pobrzmiewała nutka irytacji, jakby oburzał go sam fakt, że musi się przedstawiać. - A od pana, Kapeluszniku, oczekuję nowego kapelusza. Stary się rozpuścił w tych wszystkich ulewach.
Szalony aż jęknął, gdy to usłyszał. Zniszczone okrycie głowy było dla niego prawdziwą tragedią.
Zmieszana Alicja wolała nic już nie komentować. Zrobił to za nią gospodarz.
- Nowy kapelusz. Naturalnie. Z najlepszej gazety. Tytułowej strony i z równym drukiem - paplał, ale mężczyzna w bieli już go nie słuchał, udając się w kierunku zastawionych stołów.

Księżna i Książę także raczyli przyjechać. Ubrani elegancko, ale z frywolnymi akcentami. Młody Książę miał porozpinanych parę guzików, tak że spod koszuli widać było jego tors. Księżna przybyła w wydekoltowanej kreacji i z wysoko rozciętą suknią. Gdyby to wszystko uznać za zbyt przyzwoite, towarzyszyła im Kucharka w czymś, co było raczej fartuszkiem niż sukienką.
- Panno Liddell - chłopak skłonił się i z szarmanckim uśmiechem ucałował dziewczynę w dłoń.
- Cieszę się wielce, że zastaję cię w zdrowiu - przywitała się Księżna.
Kucharka zaś milczała, a Alicja zastanawiała się, czy to właśnie ona jest autorką tych wszystkich pieprznych potraw.
- Miło was znów widzieć. - Przywitała znajomych serdecznie, acz z nutką wstydliwości dziewczyna. - Bardzo dziękuję za ten pieprz, który dostałam od was. Niezmiernie mi się przydał.
- Naprawdę? - zapytała Kucharka. - Ja zawsze powtarzałam, że pieprz jest dobry na wszystko.
- Na pewno na wrogie osy... i ryby... znaczy ryboludzi. - Zakałapućkała się Alicja i znów dodała. - Bardzo się przydał. Jeszcze raz dziękuję.
- Do usług, do usług - Kucharka uśmiechnęła się szeroko.
- Skoro jesteśmy przy usługach - wtrąciła Księżna. - Pójdź pomóc Klarze. Jest rewelacyjna, jeśli idzie o herbatę i ciastka, ale brakuje jej wyczucia do innych rzeczy - oddelegowała służącą, nie pytając nawet Kapelusznika co o tym myśli. Ten jednak głównie zajmował się zdejmowaniem i zakładaniem cylindra, przy wielokrotnie powtarzanych przez książęcą parą ukłonach.
Alicja również dygała, jakby ktoś zamontował jej sprężynki i coraz częściej w myślach podzielała niechęć Pana Gąsienicy do przyjęć.
- Och, nie musisz przed nami dygać Alicjo - Księżna machnęła dłonią. - Pogromczyni Dżebersmoka i Śmierci nie musi dygać przed nikim - plotka zdążyła już zacząć żyć własnym życiem.

Tymczasem Gąsienica i Klara mieli pełne ręce roboty. A raczej ręce Klary były jej tak pełne, że część zrzuciła na Gąsienicę. Stoły były rozstawione, ale musiała poustawiać karteczki, kto gdzie ma siedzieć. A Mysz już zdążył to zignorować i drzemał na krześle Tancerza, przez co musiała przesadzić go gdzie indziej, ale ten nie zgadzał się siedzieć z dala od Tancerki i w ogóle był z tego wielki ambaras.

Ciast i ciasteczek było dużo, na szczęście Gąsienica też był bardzo duży i dlatego udawało mu się to wszystko nosić. Tylko czasem jakieś pióro utknęło mu w serniku, albo włosy zanurzyły mu się w imbryczku. W dodatku wzbudzał zainteresowanie gości, którzy chcieli zamienić z nim słowo, albo dwa i w efekcie nakrywanie do stołu jeszcze bardziej się przedłużało.
Zadanie Alicji także się nie kończyło, bowiem musiała wkrótce powitać kolejnych przybyłych. Nie ma herbatki bez Marcowego Zająca, a skoro był zająć, to musiała być i Króliczyca. W jej ubiorze nie pojawiło się nic nowego, ale i nic nie zniknęło. Gdyby brakło choć jednego skrawka, to pewnie wszystko by się rozpadło i paradowałaby nago. Tym razem uszatej parce towarzyszył ktoś nowy. Jaszczurka, nienagannie ubrana w garnitur i dymiąca nonszalancko cygaro.

3

Osobnik trzymał się trzy kroki za małżeństwem i spoglądał na lewo i prawo jednocześnie, kręcąc oczami jak tylko jaszczurki potrafią.
- No i widzisz, spóźniliśmy się - gorączkowała się Biała Królik. - Wszyscy już są.
- Ależ nie mogą być tu wszyscy, bo wtedy gdzie indziej nikogo by nie było - odparł jej mąż.
Kapelusznik pomachał im, ale nie udało mu się zwrócić na siebie uwagi. Tylko Jaszczur łypnął na niego okiem.
Jak zwykle w towarzystwie Pani Królik Alicja była speszona jej epatującą seksualnością. Czuła sie jednak w obowiązku uściskać dłonie przybyłych, toteż wymieniła z Królikami szybkie uściski dłoni. Kobieta przez chwilę przyglądała się pannie Liddell, jakby znowu jej nie rozpoznała, ale szybko przykryła to szerokim uśmiechem. Marcowy należycie się ukłonił, bardziej jednak zainteresowany był obecnością Kapelusznika. Tak samo szybko Alicja chciała się przywitać z Jaszczurem, ten jednak zachował się inaczej niż pozostali goście. Wysunął długi język, który załopotał w powietrzu. Gadzie oczy zwęziły się w szparki.
- Czuję, że się panna wygoiła - stwierdził, a lewe oko uciekło mu w bok, obserwując otoczenie.
Dziewczyna odruchowo cofnęła rękę.
- Em... co pan ma na myśli? - spytała niepewnie.
- Widzę bandaże, ale nie czuję krwi - wyjaśnił.
Zdziwiona Alicja odchyliła jeden z opatrunków, by spojrzeć na skaleczenia. Pozostały po nich tylko lekkie ślady, nowy naskórek nie zdążył jeszcze nabrać barw. Jaszczur, korzystając z okazji, zaczął rozglądać się jeszcze uważniej, aż zastygł w bezruchu i bezwiednie wysunął rozwidlony język. Gdzieś w oddali głośno brzękły naczynia.
Towarzysząca mu dziewczyna, mimo że wciąż zachodziła w głowę jak mogła tak szybko wyzdrowieć, aż podskoczyła i skupiła się na hałasie.
- Co się stało?! - zapytała odruchowo. To Klara upuściła talerze i teraz próbowała je pozbierać z pomocą Gąsienicy. Jaszczurka przestał się rozglądać i schował język za zębami.
- Chyba jakieś problemy z zastawą - odparł.
- Bill, nie przeszkadzaj już honorowemu gościowi - wtrącił się Marcowy Zając, który zdążył zakończyć na boku rozmowę z Kapelusznikiem. - Znajdź nam lepiej dobre miejsca.
- Ale... chyba miejsca zostały już przydzielone. - Zaoponowała Alicja, lecz nie bardzo wiedząc, co z tym faktem dalej zrobić, powiedziała - Ja... może pójdę zobaczyć co się stało.
- Skoro miejsca są ustalone, to nie ma powodu do pośpiechu - jaszczurka zwana Billem, odwróciła się do pary królików. - Mogą państwo spokojnie przywitać się z innymi gośćmi.
Cała trójka zaraz się oddaliła, pozostawiając blondwłosą sam na sam z Kapelusznikiem. Klara w międzyczasie też zdążyła się gdzieś ulotnić, pozostawiając Gąsienicę na pastwie zainteresowanych nim przybyszów.
Alicja podeszła do skrzydlatego i przyjrzała mu się.
- Wszystko w porządku? Co to był za hałas?
- Klara upuściła talerz - wyjaśnił, ciesząc się że może na chwilę oderwać się od gości.
- Mhm... nie wiesz czemu? To chyba nie w jej stylu.
- Chyba coś zobaczyła - zastanowił się. - A może sobie przypomniała? W każdym razie uciekła do kuchni.
- Poradzisz sobie tutaj? Ja zobaczę co u niej i... zdejmę bandaże. Moje rany się już zagoiły. - Powiedziała Alicja.
Mężczyzna trochę zmarkotniał, ale pokiwał głową.
- Oczywiście.

Kuchnia znajdowała się na parterze i łatwo było ją odnaleźć choćby po samym zapachu. Klara napiekła tyle ciast, że połowa domu pachniała mąką i cukrem, a najsilniejszy zapach dobywał się z piekarnika. Drugą wskazówką był podniesiony, damski głos.
- To moja kuchnia, nie możesz się tutaj panoszyć!
- Ale ja się wcale nie panoszę. Ja tylko pomagam - odparł drugi, cichszy głos.
Alicja przystanęła, nie wiedząc czy powinna wejść, czy raczej wyjść, toteż zatrzymała się w drzwiach, odruchowo przywierając do futryny.
- Ja w twoim domu nie przychodzę gotować obiadów - gorączkował się dalej ten pierwszy.
- Moi państwo mnie poprosili, a pan Kapelusznik nie wyraził sprzeciwu. Przygotuję tylko poncz i trochę przekąsek.
- Wystarczy herbata!
- Ale Księżna lubi poncz… - argument chyba okazał się celny, bo gniewny głos ustał.
- Niech już będzie. Tylko niczego nie popsuj.
Ponieważ blondynka domyśliła się kim jest druga osoba, postanowiła jednak przezornie się wycofać, by nie stanąć na linii strzału pomiędzy dwiema - jak się okazywało - ambitnymi służącymi. Zamiast tego, tak jak planowała, zdjęła z siebie bandaże. Zaskakujące, jak szybko i ładnie zaleczyły się wszystkie rany. Nawet głębokie rozcięcie na ramieniu było już ledwie dostrzegalne. Jednak co Kraina Dziwów, to Kraina Dziwów. Gdy już doprowadziła swoją garderobę do stanu godnego przyjęcia, opuściła swój pokoik.


_____________________________
1 - grafika autorstwa Vinroc
2 - nie znam autora, chętnie poznam
3 - grafika autorstwa Llintufriikki
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 31-01-2018 o 22:14.
Zapatashura jest offline