Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2007, 21:57   #123
Fitter Happier
 
Reputacja: 1 Fitter Happier nie jest za bardzo znany
Kłótnie ucichły, merkanci wyraźnie patrzyli na niego.
Napięcie w powietrzu zaczęło się niemalże krystalizować.

Spokojnie... Tss... To tylko wymysły. Jesteś głodny i zmęczony, to dlatego. Nie ma, nie był... do ciężkiej cholery, przecież właśnie stoją przede mną!

Być może merkanci faktycznie byli jedynie mirażem, wspomnieniem dziwnego snu, który wziął za rzeczywistość czy może - innej rzeczywistości. Ale z własnymi halucynacjami trzeba postępować... no właśnie.
- Dobrzy ludzie... - zaczął, ale otrzeźwienie przyszło szybko.
Głupotą jest zwracać się do merkantów po ukraińsku. Albert miał tylko nadzieję, że Hawriło nie odzyskał jeszcze przytomności, a jeżeli odzyskał i merkanci faktycznie są jedynie majakami, to wybaczy swemu panu i przyjacielowi drobne dziwactwa, zwłaszcza, że ciągle taszczył go na swoich barkach. O ile Hawriło jeszcze żył.
- Panowie, pozdrawiam was - wychrypiał Foncroyss po elfiemu. Zdziwił się, że tak dobrze posługuje się językiem, który rzekomo sam sobie przyśnił. - Proszę o... wybaczenie za wtargnięcie. Jestem ranny jak i mój towarzysz. Jesteśmy ziębnięci. Obdrapani. Zmęczeni jak cholera. I głodni. Błagam was z całego serca - mówiąc to, czuł wyraźnie, jak jest już zdesperowany - pomóżcie... jeśli tylko istniejecie. - wyszeptał.
Nagle poczuł jak już ma wszystkiego dosyć. Pozwolił swoim kolanom na powolne ugięcie się, zsunął Harwiłę ze swoich pleców i delikatnie położył na ziemi. Usiadł na piętach, a leżącemu zaczął spradzać puls.
Był cholernie ciekaw jak zachowają się merkanci. O ile zachowają się w ogóle, a nie rozpłyną w powietrzu.

Sam nie wiedział, co byłoby gorsze.
- Do Sorapy, byle do sorapy - wymamrotał bezwiednie, ujmując dłón przyjaciela i próbując wyczuć tętno.
 

Ostatnio edytowane przez Fitter Happier : 25-06-2007 o 23:24.
Fitter Happier jest offline