Wątek: Antykreator
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2007, 22:00   #93
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Blacker pogrążony we wspomnieniach szedł uliczkami Limbo. Pamiętał, jak się poznali. Wraz z trzema chłopakami został wysłany żeby zbadać, co stało się z grupą Galena. Po przybyciu na miejsce zastali jego ludzi rozwłóczonych równomiernie po okolicy jakichś 200 metrów kwadratowych. Nie wiadomo jakim cudem ich lider, właśnie Galen przeżył i wymigał się tylko stratą nóg. Wykrwawiłby się, ale przybyl akurat na czas. Można by powiedzieć, że uratował mu życie. Tak naprawdę, to był jeden z niewielu jego znajomych, który żył do dzisiaj. Pewnie tylko dlatego, że odszedł ze służby.


Dwóch z jego towarzyszy zginęło z późniejszej potyczce z szeolami. Walka była nierówna, tamci mieli trzykrotną przewagę, ale kruki zaszyły się na ziemi, w rujnach starego klasztoru. Monte Cassino, czy jakoś tak. Bronili się naprawdę długo. Trzeciego zabiła bomba, przeznaczona dla Blackera. Ktoś podłożył ją w hotelu, a on wysłał go po swoje rzeczy, których zapomniał. Anioły także walczyły bezpardonowo i imały się wszelkich sztuczek.


To jest prawdziwa samotność, kiedy uświadamiasz sobie, że wszyscy których znałeś nie żyją. Wtedy tęskni się nawet za najgorszymi wrogami, bo wtedy było po co żyć, choćby by ich pokonać. Odkąd zabił Falta, dowódcę komanda szeoli, z których walczył od poczatku kariery w krukach nawet wrogów mu nie pozostało. Miał nadzieję, że chociaż Galen żyje.


Przeszedł przez podwórko, na którym szalały demonięta. Anioł pewnie niczego by nie wychwycił, ale na pewno któreś z nich, przypadkowym chałasem ostrzegało starego demona. I tak, gdy wchodził na klatkę jedno z nich wpadło przypadkiem na jakieś żelastwa, czyniąc niemożebny hałas.


Pokonując schody ominął trzynasty i siódmy od góry i od dołu, pamiętając, że pod nimi są pułapki. Te zabezpiecznia, pozorujące dom na pijacką melinę były aż zbyt dobre - autentycznie tu jechało. Ignorując drażniący nozdrza smród podszedł do grubych, żelaznych drzwi. Takich to i kilka pocisków z piekielnego magnum nie rozwali. Ujął kołatkę, czując jej ciepło zastuakł. Trzy razy, pięć sekund przerwy, pięć razy, siedem sekund przerwy, dwa razy. Drzwi uchyliły się lekko.


Wnętrze stanowczo nie przypominało klatki schodowej. Blacker wszedł do dużego, jasno oświetlonego przedpokoju. Skierował się do drugich na lewo drzwi, uważając żeby nie uruchomić jednej z wszędobylskich pułapek. Kto jak kto, ale Galen potrafił je zastawiać - zresztą, to on go tego nauczył. Gdy wszedł do pokoju usłyszał tylko krótkie, ale wdzięczne ,,o kurwa!".Uśmiechnął się perfidnie. Tak, plotki o jego śmierci dotarły i tutaj. Czas położyć im kres

- Ty kurwiarzu, moi ludzie mówili że nie żyjesz - powiedział, potwierdzając głupią plotkę - jakże to?
- Taka wola boska
- odparł ironicznie

Galen zareagował rubasznym śmiechem

- Skoro tak mówisz. Co cię sprowadza w moje skromne progi?
- Szukałem jakiegoś skurwiela, który ma kontakty i w niebie, i w limbo i w piekle. Chciałbym, żebyś się dowiedział jak najwięcej o trasach dywanów, pentagramów i wszystkich możliwych środków transportu, jakimi podróżowano między najwyższymi kręgami niebios i głębi. To bardzo ważne. Dowiedz się też o manifestacjach antykreatora, jakie ostatnio zaobserwowano. W zamian, oprócz mojej wdzięczności powiem ci tyle. Grev przeżył jatkę z pełzającymi płomieniami i ukrył się przed tobą, ale go znalazłem. Mogę ci go dać. Żywego. To jak będzie?
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline