Ukraść łódki, przepłynąć obok obozu... albo jeszcze lepiej - dopłynąć do statku, usunąć ewentualnych wartowników, odpłynąć w siną dal...
Świetny plan.
Problem na tym polegał, że tak jakoś bywało, iż wszystkie plany zakładające łut szczęścia sypały się w najbardziej niesprzyjającym momencie. A tu wystarczyłoby, by wartownicy na statku nie spali. Albo by któryś z piratów się obudził. Musiałby być ślepy, by nie zauważyć odpływających łódek.
Jako że piraci znajdowali się między nimi a cywilizacją, a nie można było przejść przez obóz ani go opłynąć, trzeba było ruszyć przez las.
Co Thazar uczynił, nie wysuwając się jednak na czoło 'pochodu'. Chociaż wędrówka w mrokach nocy nigdy nie sprawiała mu trudności, to jednak magowie nigdy nie pchali się na pierwszą linię, więc i on zajął miejsce gdzieś w środku grupy.
* * *
Kobiecy krzyk i równocześnie niemal widok ożywionego truposza - to była lekka przesada. Thazar miał tylko nadzieję, że są na tyle daleko od pirackiego obozu, że tamci nie podejmą żadnych działań...
Mając do wyboru - niewiasta w opałach a truposz o parę metrów - mag podjął jedyną słuszną (jego zdaniem) decyzję - poczęstował ożywionego umarlaka paroma magicznymi pociskami.