Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2018, 23:31   #354
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Dom Nordycki - część trzecia

Lotte miała dziwne wrażenie, że Ed siedział tam i czaił się na wroga niczym Predator. Mógł usłyszeć jej kroki i stać się niematerialny, uznając ją za zagrożenie. Jednak znała jego ograniczenie, czyli pojemność płuc. Zastanawiała się tylko czy gdy jest niematerialny to potrafi oszukać noktowizor. Założyła, że jest taka możliwość, dlatego postanowiła zaczekać chwilę licząc, że dostrzeże w końcu ciepło ciała kolegi i będzie mogła odezwać się. Wstrzymała też na chwilę oddech, aby usłyszeć choćby najmniejszy szmer. Ten nie rozbrzmiewał. Jeżeli Thomson w dalszym ciągu czaił się, to wciąż nie atakował. Być może czekał, aż Lotte zagłębi się dalej na jego terytorium. Istniała ogromna szansa, że jej jeszcze nie rozpoznał, o ile rzeczywiście znajdował się gdzieś pośród mroku. Czy powinna wydać z siebie głos, jak przed chwilą obok schodów? A może ruszyć w milczeniu przed siebie? Bo wydawało się, że nie powinna zbyt długo pozostać w jednym miejscu. Poczuła się trochę jak w jakimś programie przyrodniczym, który pokazywał polowanie drapieżnika na roślinożercę. Niestety ona czuła się jak potencjalny obiad, więc nie była pewna swoich następnych kroków. Przypomniała sobie słowa Kate, która twierdziła, że Australijczyk jest w bibliotece i nikt tam jeszcze nie dotarł. Niestety ta informacja mogła nie być już aktualna. Weszła powoli i jak najciszej umiała do środka.

- Ed jesteś tu? - szepnęła ponownie w swoim rodzimym języku.
Odpowiedziała jej jedynie cisza.

Lotte odniosła wrażenie, że każda pojedyncza książka zgromadzona na regałach wpatruje się w nią i obserwuje każdy jej krok. Cicho i prawie bezszelestnie zmierzała przed siebie, zerkając po bokach. Urządzenie, mimowolnie udostępnione przez członka Valkoinen, ześlizgiwało się z jej nosa, lepkiego od potu. Visser cicho oddychała przez usta. Wszystkie zmysły twierdziły, że jest sama… a jednak wydawało się, że pośród mroku czai się ktoś, kto tylko czeka, aby zaatakować. A Lotte, niczym zbłąkana dziewczynka w bajce, zapuściła się zbyt daleko wgłąb pieczary potwora.

Gdzieś poniżej znajdowała się winda prowadząca na dół. Visser zbliżała się do niej. Wyglądało na to, że nic nie zablokuje jej dostępu do niższego piętra, gdzie znajdowała się haltija. Jeśli Eda nie było w bibliotece, to nie wróżyło niczego dobrego. Chyba właśnie dlatego wolała żeby tu był i usilnie wmawiała to sobie.
- Ed błagam, powiedz, że tu jesteś – wyszeptała kompletnie irracjonalnie, próbując dodać sobie otuchy słysząc swój głos, a nie tylko przeraźliwą ciszę.
Przystanęła znów na chwilę i rozejrzała się jeszcze raz dokładnie, po czym ruszyła do windy. Potrzebowała latarki, aby dostrzec przycisk, który sprowadzał na niższe piętro. Tylko czy powinna skorzystać z komórki i ją włączyć? Edmund był nieobecny i nie odpowiadał na apele Visser. Z jakiego powodu? Czy coś mu się przydarzyło? A może musiał zainterweniować w jakiejś poważnej sprawie? Lotte mogła jedynie domyślać się.
Nie pozostawało nic innego jak dokończyć to po co tu przyszła. Zsunęła więc termowizor, który zawiesił się na jej szyi. Po kilkunastu mrugnięciach rozejrzała się własnym wzorkiem. Przyszła jej najgorsza myśl do głowy, że Ed jest „zimny” i dlatego go nie widzi. Dlatego z niepokojem spoglądała na podłogę biblioteki i zdecydowała się na włączenie latarki, aby upewnić się, że jej teza nie ma potwierdzenia.

Pomieszczenie było dość obszerne i nie dało się go ocenić na pierwszy rzut oka. Mimo to… Lotte nigdzie nie mogła dostrzec mężczyzny. I o ile jego zwłoki mogły zostać ukryte, to powinien po nich pozostać chociażby ślad krwi. Jednak ten również zdawał się nieobecny. Wnet w Visser urosła pewność, że Thomson - żywy czy martwy - nie znajduje się w bibliotece.
Kolejny już raz w ciągu krótkiego czasu odetchnęła z ulgą. Spojrzała więc szybko na ustawienie windy, czy może ktoś nią nie zjechał na dół. Tak, platforma była opuszczona. Niestety zaklinowała się na samym dole w ten sposób, że Lotte nie widziała, co działo się na niższym poziomie. Jej noktowizor również nie sięgał tak daleko. Wyglądało na to, że komnata haltii stała się kolejną zagadką do rozwiązania. Czy na dole znajdowali się Valkoinen? Czy to dlatego Lotte nie spostrzegła ich na swej drodze? Czyżby Edmund uciekł w przestrachu, nie dopuszczając do konfrontacji? Wszystkie te możliwości kołatały się po jej głowie.
Visser postanowiła więc wezwać windę do góry i szybko zrobiła kilka kroków do tyłu, pewnie celując w stronę potencjalnego zagrożenia, tak na wszelki wypadek. Winda po kilku sekundach była już na górze. Nie wydawało się, aby przyniosła z sobą jakiekolwiek zagrożenie. Ale im bardziej wszystko szło jak z płatka… tym, zdawało się, większa burza czekała za rogiem. A może to była tylko paranoja? Lotte spojrzała na lekko połyskującą w świetle latarki platformę. Wydawała się ją przywoływać i chciała, aby Visser na nią weszła. Tylko… czy powinna?
Upewniwszy się, że jest bezpiecznie, a hałas wydawany przez platformę jest minimalny, postanowiła ją ponownie opuścić, ale sama pozostając na górze. Śledziła jak płyta porusza się w dół, jednak była gotowa odskoczyć do tyłu gdyby ktoś chciał do niej strzelać, albo zrobić w inny sposób krzywdę.

I to… rzeczywiście, wydarzyło się.
Kiedy platforma dojechała na dół, rozległ się głośny strzał. Gdyby Lotte znajdowała się na niej, zapewne jej życie dobiegłoby końca. Po huku rozbrzmiała cisza, która zdawała się nieskończenie bardziej przygniatająca od poprzedniej. Nikt nie krzyczał… nie mówił… Visser nie słyszała nawet obcego oddechu. A jednak na dole znajdował się przynajmniej jeden strzelec.
Prawie podskoczyła na hałas, który usłyszała, ale także z radości. Na szczęście jej żelazne nerwy pozwoliły utrzymać pozycję i myśleć trzeźwo. Napastnicy mieli tłumiki, więc strzelać musiał Edmund.
- Ed, nie strzelaj, to ja – rzuciła cicho licząc na echo, które wytworzy tunel prowadzący na dół. – Ostatnio ochroniłeś mnie od kul, więc chyba nie chcesz zaprzepaścić tego?
- Um, Lotte? - rozległ się ściszony głos Australijczyka. - Och - cicho szepnął. Cała sytuacja była dramatyczna, jednak coś w jego tonie brzmiało bardzo komicznie. - Przepraszam - szepnął.
Następnie ponownie rozległa się ta sama, ciężka cisza.
- Nie trafiłem, prawda?
- Nie bo, spodziewałam się tego. – Odparła z uśmiechem, którego nie mógł dostrzec. – Mogę zjechać do ciebie?
- Tak, chyba tak. O ile nie boisz się mnie - Thomson mruknął w odpowiedzi. - No dalej, szybko! - popędził Visser. - To wojna. Mógłbym walczyć na górze, ale tutaj na dole mamy naturalny bunkier, który łatwiej ochraniać niż ogromną bibliotekę. Zjeżdżaj na dół!
- Zgadzam się – odpowiedziała po czym ściągnęła windę do siebie i zjechała do kolegi. Uśmiech widniał na jej twarzy, nie dość, że Ed żył, to jeszcze ona dotarła w jednym kawałku do haltii. – I jeśli już miałabym się ciebie bać, to chyba tylko twoich żartów.
- Auć - Edmund złapał się za pierś. - Już wolałbym, żebyś mnie zastrzeliła, jak sam przed chwilą próbowałem trafić w ciebie. Ale obrażać moje poczucie humoru… Lotte, chyba naprawdę nie dość ci wrogów! - zażartował.

Lotte spojrzała na parter. Niewiele zmieniło się od czasu, kiedy tu była ostatnim razem. Jedyną różnicą była barykada z bibliotecznego stołu, który Thomson sprowadził na dół. Gwarantowała jakąś osłonę, choć Visser nie była pewna, czy drewno powstrzymałoby kulę. Haltija wciąż drzemała na środku pokoju.
- Nieważne, co robię, nie jestem w stanie je zbudzić. I dobrze. Kate uważa ją za słodką, ale mnie przeraża - Australijczyk pokręcił głową.
- Następnym razem nie strzelaj, bo tego zwykły człowiek spodziewa się. Twoja zdolność jest większym zaskoczeniem. – Rzuciła spoglądając na prowizoryczną barykadę. – Zresztą oni mają broń maszynową, stół raczej tego nie przetrzyma. Wracając do sedna… - utkwiła swój wzrok w sowie. – Nie wiem czy powinniśmy to teraz robić, czy najpierw oczyścić teren. Oni tu mogą przyjść w każdej chwili, nahałasowaliśmy trochę, nas zabić i zabrać to po co tu przyszli. Jeszcze może im robotę ułatwimy tym – wyciągnęła butelkę z wodą z plecaka.
- Z drugiej strony… jeżeli uzyskamy to, po co tu przyszliśmy, to będziemy mogli po prostu opuścić to miejsce. Nie mamy obowiązku zabić tych ludzi. Wystarczyłoby, abyśmy prześlizgnęli się obok nich. A to nie powinno być aż tak trudne, biorąc pod uwagę, że zdołałaś trafić tu w jednym kawałku i niezbyt sponiewierana - mężczyzna zlustrował Lotte wzrokiem. - Ale to twoja woda i twoja decyzja. Po prostu boję się, że wyjdziemy stąd, chcąc ich unieszkodliwić, nie zbierzemy wersetu i zemści się to na nas - wzruszył ramionami. - A masz rację, moja barykada jest chujowa. Po prostu chciałem zrobić cokolwiek i nie siedzieć tu bezczynnie. Nie znalazłem żadnego lepszego materiału - westchnął.
- Rozumiem cię – odparła spoglądając na kolegę. – Też nie chcę wchodzić z nimi w konfrontację, a z tobą jest jeszcze większa szansa, że wyjdziemy w jednym kawałku. Dobra, lejemy, patrzymy co się stanie, jak uda się wyciągnąć wers, to fajnie, jak nie to nie i w długą, ok?

Edmund wziął butelkę z ręki Lotte, rozkręcił ja i podszedł do śpiącej haltii.
- Jesteś gotowa? - zapytał, uśmiechając się nieznacznie i spoglądając prosto w oczy Visser.
- Po to tu przyszliśmy – odparła skinąwszy koledze twierdząco głową.
Australijczyk westchnął głęboko.
- Pewnie będziemy tego żałować… jak zresztą wszystkiego - wzruszył ramionami. Następnie przechylił butelkę, a strumyk lśniącej, mlecznobłękitnej wody spłynął w dół. Oblał haltiję od stóp do głów, budząc ją. Duch nieznacznie rozwarł powieki… następnie szerzej otworzył oczy i krzyknął.

Głośny wrzask zmieniał się stopniowo w pisk, który przeszył od stóp do głów Lotte, Edmunda, Dom Nordycki i wszystkich jego lokatorów… a także, być może, i całą stolicę Islandii.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline