Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2018, 23:59   #356
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Porzucony bagaż - część druga

Weszli do środka. Toaleta była przestronna i bardzo estetyczna. Nigdzie nie można było dostrzec nawet najmniejszego śladu brudu, choć nie to w tej chwili liczyło się najbardziej. Alice spostrzegła podajnik z mydłem. To był jedyny detergent, na jaki mogli liczyć w tym miejscu.
- A może znaleźliśmy się w jakiejś grze komputerowej? - Emerens zmarszczył brwi. - Albo w programie telewizyjnym? Tylko to tłumaczyłoby… - zawiesił głos. - Nie, jednak nic nie jest w stanie wytłumaczyć tego, że kurwa nie wiem nic! - wrzasnął na całe gardło, gniewnie zaciskając prawą dłoń w pięść i uderzając nią o umywalkę, która z trudem przyjęła cios.
Złość zniknęła równie prędko, jak się pojawiła. W następnej chwili Fortuyn wyglądał na niezwykle zakłopotanego i na skraju ataku paniki. Głośno i powoli oddychał przez usta, próbując pozbierać się jak najprędzej.
Rudowłosa podskoczyła cała, kiedy krzyknął, zaraz jednak złapała go za dłoń, którą uderzył o umywalkę i objęła ją obiema swoimi
- Wiem, że to dla ciebie bardzo, bardzo trudna sytuacja. Czujesz się nieswojo i obco. Ale proszę, zaufaj mi, dobrze? Nie chcemy, żeby nas stąd wyrzucili… - powiedziała proszącym tonem. Dopiero w tym momencie puściła jego dłoń, po czym wetknęła mu kosmyk, z którym sam wcześniej wojował, pod bandaż. Przyglądała mu się z troską, zmartwieniem i całą garścią smutku, ale jednak starała się uśmiechać. Nie chciała, by on się bał, wystarczająco na pewno już to robił, a i ona czuła się fatalnie.
- Tu nie chodzi o brak zaufania do ciebie - mruknął Emerens, kręcąc głową. - Tylko bardziej o to… że nie mam innego wyboru, niż ci ufać. To jedyne, co mogę uczynić, inna możliwość nie istnieje - westchnął. - Nawet nie jesteśmy w Danii, a nie znam słowa po niemiecku. Nie mam przy sobie ani monety. Już czułbym się pewniej, gdybym obudził się w amazońskiej głuszy. Wtedy przynajmniej mógłbym łudzić się, że umarłem i trafiłem do raju - parsknął, po czym obrócił się i przyległ plecami do ściany, wlepiając wzrok w podłogę. - Natomiast w chwili obecnej… już prędzej czuję się jak uczestnik jakiegoś pojebanego programu nazistowskiego - skrzywił się.
Harper powoli zrobiła krok w stronę umywalki. Odkręciła kran z wodą i ustawiła ją na zimną. Zaraz przepłukała nia usta i przemyła twarz
- W bagażu będa na pewno jakieś pieniądze, a sądzę że Jenny nie pogniewa się jak ich trochę zgarniemy… Tylko, że lepiej by było, gdybyśmy poczekali na nią i Fabiena… ich oboje właśnie nas tutaj zostawiło, w trochę… skołowanej sytuacji. Damy sobie radę. Wychodziliśmy już z gorszych tarapatów - powiedziała chcąc dodać mu otuchy
- A ja znam niemiecki, tak jak duński, więc się nie martw - dodała zaraz.
Fortuyn powoli uspokajał się. Tak przynajmniej wydawało się. Zamilkł, rozmyślając tylko na sobie znane tematy. Oddychał powoli i miarowo, pozwalając Alice w spokoju odświeżyć się.
- Masz krew z tyłu głowy - mruknął. - Może spróbujesz umyć włosy? - zaproponował. - Mam ogromną ochotę pozbyć się tych bandażów. Swędzą mnie i są sztywne - rzekł z obrzydzeniem. - Jeżeli nawet otworzą mi się jakieś rany… - zawiesił głos, zapewne kontemplując fakt, że takie posiada i nie pamięta dlaczego dokładnie. - To wtedy… przynajmniej wiemy, że karetki dojeżdżają w te rejony - spróbował zażartować, zerkając na nią ukradkiem.
Śpiewaczka syknęła i ostrożnie spróbowała obmyć miejsce gdzie jej włosy były przybrudzone krwią
- Skończę ze sobą i zaraz obejrzymy i obmyjemy ciebie. Zdejmiemy ci te bandaże, które już się do niczego nie nadają i poprawimy tymi które są w porządku. Będę delikatna - obiecała mu i zerknęła na niego. Na kilka sekund ich spojrzenia zderzyły się, po czym Alice znów skoncentrowała się na wymywaniu krwi z włosów. Wnet oczyściły się. Harper przystawiła głowę pod suszarkę do rąk, aby jak najszybciej pozbyć się wilgoci z pasemek. Poza tym przemyła ciało. Emerens zapewnił jej nieco intymności, usiadłszy na toalecie i spoglądając w przeciwnym kierunku. Śpiewaczka od razu poczuła się dużo lepiej. Przejrzała się w lustrze. Wyglądałaby nawet całkiem schludnie, gdyby nie przepocone ubrania. Zapewne czyste sztuki na zmianę czekały na górze w bagażach. Alice oceniła, że już raczej nie będzie zwracać na siebie uwagi otoczenia.

- To teraz moja kolej - mruknął Emerens, podchodząc do umywalki. Chwycił koniec bandaża i zaczął go odwijać. Skrzywił się. Krew przykleiła się do włosów i w rezultacie sprawiało mu to ból. Spojrzał na Alice. - Pomożesz mi? - poprosił ją.
Alice podeszła do niego, po czym ostrożnie wzięła kawałek bandaża i spojrzała na pozlepiane krwią włosy. Zmarszczyła leciutko brwi
- Usiądź - poleciła mu, wskazując toaletę, a sama podeszła i zerwała sporo papieru toaletowego, po czym zmoczyła go wodą. Najwyraźniej miała doświadczenie z odlepianiem zaschniętych cieczy od materiału, czy włosów.
wróciła do niego i sama zaczęła mu odwijać bandaż, ostrożnie namaczając zaschniętą krew i chwilkę czekając by rozmiękła, nim oddzielała kolejny skrawek materiału od jego głowy. Odwróciła Rensa tak, by nie widział się w lustrach. Chciała najpierw sama obejrzeć w jakim stanie był. Pamiętała jeszcze jak to wyglądało podczas wypadku i zbladła.

Ciepła woda rozpuszczała krew.
- Piecze - mruknął Fortuyn, lekko krzywiąc się. Zagryzł wargę i dalej nie komentował, zapewne nie chcąc wyjść na nadmiernie wrażliwego.
Alice ujrzała, że ktoś - Fabien lub Jennifer - próbowali zająć się ranami odniesionymi przez Emerensa. Oczyścili je i nałożyli mnóstwo jałowych gazików. Robili co mogli, choć Fortuyn bez wątpienia wymagał interwencji chirurga. Alice obejrzała przecięcie biegnące przez cały jego lewy policzek od nosa aż po… ucho… czy też raczej miejsce, w którym powinno się ono znajdować. Teraz ziała tam pustka przykryta jedynie skrzepami krwi.
- Swędzi mnie - mruknął Emerens, podnosząc rękę. Najwyraźniej chciał poskrobać się po nieistniejącej małżowinie. Wydawał się kompletnie nieświadomy tego, jak wygląda.
Harper zatrzymała jego rękę
- To… Zły pomysł… Powiedz, gdzie dokładnie cię swędzi? - zapytała siląc się na spokój i opuściła jego dłoń w dół. Starała się nie patrzeć na pustą przestrzeń po uchu Emerensa, ale oczy zaszły jej łzami i zamrugała szybciej, czując kłucie w klatce piersiowej. Przestraszyła się, obawiając że to Tuonetar. Umysł jeszcze nie załapał, że bogini najpewniej chwilowo nie ma nad nią kontroli, ciało zareagowało i rudowłosa cała aż się z przestrachem wzdrygnęła.
- Boże… wszystko w porządku? - zapytał Emerens. Nie był ani ślepy, ani głupi i zauważył jej reakcję. Wstał i obrócił się do lustra, zanim Alice zdążyła zareagować i mu w tym przeszkodzić. Rozdziawił usta i pozostał w tej pozie w milczeniu przez kilka długich sekund. Następnie przybliżył się do własnego odbicia i obrócił, chcąc wyeksponować ten mniej fotogeniczny profil. - To… normalne? - jęknął. - Zawsze tak wyglądałem? - mruknął. - Czemu mnie nie boli…?
Rzeczywiście, niedawna amputacja ucha powinna doprowadzać Emerensa do szału i wielkiego cierpienia. Mężczyzna zachowywał się niespodziewanie spokojnie, biorąc pod uwagę rozległość zniszczeń oraz szok dla organizmu.
Umysł śpiewaczki załapał tę dziwną anomalie dopiero teraz
- To… To po naszym wypadku. Znaczy… No mówiłam ci, mieliśmy wypadek. Dachowaliśmy… - mówiła wybierając informacje
- Chodź, usiądź. Postaram się przeszukać gazy, wybrać te bardziej czyste i poprawić ci opatrunek, dobrze? - powiedziała i wzięła znowu papieru toaletowego, by go zmoczyć do przemycia mu włosów z krwi. Może nie była chirurgiem, ale znała się na pierwszej pomocy tyle, by wiedzieć jak w miarę umiejętnie założyć opatrunek. Miała znowu to deja vu, ale starała się o nim nie myśleć.
Emerens mruknął coś niezrozumiale. Wpatrywał się w szoku w lustro.
- Jestem oszpecony - cicho szepnął, kompletnie pomijając słowa Alice i nie odnosząc się do nich. Delikatnie, ledwo dostrzegalnie pokręcił głową. Wnet odciągnął wzrok od lustra i spojrzał na Alice. Uśmiechnął się smutno. - Dobrze, że przynajmniej tobie nic się nie stało - rzekł łagodnie, choć w jego tonie zakradła się nutka zazdrości. - Może poczekam tu, a ty sprawdzisz w torbach, czy nie ma świeżych opatrunków? Sam nie wyjdę stąd w takim stanie - westchnął, znów zerkając w stronę lustra. Wzdrygnął się nagle.
Rudowłosa przełknęła ślinę i odwzajemniła jego uśmiech
- Nie… Nie przejmuj się Rens, nie wygląd się liczy, tylko to co sobą reprezentujesz dla innych. A jesteś dobrą, odważną i opiekuńczą osobą - powiedziała mu. Kiedy zaproponował, by poszła do bagaży, zawahała się troszkę
- Ym, dobrze… Siedź tu i poczekaj na mnie. Zamknij drzwi na zamek. Zastukam pięć razy, melodyjkę, to będziesz wiedział, że to ja - powiedziała
- Przyniosę bagaże ze sobą od razu. Wolę by jednak nie leżały tak bez opieki na korytarzu - dodała zaraz, po czym wyszła z łazienki by ruszyć na górę po te wszystkie rzeczy.
Te czekały dokładnie w tym miejscu, w którym je zostawili.

Alice miała trudności z przetransportowaniem wszystkiego. Brakowało jej rąk. Dwie walizki, w których wcześniej przebywali, mogła jednak zostawić. Wszystko, co cenne, zdążyło już je opuścić. Pozostały więc dwa ogromne, napakowane do granic możliwości plecaki. Jeden z nich Harper założyła na plecy, natomiast drugi chwyciła oburącz. Miała nadzieję, że Emerens prędko dojdzie do siebie i pomoże jej z dźwiganiem… inaczej będzie musiała przepatrzeć zawartość i zostawić niepotrzebny balast.

Kiedy zjechała ponownie na parter, ujrzała nieprzyjemny widok.
Tuż przed toaletą dla niepełnosprawnych stała jedna z recepcjonistek w towarzystwie ochroniarza. Mężczyzna jedynie czekał, podpierając ręce o boki. Kobieta natomiast pukała i głośno mówiła.
- Wszystko w porządku, proszę pana? Czy coś się stało? - jej głos dobiegał nawet ze znacznej odległości.
Nikt jej nie odpowiadał. Powód mógł być niezwykle prosty - Emerens nie znał niemieckiego. Tyle że przyczyna jego milczenia… mogła okazać się znacznie bardziej dramatyczna.
Rudowłosa ledwo uporała się z plecakami, kiedy to pojawił się kolejny problem. Widząc recepcjonistkę i ochroniarza, zawahała się na moment, po czym ruszyła w ich stronę i odezwała się tym razem po niemiecku, skoro już była pewna, że to w niemczech się znajdują
- Przepraszam bardzo, czy coś się stało? Zostawiłam tutaj przyjaciela na moment, pomagałam mu zmieniać opatrunek i cofnęłam się po bagaże - wyjaśniła zatroskanym tonem, przenosząc wzrok z recepcjonistki na ochroniarza. Miała nadzieję, że to, że wygląda już nieco porządniej naprawi sytuację.
- Dzień dobry - przywitała się recepcjonistka. - Nasz hotel posiada wyspecjalizowane czujniki zamontowane w toaletach dla niepełnosprawnych. Pojawia się ostrzeżenie, kiedy jest używana zbyt długo, gdyż to może sugerować utratę przytomności, omdlenie, lub inne zaburzenia. Z tego też powodu przyszłam, chcąc zorientować się w sprawie.Toaleta jest w dalszym ciągu zamknięta… prowizorycznie zawołałam pana Ulricha, gdyż istnieje szansa, że trzeba będzie otworzyć drzwi siłą - dodała. Dopiero po chwili spojrzała na Alice uważniej. - Czy zechciałaby pani przypomnieć, pod którym numerem jest zameldowana?
Harper uśmiechnęła się cierpko
- Bardzo przepraszam, nie miałam o tym pojęcia. Mój towarzysz przeszedł niedawno ciężki wypadek i po prostu musimy co jakiś czas zmieniać jego opatrunek. Nie chcieliśmy robić kłopotu. co do zameldowania, to trochę problematyczne. Zajmowali się tym dziś moi znajomi i trochę zostawili nas w kropce, bo zniknęli nic nam nie mówiąc o pokoju. Czy jest tu jakaś kafeteria, albo lobby, gdzie będziemy mogli na nich poczekać? - zapytała uprzejmie i cierpliwie.
- Tak, oczywiście, że tak - recepcjonistka uśmiechnęła się. - Proszę się nie krępować. Hotel Select Handelshof oferuje swoim gościom wszystkie możliwe wygody - dodała. - Upewnimy się, że niczego państwu nie brakuje - dodała uprzejmie.
Tymczasem ochroniarz spojrzał ukradkiem na zegarek. Natomiast kobieta kontynuowała:
- Proszę zawołać swojego przyjaciela. Z przyjemnością zaprowadzę państwo w wygodne miejsce, w którym będziecie mogli poczekać na swoich przyjaciół bez żadnych niedogodności.
Alice uśmiechnęła się nieco pogodniej do kobiety i ochroniarza
- Dziękuję bardzo, a teraz przepraszam… - powiedziała, przesuwając się w stronę drzwi do łazienki. Zapukała w nie rytmicznie trzy, a potem dwa razy
- Rens? - dodała wyraźnym tonem
- To ja - dorzuciła po duńsku.
Nikt jej nie odpowiedział. Z łazienki nie dobiegał żaden dźwięk prócz lejącego się strumienia wody. Mogłaby uwierzyć, że w środku nikogo nie było, jednak drzwi pozostawały zamknięte.
Recepcjonistka odchrząknęła.
- Czy pani przyjaciel choruje może na cukrzycę? - zapytała, jak gdyby nagle przypomniała sobie jakiś ustęp ze swojego szkolenia.
Harper zmarszczyła brwi
- Nie… Nic mi o tym nie wiadomo, ale widziała pani dzisiaj… Miał bandaż na głowie. Dopiero niedawno pozwolono mu opuścić szpital, na własną odpowiedzialność, ale cierpi trochę po urazie. Mieliśmy wypadek… Niedawno. Samochodowy - wyjaśniła pospiesznie i zapukała znowu, głośniej
- Emerens? - rzuciła do drzwi i nasłuchiwała uważnie jakiegokolwiek szmeru w środku, poza dźwiękiem wody. Cisza w dalszym ciągu rozbrzmiewała. Choć strumień tak właściwie mógł przyćmiewać jakieś cichsze odgłosy.
- To okropne - rzekła recepcjonistka. - W takiej sytuacji pozwoli pani, że otworzymy drzwi? - zapytała z troską w głosie, która była tak przejmująca, że aż wydawała się autentyczna. - Myślę, że to jedyne rozwiązanie w takiej sytuacji.
Rudowłosa bardzo chciała tego uniknąć… Nie mieli żadnych dokumentów, więc zabranie ich do szpitala wzbudziłoby sporo podejrzeń i zamieszania. Jeśli jednak Rens stracił przytomność… Kiwnęła głową
- Tak… Proszę. Ale może pani niech się cofnie. Akurat byliśmy w połowie zmiany opatrunku, wróciłam po bagaże. Ta rana… Cóż… Jest dość rozległa… - wyjaśniła ostrożnie i pokazała palcem drogę przecięcia od nosa po ucho, sugerując recepcjonistce, że dla łagodnej pani, to może być nieprzyjemny widok.
- Czy czuje się pani na siłach, aby wejść do środka? Jeżeli to osoba bliska… - recepcjonistka zawahała się.
Gestem dłoni nakazała ochroniarzowi, aby rozpoczął włamywanie się do toalety. Rozsunął torbę z narzędziami, którą przyniósł z sobą i wyjął z niego odpowiedni zestaw. Następnie nachylił się nad śrubami, którymi przykręcono zamek i zaczął je poluzowywać.

- Jeżeli to osoba bliska, to może lepiej byłoby, żebym ja weszła pierwsza? - kobieta zasugerowała. - Na pewno nic się nie stało, jednak wolałabym oszczędzić pani traumy.
 
Ombrose jest offline