Wszystko działo się bardzo szybko. Przez ramię zdążył zobaczyć, jak mrowie orków łapie krasnoludy, które bezsilnie próbowały walczyć z przeważającą siłą. Kątem oka zobaczył jeszcze, jak jego towarzysze zostają wrzuceni w gorejące piekło budynku. Potem wjechał za dom z ogrodzeniem, które było wyłamane po drugiej stronie. Wewnątrz znajdowały się zadeptane już dawno temu rośliny i płonęło spokojnie nieregularne ognisko. Wtedy to rycerz usłyszał, jak budynek wali się z łoskotem. Słychać było krzyk któregoś z krasnoludów i ryki orków. Czy z bólu, uciechy czy nienawiści - tego Brenton nie wiedział. Kto by zrozumiał te dzikie bestie?
Za ogródkiem Brenton dostrzegł jeszcze jeden budynek, który wyglądał mu na zagrodę dla zwierząt gospodarczych. Przed nią stała chałupa z piętrem, w całkiem dobrym stanie. I to były już wszystkie budynki tej pechowej wsi.
Brenton wiedział, że na koniu na przewagę. Chciał odjechać na północ. W stronę Salkaten. Jednak był przyjacielem Ragnara. Zatoczył łuk w koło wsi by odległość bezpieczną trzymać i móc okiem jeszcze rzucić na sytuację. Może Ragnar się wyrwał i ucieka? Ranny i poparzony. Mało realne jednak rycerz chciał być pewien nim odjedzie, że towarzysz poległ.
Brenton odbił na północ, przez chwilę gonili go orkowie, ale ich nienawiść wobec samych siebie wygrała z chęcią pościgu. Wszak musieli wybrać spomiędzy siebie jakiegoś nowego wodza, czy jakkolwiek wyglądały relacje zielonoskórych. Brentonowi udało się wrócić w okolice beziemiennej wioski, jednak dostrzegł jedynie dopalające się ruiny budynku i tłukących się orków. Walczyło właśnie dwóch rannych, jeden starał się wyrwać drugiemu żuchwę, broniąc się równocześnie przed kopnięciami w krwawiące kolano. Po krasnoludzie nie było ani śladu. Zielonych obserwujących to starcie było wciąż kilkunastu.
Brenton pomodlił się za Ragnara do krasnoludzkich bogów o ile go słyszeli. Zmówił też modlitwę do Sigmara i Ulryka. Następnie zawrócił w stronę Salkaten. Przynajmniej tak mu się wydawało. Deszcz, las i potworne zmęczenie. Brenton był przybity wręcz zdruzgotany. Nie zamierzał się jednak poddawać. Co powiedziałby Ragnar gdyby teraz padł w te kałuże i zasnął? Nie! Musi jechać tak długo aż znajdzie schronienie. Nie musi to być wioska czy dom. Jaskinia, wyjątkowo gęsty zagajnik. Gdzieś gdzie jest sucho. Odpocznie i ruszy wtedy dalej. O ile uda mu się takie miejsce znaleźć.