02-02-2018, 22:42
|
#18 |
| Kołodziej bacznie obserwował okna, jednak nikt w nich nie wyglądał. Dieter, Félix zajrzeli do stodoły i o ile nada się na stajnie to zapewne wprowadzą wszystkie wierzchowce do środka. Reszta towarzystwa zbierała się przed wejściem do budynku, tak więc i Ludo pośpieszył w tamtą stronę. Wcześniej jednak sięgnął do juków. Może i pogoda była koszmarna, może i sam niziołek po unicestwieniu swego wuja oraz porzuceniu dawnej kompanii stał się markotny i niepodobny w zachowaniu do swoich radosnych krewniaków. Ale było stworzenie które wyrywało byłego strażnika pól z marazmu i przygnębienia, a był to mały, puchaty kociak. - No wyłaź Puszek, choć cholero mała! – niziołek syknął, gdy w jego palce kocie wbiło swoje króciutkie jeszcze pazurki. - No już, nie drżyj, zaraz cieplej przy kominku w środku będzie. Ja też bym coś zjadł. – Ludo przełożył kociaka do drugiej ręki, żeby ostatecznie wcisnąć go pod poła płaszcza w jednej z specjalnie zrobionej dla łobuziaka kieszeni. Choć nikt zapewne nie zwrócił na to uwagi, to na twarzy niziołka pojawił się skromny uśmiech. [MEDIA] [/MEDIA]
Ludo Kołodziej ostatecznie podbiegł i wszedł do budynku praktycznie ostatni. Ubłoconymi stopami pozostawiał błotne ślady na drewnianej posadzce. Towarzysze jednak zamarli, łowca wampirów wychylił się za pleców Douko i się rozdziawił. Kot cicho mięknął spod płaszcza zapewne w strachu wyczuwając szczuroludzi. Jeden z towarzyszy nim rzucił się do ataku, odpowiedział tym dziwnym kreaturą. Kołodziej przez mrugnięcie okiem się zawahał, zwątpił. Połowa jego natury by spróbowała z zaciekawienia najpierw pogadać, druga połowa sugerowała wyjść na zewnątrz podłożyć ogień i tylko pilnować drzwi i okna, aby te przerośnięte szczury swych szkaradnych pysków na zewnątrz nie wychyliły. Ale gdy w głowie ścierały się różnego rodzaju pomysły, to reszta ciała działała instynktownie. Szybki chwyt za kuszę, wycelowanie w najbliższego wroga będącego na wprost i naciśnięcie spustu. Towarzysze, kamraci, w sumie nowi przyjaciele ruszyli do przodu. Zrobiło się jaśniej, cieplej, a w stronę cholernika w habicie poleciał żywy, magiczny ogień. Ludo już się nie wahał, posyłał bełt za bełtem. Miał ich dziesięć w magazynku, nie musiał marnować czasu na zbędne ładowanie.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
| |